Ogłoszenie


#321 2015-12-23 22:25:02

 Koharō

Wyrzutek http://i.imgur.com/MLOoQeQ.png

4934989
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2015-12-23
Posty: 632
Klan/Organizacja: Hyuuga
KG/Umiejętność: Kisame (lvl2)
Ranga: Członek klanu
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25

Re: Sala #1 - Prolog

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/7f/f1/4e/7ff14ebf2e3a8dc4a93ab3bc124b4245.jpg
Imię: Koharō
Wiek: 16
Klan: Hyuuga...


Odrywasz na chwilę wzrok od notatek przed sobą i lustrujesz uważnie chłopaka wzrokiem. Jakby pod ciężarem twojego spojrzenia, Koharō odwraca głowę a jego usta tworzą poziomą kreskę. Jest widocznie spięty i zmieszany, nawet jak na okoliczności. W niczym nie przypomina to postawy dumnych, błękitnokrwistych członków klanu Hyuuga.
- Piszą tu, że reprezentujesz klan Hyuuga - mówisz po dłuższej pauzie. Na dźwięk twoich słów chłopak drga i czym prędzej prostuje się do postawy na baczność. Jednocześnie zwiesza uniżenie głowę tak nisko, jak to możliwe, co w efekcie daje dość niecodzienny widok.
- Tak, sensei.
- Nie wyglądasz mi na Hyuugę.
- Nie, sensei.
- Czy wszystko w porządku?
- Sensei?
- Dziwnie stoisz -
kwitujesz, starając się nie zdeprymować młodzieńca niesfornym uśmiechem.
- Przepraszam, sensei. Ja...
- Tak?

Chłopak przygryza dolną wargę, bijąc się z myślami. W końcu wypala:
- Kazano mi tu stanąć a ja nigdy nie stałem w obecności starszego klanu w sumie pan nie jest starszym klanu ale i tak jest pan moim przełożonym i nie powinienem utrzymywać kontaktu wzrokowego ale jednocześnie nie mogę stać jakoś tak - tu Koharō przerywa na sekundę potok słów, z desperacją w oczach zakreślając rękami w powietrzu chaotyczne koła - i w zasadzie najodpowiedniejsza byłaby pozycja seiza no ale kazali stać i.. i...
- Zwolnij -
powstrzymujesz młodzieńca ruchem ręki, a złośliwe wypełzający na twarz uśmiech - reszkami silnej woli - jeśli sprawi ci to przyjemność, nie widzę przeciwwskazań, żebyś usiadł w pozycji seiza, Koharō.
Dane ci było spotkać żołnierzy, wracających z wojny z mniejszym wyrazem ulgi na twarzy, niż u opadającego na kolana chłopaka przed twoimi oczami.
- No, to tłumacz się. Jesteś Hyuuga czy nie jesteś Hyuuga? -pytasz, odzyskawszy język w ustach.
- To dużo tłumaczenia, sensei.
- Mam dużo czasu, Koharō.

Chłopak na chwilę przymyka oczy, a kiedy je otwiera, widzisz jak na dłoni, że jego nastawienie zmieniło się. nie widać szczególnie spięcia sprzed chwili, jego oczy są spokojne i zgaszone jakby to, co ma zamiar powiedzieć, powtarzał już nieraz.
- Pochodzę z niewielkiego klanu, który stracił znaczenie wiele pokoleń temu. Kiedy moja matka zachorowała, ojciec najął się na dworze klanu Hyuuga, by móc opłacić leczenie. Pomagałem mu w kuźni, odkąd skończyłem 8 lat. Niestety, stało się tak... - ułamek sekundy zawahania w głosie chłopaka niemal uszedł twojej uwadze - że na pana Hyuugę 4 lata temu nasłano opłaconego zabójcę. Mój ojciec zasłonił go, dzięki czemu pan Hyuuga przeżył a zabójca został zatrzymany.
- Rozumiem, że twój ojciec nie przeżył ataku?
- Nie. -
z wyrazu twarzy Koharō nie dało się wyczytać żadnych emocji.
- Rozumiem, że klan Hyuuga nie odprawił cię do matki po tym zajściu?
- Matka... umarła wkrótce potem, sensei.
- Współczuję.
- Nie trzeba -
przerywa ci, pierwszy raz od początku rozmowy ośmielając się podnieść na ciebie wzrok. Może to przez to nie jesteś pewien, czy widzisz łzy, zbierające się w kącikach oczu Koharō - to była moja wina.
- Czemu tak twierdzisz? -
pytasz, nieco zbity z tropu, ale cała otwartość przyszłego ninja znika, jakby przejmujący wiatr zdmuchnął świeczkę. Jego ponownie ściągnięte w poziomą kreskę usta pozostają zamknięte.
Wzdychasz.
- No dobrze. Powiedziano mi, że decyzja o wstąpieniu do naszej szkoły była twoją własną. Powiedz mi, Koharō - zdejmujesz okulary i masujesz sobie grzbiet nosa - czemu chcesz być ninja?
- Chcę chronić pana Hyuugi najlepiej, jak zdołam, sensei. Chcę być coraz lepszym wojownikiem, by chronić ludzi dookoła, i...
- Tak?
- ...i to wszystko, sensei.

Zerkasz na szesnastolatka, który znów, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, odzyskuje wewnętrzny spokój. Ale jest coś jeszcze... jakaś determinacja, upór. Znasz to spojrzenie.
- Chcesz komuś coś udowodnić, Koharō?
- Sensei?
- Wiesz, o czym mówię.
- Nie... -
głos na chwilę grzęźnie w ustach chłopaka, ale zdaje się, że podjął decyzję - tak. Chcę udowodnić...
- Tak?
- Chcę udowodnić, że nie trzeba urodzić się wojownikiem, żeby być wojownikiem, sensei.

Pozwalasz sobie na uśmiech.
- W takim razie życzę ci powodzenia.

~~~~~~~~

Dzień po przyjęciu Koharō do szkoły otrzymujesz raport, który twoi informatorzy sporządzili na twoje polecenie. Okazuje się, że ów zamachowiec, który targnął się na życie przywódcy klanu Hyuuga 4 lata temu, miał zostać przesłuchany ale prawie do tego nie doszło. Po pierwszym dniu przesłuchań, w nocy, doszło do incydentu. Twój informator nie jest pewny, ale najwyraźniej wśród służby Hyuuga panuje przekonanie, że 12 letni wówczas Koharō zabił niedoszłego zabójcę w celi. Mówi się, że matka Koharō umarła niedługo po tym incydencie, ponoć ze zgryzoty i poczucia hańby, wywołanych niesubordynacją syna.
Abstrahując od tego, czy i jak dwunastolatek mógł pokonać silnego, choć pozbawionego broni mężczyznę... tak, był to akt niesubordynacji a każdy człowiek, który jako nastolatek jest w stanie podjąć decyzję o odebraniu komuś życia...
Będziesz uważnie śledził postępy Koharō w szkole shinobi.

Ostatnio edytowany przez Koharō (2015-12-24 10:14:27)


http://s16.postimg.org/z6h9hurx1/tumblr_ojwqysls8g1visbsjo1_1280.png


Karta Postaci || Voice                 
       Theme    ||    Battle Theme

Offline

 

#322 2015-12-25 02:57:19

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

Koharō napisał:

Będziesz uważnie śledził postępy Koharō w szkole shinobi.

A pewnie, że będę! Opisana historia zdecydowanie należy do grona, które lubię nazywać nietypowymi, za co masz u mnie punkty. Widać, że masz pomysł na swą postać, a to się bardzo chwali. Do tego ten oryginalny sposób narracji... Z początku drażnił mnie bardzo (pewnie dlatego, że nie lubię, kiedy mówi mi się, co mam robić), jednak po krótkim czasie przyzwyczaiłem się do tego stylu, a sama lektura stała się przyjemna.
Podsumowując, twoją historię oceniam na 51 punktów, których powinieneś użyć do podrasowania twojej postaci w następnej sali. No i mam nadzieję, że jako Wyrzutek będzie Ci kiedyś dane spotkać mnie fabularnie. Życzę powodzenia, spokojnych Świąt, a także "weny" i wytrwałości, byś bawił u nas jak najdłużej.

Offline

 

#323 2015-12-25 09:15:29

 Koharō

Wyrzutek http://i.imgur.com/MLOoQeQ.png

4934989
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2015-12-23
Posty: 632
Klan/Organizacja: Hyuuga
KG/Umiejętność: Kisame (lvl2)
Ranga: Członek klanu
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25

Re: Sala #1 - Prolog

Liczyłem się z faktem, "MG" może nie spodziewać się odwrócenia sytuacji narracyjnej
Ale stwierdziłem, że wam tez się coś należy, a skoro mogę zrobić klimat, to zrobiłem.


http://s16.postimg.org/z6h9hurx1/tumblr_ojwqysls8g1visbsjo1_1280.png


Karta Postaci || Voice                 
       Theme    ||    Battle Theme

Offline

 

#324 2015-12-30 17:40:09

 Seti

Zaginiony

12186620
Skąd: Gdańsk
Zarejestrowany: 2015-12-30
Posty: 10
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan [lv0]
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 17

Re: Sala #1 - Prolog

*



Seti urodził się w skromnym domku, wybudowanym z dala od cywilizacji, w którym spokojne życie wiodła dwójka shinobi z klanu Uchiha. Oboje nigdy nie byli wybitnymi shinobi, tylko jego ojciec aktywował Kekkei Genkai ich klanu, czyli Sharingan, lecz cechowały ich świetny zmysł taktyczny oraz umiejętność spokojnej oceny sytuacji. Oczywiście obie cechy odziedziczył po nich ich ukochany synek, którego ojciec od najmłodszych lat kierował tak, aby ten stał się wybitnym ninja i poradził sobie w tym pełnym nienawiści świecie. Patrząc na rozwój chłopaka rodzice napawali się dumą, potrafił on doskonale ocenić sytuację i wybrać najlepszą taktykę. Niestety los tej rodziny był okrutny. W wieku 5-ciu lat Seti stracił obojga rodziców.

**


W nocy, gdy księżyc był w pełni, chłopak nie mógł zasnąć rozmyślając o swojej przyszłości, wyobrażając sobie siebie jako najlepszego z najlepszych, najsilniejszego shinobi na świecie. Owej nocy, jego życie stało się istnym piekłem. Banda około 10 zbójów uciekając z łupem postanowiła zatrzymać się w, jak im się wydawało, opuszczonym domu przy drodze z dala od wioski. Liczyli, że ścigający ich shinobi nie odnajdą ich tu i spokojnie będą mogli przemycić skradzione dobra przez granicę i sprzedać w sąsiednich krajach. Nie wiedzieli niestety, że owy domek był zamieszkany przez trzyosobową rodzinę shinobi. Młody Seti usłyszał wchodzących do domu przestępców i od razu pobiegł obudzić rodziców, aby ci wygonili włamywaczy. Nie wiedział ilu było napastników, lecz był pewien, że rodzice sobie poradzą, gdyż od zawsze podziwiał zdolności ojca pomimo tego, że nie był on wybitnym ninja. Niestety, napastników było zbyt wielu i rodzice młodego chłopaka nie poradzili sobie z nimi, oboje zginęli w walce zabierając ze sobą 6 z nich. Chłopak nie mógł powstrzymać płaczu, krzyczał na całe gardło, złapał kunai leżący obok niego i rzucił się na włamywczy. Zdziwieni przestępcy nie wiedzieli co zrobić, w końcu to tylko małe dziecko nie potrafili go zabić. Młodzieniec wymachiwał bronią na lewo i prawo, nie wiedział co robi, ruszał się instynktownie jego ciałem kierowała nienawiść do owych przestępców, w końcu wbił kunai w bok jednego z nich. Nie wbił go mocno, był na to zbyt słaby, napastnik wyjął kunai z małej rany, która na jego umięśnionym ciele przypominała małe zadrapanie i machnął ręką, w której trzymał broń aby odepchnąć chłopaka. Niestety przypadkiem swoją kataną trafił chłopaka, zranił go na piersi, oraz końcem ostrza drasnął go po oku. Rana w oku nie była poważna, oko nadawało się do użytku, lecz rana na piersi była głęboka, jeśli nie otrzymałby zaraz pomocy zginąłby tak, jak jego rodzice. W tym momencie do domu dotarła jednostka shinobi goniąca przestępców zwabiona tu odgłosami walki. Chwilę później włamywacze zostali zatrzymani przez owy oddział ninja, lecz dla rodziców chłopaka nie było już ratunku. Jeden z shinobi, którzy dotarli do domu Setiego zauważył, że chłopak żyje i zabrał do wioski, gdzie został opatrzony, a Shinobi, który go ocalił, został jego opiekunem. Seti obiecał sobie, że wyrośnie na wspaniałego ninje, aby obronić każde dziecko przed piekłem, które go spotkało.

***


Oko chłopaka nie doznało poważnych obrażeń, nadawało się do użytku lecz bolało, gdy było cały czas otwarte, zaś po ranie na piersi została blizna, którą chłopak postanowił na stałe zabandażować. Dostał od swojego opiekuna maskę zasłaniającą dolną część twarzy oraz lewe oko chłopaka, którą nosi aż po dziś dzień, lecz teraz jest zniszczona po latach treningów, bowiem Shinobi uczył młodego chłopaka sztuk walki. Nie chciał uczyć go NinJutsu ani GenJutsu dopóki ten nie ukończy Szkoły Ninja. Po 12 latach spędzonych razem, po 12 latach ciężkiego treningu jego opiekun zdecydował się wysłać go do Szkoły Ninja. Był pewien, że młodzieniec sobie w niej poradzi, wierzył w niego tak, jak ojciec w syna, postanowił więc, że ostatni dzień chłopaka w wiosce spędzą razem.

****


Był ranek, lekki wiatr poruszał gałęziami drzew, a młodzieniec dopiero co wrócił z dojo, gdzie całą noc trenował z przyjacielem swojego opiekuna. W przeciwieństwie do jego opiekuna Seti nie był pewien czy poradzi sobie w Szkole Ninja, wiedział, że dużo brakuje mu do poziomu, który chciałbym osiągnąć lecz nie miał wyboru. W owej wiosce to ojciec decydował o przyszłości syna, zaś matka o przyszłości córki. W przypadku Setiego rolę ojca przejął shinobi, który przybył 12 lat wcześniej aby pojmać złoczyńców, którzy zamordowali rodziców chłopaka. Młodzieniec nie potrzebował dużo snu, od tamtej nocy nie przespał ani jednej całej nocy. Przeważnie sypiał po 2-3 godziny, ale to musiało mu wystarczyć, nikt nie był w stanie mu pomóc. Około godziny 11 wraz ze swoim przybranym ojcem udał się do dojo, gdzie czekali jego przyjaciele z przyjęciem pożegnalnym. Trwało ono około 3 godzin. Po wszystkim wraz ze swoim opiekunem posprzątali, i około godziny 17 był gotowy do drogi. Ten dzień musiał nastać, obaj o tym wiedzieli. Zdążyli się zżyć przez te 12 lat, lecz chłopak zawsze zwracał się do swojego opiekuna "Ty". Nigdy nie nazwał go ojcem, nigdy nie nazwał go mistrzem, zawsze było zwykłe "Ty". Pożegnanie musiało kiedyś nastąpić. Shinobi nie chciał, aby jego przybrany synek odchodził, lecz wiedział, że to jedyna możliwość, aby ten spełnił swoje marzenie.

- To było wspaniałe 12 lat. Wiele mnie nauczyłeś i dzięki Tobie jestem coraz bliżej spełnienia swojego celu....

Niespodziwanie rozpoczął chłopak. Shinobi nie był w stanie nic odpowiedzieć, do oczu napływały mu łzy. Młodzieniec kontynuował.

- ... Naprawdę jestem Ci za to wdzięczny. Rozumiem, Twoje wzruszenie, Twoje łzy, ale nie wyjeżdżam przecież na zawsze, kiedyś wrócę jako najsilniejszy shinobi na tym świecie, a wtedy razem obronimy wszystkich mieszkańców wioski, aby żadne dziecko nie cierpiało już z powodu utraty rodziców.

Na jego twarzy po raz pierwszy od tamtej pamiętnej nocy pojawił się uśmiech. Shinobi tym razem odpowiedział.

- Ja... Na prawdę nie masz za co być wdzięczny. To była moja rola, to było coś, czego chciałby Twój ojciec. To ja chciałbym Ci podziękować. Za to, że nie odrzuciłeś mojej pomocy i za to, że chociaż przez krótki okres swojego życia mogłem poczuć jak to jest mieć syna. Dziękuję.

Łzy ciągle spływały po jego policzkach, mówiąc cały czas patrzył prosto w czarne oczy swojego przybranego syna. Seti w końcu się przełamał, nie mógł dłużej ukrywać tego, co skrywał w swoim sercu 12 lat. Po policzkach zaczeły spływać mu łzy, lecz nie były to łzy smutku, były to łzy szczęścia.

- Ja na prawdę jestem Ci wdzięczny - Rozpoczął młodzieniec. -Zbliżyłeś mnie do realizacji mojego celu, przyjąłeś i byłeś obok gdy tego potrzebowałem, byłeś dla mnie podporą w dążeniu do celu. - W tym momencie chłopak nie wytrzymał, przytulił swojego opiekuna i drżącym od płaczu głosem powiedział mu do ucha  - Dziękuje.... Tato...

Po tych słowach wziął mały tobołek, w który spakował najważniejsze rzeczy i wyruszył w drogę do Szkoły Ninja, aby zostać najwspanialszym shinobi jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi.






Nie jestem dobry w pisaniu opowiadań, więc pewnie znajdzie się tu wiele błędów i niedomówień, ale jest to szczyt moich umiejętności literackich


http://imageshack.com/a/img908/7637/dRxmML.png

Offline

 

#325 2015-12-30 18:08:32

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

   Po przeczytaniu twoich wypocin w głowie pojawiło mi się kilka przemyśleń i tak sądzę, że warto byłoby się nimi z Tobą podzielić.
   Zacznę od tego, że główny motyw historii Twojej postaci nie jest zbyt wyszukany. Też, kiedy tworzyłem swą postać, myślałem, że wykreowanie sieroty będzie dobrą opcją, jednak szybko wyprowadzono mnie z tego błędu, wskazując kolejne przykłady graczy, którzy wpadli na ten sam pomysł. No ale już mniejsza z tym. Powiedzmy, że o to nie będę się czepiał, bo to był Twój wybór i nie mnie to kwestionować.
   Czego mi zabrakło...? Miałem wrażenie, że wbrew pozorom Twoja opowieść nie była skupiona na zbrodni, lecz na osobie opiekuna. Wydaje mi się, że mogłeś szczegółowiej opisać relacje łączące go z Setim. W ten sposób mógłbyś lepiej zobrazować przebieg ich wspólnej historii.
   Co więcej - dużo faktów. Gdybym mógł coś zasugerować, mógłbyś spróbować dokładniej przedstawić poszczególne wydarzenia. Spróbować uchylić nam rąbka tajemnicy, bym miał możliwość poznania twojej postaci z innej perspektywy, niż tylko górnolotne marzenie, by otoczyć pozostałe dzieci opieką. W ten sposób rozbudziłbyś zapewne moją ciekawość i w jakiś sposób utworzył swego rodzaju więź. Tak, że niecierpliwie wyczekiwałoby się na jego dalsze losy. Tego tutaj, niestety, nie poczułem.
   Wbrew temu, co pisałem wcześniej, twój tekst ma kilka mocnych stron. Jedną z nich jest zdecydowanie ostatnia część, kiedy wreszcie odważyłeś się na wprowadzenie dialogu. Opis może i zawiera wiele powtórzeń i sprawia wrażenie nieco naciąganego, ale przynajmniej przyjemnie się to czytało.
   Ciekawym zwrotem akcji było również zaatakowanie reszty napastników. Przyznam, że całkiem się tego nie spodziewałem.
   Podsumowując - wcale nie wypadło to tak źle, jak miałem wrażenie, że wypadnie, kiedy zerknąłem na avatar. Sam pewnie rozumiesz ;) Może i jest kilka rzeczy, nad którymi można popracować, ale przynajmniej widać chęć i zapał do pracy. Długość tekstu może świadczyć o twoim zaangażowaniu (miejmy nadzieję). Wtedy, przy włożonej pracy, po kilku miesiącach gry tutaj sam pewnie zauważysz różnicę w języku, jakim się posługujesz, a także w jakości twoich opisów.
   Na zachętę przyznaję Ci 34 punkty, które możesz wykorzystać podczas rozwijania statystyk swojej postaci w następnej sali. Powodzenia, życzę wytrwałości i opuszczenia akademii jeszcze w tym roku (co będzie wiązało się z pokaźnych rozmiarów prezentem dla Ciebie w postaci PU).

Offline

 

#326 2016-01-06 19:42:27

 Eiichi

Klan Namikaze

Zarejestrowany: 2016-01-05
Posty: 4

Re: Sala #1 - Prolog

Drobna aktualizacja uzupełniająca luki, proszę o sprawdzenie.

Obudziłem się w ciemnej sali, nie wiedziałem jak tam się znalazłem. Przede mną znajdował się drewniany taboret, a przynajmniej miałem taką nadzieję,  w rogu pomieszczenia stała tajemnicza osoba w masce. Po chwili niskim i stanowczym tonem kazała mi usiąść bez zadawania zbędnych pytań. Tata opowiadał mi o tym miejscu, ale nie spodziewałem się tak rygorystycznych metod. Rozejrzałem się dookoła, nigdzie nie było drzwi, zanim zdążyłem przyjrzeć się dokładniej owej postaci ponownie przemówiła każąc mi opowiedzieć coś o sobie, a szczególnie historię jak i po co tu trafiłem. Nie miałem innej opcji, więc nie przedłużając postanowiłem zacząć. Co prawda najbliższe kilka godzin zniknęło mi z głowy, jednak muszę sięgnąć pamięcią o wiele dalej.

- Nazywam się Eiichi Namikaze, lat trzynaście. Ciężko powiedzieć że tu przybyłem by trenować się na seryjnego zabójcę, raczej zostałem ogłuszony i zaciągnięty tu siłą. Ułatwia to jednak wiele rzeczy. Liczę, że pomożecie mi stać się prawdziwym ninja, chce być silny, by zapobiec tragicznym wydarzeniom, które mogą się zdarzyć w moim klanie. Wiem, że otaczają mnie też inni wojownicy, z którymi nie raz toczone są walki. Zostając kimś ważnym w klanie będę mógł temu zapobiec.

Nastała chwila ciszy, zobaczyłem zielone oko ukryte w mroku, człowiek w mace mruknął tylko pod nosem i zaczął coś pisać. Skąd to wiem? Może i jest ciemno, ale w tym odizolowanym od świata miejscu słychać każdy dźwięk, nawet przesuwane przeze mnie krzesło - swoją drogą jest strasznie niewygodne! Nie wydaje mi się żeby odezwał się kolejny raz, muszę kontynuować, nie wiem jednak od czego zacząć. Pukam kilkukrotnie nogą o jakąś część mojego siedziska - w sumie zawsze tak robię kiedy nad czymś myślę, po prostu szukam sobie zajęcia. Na chwilę się zamyśliłem i zapomniałem o obecności osoby stojącej w rogu. Zamaskowana osoba tupnęła nogą w podłogę i kolejny raz spojrzał się na mnie, widocznie trochę mu się śpieszy, sytuacja nie jest za ciekawa. Z każdą chwilą atmosfera staje się coraz cięższa, ta cisza jest przytłaczająca.

- Historia mojej najbliższej rodziny sięga do czasów sporów z niewolnikami, sporo się pytałem i sporo informacji znalazłem całkiem przypadkowo, więc mam nadzieję, że nic ważnego nie pominę.

Podrapałem się po głowie myśląc jak ubrać dalszą część w słowa, w tym miejscu byli przecież inni członkowie rodziny (szczególnie tej dalszej) i wydarzenia mogą, a raczej muszą się pokrywać. Spojrzałem po raz kolejny w kierunku człowieka w masce, wydawał się skupiony na słuchaniu, a może po prostu zasnął? Kontynuowałem…

- Mój dziadek razem z innymi członkami klanu Namikaze wdał się w spory z mieszkańcami Kraju Wiatru. Był on członkiem rady od niedawna, jednak zdołał już sporo do niej wnieść. Eijiro - bo tak miał na imię, był kiedyś jednym z najlepszych wojowników w całym kraju. Bez tego prawdopodobnie nie dostałby się na to stanowisko, jednak był dodatkowo niezwykle wierny tamtejszym władzą. Dużo mu to pomogło, jednak poprzez taki sposób myślenia zszedł na “złą drogę”. Od tego czasu klan podzielił się na 2 części o odmiennych ideałach. Toczyły się walki pomiędzy młodą i starą połową, co spowodowało rozpad naszej rodziny. Dziadek jak można się było domyślać miał syna, który nie podzielał od początku jego zdania i mimo młodego wieku przyłączył się do pewnego rodzaju rewolucji.
Po kilku latach stanęli przeciwko sobie, nie podczas walki albo zamachu. Pewnej nocy do dawnego domu przybył Junji. Mówiłem już, że Namikaze potrafią się teleportować? Nie było to więc trudne, nie mam pojęcia jak to zrobił, ale talent odziedziczył jak by nie patrzeć po ojcu, zdecydowanie ułatwiło mu to sprawę, znajomość miejsca jakby nie patrzeć też pomogła.
Tak czy inaczej spotkał się z nim twarzą w twarz, chciał namówić go do zmiany zdania
i zaprzestania działań. Kto jak nie Ojciec powinien zrozumieć własnego syna? Słysząc hałasy w pokoju Eijiro błyskawicznie pojawiła się masa strażników i dźgnęli młodego Namikaze
w plecy, jednak przed śmiertelnym uderzeniem zatrzymał ich Dziadek. Co za ironia losu swoją drogą… Tato teleportował się gdzieś razem z byłym radnym i razem ukryli się w kraju czekając na koniec walk. Mieli sporo czasu na rozmowę, zamieszkali gdzieś na wsi i ukryli swoją tożsamość do czasu, kiedy ja się pojawiłem. Gdyby dziadek został prawdopodobnie zginął by lub trafił do więzienia za zdradę, nie miał innego wyjścia.

Wziąłem głęboki oddech i odgarnąłem włosy na bok. Od tego mówienia zaschło mi gardło, nie było to przyjemne uczucie, no niby jakaś wilgoć w pomieszczeniu była, ale nic poza tym. Strasznie chciało mi się pić. Jakby czytając mi w myślach strażnik, bo można go tak chyba nazwać, postawił mi trochę wody w kubku. W pomieszczeniu było ciemno, więc odsłonił coś, by dostało tu się trochę światła. Szybko wypiłem to co miałem i spojrzałem się dziękując wzrokiem za pomoc. Osoba nie wydawała się już taka straszna. To prawdopodobnie mężczyzna, jednak dużo niższy, niż początkowo zakładałem. Nie mogę tego potwierdzi, bo wciąż ma ta głupia maskę. Po chwili spojrzał się ponownie chcąc kolejnej dawki informacji, należy mu się.

- Kilkanaście lat zajęło mu ustabilizowanie swojej sytuacji. Dorobił się własnego gospodarstwa i wtedy poznał też mamę. Nie muszę chyba wyjaśniać jak ja się tam wziąłem, prawda? Dziadek mieszkał z nim tylko kilka lat, po czym wyjechał z kraju i słuch po nim zaginął. Pewnie chciał odpokutować za swoje grzechy, ale wróćmy do mnie. Ja tu jestem w końcu głównym bohaterem, prawda? Już od dwóch, może trzech lat Tato zaczął trenować mnie na shinobi, miało to jednak inny charakter niż ten w szkołach lub siedzibie klanu, zdrowy tryb życia to przecież też trening! Miało to jednak formę zabawy i miło wspominam ten czas mimu kilku zobowiązań i ograniczeń jakie na mnie nałożył. Swoją drogą śmieszny koleś jakby nie patrzeć, coś temu staremu prykowi z młodości pozostało. Mama zawsze mówiła, że pokochała go za trzy rzeczy : czystość serca, poczucie humoru i nieziemski wygląd. Z tym ostatnim się stanowczo nie zgadzam! Wysoki blondy, o niebieskich oczach… no nie wiem co w tym pięknego. W drugą stronę średniej wysokości brunetką, pochodziła z małej wioski na obrzeżach kraju, nigdy nie opowiadała o tym dużo, jednak zawsze chciałem zobaczyć to miejsce. Kiedy miałem już kilka lat więcej walki ustały, a z klanu zostały tylko strzępy. Co robiłem przez ten czas? Żyliśmy bardzo zwyczajnie, jak na rodzinę ninja. Codziennie wstawaliśmy rano i zasuwaliśmy na pole, później doszły także zwierzęta, więc było coraz więcej roboty. Z roku na rok pojęcie “bycia surowym” nabierało nieco innego znaczenia. O ile sadzanie ryżu nie jest skomplikowane, robienie tego przez 12 godzin bez przerwy z dodatkowymi obciążeniami nie jest ciekawe. Z innych ulubionych przeze mnie czynności było zbieranie wszystkiego do worków i targanie tego w tą i z powrotem do wioski. Nie żebym się dzięki temu dobrze bawił, ale były to przyjemne chwile. Ból zmęczonych nóg do teraz siedzi w mojej głowie.
Tak oto rosłem w siłę, gdzieś po drodze pojawił się też mój młodszy brat, Toru. Kiedy wreszcie świat wrócił do normy, zaczął formować się ponownie legendarny klan Namikaze, czas było wyjść wreszcie z cienia. No może nie do końca, ja chciałem iść naprzód w pogoni za swoimi marzeniami i chęcią rozwoju, praca na polu już mi nie wystarczała. Wiedziałem że byłem za słaby, nadal jestem, więc Tata opowiedział mi o tym miejscu. Początkowo wszyscy mieliśmy zamiar powrócić do siedziby klanu, ale po zastanowieniu rodzicie postanowili zostać i żyć z dala od walk razem z moim bratem. Powinien mieć teraz z 8 lat, nie powinien się zbytnio zmienić. Z tego co pamiętam miał krótkie blond włosy i niebieskie oczy - tak jak ja. Chyba będzie ode mnie wyższy, ale do tego czasu dostanie solidny wycisk od Tatka. Może jeszcze kiedyś się spotkamy. Początkowo chciałem trafić tu za wszelką cenę, jednak była to tylko legenda i z upływem czasu odstawiłem to na bok. Po odejściu z domu wybrałem się wraz z małym ekwipunkiem na północ. Uprzedzam, że nie mam pojęcia jak dokładnie nazywają się te tereny, nie rozmawiałem z nikim i o nic nie pytałem. Kilka dni marszu od wsi trafiłem na wyżyny, zatrzymałem się tam na chwilę i rozłożyłem małe obozowisko. Plecak wraz z zawartością położyłem za skałą zaraz obok wcześniej przygotowanego ogniska. Nie daleko płynął mały strumień, więc postanowiłem się po prostu umyć. W okół żadnej żywej duszy, nawet zwierząt. Starałem się omijać wszelkie wioski, no może później byłem zmuszony do kilku zawitać, ale były to wsie, gdzie nikt nie przykładał uwagi dla zwykłego podróżnika. Wracając do sytuacji, zauważyłem, że coś błysnęło koło mojego obozowiska, więc szybko zarzuciłem ubrania na siebie i pobiegłem w tamtą stronę. Oczy mnie nie myliły, stała tam jakaś osoba, która błyskawicznie ulotniła się z moim plecakiem. Błyskawicznie to chyba za duże słowo, tak to ja ją dogoniłem, wyglądała na przestraszoną. Była to dziewczynka, cała czarna od brudu - wyglądała jakby wyszła spod ziemi. Miała na oko jakieś 6 lat, nie była zbyt rozmowna co chwilę próbując wyrwać się i pobiec przed siebie. Widziałem desperacje w jej oczach, może i było to zastanawiające, ale wyraźnie jej się gdzieś śpieszyło. Kiedy zauważyła, że wyrywanie się nic jej nie pomoże, zaczęła ciągnąć mnie za rękę w tym samym kierunku. W obozie nie zostawiłem nic istotnego, plecak przecież trzymam teraz w ręce. Pozwoliłem jej się zaprowadzić kilka kilometrów dalej do zawalonej jamy. Szybko znalazłem gałąź i wypychałem kolejno kamienie, aż do otworzenia przejścia. W środku siedział mężczyzna z siwizną na głowie, okryty kocem - pewnie ona mu go przyniosła. Zastanawiałem się skąd oni się tu wzięli i gdzie ja właściwie jestem. Godzinę później poszliśmy wspólnie do jakiejś drewnianej chatki. Owy człowiek okazał się shinobi z odległej wioski. Wyglądał na grubo po czterdziestce, a na jego ciele wraz z odkrywaniem koca pojawiało się coraz więcej ran i dawnych blizn. Postanowiłem tam zostać na jakiś czas i zająć się nim aż powróci do zdrowia. Dziewczynka odwiedzała nas codziennie żeby zobaczyć co się u nas dzieje, widocznie sprawiało jej to radość. Byłem tam kilka tygodmni, a nieznajomy nie chciał nic o sobie powiedzieć, tak samo ta dziewczyna. Ja dniami wychodziłem zebrać coś do jedzenia i trochę poćwiczyć, a on siedział tylko wpatrzony w niebo, jakby czegoś oczekując. Z biegiem czasu stawał się drażliwy, miałem wrażanie, że na coś czekał. Pewnego wieczoru, gdy wracałem z kolejną porcją jedzenia chatka była pusta. Początkowo pomyślałem, że po prostu poszedł w swoją stronę, ale o tej porze zazwyczaj przychodziła tamta dziewczynka, chciałem ją pożegnać zanim się stąd wyniosę. Wchodząc do chatki zauważyłem dwa cienie, pomieszczenie rozświetlała tylko świeca w rogu pokoju. Było przeraźliwie cicho, podszedłem w stronę cieni, coś spadło, po czym ktoś próbował wydostać się jak najszybciej z pokoju. Zaszedłem mu drogę, przede mną stanął zasmucony mężczyzna, z którym spędziłem cały ten czas. Nie wiedziałem co mu powiedzieć, domyślałem się tylko najgorszego. Nie był w najlepszej formie, psychicznej i fizycznej, ale próbował mi uciec, szybkim ciosem w kolano powaliłem go na ziemię, nie próbował nawet tego uniknąć. Myślałem nad tym co mu powiedzieć. Nie wiadomo dla czego położył się na ziemię i zaczął błagać o śmierć, wyczuwałem w tym podstęp, więc zapytałem go co on właściwie robi. Odpowiedział, że pochodzi z pewnego klanu, podczas walk na tym terenie wpadł do dziury i nie mógł się z niej wydostać, po prostu go zostawili. Po tym jak go uratowaliśmy chciał jak najszybciej skontaktować się z wojskami, jednak to ktoś z “góry” skontaktował się z nim. Musiał natychmiast stąd odejść, jednak miał nas obu zabić, by nikt nie dowiedział się o tym incydencie, jednak nie był w stanie tego zrobić, może chciał już odejść wcześniej, ale nie dało się tego zrobić w żaden inny sposób niż śmierć? Spojrzałem wtedy na miejsce, z którego wybiegł. Podszedłem tam i zobaczyłem półprzytomną dziewczynę, nic nie mówiła, słyszałem tylko jej cichy oddech. Szybko przeniosłem ją do łóżka, a następnie udałem się krok dalej do tamtego człowieka. Nie wiedziałem co z nim zrobić. Powiedział, że jeśli ja go nie zabiję, to zrobią to za niego władze w jego klanie za niewypełnienie misji, moje przypuszczenia się potwierdziły. Kątem oka patrzyłem jeszcze na dziewczynę, która słysząc te słowa chciała coś powiedzieć, jednak z uwagi na jej zdrowie szybkim skinieniem mojej głowy zakazałem jej to zrobić. Widocznie nie chciała takiego rozwiązania. Wziąłem nóż i ciąłem nim pionowi i poziomo po jego plecach. Wytargałem go za drzwi i kazałem się wynosić i nigdy nie wracać. Nie wiem co się z nim stało. Co do dziewczyny, kiedy poprawił się jej stan zaprowadziłem ją do jakiejś wioski i dalej poszła sama. W tym momencie zdałem sobie sprawę jaki świat ninja jest brutalny i jakie zasady nim kierują. Z jednej strony byłem wściekły, a z drugiej zdruzgotany zasadami panującymi w innych klanach. Postanowiłem, że zmienię to od środka i już nigdy człowiek nie wykroczy po za człowieczeństwo. Było to chyba kluczowe w moim życiu, dalsza moja wędrówka miała na celu stanie się silniejszym. Byłem w różnym miejscach mniej lub bardziej bezpiecznych, jednak trzymałem się od tego wszystkiego z daleka. Jednak skoro tu trafiłem, wykorzystam tą szansę i wyjdę stąd gotowy do walki. Jedyne co mi przychodzi na myśl tuż przed znalezieniem się tu, to ciepły wiatr, delikatnie przelatujący przez moje obozowisko w środku nocy i ten charakterystyczny zapach bzów, który nie pozwalał mi wstać. Dalej tylko sen i ty droga osobo w masce.

The end, koniec, czy jak tam kto woli. Strażnik wszystko spisał i zniknął, fajnie by było wyjść z tego pomieszczenia i dostać się wreszcie na sale treningowe, może jakiś mistrz do nauki (o ile są tu tacy), mam dużo do nadrobienia!

Ostatnio edytowany przez Eiichi (2016-01-10 15:22:40)

Offline

 

#327 2016-01-06 23:50:02

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

Kilka nieścisłości jest ta walka starszyzny Namikaze to miała miejsce raczej w odległej przeszłości, dokładnie nawet ja nie wiem, ale na pewno ponad 50 lat, a może i 100(ale można przyjąć, że z uwagi na sytuacje rodziną ukrywaliście się nieco dłużej). Druga sprawa to fakt, że szkoła ninja jest ukryta, mogłeś jej oczywiście szukać, ale w życiu byś jej nie znalazł. To bardziej ktoś ze szkoły ninja znajduje ciebie.
  Teraz przejdźmy do bardziej konkretnych rzeczy czyli oceny twojej historii. Otrzymujesz ode mnie 35 Punktów na początek swojej przygody jako ninja.
Dlaczego cóż:
"...by stworzyć wspólną społeczność wolną od bezsensownych walk i bezdusznym sposobu życia."
[s]Samo zdanie jest jakieś nieskładne,
ale w całej historii nie bardzo widzę motywu dla którego twoja postać miała by tak myśleć. Czy uważa walkę o wolność ludzi za bezsensowną, czy spotkała go jakaś dobroć ze strony innych klanów. Czy cierpiała z powodu konfliktów. Nic takiego nie widzę, ogólnie jest bardzo niewiele o twojej postaci, zdecydowanie więcej dowiadujemy się o jej ojcu. Zdecydowanie nie jest to prolog z którego można uczynić motyw przewodni postaci.
Bardzo na plus że się przygotowałeś wplątałeś swoją historię w historię klanu, fajny sposób narracji przedstawienie sytuacji w formie opowieści, wydaję mi się jednak że lepiej wychodziło ci opisywanie obecnych wydarzeń. Super że normalna rodzinka mama, tata, brat, w miarę normalne życie chociaż zdecydowanie za dużo w nim treningów, zwłaszcza że trening to pojęcie dość szerokie, bo można na przykład trenować sznurowanie butów, albo zjadanie hotdogów na czas. Z opowieści wynika, że trening zajmował większość  chwil twojego życia, a jednocześnie jest przedstawiony jakby to nie było nic ważnego i warte tylko wspomnienia słowem "trening".

Edit:
Szczerze mówiąc dalej mi się średnio podoba momentami lepiej momentami gorzej. Dalej najlepiej wyglądają opisy na bieżącą szkoły i postaci w niej się znajdujących. Widać po nich że stać cię na więcej. Tak jak pisałem co najmniej od 30 lat jest spokój w klanie Namikze, więc twoja rodzina musiała się długo ukrywać. Jest nieco więcej opisane o twoim życiu nadal jednak ciężko coś z tego wywnioskować. Historia gdzie nawet cięzko ranny ninja zostaję pokonany przez chłopca nawet trenującego jest trochę tak no  jakaś:p Niby usprawiedliwia go fakt, że nie chcę żyć, ale w końcu go nie zabijasz. Niemówiąc nad tym, że to ninja wyskzolony zabójca i wetaran miałby wybrać czyjeś życie zamiast swojego? Jest jednak z pewnością więcej rzeczy do których MG może się przyczepić i pociągnąć wątki, chociaż są strasznie naiwne. 38 Punktów


Edit2:
Sprawy, które mi się podobają:
- Zaczerpnięcie z historii Namikaze.
- Opisy rodzinny i momentu życia rodzinnego.
- Opisy sytuacji(tych nie zamieszczonych w dialogu)
- Nie poddajesz się
Sprawy, które mi się nie podobają:
- Chronologia lekko się nie zgadza.
- Ninja, który wpadł do dziury(serio? Jeszcze żeby to był jakiś humorystyczny wątek, ale nic na to nie wskazuje)
- Powód czemu miałby was zabić mocno naciągany. Bo po co skoro nie wiecie kim jest? Dopiero później wam powiedział. A jeżeli pochodzi z klanu, który eliminuje przeszkody, to zapewniam, że został tak wychowany że nie miałby problemu z zabicie waszych postaci.
- Overpowered bohater rozwalić ninja przed ukończeniem szkoły to nie mała sztuka.

Niech będzie to 40 punktów za ciężką pracę.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2016-01-10 17:15:23)

Offline

 

#328 2016-01-07 01:32:52

Mikuni

Wyrzutek http://i.imgur.com/jV6TcvA.png

8260416
Zarejestrowany: 2015-10-31
Posty: 155
Klan/Organizacja: Wyrzutki
Ranga: Członek Organizacji / Medyk
Płeć: M
Wiek: 23

Re: Sala #1 - Prolog

Faktura biurka była taka sobie, wręcz nie było w nic, co byłoby w stanie pochłonąć mojej uwagi choćby na chwilkę.  Ściany ziały pustką, bez jakikolwiek zdobień, czy choćby nawet zarysowań. Stan purystyczny rzec by można bez cienia przesady, nawet, jeśli by się o nią starać. To tak jak gdyby wszelakie fatalistyczne wyroki ferowane (a ferowano takowych tutaj niemało) nie pozostawiły żadnej szramy na jego id, na tym, czym pierwotnie był stworzony. W mebel ten jedyny w obejściu nikt nigdy nie uderzył manifestując wściekłość, nikt nigdy nie wbił weń kunai dając upust niespełnionym ambicjom, nikt nigdy go nie kopnął celem zaburzenia tej harmonii panującej w tym pomieszczeniu, była ona jak dobrze poukładany pedantyczny umysł. Nieporuszona.
     Sam nie miałem ochoty burzyć tego ładu, nawet swym dotykiem, jak najwidoczniej wszyscy przede mną siedziałem i czekałem więziony przez własne superego, które nie pozwalało mi poruszyć kończynami, choć miałem przemożną ochotę zrobić cokolwiek, by uciec od jego spojrzenia. Szare oczy prześwietlały mnie, chcąc dotrzeć do każdego sennego marzenia, które kiedykolwiek zagościło w mym umyśle. Następuje chwila ulgi, którą witam oddechem, przenosi wzrok na zwoje, które przyniosłem ze sobą do pomieszczenia, poświęca im kilka sekund uwagi, po czym po raz kolejny świdruje mnie spojrzeniem. Dotychczasowe milczenie zostaje w brutalny sposób przerwane sykiem jego głosu.
  - Referencja do siostry, persony znanej i szanowanej, uczennica Shinsaku Nakayamy. Wystawiona jakiś czas temu. – Stuka nerwowo w biurko, a ja nie rejestruje by pozostał na nim jakikolwiek odcisk. – Mimo, że wystawiona jakiś czas temu śmierdzi mnie to koligacjami. Siostra ma ci załatwić jakieś intratne stanowisko?
   - Przyrodnia siostra – poprawiam go, chyba nazbyt zuchwale, bo raczy mnie spojrzeniem, które mogłoby krzywić psychikę. – W każdym razie gratuluję elokwencji. Zapewniam jednak, że z jakimikolwiek koligacjami nie ma to nic wspólnego, to, co tam pisze jest rzeczywistym odzwierciedleniem wiedzy, którą pojąłem z dziadka foliałów, który również był medykiem. – Rozparłem się wygodnie w fotel i założyłem nogę na nogę. – Nie byłem z Guine ta tyle blisko by zaryzykowała dla mnie swoją karierę. Choć cieniliśmy zawsze to, że mamy siebie nawzajem…

  ****

  Nieco niepewnie wszedłem do pokoju. Łkanie oczywiście słyszałem wcześniej i nie było to dla mnie żadne novum, nic, co mogło doprowadzić do jakieś fiksacji. Ma siostra raczej nie należała do osób, które radziły sobie dobrze z sytuacjami stresującymi. Czasem łapałem się na tym, że zawsze czułem do niej przez to nie tyle pogardę, co lekki stopień zażenowania. Matka była zawsze silną osobą, jej ojca nie znałem ni ze słyszenia ni z widzenia. Prawda jest tak, że ogólnie niespecjalnie mnie obchodził, jak wiele innych drobnostek, które należały do przeszłego życia mej rodzicielki. Podszedłem z cicha i oparłem się o  ścianę nieopodal niej. Staliśmy chwilę w milczeniu spoglądając na siebie. Otarła oczy szalikiem.
  - Znowu coś się stało? – Pytanie było proste, nie widziałem celowości w sileniu się na dłuższe i skomplikowane monologi. Frustrowało mnie, że gdy akurat ciekaw, co ma do powiedzenia ta nigdy nie chciała mi udzielić żadnej odpowiedzi. – Zawsze ryczysz, gdy wracasz do domu, najpierw nie radzisz sobie z czymś, a później zalewasz rzewnymi łzami pomieszczenie po pomieszczaniu. – Patrzyła na mnie czas jakiś, patrzyła z wyrzutem, a ja wiedziałem, że powiedziałem o te kilka słów za dużo. Usiadłem koło niej i objąłem ramieniem, bardziej by dodać otuchy niż przeprosić .
   - Dowiesz się jak to jest, gdy znajdziesz się w takim miejscu jak ja… - Głos jej zachrypły od płaczu głos jakoś szarpnął mnie za tą strunę, która ma być odpowiedzialna, za smutek i współczucie, przeniosłem swoje spojrzenie na podłogę. –  W miejscu tak obmierzłym, że sam nie będziesz wiedział, co począć, jak uratować pacjenta, jednak mimo wszystko będziesz chciał dalej walczyć nie będziesz chciał rezygnować. Bo to mi chciałeś zaproponować prawda Mikuni? Rezygnację…
  - Tak to chciałem zaproponować. Jednak w gruncie rzeczy  myślę, że może i dasz radę. – Uśmiechnąłem się do niej szczerze i zobaczyłem na jej twarzy ulgę. – Ja jednak nie będę w tym miejscu.

  ****
  Wyrwałem się ze stuporu. Blade światło płomienia tańczy na meblach, zwojach i twarzach. Stan jego nie wskazywał na to, że na wspominkach upłynęło mi dużo czasu. Indagujący wpatruje się we mnie, starając się dokonać rozbioru mego ego, na czynniki trzecie, drugie i pierwsze. Chce mnie poznać.
  - Tak naprawdę zawsze mnie namawiałaby pójść w jej ślady, a ja raczej wcale nie miałem na to ochoty.  – Nie kłamię, naprawdę marzyła mi się żona i dzieci i pójście w ślady matki, która to trudniła się malarstwem. –  Poznanie anatomii było dla mnie tylko  rozrywką.
  - Czyli mam założyć, że takową posiadasz tylko dla tego, że Twoja siostra tak napisała? – Konsternuje się, nie mam pojęcia jak niby miałbym mu to udowodnić skoro sam nie jest światły w tej materii.
  - Móżdżek… - Patrzy się na mnie jakby nie do końca rozumiał, jaką tajemnicę właśnie chcę mu wyjawić – Obecna u wszystkich kręgowców część mózgowia odpowiadająca za utrzymywanie równowagi i koordynacje ruchów.  Składa się z konarów, głównego, dolnego i środkowego, w całości zbudowany z istoty szarej i białej, mam może kontynuować? – Wychodzi na to, iż niesłusznie obawiałem się człowieka, widocznie stwarzał jedynie pozory groźnego. Jego jestestwo polegało na sprawieniu wrażenia groźnego, by przez to wywoływać stres u dzieciaków, co mają zostać odesłane do akademii – Oświecić cię w jakieś innej kwestii?
   Nie zauważam ręki pozostaje dla mnie niedościgniona, za to czuje wyraźnie uchwyt na włosach i uderzenie druzgoczące mi nos. Ból jest przeciągły, pulsujący, jest jak przykre wydarzenie, które nie daje o sobie zapomnieć. Krew plami idealnie nudną fakturę biurka nadaje mu nową cechę, zmieniając całkowicie jego naturę. Jestem chyba nieco skołowany, świat się rozciąga i rozmazuje, trudno mi zebrać myśli. Pierwsze nasuwa mi się to, że przesłuchujący jest kretynem, nie bije się przesłuchiwanego w twarz wprawia go to w zagubienie i trudniej mu zebrać myśli, teraz już jednak boje się podzielić z mym rozmówcą tym spostrzeżeniem.
- Tak jak już powiedziałem. – Mówię starając się opanować mętlik w głowie. – Zabawa w doktora nigdy moją ambicją nie było po czasie dopiero postanowiłem jednak leczyć. Wszystko zaczęło się od…

  ****
 
   Tragedii nic nie zapowiadało, wieczór był jak każdy inny. Nieboskłon lśnił odpity w tafli jeziora, tak jak to było zwykle. Dzieci szalały po naszej wiosce jak zwykle, by doprowadzić do kateksji pozbycia się wszelkich negatywnych emocji. Prawda one same o mechanizmie tym, jednak nieświadomie każde z nich bierze w nim udział. Jak wszyscy są jedynie niewolnikami własnych popędów, własnej biologii. Jedyna różnica pomiędzy mną a nimi jest taka, że nie są one tego świadome, a ja jestem, jak większość ludzi dojrzałych. Zastanawia mnie jedynie, czemu kateksja niektórych jednostek ma tak ogromny wpływ na wiele istnień, a zadaje się być jedynie dziecięcą zabawą.
   Jeśli mam być szczery do tej pory nie wiem, czemu doszło do tamtych wydarzeń. Zachodziłem czasem w głowę starając się odnaleźć przyczynę takiego obrotu spraw. Jasnym jest, że to jakieś utarczki pomiędzy lokalnymi możnowładcami, jednak brakuje mi wiedzy by stwierdzić, czy poszło o kobietę, złoto czy może ziemię. Jestem całkowitym ignorantem w tej kwestii. W każdym razie jeden zapragnął zaspokoić swój popęd i wysłał w tym celu sporą grupę żołnierzy. Za nim doszli do naszej spalili trzy wioski, dymy widać było z daleka, przecinały horyzont niczym jakiś omen złowróżbny. Później zjawiły się kruki, ciągnęły w stronę dymów żywić się cudzym nieszczęściem.  Jaś część wioski wyjechała od razu, jednakowoż moja matka z całą mocą przeświadczona, iż nas ocalą, iż wojska na czas zdążą stwierdziła, że zostajemy. Mój ojciec, który był najzwyczajniej w świecie tchórzem zbiegł, gdy tylko ta odwróciła wzrok zostawiając nas całkiem samych. Pogardzam nim za to do tej pory, choć może miał i rację, bo rzeczywistość szybko twierdzenie matki zweryfikowała.
   Wojska naszego pana faktycznie nadeszły, rozłożyły obóz zgwałciły parę kobiet, po czym reszta żołdaków zaczęła pić naśmiewając się z wroga. Mówili, że pokażą im gdzie tam raki zimują i te inne rzeczy, co odważni wojowie po łyku sake mają w zwyczaju mówić. Nie wiem nawet czy zauważyli, kiedy nastąpił atak, później dowiedziałem się, że dowódca kazał być im pozostać trzeźwymi, nie posłuchali i już na samym początku straty były ogromne. Matka jakoś nie garnęła się do walki Guine w domu nie było z resztą, co raz rzadziej nas odwiedzała, a nawet, jeśli to robiła to na chwilę, by zaraz zebrać się do drogi twierdząc, iż czekają na nią ważne badania. W każdym razie bitwa gorzała na dobre wszystko wokół płonęło. Dokonywała się epopeja zniszczenia i miała się dokonać bez mojego udziału. Właściwie nie pamiętam zbyt wiele, biegłem z matką i zatrzymaliśmy się tylko na chwilę gdyż ma rodzicielka upadła w ferworze ucieczki. Okazało się, iż były to dwa trupy.  Jeden z nich był ewidentnie lekarzem, a drugi żołnierzem. Leżeli jeden na drugim, medyk z dziurą w głowie i zakrwawioną słomkę. Żołnierz był rozebrany… Domyślałem, co się stało, temu drugiemu za pewne zapadło się płuco, konował chciał odprowadzić gaz z komory jednak albo z nerwów albo z własnej niekompetencji przebił aortę płucną. Najprawdopodobniej wykrwawił się zanim medyk zdążył zrobić cokolwiek.

****

  - Później doszedłem do wniosku, że gdyby nie ułomność ten człowiek miałby szanse na przeżycie. Medycyna to jednak jest zajęcie dla twardych ludzi, umiejących zachować zimną krew w stresującej sytuacji. Zawsze zastanawiałem się czy faktycznie moja siostra była w stanie to zrobić. – Śmieje się gorzko, bo przypomina mi się widok Guine beksy niepotrafiącej hamować łez, zżeranej przez każdą najmniejszą traumę, której uświadczyła, ale jednocześnie to, jaka potrafiła być miła i dodawać otuchy.
  - To zdecydowało, że tutaj jesteś? – Przesłuchujący mnie wstaje i udaje się do okna opiera się o parapet, wprowadzając na reszcie jakikolwiek ruch sceniczny w tym przedstawieniu. Ja ciągle siedzę na krześle przychodząc powoli do całkowitej przytomności. – Spartaczona robota jakiegoś medyka to jednak chyba trochę słaba motywacja by zostać ninja…
  - Nie. To nie wszystko… - Mówię i odchylam głowę, by krew więcej nie kapała mi na spodnie.

   ****
    Zamieszkaliśmy daleko, w wiosce opodal bagien. Było to niezbyt przyjemne miejsce, ale za to bezpiecznie. Wtedy moja Matka kierowała się już tylko i wyłącznie bezpieczeństwem. Plusem było też to, że w okolicznym miasteczku płótna sprzedawano niezwykle tanio, dzięki temu mogła więcej malować. Obrazy jej nie były już takie same, biła z nich gorycz zszarganych nerwów. Wtedy często malowałem wraz z nią, chwaliła mnie za chirurgicznie dokładne pociągnięcia pędzla. Cieszyło mnie to, wolne chwile jak zwykle zaczytywałem traktatami o anatomii, zarówno tymi kupionymi w mieście jak i tymi, które podarowała mi Guine, gdy ją ostatni raz widziałem…
    Lubiłem malować bagna, nie wiem, czemu okazały się pejzażem wdzięcznym i tam pośród tych trzęsawisk poznałem kogoś. Była to dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Czarne trochę rozczochrane włosy idealnie harmonizowały z bladą cerą i zwiewnym ubraniem. Stała tak po prostu wśród sitowia i tataraku jakby w wiecznym oczekiwaniu na coś. Zarówno odwagi jak i bezczelności nigdy mi nie brakowało i już trzeci raz widząc ją postanowiłem podejść, zamienić słów kilka. Była trochę dziwna, ale niezbyt rozmowna, nie raziła mnie to dobrze jest sobie pomilczeć z kimś od czasu do czasu. Polubiłem ją, chyba nawet trochę za bardzo.
     We wsi różne rzeczy o niej mówili. Że przyszła niewiadomo skąd, że babka pewna demona wodnego przygarnęła, że zostawiła go na zgubę całej społeczności odchodząc do zaświatów. Ja nie widziałem w niej nigdy żadnego demona nie widziałem, była stu procentową dziewczyną, śmiem twierdzić. Zwykła samotna dziewczyna. Tymczasem ludzie dalej gadali, że mleko przez nią kwaśnieje, że niemowlęta kwilą po nocach, że żywi się krwią z mąką rozmieszaną, a ta biedna samotna dziewczyna cały czas w to wszystko wierzyła. Toteż czekała na skraju bagna i czekała, aż inne demony przyjdą i zabiorą ze sobą.
    Pewnego dnia, po jakiś nieznośnych hałasach w nocy, które to miały być poszukiwaniami jakiegoś zaginionego człowieka, zapałem sztalugi i poszedłem na bagna tam gdzie zwykle widziałem się z nią i gdzie starałem się stworzyć na putnie marną imitację jej urody… Nie było jej tam. Jednak znalazła się po jakimś czasie, zakopana w ziemi z wieloma ranami kłutymi…

  ****

- Najprawdopodobniej tamtej nocy ludzie z wioski ją zadźgali w ramach kary za to, że wyprowadziła tego chłopaka na bagna i utopiła w okrutny sposób. Okrutny demon zabił wieśniaczka, jakaż to strata niepowetowana, życiem musiała to przypłacić… Ona jednak nie była winna niczemu, a nawet, jeśli go zabiła to oni wypaczyli jej ego.  – Spluwam na podłogę, bo krew z połamanego nosa zaczynała mi zalegać w gardle. Podnoszę oczy na mojego rozmówcę. – Może gdybym powiedział im, że anatomicznie wszystko z nią w porządku  nigdy do tego by nie doszło, tak jak nigdy im tego nie powiedziałem. To jest właśnie główny powód, dla czego tu jestem. – Nawet nie zauważyłem, gdy ton mój stał się ostrzejszy. - Mam dość siedzenia okrakiem na płocie i udawania, że całe zło dziejące się wokół mnie wcale mnie nie dotyczy, że nie mam obowiązku zareagować. Mogę reagować, mogę ratować ludzi, kompetentnie z pełnym opanowaniem, jestem do tego stworzony. Ręce nigdy mi nie drżą a tnę równie chirurgicznie jak maluję. Akademia, a później rezydentura w szpitalu pozwoli mi to robić tam gdzie jest to najbardziej potrzebne… A zacząć mogę już teraz w wieku lat 16. No, więc jak będzie?

Ostatnio edytowany przez Mikuni (2016-01-07 02:18:49)


Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha



http://i.imgur.com/9qllVJp.jpg


Karta Postaci


Theme|Voice

Offline

 

#329 2016-01-07 02:18:45

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

Co by nie mówić. Nie mam zamiaru tutaj komentować Twojego stylu pisania, który prezentuje wysoki poziom, ale muszę się przyczepić do literówek i drobnych błędów, jakie się pojawiły w Twoim opisie. Pewnie z powodu potężnej objętościowo pracy nie sposób było wyłapać je wszystkie, więc nie przywiążę do nich aż takiej wagi.
Na co warto zwrócić uwagę? Zdecydowanie podoba mi się pomysł, aby wpleść w rozmowę kwalifikacyjną do akademii historię postaci i odkrywać ją po kawałku. Scena z "demonem" robi robotę, znaczy tworzy wspaniały nastrój, jednak w moim odczuciu puenta tej opowieści, w odniesieniu do ambicji chłopaka, jest trochę naciągana. Tak czy siak, fajnie, że wprowadziłeś na NCW postać, która jest w jakiś sposób powiązana z istniejącymi już bohaterami. Widać, że masz na nią pomysł i życzę Ci, żebyś konsekwentnie wprowadzał go w życie. Na start przyznaję Ci 51 punktów na statystyki postaci, do rozdysponowania w kolejnej sali.

Offline

 

#330 2016-02-21 14:54:41

Sei

Samotnik [Kaguya]

60309066
Zarejestrowany: 2016-02-19
Posty: 111
Klan/Organizacja: Kaguya
KG/Umiejętność: Shikotsumyaku
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna

Re: Sala #1 - Prolog

Wszedłem spokojnym krokiem do pokoju, którego wystrój oceniłbym jako bardzo dobry. W całym pomieszczeniu rozlokowane były świeczki, które nadawały temu miejscu niepowtarzalny charakter. Przy ścianach postawione były półki z książkami, a  na środku  znajdował się stolik oraz dwa krzesła. Jedno  zajmowane było przez dość ładną kobietę. Ciemne, długie włosy, niebieskie oczy, biust podkreślony przez dość duży dekolt, no i te nogi odsłonięte przez krótkie spodenki.  Postanowiłem  zająć drugie z miejsc, na przeciwko ładnej oraz młodej osóbki.
- Kim jesteś i jaka jest Twoja historia? - powiedziała nieznajoma patrząc na mnie dość przyjaźnie
W tym momencie uśmiechnąłem się nieco, i położyłem na stoliku, dzielącym mnie i nieznajomą, pewną grubą księgę. Przedstawione w niej było życie kilku członków klanu Kaguya, w tym również i moje.  Większość kartek była pusta, chyba ktoś miał zamiar ją kontynuować. Na księdze znajdowały się ślady krwi, błota oraz kilka innych substancji, których nie byłem w stanie rozpoznać.
-Mój pieprznięty ojciec dokumentował moje życie, uważał, że stanę się kimś wyjątkowym. Wedle rodzinnej legendy raz na pięć pokoleń przychodzi na świat ktoś wyjątkowy.  Teraz miała być moja kolej.  Tu jest wszystko napisane.  – odpowiedziałem spokojnym tonem. Jestem Sei Kaguya – dodałem po chwili od niechcenia.

Kobieta sięgnęła po książkę i zagłębiła się w lekturze.


Ja Saburama Kaguya, odrzuciłem walkę w imię klanu i postanowiłem zając się rodziną i pomóc w rozwoju syna, który niewątpliwie może osiągnąć więcej niż ja.

Na początku pragnę bliżej przedstawić miejsce naszego zamieszkania. Otóż mieszkamy na obrzeżach wioski, tak jak inni średnio zamożni jej mieszkańcy. Żyjemy głownie z upraw dużych zasobów ziemi natomiast zimą trudzimy się szyciem grubszych ubrań. Mamy dość duży dom, dwupiętrowy urządzony w dość starym stylu. Meble również nie należą do najmłodszych, a z powodu braku pieniędzy nie możemy pozwolić sobie na duży remont. Co do funduszy, to nie narzekamy na biedę. Jesteśmy w stanie wyżywić Seia oraz siebie a to, liczy się dla nas najbardziej. Moja żona, Miwa pomaga mi przy pracy, jednak najbardziej liczy się dla niej wychowanie i nauczanie naszego syna. W skład naszego domu wchodzi łazienka, salon oraz kuchnia, które znajdują się na dole oraz trzy pokoje mieszkalne na górze. Najważniejszy jest pokój Seia, który wypełniony jest masą zabawek. Z ważnych rzeczy należy uwzględnić, że brzdąc ma balkon.


Sei przyszedł na świat jako zdrowe dziecko, które już od początku swojego życia cechowała niezwykła wytrzymałość. Ma czarne włosy, które niewątpliwie odziedziczył po mnie oraz niebieskie oczy po matce.  Przyszedł na świat w 156 roku naszej ery.  Urodził się w rodzinnym domu. Przez pierwsze dwa lata swojego życia nie wykazywał żadnych szczególnych zdolności. Był normalnym dzieckiem i nie odznaczał się niczym szczególnym. Szczególnym przełomem w moich obserwacja były jego drugie urodziny, w których jego zdolności się ujawniły. Młody i nie do końca świadom swojego przeznaczenia Sei wyciągnął paliczek dalszy ze swojej dłoni i zaczął się nim bawić. Większość czasu spędzał z matką, ja natomiast pracowałem w domu i miałem czas by go obserwować. Kolejne lata mijały a Sei dorastał, jego zdolności cały czas rosły a dziecko nie było świadome kim może się stać w przyszłości.  Młody Kaguya niezwykle lubił bójki, bardzo często wracał zadowolony z kolejnej wygranej walki, po której karciła go matka. Ja wiedziałem, jak działa nasza linia krwi, potęguję chęć do walki, do rozlewu krwi, z młodym nie było inaczej. Od najmłodszych lat pomagałem mu w rozwijaniu swoich umiejętności, starałem się mu wytłumaczyć jak działa świat ninja, jak ma trenować i się rozwijać. Tłumaczyłem mu jak zdobyć siłę, stać się potężnym W wieku 14 lat Sei zaczął uciekać z domu, niejednokrotnie nie było go przez dwa, trzy dni. Sam nie wiem gdzie wtedy był, ale ucieczki umożliwiał mu balkon, a dzięki niezwykłej sile kości po upadku nie działa się mu żadna krzywda. Poza tym balkon nie znajdował się na tyle wysoko, by nawet tak niedoświadczony członek naszego klanu był w stanie sobie cokolwiek zrobić.   Sei był bardzo specyficznym chłopcem, jednak nas rodziców, nigdy nie oszuka. Nie potrafił kłamać. Wiemy, że wymykał się i bił poza miastem, takie już przeznaczenie klanu Kaguya. Walka to nasz żywioł.
I w tym momencie wszystkie zapiski zostały zakończone, kobieta przeczytała to i spojrzała na mnie dość wymownie.


– Niedawno po tym nastąpiło to. – odpowiedziałem niechętnie i podałem jej gazetę.


W oczy rzucał się tytuł artykuły, napisany wielkimi literami „Pożar w domu przy ulicy Assaruza 12”
Gazeta dokładnie opisywała co się stało. Z nieznanych przyczyn w domu zamieszkiwanym przez małżeństwo wraz z piętnastoletnim synem wybuchł pożar. Po dotarciu na miejsce pomocy oraz ugaszeniu ognia w domu znaleziono zwęglone szczątki dwóch osób oraz masę kości. Syn odnalazł się po kilku dniach totalnie wykończony.


- Po całym tym zdarzeniu zabrano mnie do budynku i wytłumaczono co się stało. Nie pamiętam nic z tamtych zdarzeń, ale według ninja, którzy ze mną rozmawiali to był napad. Zaatakowali z zaskoczenia, moja matka zginęła od razu natomiast ojciec walczył dość długo. Wszystkie dźwięki zostały zagłuszone jakąś dziwną techniką a po morderstwie moich rodziców doszczętnie spalono moje mieszkanie celem zniszczenia dowodów. Ja zostałem porwany i całkowicie wyczyszczono mi pamięć. Nie pamiętam nic, cały mój trening i to, co osiągnąłem poszło na marne. Przykro mi ale nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć o osobie. Nie mam żadnych wspomnień, zostałem z nich dość brutalnie okradziony. Jedyne co mam to ta książka, którą znalazłem jak pozwolono mi obejrzeć to co zostało z mojego domu. Nie mam pojęcia jakim cudem przetrwała, ale widać było, że ktoś tam zaglądał. Widocznie sprawcy uznali te zapiski za stek bzdur. Nie zostały tam na szczęście opisane klanowe techniki a jedyne moja historia. – powiedziałem.

Sama myśl o utracie tylu wspomnień i pięknych chwil była dla mnie dość bolesna. po raz kolejny zmuszony byłem do roztrząsania tych traumatycznych wydarzeń. Starałem się udawać, że tak na prawdę mnie to nie rusza, sam nie wiem czy mi się to udawało. W tym momencie jedyne co mam to słowa zapisane na papierze, jednak wydaje mi się, że może to być prawda. Może faktycznie jestem kimś wyjątkowym? W każdym razie to wszystko o czym wspomniałem powinno wystarczyć.

- Mam nadzieję, że to już wszystko. Niestety nie jestem w stanie udzielić bardziej wyczerpujących informacji, może kiedyś wrócą mi wspomnienia i moja historia będzie bardziej rozbudowana. Kto wie co przyniesie przyszłość? - odparłem na zakończenie oczekując reakcji.

Ostatnio edytowany przez Sei (2016-02-24 07:19:11)

Offline

 

#331 2016-02-22 10:48:14

Samanosuke

Zaginiony

Zarejestrowany: 2016-02-19
Posty: 10

Re: Sala #1 - Prolog

Nigdy nie można przewidzieć ludzkiej tragedii. Śmierć bliskich, moralny upadek dziecka, porwanie...
No właśnie, porwanie. O to właśnie tutaj chodzi, ale od czego zacząć? Może od początku.
Samanosuke Senju urodził się w wiosce swojego klanu, w Chikai. Jego rodzina była kompletna: dwóch kochających rodziców oraz starsza siostra. Ojciec należał do straży wioski, matka zaś była członkinią korpusu tropicieli. Siostra nie wykazywała chęci do zasilenia szeregów jako ninja, natomiast Samanosuke od początku chciał działać. Rodzina widziała w nim potencjał, jednak mimo tego bała się wysłać go do dalekiej Szkoły. To nietypowe jak na rodzinę ninja działanie nie pozostawało bez echa i dezaprobaty możnych klanu, ci jednak byli uspokajani i zapewniani, że Samanosuke trafi do Szkoły gdy "nadejdzie odpowiedni czas". Z powodu wgryzającej się w duszę nudy, piętnastoletni wtedy Samanosuke zdecydował się na dołączenie do pomocy przy załadunku i rozładunku kupieckich karawan działających na terenie Kraju Ognia. Płaca była całkiem w porządku, a praca nie była dla niego tak ciężka jak mogło się wydawać na początku. Czas mimo często męczących podróży mijał bardzo miło wśród serdecznych ludzi, którzy byli przydzieleni do tej samej karawany co Samanosuke. Jednakże wszystko co dobre kiedyś się kończy.

***

W dniu swoich szesnastych urodzin Samanosuke był niestety w podróży. Fakt ten nieco dołował młodego Senju, ale mimo wszystko chłopak był w towarzystwie "swoich chłopów", dzięki czemu miał namiastkę swojego święta. Niestety nikt nie spodziewał się, że z pozoru bezpieczny trakt będzie celem dla handlarzy niewolników.
Naprzeciw karawany wyszedł muskularny, wysoki mężczyzna. Karawana zatrzymała się, a ludzie skonsternowani patrzyli na górę mięśni, która zawadzała drogę.
- Ej, ty! Mamy towar do przetransportowania. Z drogi! - Powiedział zdenerwowany dowódca. Mężczyzna ani drgnął. - Mówię do ciebie! Głuchy jesteś? - Dodał dowódca, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę przeszkody. Niestety, po dwóch krokach było słychać dźwięk wyciągniętego miecza z pochwy oraz charkot topiącego się we własnej krwi dowódcy karawany. Cięcie było czyste i sprawne, bez wątpienia robota mistrza miecza. Gdy dowódca upadł, oczom konwojentów ukazał się sprawca śmierci ich szefa. Mężczyzna zdecydowanie niższy i mniej muskularny od zawadzającego drogę "posągu", ubrany w skórzaną kamizelkę z doczepianymi płytkami stalowymi. Ostrze jego miecza ubrudzone było świeżą, tętniczą krwią. Zabójca bez słowa wystawił rękę przed siebie i wtem z krzaków wyskoczyło pięciu chłopa. Konwojenci byli dosłownie wyrzynani, a uciekinierzy wykańczani przed dodatkowe zasadzki. Samanosuke dopiero teraz uświadomił sobie skalę tego przedsięwzięcia. Wśród zgiełku upadł przerażony na ziemię, po czym wczołgał się pod jeden z wozów. Niestety, zostało to zauważone, a młodego Senju siłą wyciągnęli napastnicy. Domniemany przywódca zabójców spojrzał na chłopaka, po czym chwycił go za szczękę i zaczął oglądać jego twarz. Chwilę później obejrzał jego ubiór.
- Znak na ubraniu... Bez wątpienia Senju. Jeżeli któremuś z was przyjdzie na myśl, aby zrobić mu krzywdę, to temu osobiście poucinam parę części ciała. Zabieramy się! - Powiedział dowódca, po czym uderzył Samanosuke w głowę, aby go ogłuszyć. Przerzucił chłopaka przez plecy i ruszył razem z resztą napastników w bliżej nieokreślone miejsce.

***

Samanosuke trafił do obozu pracy. Prawdopodobnie zawitałby tam na dłużej, gdyby nie jeden mały szczegół: nie był wytrenowanym ninja. Szefostwo stanęło przed trudnym wyborem. Całą rozmowę młody Senju oczywiście podsłuchiwał.
- Przyniosłeś mi niewytrenowanego Senju. Chłopak nie umie nawet kwiatka wyhodować, co ja z nim zrobię? - spytał nieznany głos.
- Skąd miałem wiedzieć do czego potrzebny jest ci Senju? Dostałem cynk, że jeden będzie eksortować karawanę, więc przyniosłem ci go. Może gdybyś nie był tak opętany manią trzymania wszystkiego w tajemnicy, to dostałbyś wartościową jednostkę. - Odparł na zarzuty drugi głos, który Samanosuke rozpoznał jako dowódcę napastników. Przez dłuższy czas panowała cisza i chłopak myślał, ze rozmowa się zakończyła. Wtem odezwał się pierwszy głos:
- Nie oddamy go przecież do wioski, to byłoby samobójstwo. Myślisz, że dobrym pomysłem będzie odstawienie go do Szkoły i odebranie gdy ukończy trening?
Dowódca napastników roześmiał się.
- Ty chyba sobie żartujesz. Może jeszcze damy mu list, że go porwaliśmy? To nie jest dobry moment. Sprawa musi ucichnąć... Wtedy zdecydujemy co zrobimy.
Koniec rozmowy przypieczętował los Samanosuke w tym miejscu. Chłopak musiał zostać tu na dłużej i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni w tej kwestii. Drzwi od jego klatki zostały otwarte, a Senju wyprowadzony na główny plac, gdzie pracowała większość więźniów. Przez pierwsze dni łzy napływały mu do oczu niemal bezustannie i mimowolnie. Wiedział jednak, że żeby to przetrwać musi być silny i fizycznie, i psychicznie. Samanosuke był przydzielany do różnych prac - od czyszczenia budynków mieszkalnych "administracji" więzienia oraz cel do noszenia zapasów i towarów. Do pomocy był mu przydzielony starszy człowiek. Sama nie znał jego imienia, ale zdołał się z nim zaprzyjaźnić. Dzielili się swoimi problemami oraz historiami. "Dziadek" (bo tak nazywał go Samanosuke) również był ofiarą porwania, niestety nigdy nie udało mu się uciec z obozu. Już w chwili schwytania nie był w pełni sił, a co dopiero po prawie dziesięciu latach w niewoli. Senju wiedział, że Dziadek zasługuje na lepszą śmierć niż ta z wycieńczenia, w obozie, więc szukał wyjścia, rozwiązania, drogi ucieczki. Nie wiedział, że los poda mu to wszystko na tacy.

***

Minął rok odkąd Samanosuke został zamknięty w obozie. Administracja planowała wysłanie go do Szkoły, aby w końcu podbić "wartość pracowniczą" chłopaka. W końcu miał korzystać ze swojego Kekkei Genkai w tym miejscu, a nie robić jako zwykły pracownik fizyczny. Pewnego dnia, gdy chłopak zajmował się sprzątaniem cel, podszedł do niego naczelnik obozu.
- No, Senju. To twój szczęśliwy dzień. Dzisiaj wysyłamy cię do Szkoły. Twoje dokumenty zostały podrobione, wyruszasz za godzinę z obstawą. Nie myśl, że uda ci się uciec, więc nie rób niczego głupiego. W końcu... nie chcemy cię stracić. - Powiedział naczelnik, kończąc wypowiedź szyderczym zaśmianiem się. Samanosuke spojrzał na niego z niekrytą pogardą.
- A więc to dzisiaj... Wkrótce zniszczę ich wszystkich, po kolei, każdego z osobna... - Pomyślał chłopak, zaciskając pięści i zęby. Dokończył swoją robotę, po czym czekał pod główną bramą wraz z niewielkim pakunkiem. Były to jego osobiste rzeczy, "majątek" którego dorobił się za ostatni rok. Trochę jedzenia, woda, zniszczone ubrania. Biednie, ale to był jego cały dobytek. Po piętnastu minutach przy bramie pojawiło się czterech mężczyzn ubranych w czarne skórzane zbroje. Ich głowy zaś zakrywały kaptury. Samanosuke nie widział ich twarzy. Brama otworzyła się, a czterech strażników okrążyło młodego Senju. Wtem cała "drużyna" wyruszyła w poszukiwaniu Szkoły Ninja. Cel nieznany, a droga nie była łatwa. Jednak jakimś dziwnym trafem Samanosuke oraz jeden ze strażników utrzymywali swoje siły, zaś pozostała trójka powoli je traciła. Nie mogli jednak dać po sobie poznać, że są osłabieni, jednak coraz częstsze postoje oraz wydłużone przerwy dawały aż nadto do zrozumienia, że coś jest nie tak.

***

Po kilku dniach wędrówki strażnicy byli na skraju wyczerpania. Gdyby nie ich kaptury, można byłoby zauważyć, że ich twarze były blade jak papier, wzrok mętny. Ten ze strażników, który pozostał przy swoich siłach nagle wyciągnął kunai, po czym zaatakował jednego z osłabionych, rozpłatając mu gardło. Szybkim ruchem podał kunai Samanosuke. Chłopak początkowo nie wiedział co się dzieje, do momentu kiedy stojący najbliżej niego strażnik nie postanowił go zaatakować. Adrenalina i instynkt zrobiły swoje, a kunai utknął w szyi niedoszłego napastnika. Ostatni osłabiony również padł pod ciosem tajemniczego pomocnika, niestety sam również oberwał. Chłopak podbiegł do swojego wyzwoliciela i ściągnął mu kaptur.
- Dziadek? - Spytał z niedowierzaniem Samanosuke. Mężczyzna uśmiechnął się. - Ale... dlaczego?
- Chłopcze... Wiem po co cię schwytali i wiem dlaczego miałeś trafić do Szkoły... Po prostu nie mogłem pozwolić na to, aby wykorzystali kolejnego Senju do tak podłej pracy... - Odparł starzec, po czym odwinął prawy rękaw. Na prawym przedramieniu widoczny był wyblakły symbol ich klanu. Samanosuke spojrzał na Dziadka ze łzami w oczach.
- Nie płacz, dzieciaku. Wojownicy nie płaczą. Teraz idź dalej i pokaż na co stać Senju. Ja zasłużyłem na odpoczynek... - Powiedział Dziadek, po czym zamknął oczy. Samanosuke wstał, otarł łzy, po czym już samotnie ruszył dalej.

Ostatnio edytowany przez Samanosuke (2016-02-23 18:22:23)

Offline

 

#332 2016-02-23 18:02:59

Sensei_Ikkyo

Sensei

Zarejestrowany: 2015-02-23
Posty: 7

Re: Sala #1 - Prolog

/pierwszy post jako sensei, a konto mam długo, woooow

Sei, twój prolog nie jest przykładem dobrego stylu pisania. Nie wiem czy wiesz, co się liczy w tekście, który ktoś czyta, a więc służę pomocą - najważniejszy jest rozpoczęcie i zakończenie tekstu. No i wyłożyłeś się już na kilku pierwszych linijkach - masa powtórzeń (w jednym zdaniu - serio?), zmiana formy orzeczeń ("wszedłem" i "usiadł"), brak podstawowych określeń (wszedł i spojrzał spokojnie, rozumiem, że nie da się tego zrobić żwawo, energicznie, krótko, przelotnie, długo, flegmatycznie, i tak dalej). No bida, mówiąc w dwóch słowach. Koniec nie jest zły, niespecjalnie mnie urzekł, natomiast nie ssie tak jak początek. Co mnie najbardziej razi, w twojej pracy widać masę błędów. Stylistyczne i ortograficzne - ujdą. Najgorsze są te logiczne. "20 pokoleń" - podczas gdy fabuła odgrywana nie ma nawet 200 lat (a Kaguya pojawili się później niż w zerowym roku, czyli przed obecną erą ich nie było); księga z losami Seia, która ocalała w pożarze, a twoja postać ma ją, mimo zaniku pamięci (trudno dodać akapit o przeszukaniu domu?) + wątpliwe jest też również nazwanie jej księgą, skoro treści przedstawionej tutaj jest maksymalnie ma kilka stron (); ninja przeszukujący dom - absurd, przecież to są zabójcy, a nie ekspedycja. Rozumiem, że mogliby to zrobić, ale ot tak? Za darmo? Niemożliwe. Nie podoba mi się również uwzględnienie umiejętności wypływających z KG od razu - te trzeba wytrenować wykształcić. Paliczek przejdzie z politowaniem, ale gumowe kości (skoki z balkonu)? To na minus. Na plus oryginalność. Mało który prolog ma taką postać, chociaż mierzi mnie to "wybranie". Naprawdę, czy każdy ninja musi być predestynowany do bycia badassem?
Ode mnie: popraw błędy i dopisz trochę historii, albo 31 punktów do rozdania. Buziaki.

Semanosuke, przedstawiłeś ciekawą historię. Zero wybrania, po prostu szare życie członka klanu, które zostało z czasem zakłócone. I dobrze, ninja musi mieć ciekawą historią, ale kto mówi, że od razu wierzy się, że będzie mistrzem świata :p Błędy są - kilka logicznych i stylistycznych (chociażby przebieg walki, według którego ostatni z napastników został zraniony przez kogoś, niestety sam też obrywając), ale są bardziej tłem całej historii. Słownictwo dobrane odpowiednio, szału nie ma, ale biedy też nie. Musisz poprawić tylko dwie rzeczy: szkoła, a nie akademia, nie ma określonego miejsca na mapie, nie jest znana, to raz; Senju nie mają określonego koloru włosów czy oczu - pomyliłeś z Uchiha. Zmień na sam symbol klanu, resztę wykasuj.
No i trochę beka, że rodzice nie chcieli puścić syna na szkolenie w bezpieczne miejsce, ale dostał zgodę na szlajanie się po Kraju Ognia, robiąc za eskortę
Ode mnie: popraw dwa wspomniane błędy (no i zmień nazwę z Akademii na Szkołę) i rozdaj 50 punktów. Całuski.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Ikkyo (2016-02-23 18:10:47)

Offline

 

#333 2016-02-24 12:03:23

Sensei_Ikkyo

Sensei

Zarejestrowany: 2015-02-23
Posty: 7

Re: Sala #1 - Prolog

Sei, poprawiłeś prolog. Przynajmniej częściowo, bo niektóre z moich uwag zostały pominięte. Trudno, w końcu to ty piszesz historię twojej postaci. Błędy ortograficzne i stylistyczne są dalej, irytuje mnie to nadużycie KG, ale niech będzie. Rozumiem, że Sei od urodzin jest "wyjątkowy".
Ode mnie: 38 punktów i do następnej sali. Powodzenia.

Offline

 

#334 2016-03-05 13:51:11

 Osheee

Klan Uchiha

Zarejestrowany: 2016-03-03
Posty: 2

Re: Sala #1 - Prolog

Hidari, region wioski w której narodził się Osheee Uchiha, powiernik potężnego Kekkei Genkai zwanego Sharingan. Klan Uchiha jest jak dotąd najstarszym klanem, tak samo jak klan Senju. Od młodziaka wpajano mu, że nie powinien się z nimi zadawać. Słuchał tylko dla pozoru, ponieważ jego ojciec - Keijo bardzo go kochał i nie chciał aby młody powiernik wplątał się w tarapaty związane właśnie ze zwaśnionym klanem Senju.

Narodziny przebiegły bardzo pomyślnie, dziecko nie było chore, wręcz przeciwnie - zdrowszego dziecka nie widziano tutaj od bardzo dawna. Matka, której nie dane było zostać Shinobi, nazywała się Kaho. Prowadziła ona i nadal prowadzi, mały sklepik z artykułami spożywczymi w dzielnicy handlowej wioski Hidari. Jego ojciec Keijo był bardzo dobrym Shinobi, chciał aby Osheee podzielał jego pasję, chciał aby on też został Shinobi, jednak nie chciał mu tego wciskać bezpośrednio po narodzinach.

Młodziak rozwijał się bardzo szybko, bardzo dobre szło mu przyswajanie podstawowych umiejętności, jakie ma znać dziecko. W wieku 1,5 lat nauczył się już chodzić, a niedługo potem zaczął mówić, była to mowa dziecięca, ponieważ nie mógł sobie pozwolić w tak młodym wieku na bardziej rozbudowane zdania, jednak miał na to aspiracje. Większość czasu spędzał z mamą w sklepie, wiele ludzi zwracało uwagę na dziecko, gratulując przy tym jego matce, głównie z uwagi na ojca, którego bardzo dobrze znali, ponieważ chronił wioskę zawsze gdy tego potrzebowali.

Innymi słowy, dziecko gdy podrosło, miało już wyrobioną reputację, ze względu na "sławnego" ojca. Wtedy właśnie obudziła się w nim arogancja i egoizm. Myślał, że może wszystko, ponieważ ojciec zawsze stanie w jego obronie. Wyśmiewał się z innych dzieciaków, myślał tylko o sobie, o swojej osobie. Miał wtedy zaledwie cztery lata. Ojciec musiał odbyć z nim poważną rozmowę, że takie zachowanie nigdy nie doprowadzi go do niczego dobrego, mówił mu, że to najlepszy czas na to aby się zmienić. Osheee posłuchał ojca, jednak to przerodziło się w coś gorszego, chęć zdobycia władzy, bycia kimś wielkim, nawet większym od samego przywódcy wioski.

Po paru latach, podglądania innych Shinobi, musiał sam wybrać się do miejsca zwanego Szkołą Ninja, to pierwszy krok do osiągnięcia swoich celów, chciał porzucić wszystkie ideały, nie chciał być jak każdy powiernik klanu Uchiha, chciał być kimś o wiele lepszym, ponieważ "dobra strona" człowieka ogranicza, pozwala mu działać tylko w określonym schemacie, tylko gdy z niej zboczysz, poczujesz, że wreszcie jesteś wolny - od tamtego czasu to zdanie było jego dewizą, którą musiał podążać.

Musiał samodzielnie udać sie do Mominoki, lokacja w Kraju Pól Ryżowych tam prawdopodobnie miała rozpocząć się jego wędrówka po świecie. Od tej pory musiał działać samodzielnie, żeby do czegoś dojść. Pożegnał się ze swoją rodziną, opuszczając rodzinne progi, gdy wreszcie przybył do miejsca docelowego podali mu środki nasenne, po czym przewieźli do miejsca gdzie miał rozpocząć naukę, tu właśnie miał otworzyć nowy rozdział w swoim życiu, miejmy nadzieję, że decyzje, które będzie podejmował będą trafne...

Offline

 

#335 2016-03-06 02:41:37

Kenshi

Zaginiony

24699490
Zarejestrowany: 2016-03-01
Posty: 22

Re: Sala #1 - Prolog

Wszystko zaczęło się w malutkiej wioseczce zamieszkałej przez jedną z mniejszych grup klanu Kuran Sen. Liczba członków kultu Jashina była na tyle mała, żeby każdy znał każdego mieszkańca. Mimo, że wioska leżała na zupełnym odludziu to nie była to bariera nie do przeskoczenia dla zagorzałych wyznawców boga żądającego od swoich czcicieli siania jak największego zniszczenia oraz krwawych ofiar. W tym odłamie tej religii wykształciła się również pewna wyjątkowa zasada. Za każdym razem, gdy rada starszych decydowała, że nadszedł znowu czas na złożenie ofiary Bogu zostawała wyłoniona para. Jeden mężczyzna oraz jedna kobieta. Mieli oni za zadanie udać się na Łowy (jak to zwykli nazywać w swoim gronie) i złożyć  jak największą liczbę osób w ofierze. Oczywiście dokonując tego nie mogli pozostawić żadnych świadków. Właśnie w tym ostatnim aspekcie zawiedli. Choc nikt o tym nie wiedział (poza samą radą) za wybranymi osobami do Łowów ruszała również trzecia osoba, która miała dopilnować wszystkiego w razie nie powodzenia tamtej dwójki. Również to on składał ostateczny raport o powodzeniu powierzonego zadania. Przeświadczona o swoim sukcesie dwójka wyznawców wróciła do wioski zadowolona z siebie, ale tam już na nich czekali. Bardzo sprawnie zostali oskarżeni o niekompetencje oraz został wydany wyrok. Pokutą jaką mieli odbyć miało być właśnie spłodzenie kolejnego członka klanu, a była to wielka hańba dla takich osób, gdyż akt narodzin jest zupełnym przeciwieństwem tego czego chce Jashin, śmierci. Przyszli rodzice już wiedzieli, że będą musieli za to co dzień błagać Go o przebaczenie. I to właśnie tutaj zaczyna się historia Kenshiego.

Dzieciństwo chłopaka zdecydowanie nie należało do tych najpiękniejszych. Od momentu narodzin rodzice traktowali go najczęściej niczym powietrze czy po prostu zwyczajny problem. Za każdym razem, gdy go widzieli przypominało to im o ich porażce, której przecież był owocem. Z tego też powodu przy nawet najmniejszym potknięciu czy też dziecięcym rozrabianiu był brutalnie karcony, a nawet bity. Zgodnie z założeniem, że Jashinowi nie podobało się takie zachowanie. Mimo tego chłopak nie przestawał psocić, a nawet podglądał rodziców, gdy Ci szli odbyć codzienną pokutę. Chłopiec choć młody to zaczął się wykazywać ogólną bystrością oraz ciekawością, gdyż ku nie zadowoleniu rodziców cały czas o coś wypytywał.

W końcu, gdy Ken skończył pięć lat jego rodzice doszli do wniosku, że nadszedł już ten czas, by kształcić go w doktrynach wiary. Oczywiście musiał on do nich dołączać podczas samobiczowania się, by mógł w pełni dostrzec wspaniałość ich Jedynego Pana. Oczywiście razem z naukami duchowymi, którymi zajęła się matka musiały dojść również ćwiczenia fizyczne, więc zajął się tym jego ojciec. Od tej pory jego życie popadło w straszliwą rutynę codziennie rano przechodził przez wycieńczający trening pod okiem swojego ojca z zakresu walki w zwarciu. Nikt się zupełnie nie przejmował, że jest zaledwie dzieckiem, więc dostawał  wycisk tak długo, aż czegoś poprawnie nie wykonał. Dopiero wtedy po kilku godzinach treningu z przerwami jedynie na uzupełnienie płynów Kenshi dostawał dwie z rzadka trzy godziny odpoczynku tylko po to, by później pałeczkę mogła przejąć jego matka z intensywnymi naukami Jashina. Szkolenie odbierane od jego matki w rzeczywistości można było porównać do prania mózgu. Nie przyjmowała ona do wiadomości żadnych wątpliwości odnoszących się wiary. Posłuch tylko to się liczyło. Mimo takiego wychowania chłopak nie został do końca stłamszony, a jedynie nauczony pokory, a także tego, żeby nigdy nie się nie zagalopować lekceważąc kogokolwiek. W taki tez sposób  minęły mu kolejne lata.

W końcu w wieku piętnastu lat dostał wezwanie, by stawić się przed obliczem rady. Chłopak zupełnie nie wiedział o co może chodzi. W końcu był zbyt młody i za mało doświadczony, by zostać wybrany do Łowów. O dołączenie do wewnętrznych kręgów kultu też raczej nie mogło chodzić, więc niezwykle zdenerwowany udał się on na owe „spotkanie”. Rozmowa również nie trwała długo został on postawiony przed faktem dokonanym bez możliwości jakiejkolwiek dyskusji. Miał się udać na szkolenie do Szkoły Ninja, by móc w przyszłości z dumą reprezentować barwy swego klanu. Ta wieść nawet w pewien sposób ucieszyła chłopaka, gdyż będzie mógł przejść właściwe szkolenie, a to zdecydowanie przybliży go do swoich celów jakim było poznanie tajemniczego sekretu nieśmiertelności darowanej wybrańcom przez samego Jashina. Kenshi dostał kilka dni, by się przygotować do dalekiej podróży i po nich miał się stawić w budynku starszych. W momencie, gdy się tam stawił momentalnie podszedł do niego starszy mężczyzna oraz przewiązał mu oczy, ponieważ jak tłumaczył lokalizacja szkoły jest objęta bezwzględną tajemnicą, ale to co było najdziwniejsze po założeniu owej przepaski na oczy nagle poczułem jakbym tracił przytomność. Widziałem jedynie ciemność, a zmysły odzyskałem dopiero w jakimś miejscu, które zapewne było wspomnianą szkołą.


http://data.whicdn.com/images/37273836/large.jpg

Offline

 

#336 2016-03-06 12:28:28

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

Osheee:
Historia, jaką nam przedstawiłeś, nie należy do wyszukanych, ale może to i dobrze. Każdy stara się na siłę udziwniać, tworząc postać o nie wiadomo jakiej, zagmatwanej przeszłości, aż w końcu sam się gubi w tym, co i jak miało być dalej. U Ciebie dominuje jeden motyw, pogoni za władzą, co według mnie jest ciekawą opcją. Da twojemu bohaterowi wiele możliwości poprowadzenia ciekawej fabuły, czego Ci życzę.
Mały szkopuł, na który muszę zwrócić uwagę. Pewnie nie natknąłeś się jeszcze na tę informację, ale Uchiha zostali najechani przez wojska Lorda Kraju Błyskawic (bodajże). Tym sposobem w Hidari nie znajdziemy już klanu czerwonookich, toteż matka twojej postaci nie może nadal prowadzić tam sklepu. Możemy jednak uznać, że podbój miał miejsce wtedy, gdy przebywałeś w Akademii i wszystko będzie okej.
Mógłbyś jeszcze podzielić się większą dozą informacji na temat zachowania postaci, bo w zasadzie, poza obsesją na punkcie władzy i czasową arogancją, nic o nim nie wiemy.
Z mojej strony to tyle, chciałem nagrodzić twoje wysiłki nagrodą w postaci 42 punktów i zaprosić do dalszych sal szkoły.

Offline

 

#337 2016-03-06 12:39:21

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

Kenshi:
Szkoda, że nie wytrzymałeś do końca z narracją trzecioosobową. Te dwa zdania zupełnie zabiły klimat, w który wprowadzałeś mnie przez tyle czasu.
Historia jest więcej, niż ciekawa. Pomysł wydarzenia klanowego przypadł mi do gustu, nie powiem. Nie wiem jednak, jak miałoby to wyglądać, patrząc na strukturę zgrupowania Jashinowców, ponieważ, jako że są częścią Samotników, wchodzą w skład większego ugrupowania z Airando. Samotnicy mają swego lidera, który podejmuje decyzje, kto i w jakim czasie powinien udać się do akademii. Uznaję jednak, że po prostu starszyzna klanu jest grupą, która odpowiada bezpośrednio przed liderem. Chyba, że na to się nie godzisz, to wówczas trzeba będzie edytować stworzony przez Ciebie prolog.
Sam styl opowieści mi się spodobał. Uraczyłeś nas bogatą porcją wiadomości na temat twojej postaci, ukazałeś całkiem sporo szczegółów. Nie pozostaje mi nic innego, jak przyznać Ci 51 punktów.

Offline

 

#338 2016-03-25 11:40:01

 Uchiha Satoshi

Klan Uchiha

52573637
Skąd: Katowice
Zarejestrowany: 2016-03-24
Posty: 52
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan [0]
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 13

Re: Sala #1 - Prolog

" Nienawidziłem i byłem nienawidzony "

                                                  ( Satoshi o swoim dzieciństwie.)

                                               _______________________________

Satoshi urodził się w pewną bezksiężycową noc, nie świadom jak wiele cierpienia wywołało same jego pojawienie się na tym świecie.Jego matka była piękną, lecz bardzo chorowitą kobietą. Kochała głęboko swoje nienarodzone dziecko, więc gdy lekarz powiedział jej, że musi wybierać między życiem swoim a dziecka, bezwahania wybrała swojego potomka. Jej oczy były pełne łez, gdy pielęgniarka podała jej małego chłopca. Wiedziała, że jej czas się kończy, czuła jak jej serce powoli spowalnia swoje bicie. Spojrzała w piękne onyksowe oczy swojego syna i wyszeptała „ Kocham Cię Satoshi „. Chwilę później lekarz stwierdził jej zgon. Ojciec młodego Satoshiego nie przyjął tej wiadomości zbyt dobrze jego żona była dla niego dosłownie wszystkim.Choć jego rozum podpowiadał mu, że dziecko nie jest niczemu winne, to serce nie chciało zaakceptować straty ukochanej. Za winnego śmierci swojej żony uznał syna. Z wstrętem spojrzał na swoje dziecko, które wiedział jednak, że musi zostawić przy życiu.Był świadomy, że przyszłość całego klanu zależy od przyszłego pokolenia Uchiha. Satoshi popatrzył na swojego ojca swoimi oczami , które były  tak niewinne i ufne . Jego ojciec sprawił,że te same oczy po latach stały się puste jak u lalki.
                                              _______________________________



Wczesne lata życia były  dla Satoshiego torturą, jego ojciec... No cóż nie był przykładem kochającego rodzica.Od kąd pamiętał musiał sobie radzić sam, nieraz z zazdrością patrzył na inne dzieci, które był kochane. Ich rodzice opiekowali się nimi, troszczyli się o nich, kochali je… Tymczasem jego ojciec bił go niemal codziennie, od swojego ojca zaznał tylko nienawiści. Dlaczego tak musiało być  ? Dlaczego los był tak okrutny? Podczas, gdy inni mieli wszystko, on nie miał nic. Choć jego duma tak charakterystyczna dla klanu Uchiha nie dał mu wypowiedzieć słów, które być może odmieniłyby jego sytuację. Jego oczy za każdym razem, gdy znajdował się poza domem krzyczały o pomoc, lecz ona nigdy nie nadeszła. Młody Satoshi zrozumiał wtedy, że w tym świecie można polegać tylko i wyłącznie na sobie. Jego ojciec był potworem, kanalią, która potrafiła tylko pić i dręczyć swojego syna. Właśnie przez tego człowieka Satoshi był najniższy spośród dzieci mieszkających w wiosce. Wieczne obolały i chudy niczym patyk nie był dobrym materiałem na ninja, lecz on nie zważając na kpiny swoich rówieśników poprzysiągł sobie, że zdobędzie siłę i pomoże klanowi Uchiha odzyskać dawną świetność.Starał się jak mógł, lecz przy jego stanie fizycznym nie było to łatwe, jego organizm nie był w stanie wytrzymać długiego treningu. Wtedy właśnie w bibliotece przeczytał legendę dotyczącą Uchiha Masaru. Satoshi zaczął podziwiać tego człowieka, Masaru miał wszystko to, czego pragnął Satoshi: władzę i potęgę. Tego dnia w oczach Satoshiego pojawiła się iskra determinacji, postanowił, że zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel. Nawet, jeśli do jego osiągnięcia będzie musiał stąpać drogą pełną krwi i trupów.


                                              _____________________________

W dniu swoich dziesiątych urodzin Satoshi dostał swój wymarzony prezent. Jego ojciec zginął w potyczce z innym shinobi. Juz podczas pogrzebu zdecydowano, że Satoshi jest zbyt młody by mógł mieszkać samotnie.Młody Uchiha zamieszkał z starszym mężczyzną o imieniu Shiro.To właśnie Shiro nauczył go wszystkiego. Starzec, gdy usłyszał o marzeniu chłopaka zaczął go sztuk ninja .Dla Satoshiego mężczyzna stał się jednak kimś więcej niż nauczyciel. Chłopak szanował swojego opiekuna i był mu bardzo wdzięczny za wszystko co dla niego zrobił. W pewnym momencie chłopak zaczął postrzegać Shiro jako swojego ojca , choć nigdy nie powiedział tego na głos . Ich relacja była taka jaka powinna być normalna więź między synem ,a ojcem. Satoshi w końcu doznał miłości , były to najlepsze lata jego życia .   Shiro obiecał chłopakowi, że jeśli w ciągu trzech lat poprawi się kondycja jego nieco wychudzonego ciała to wyślę go do miejsca, gdzie nauczy się jak zostać ninja. Satoshi chłonął wiedzę jak przysłowiowa gąbka, wiedział,że wiedza w ich świecie jest warunkiem przetrwania, chciał  zatem wiedzieć dosłownie wszystko o świecie, w którym żył. Godziny spędzone na treningu w końcu dały efekty. Satoshi zmienił się nie do poznania, jego ciało przestało być tyczkowate i na jego kończynach pojawił się zarys mięśni. Chłopak rozwinął się także intelektualnie. Z Shiro każdego wieczoru rozgrywali kilka partii Shogi , dzięki czemu Satoshi opanował podstawy strategicznego myślenia. W końcu po trzech latach treningu Shiro oznajmił, że Satoshi jest gotowy na wyzwanie, jakim jest akademia ninja. Satoshi spakował swoje rzeczy i pożegnał się, z Shiro. Opuszczając wioskę minął drzewo wiśni, pod którym zwykł płakać po każdym laniu spuszczonym mu przez ojca. Teraz widział, że wszystkiego winna była jego słabość, gdyby był silniejszy mógłby sprzeciwić się ojcu. W gniewie zacisnął swoje pięści i kontynuował swoją podróż ku kolejnej przygodzie, wiatr rozwiał jego długie włosy odsłaniając oczy, w których palił się ogień determinacji.Wyruszył w podróż wiedząc, że wróci silniejszy i gotowy do spełnienia obowiązków wobec swojego klanu.

Ostatnio edytowany przez Uchiha Satoshi (2016-03-25 17:25:29)

Offline

 

#339 2016-03-25 12:11:31

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #1 - Prolog

Z punktu widzenia fabuły i obszerności prolog zwięzły, ale w miarę dobrze nakreślający kluczowe dla postaci elementy przeszłości. Z punktu widzenia interpunkcji, składni i gramatyki, widać, że masz pojęcie o wyszukanym słownictwie, ale takie lekko wyblakłe
Na tę chwilę za ów prolog skłonny jestem przyznać ci 28 punktów. Jest to przeciętna ich ilość i jeśli chciałbyś poprawić prolog, poświęcić mu trochę więcej uwagi i wyprostować niedociągnięcia, masz czas do wieczora.
Jeśli zdecydujesz się go poprawić, daj znać - dostaniesz nową recenzję i, przy odrobinie starań, lepszą ocenę ;-)

ps. Jeden błąd pomogę ci naprawić, bo nie mogłeś o nim wiedzieć. Prącie panie boże, żebyś na NCW pisał słowo "shinobi". Wychodzi, że traktuje się je tutaj jako element, który powstał wraz z wioskami ninja, a więc za kilkaset lat.


Jest o wiele lepiej. Co prawda nie miałem nic złego na myśli pisząc, że poprzednia wersja jest zwięzła (zwięzłe pisanie wcale nie jest złe - jeśli to, co piszesz, trafia w sedno), ale nieświadomie przyczyniłem się do rozwinięcia przez ciebie skrzydeł. Pododawałeś masę fajnych szczegółów a twoja postać już jest bogatsza, wyrazistsza.
Niestety to, na co położyłem nacisk, czyli interpunkcja i gramatyka... hm, powiedzmy, że jesteś jak Microsoft - pozbyłeś się wcześniejszych błędów i pododawałeś kilkanaście nowych.
Kilka hintów na przyszłość:
- w jęz. polskim kropkę stawia się bezpośrednio po ostatnim słowie, następnie spacja, następnie pierwsza litera nowego zdania;
- "odkąd" piszemy razem, nie rozdzielnie;
- zamiast nadużywać imienia postaci, staraj się rozwijać wyobraźnię, wstawiając do tekstu zrozumiałe ekwiwalenty, np "młody chłopak", "Uchiha" itp.

Werdykt:
Należy ci się pochwała za to, że nie obruszyłeś się i nie strzeliłeś focha za słowa krytyki oraz za to, że starałeś się zastosować i wyprostować tekst. Minus za to, że to ostatnie nie do końca ci wyszło, ale każdy musi od czegoś zacząć.
Daję ci więc 40 punktów umiejętności i przyjazne poklepanie po plecach na drogę do sali nr 2 ;-)

Ostatnio edytowany przez Sensei_Koharō (2016-03-25 17:54:26)

Offline

 

#340 2016-04-06 22:47:50

Morimoto

Zaginiony

56812127
Zarejestrowany: 2013-06-07
Posty: 30
Klan/Organizacja: Kakukoro
KG/Umiejętność: Sosa 0lvl
Ranga: Członek organizacji
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 18

Re: Sala #1 - Prolog

Historia Morimoto zaczyna się jakieś 18 lat temu, gdy w małej wiosce przyszedł na świat. Morimoto w chwili narodzin posiadał już kilku braci oraz sióstr. Wyrastał w domu wielorodzinnym, gdzie praktycznie zawsze był pomijany. Co w sumie przy takiej ilości dzieci nie jest zbyt trudne, zwłaszcza, że rodzice nie byli zbyt opiekuńczy i bardziej zajmowali się swoimi sprawami.

Przez pierwsze kilkanaście lat nic nie wyglądało na to, że życie Morimoto będzię się różniło czymś od życia innych. Wstawał rano, pomagał w gospodarstwie, spotykał się ze znajomymi i chodził spać, by rano ponownie wstać. I tak minęło prawie szesnaście lat życia Morimoto.

Dopiero w dniu jego 16 urodzin jego rodzice wyznali mu, że tak naprawdę nie są jego rodzicami. Został podrzucony do wioski, a oni jedyni zgodzili się, by go wychować jak własnego syna, bo jak wspominali „jeden dzieciak w tę czy we wtę nie robi różnicy, ważne żeby w polu robił”. Morimoto poczuł, że w jego sercu coś drga. Może nigdy nie miał zbyt dobrych relacji ze swoimi rodzicami, a raczej przybranymi rodzicami jak powinien ich teraz nazywać, ale nigdy by się czegoś takiego nie spodziewał. Jedyną informacją, którą uzyskał na temat swoich prawdziwych rodziców była ta, że powiedzieli, że należą do klanu Kakukoro. Morimoto nie miał pojęcia co to znaczy, ale był pewny, że się dowie.

Kilka miesięcy później, gdy już przygotował się do podróży, pożegnał wszystkich i ruszył do najbliższego większego miasta w którym miał się zamiar dowiedzieć co to za „klan Kakukoro”. Prawda okazała się bolesna. Większość ludzi nie chciała nawet wypowiedzieć tej nazwy, a nikt nie potrafił mu wskazać, gdzie ma się udać, by zdobyć więcej informacji. Morimoto postanowił ruszyć do następnego miasta mając nadzieję, że tam dowie się czegoś ciekawszego. Podróż była cięższa niż mu się wydawało. Kilka razy napadali go bandyci, ale zawsze jakimś cudem udało mu się wymigać. Raz nawet został trafiony kataną w twarz, okradziony i zostawiony pośrodku lasu na pewną śmierć, ale jednak jego ciało po kilku dniach zregenerowało się na tyle, by mógł ruszyć dalej.

Wreszcie dotarł do kolejnego miasta. Jego twarz była tak bardzo poraniona, że musiał ukrywać głowę pod kapturem, bo inaczej nikt nie chciał z nim rozmawiać. W końcu, w pewnym barze, dowiedział się czegoś o swoim klanie Kakukoro. Jakiś mężczyzna powiedział mu, że ci co należą do tego klanu są niepokonanymi wojownikami, a po wygranej walce wyrywają serca swoim przeciwnikom. Morimoto uznał to za niezły żart, ale coś w oczach nieznajomego kazało mu wierzyć, że chociaż część z tego jest prawdą. Przez zimę starał się zdobyć coraz więcej informacji o swoim klanie. Okazało się, że mężczyzna z baru, który nie podał swojego imienia miał rację. Większość ninja z klanu Kakukoro posiadało kilka serc, które dawały im drugie życie, gdy normalny człowiek by już zmarł.

Wtedy też Morimoto postanowił, że nie ma zamiaru szukać swoich rodziców. Nie byli mu już do niczego potrzebni. Przez całe swoje życie był jednym z wielu, niczym nie wyróżniającym się, a teraz miał możliwość by stać się kimś wyjątkowym, kimś kogo wszyscy będą się bali. Morimoto wiedział, że musi znaleźć kogoś kto nauczy go tego wszystkiego. W mieście nie mógł znaleźć odpowiedniej osoby, ale usłyszał, że na pustkowi żyje człowiek, który ma wiele serc. Młody chłopiec wiedział, że nie może chodzić o nikogo innego niż o jakiegoś członka jego klanu. Postanowił się udać do niego i przekonać by ten go chciał uczyć.

Człowiek ten zwał się Hirokichi. Przynajmniej tak powiedzieli Morimoto w wiosce.
- Witaj! - powiedział niepewnie Morimoto, gdy w końcu odnalazł kryjówkę ninjy.
- Czego?! - usłyszał w odpowiedzi, głos nie brzmiał zbyt przyjemnie.
- Jestem Morimoto z klanu  Kakukoro.
- Tak? A co mnie to obchodzi?
- Słyszałem, że jesteś jedyną osobą, która mogłaby mnie nauczać. - nie była to do końca prawda, ale Morimoto nie miał wyjścia, musiał improwizować jeśli chciał zostać uczniem.
- Hmm... To nie będzie takie proste jak ci się wydaje, młody. - rzekł i w końcu wstał i odwrócił się w stronę Morimoto. Nosił zwykłe, luźne spodnie oraz podkoszulek. Z jego ust czuć było odór alkoholu, a żółte zęby sugerowały, że palenie jest jedną z jego ulubionych czynności.
- Zrobię co będziesz chciał! - prawie krzyknął Morimoto, był bardzo podekscytowany, bo nigdy wcześniej nie widział innego członka swojego klanu.
- Po pierwsze to ściągnij kaptur, młody. - powiedział spokojnie i patrzył na młodego ninje, który jednym ruchem ręki ściągnął kaptur z głowy. Trzeba było przyznać, że blizny nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, a Morimoto poczuł delikatny uścisk w żołądku. Podświadomie był nastawiony, że jego rany zadziwią, a może nawet przestraszą jego nauczyciela, ale nic z tych rzeczy. - No będą z Ciebie ludzie. Mów mi Hirokichi
To było ostatnie słowa, które powiedział do niego tego dnia. Morimoto miał wrażenia, że Hirokichi dziwnie mu się przygląda, ale nie powiedział nic. Cieszył się, że będzię trenowany przez kogoś takiego.

Treningi odbiegały dużo od tego czego się spodziewał Morimoto. Myślał, że od razu zaczną od wyrywania serc lub innych zaawansowanych technik, ale zaczęli od zwykłego treningu siłowego i szybkościowego. Okazało się, że młody ninja ma dużo słabszą kondycję od swojego sensei'a. Ninja wkładał w trening całą swoją siłę, ale i tak robił zbyt wolne postępy, dlatego dopiero po kilkunastu tygodniach mogli przejść do bardziej zaawansowanego treningu, przynajmniej tak mu powiedział Hirokichi.

Pewnej nocy, Morimoto, obudził się i poczuł, że coś jest nie tak. Hirokichi gdzieś zniknął, a ninja wiedział, że nie ma się gdzie oddalić. Na wszelki wypadek postanowił czuwać do rana. W miejsce, gdzie powinien spać podłożył zwinięty dywan, a sam schował się w rogu chatki. Okazało się, że była to najlepsza decyzja w jego życiu. Po kilku godzinach czuwania do pomieszczenia wpadł kompletnie pijany Hirokichi i spróbował zaatakować miejsce, gdzie jak myślał, leżał Morimoto. Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast przebić ludzkie ciało, jego nóż natknął się na dywan. Morimoto nie czekał długo szybko rzucił się na swojego byłego sensei i uderzył go tym co stało najbliżej, a była to butelka po sake. Hirokichi zachwiał się lekko, ale nie zemdlał ani nie upadł. Zrobiło to duże wrażenie na młodzieńcu, ale nie miał czasu na podziwianie zadziwiającej wytrzymałości swojego byłego mistrza. Morimoto wiedział, że nawet pijany, Hirokichi jest zbyt silny dla niego. Postanowił uciekać jak najdalej. Na szczęście stary ninja był zbyt pijany by go gonić i wkrótce Morimoto zniknął w ciemnościach. Gdy dotarł w miejsce, gdzie czuł się bezpiecznie postanowił, że już nigdy więcej nie będzie uciekał, że nie będzię się bał. I przypomniał sobie co chciał osiągnąć trenując u swojego mistrza. Teraz żałował, że nie stawił mu czoła, ale wiedział też, że nie miałby z nim najmniejszych szans. Gdy następnego dnia dotarł do miasta okazało się, że ludzie w nocy zebrali się i zaatakowali Hirokichiego, bo się po prostu bali o swoje życiu. Ci co pomagali to zrobić mówili, że był jakiś dziwnie przymroczony. „A jednak butelka coś dała” - pomyślał Morimoto z lekkim uśmiechem. Teraz już wiedział, że nie musi się obawiać swojego „mistrza”. Kilkunastu mieszkańców miasta powbijało mu najróżniejsze przedmioty w całe ciało, a potem jeszcze go spalono. Morimoto cieszył się, że nie wiedzieli o nim, bo jego też by spalili pewnie. Jednakże na wszelki wypadek postanowił opuścić to miasto, żeby nie budzić podejrzeń i w końcu zostać pełnoprawnym ninja.

To już koniec tej historii, a właściwie dopiero jej początek. Bo Morimoto odnalazł w końcu został wysłany do szkoły ninja. Wiedział, że przed nim jeszcze wiele pracy, ale nie obchodziło go to. Chciał po prostu zostać kimś z kim nie chciałbyś spotkać się w ciemnej uliczce, a nawet usiąść obok niego w barze. Miał gdzieś co myślą o nim inni i tego starał się trzymać.

Ostatnio edytowany przez Morimoto (2016-04-07 10:03:31)

Offline

 

#341 2016-04-07 00:45:19

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #1 - Prolog

Jeden z lepiej zredagowanych prologów, jakie ostatnio widziałem. Jedyne błędy, do których mógłbym się przyczepić, to karygodne

musiał ukrywać głowę pod kapturę

które zabiło mi cały klimat i wysłało w świat kwejków.
Oraz drugi, na którego popełnienie nie miałeś w sumie wpływu (Akademii nie znajdziesz, zostajesz wysłany w ustalone miejsce, podbierają cię i krążą, żeby nikt nie odkrył lokacji).

Tak czy siak, cieszę się, że pojawia się nowa twarz i to z rodzaju tych oczytanych. Masz tu, proszę - 48 punktów umiejętności (PU) do rozdania. Zapraszam do sali #2.

Offline

 

#342 2016-04-11 19:25:32

Nazo

Zaginiony

9152720
Zarejestrowany: 2016-04-07
Posty: 9

Re: Sala #1 - Prolog

"Wszystko zaczęło się w Enko"




Słońce właśnie wyszło spod ziemi, żółte promienie pokryły Kraj Wiatru, to właśnie w tej chwili na świat miał przyjść nowy Namikaze. Oboje z rodziców bardzo długo wyczekiwało swojego potomka. Ojciec założył odświętną opaskę według tradycji którą zapoczątkował jego pradziad, naszyte na niej był znak wiatru "Kaze" a po prawej i lewej stronie o znak opierały się dwie kotwice. Matka dziecka parła z całych sił aby jak najszybciej zobaczyć chłopca, ból był nie do wytrzymania przez co gdy położna wyciągnęła malucha, Kin (bo tak miała na imię młoda mama) przez pierwsze 10 sekund widziała jedynie rozmazany obraz przez swoje szklane od płaczu oczy. Świerzy tata zaś któremu na imię było Kesar nie mógł wręcz powstrzymać ekstazy która wypełniła jego ciało, skakał i cieszył się tak bardzo, że inni musieli go uciszać. Na głowie widać było włosy które w żaden sposób nie przypominały tych którymi obdarzeni zostali rodzice, nie były ani złote ani czarne... Były srebrne,  dlatego nadano dziecku imię "Nazo" co było nawiązaniem do zagadkowego koloru włosów maluszka. Nikt nie wiedział wtedy kim jest ten nowy człowiek i na kogo on wyrośnie. Już w wieku 2 lat wykazywał się ponadprzeciętną inteligencją wśród swoich rówieśników, liczyć potrafił już do 100, opanowaną miał także hiraganę a także około 30 znaków kanji. Swoje dzieciństwo spędzał bardzo aktywnie wykorzystując każdą możliwą chwilę na obserwację, pojmowanie różnych zjawisk a także na naukę matematyki. Dużo czasu spędzał przed biurkiem lub na drzewach z kartką papieru i ołówkiem zapisując ciągi liczb i liter. Zdziwienie rodziców Nazo widzących pracę swojego dziecka było ogromne, kompletnie nie rozumieli dlaczego może on wypisywać tak bezsensowne linie "tekstu" które zajmowały nieraz całe kartki, tłumaczyli więc to sobie ćwiczeniami kaligrafii. W wieku 6 lat chłopiec rozpoczął intensywne treningi związane ze swoim ciałem i duchem. Kesar nauczał swojego syna podstaw Taijutsu, Ninjutsu, Fuuinjutsu czyli działów technik shinobi które znał doskonale. Nazo szczególnie interesowała dziedzina Fuuinjutsu, miało to pewnie ścisły związek z tym, że uwielbiał dużo pisać. Podczas jednego z treningów gdzie pomiędzy ojcem a synem rozegrał się mały sparing, nastąpił mały wypadek którego skutkiem była kontuzja ręki chłopaka. Przedramię zostało nadłamane wtedy to ojciec szybko złapał za dwie deseczki po czym owinął odpowiednią techniką rękę chłopca bandażem. Był to pierwszy i niezaplanowany przypadek w którym młody Namikaze poznał tajniki pierwszej pomocy. Ponieważ ojciec był przezorny postanowił, że przez kolejne parę dni będzie nauczał swojego pędraka właśnie pierwszej pomocy i zachowań w różnych przypadkach złamań, okaleczeń czy innego rodzaju obrażeń ciała a także w wypadkach omdleń czy też zatruć. Chłopak podczas codziennych walk i treningów utrzymywał równowagę między częstotliwością użycia nóg i dłoni. Niedługo potem w program owej domowej nauki weszły bronie białe, miotane a także różne przyrządy ninja. Nazo chłonął naukę jak "chłodny piasek wodę", takiego też porównania używał Kesar w rozmowie ze swoją żoną na temat postępów ich syna. Po treningach Nazo wracał zazwyczaj do pisania swoich ciągów, pochłonęła go z czasem także sztuka rysunku. Jego prace artystyczne miały swój charakterystyczny styl, ponieważ nie dążył on do realizmu, wręcz zniekształcał widziane przez niego obiekty nadając im czasem niepokojącego wyglądu. W wieku 8 lat chłopak zaczął interesować się polityką, zadawał dużo pytań Ojcu. Pewnego razu do ich domu dotarła kartka propagandowa napisana przez "ludzi spod ziemia". Obie przykuły uwagę chłopca, który wgapiał się w obie pełne obrazków kartki do powrotu swojego taty. Właśnie wtedy gdy Nazo pokazał mu ową lekturę którą zachwycał się dobre pół dnia, usłyszał od swojego ojca właśnie te słowa:
-Słuchaj, ta kartka to mydło dla wielu oczu. Duża grupa osób bezmyślnie podąża za tym co im powiedzą gazety lub kolorowe kartki w ogólnie nie wyrabiając sobie wcześniej własnego zdania lub się go nie trzymając. Nigdy nie wierz takim rzeczom, musisz sam wiedzieć, co dla Ciebie jest dobre. Jeśli będziesz miał zdanie, które będziesz mógł poprzeć sensownymi argumentami to się go trzymaj.
Młody człowiek wtedy zdał sobie sprawę z tego, że nie warto wierzyć wszystkiemu i wszystkim, ponieważ świat nie jest ani czarny ani biały, lecz szary. Jakiś czas później ojciec znikał coraz częściej i częściej pozostawiając syna samego ze sobą, który nie spoczywał na laurach i sam próbował wykonywać ćwiczenia codziennego treningu, który ustalił jego tata; aż w końcu pewnego dnia Kesar stanął w drzwiach i pożegnał się z całą rodziną, ponieważ miał właśnie wyruszyć na niebezpieczną misję. Kin pożegnała męża jakby to był ostatni moment, kiedy go widzi. Niestety nie myliła się, pół roku później przyszła wiadomość informująca o „zaginięciu” ojca Nazo. Chłopak, który miał wtedy już 9 lat wiedział doskonale, co to znaczy i gdy tylko przeczytał tę wiadomość, od razu pobiegł do swojego pokoju złapał za swoje prace, które akurat leżały na wierzchu sterty i zaczął je drzeć i rzucać nimi. Złość, jaka nim wtedy panowała omal nie zdewastowała całego pomieszczenia. Następnie, gdy ciśnienie wróciło do normy z bezradności rzucił się na łóżko i leżał tak do wieczora. Mama oczywiście przejęła się swoim synem, dlatego podeszła do niego i pogłaskała go tylko po mokrej od łez twarzy poczym powiedziała:
-Tata teraz będzie w lepszym miejscu…
Mówiąc to sama nie wytrzymała i z rykiem pobiegła do swojego pokoju histerycznie krzycząc. Z wieczorem wszystko ustało, Nazo usiadł przy biurku i dopiero teraz dotarło do niego, jakich zniszczeń dokonał. Złapał za ołówek, kartkę i zaczął pisać swoje ciągi, tym razem poprawiając błędy i ulepszając swoje wcześniejsze błędy. Przesiedział tak całą noc a gdy słońce zaczęło wschodzić, zasnął na własnym biurku. Kin nie czuła się, wtedy lepiej, leżała z gorączką w łóżku, która rosła coraz bardziej i bardziej. Niedługo potem do wszystkiego doszły drgawki i silny ból skóry, wołanie Nazo na nic się nie zdało, ponieważ, ten spał jak zabity. Gdy około południa chłopak się przebudził i poszedł do kuchni, aby przygotować sobie ryż, usłyszał ciche wołanie jego imienia. Szybko wbiegł na piętro gdzie leżała jego mama poczym zastygł z przerażenia. Ujrzał, bowiem bladą niczym duch mamę. Wydukał tylko:
-C-co Ci j-jest mamo?!
-Moje, serce cierpi… Nazo czuję się bardzo źle, czy mógłbyś przynieść mi szklankę wody? Mam bardzo suche usta.
Po chwili stania bez ruchu, wycofał niepewnie jedną nogę potem drugą poczym odwrócił się i szybkim krokiem poszedł po wodę. Gdy wrócił podał ją delikatnie nawilżając lekko usta matki poczym wycofał się ze strachu.
-Mamo co mam robić?!
Wykrzyczał chłopak z łzami w oczach.
-Nazo posłuchaj, na mnie już czas, twój tata mnie wzywa. Moje serce nie mogło długo wytrzymać, gdy było rozszarpane na części. Zgłoś się do najbliższego sierocińca, tam przygarną cię z miłością, nie możesz sam mieszkać, nie będziesz miał za co jeść…
-N-Nie! Nigdzie nie idę! Nie odchodź! Mamo!
-Obiecaj mi tylko, że nie zrobisz niczego głupiego i, że wyrośniesz na tak mężnego shinobi jak twój tata, to przecież po nim posiadasz szlachetną krew Namikaze. Nie zawiedź mnie…

Chłopiec jedynie milczał, a łzy znów zalały jego twarz, zacisnął pięści i wysłuchał ostatnich słów swojej matki:
-Nazo… nie płacz, kiedyś się spotkamy…
Oczy Kin straciły w tej chwili swój blask, usta zamarły a twarz została jakby zamrożona w czasie. Nazo w tej chwili z rykiem wybiegł z domu i przebiegł z wrzaskiem przez dwie najbliższe ulice. Słońce zachodziło, robiło się coraz ciemniej. Chłopak usiadł w ciemnej uliczce pod koszem i płakał, nie nadążając łapać powietrza. Ludzi chodzili obok nie zawracając kompletnie na niego uwagi. O północy wstał i skierował się do najbliższego strażnika z prośbą o pomoc usunięcia ciała z domu. Gdy było już po wszystkim Shinobi stróżujący zwrócił uwagę na to, że przecież chłopiec sam nie może zostać w domu już na zawsze, lecz gdy tylko Nazo to usłyszał zniknął z domu zostawiając po sobie tylko otwarte okno. To były dwa najgorsze dni w życiu srebrnowłosego, jakie go kiedykolwiek spotkały. Musiał pogodzić się z myślą, że jego rodzice już nigdy nie wrócą, że już nigdy ich nie zobaczy… To zostawiło bliznę na jego sercu do końca jego dni. Pozostało mu tylko zająć się swoimi ciągami. Kilka tygodni po jego samotnych 10 urodzinach do domu ktoś zapukał… Wtedy film się urwał… Oczy otworzył dopiero, gdy był już zupełnie w innym miejscu. Był zupełnie zdezorientowany, nie wiedział, co właściwie się stało, gdzie jest i dlaczego. Jak okazało się potem znalazł się w szkole ninja przez, którą przechodził każdy shinobi jaki urodził się na tym świecie. Będąc tam pod przymusem i chęcią z jego strony rozpoczął naukę w tym dziwnym miejscu. To tutaj miało rozpocząć się jego życie, które jak myślał wcześniej nie potrwa już zbyt długo.

Offline

 

#343 2016-04-11 21:55:51

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

   Dawno nie sprawdzałem prologów dlatego możliwe, że nieco wyszedłem z wprawy. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to ściana tekstu i to nie dlatego, ze było go przesadnie dużo. Tylko przez to, że jest tak napisany, jeżeli możesz to staraj się zaznaczać akapity poprzez wciśniecie kilka razy spacji czy entera, wtedy jest to znacznie bardziej przyjemne dla oka.

    Kolejna sierota, nigdy za nimi nie przepadałem (zabrzmiało trochę evil). Generalnie jednak chodzi o to, że sporo osób uśmierca swoich rodziców, najczęściej dlatego żeby o tym nie pisać. Ty byłeś o tyle lepszy, że chociaż coś tam o nich wspomniałeś. Mimo wszystko za mało tym bardziej że mam wrażenie, że historia twojej postaci może mieć wiele wspólnego z jej rodzicami. Historia daje sporę możliwości dalszego rozwoju i jest kilka ciekawych wątków. Jest też kilka których mi się nie podobała cały motyw śmierci matki, tak jakoś dziwnie opisany. Ten motyw z geniuszem matematycznym tez taki nieco naciągany, ale przynajmniej oryginalne bo nie pamiętam aby coś takiego było.

   Podsumowując jest całkiem przyzwoicie, mam jednak dylemat jak cię ocenić bo widzę, że panowie wyżej mają jakieś inne standardy. Zarówno w stylu pisania, formie tekstu jak i historii jest sporę pole do poprawek, ale jakby dobry tekst by nie był zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że mógłby być lepszy. Dam Ci 45 punktów i zapraszam do następnej sali.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2016-04-11 21:56:12)

Offline

 

#344 2016-06-29 22:59:35

Tsukuyomi

Zaginiony

Zarejestrowany: 2016-06-26
Posty: 105

Re: Sala #1 - Prolog

Tsukuyomi... Kim on jest? Może i nie można się było tego spodziewać, ale był to brat Suezo. Więc pytanie, dlaczego Suezo nic o nim nie wiedział? Bo z niewiadomych przyczyn istnienie Tsukutomiego było objęte tajemnicą. Nikt nie wie jakie rodzice mieli wobec niego plany. Wiedziały o nim trzy osoby, a mianowicie ojciec Tetsu, matka Ayumi oraz starszy brat Suezo, Noriaki. Jego ojciec był płatnym mordercą, natomiast matka zajmowała się pierdołami typu szycie itd. Cały czas spędzała głównie zajmując się dziećmi. Urodził się w domu, a jego rodzice podczas porodu nie pojechali nawet do szpitala. To tutaj ojciec Tsukuyomiego sam przeprowadził poród bez żadnej pomocy z zewnątrz. Może i umiał to robić, a może i nie w każdym razie poród był udany a matce nic się nie stało. Chłopak kiedy tylko się urodził był trzymany w odosobnieniu. Podczas kiedy tylko Suezo bawił się z Noriakim, Tsukuyomi leżał sam w pokoju nie mając nic do roboty. Matka tylko przynosiła mu jedzenie i wodę, a w pokoju nie miał nic innego niż książkę do studiowania przeróżnych technik ninja, kilka shurikenów i jeden kunai. Nie miał on żadnych obowiązków a jedynym co robił całymi dniami to właśnie najczęściej było czytanie w kółko jednego i tego samego. Normalne dziecko przy takich warunkach zwariowałoby i on też zaczął inaczej się zachowywać. Na początku gadając sam do siebie, żeby nie popaść w szaleństwo, w końcu zamknął się w sobie całkowicie nie chcąc gadać z nikim ani niczym. Był on młodszy od Suezo o jakieś kilka lat. Być może ojciec chciał wychować go na jednostkę do zabijania przeciwników? W końcu płatny morderca musi mieć jakąś ochronę inaczej sam zginie. Albo chciał, żeby sam nim został? Kto wie. W każdym razie pewnego razu ojciec chłopaka wyruszył na zlecenie które dostał od jakiegoś mężczyzny. Niby normalne bo zawsze takie dostawał, lecz tym razem coś wisiało w powietrzu. Wrócił do domu przerażony, Tsukuyomi wiedział, że jest coś nie tak. Tetsu nigdy nie wracał wcześniej niż po trzech dniach liczonych odkąd opuścił dom. Wtedy wrócił po niespełna siedmiu godzinach co wydawało się niebywałe i takie właśnie było. Przerażenie które ogarnęło Tetsu było aż tak słyszalne, że nawet Tsukuyomi który siedział w zamkniętym pokoju mógł to usłyszeć. Głos był załamany totalnie a psychika kompletnie zdarta. Tsukuyomi usłyszał coś tam o jakiejś organizacji, ale dalej nie był w stanie nic usłyszeć, ponieważ jego ojciec nie mógł więcej z siebie wydobyć. Miał tylko nadzieję, że nic strasznego się nie wydarzy i tu był w błędzie. Tsukuyomi oczywiście wiedział o swoim bracie Suezo i starszym Noriakim, ponieważ Noriakiego w sumie widział, lecz Suezo znał tylko z opowieści ojca. Jego jednym z marzeń było zobaczenie brata, bo nie rozumiał dlaczego miał siedzieć w zamkniętym pokoju odciętym od świata? Przecież to nie miało najmniejszego sensu, tak samo jak to, że nawet jego własny brat nie mógł go zobaczyć... ba! Nawet nie wiedział o jego istnieniu. W każdym razie wracając do tematu. Tej nocy na dworze było niespokojnie. Liście zaczęły kołysać się w rytm poruszającego nimi wiatru. Ochłodziło się znacząco, a Tsukuyomi czuł, że wydarzy się coś złego. Po kilku sekundach słyszalne były kroki jakiś kilku osób na zewnątrz, które kierują się w stronę domu Uchiha. Tsukuyomi wiedział, że nie przyszli pogadać. Dziecko jak dziecko. Pierwsze co chciał zrobić, to otworzyć drzwi i powiadomić rodziców, lecz niestety, drzwi były zamknięte, a klucz do nich miał tylko jego ojciec. Chłopiec zaczął krzyczeć jak tylko mógł najgłośniej, żeby rodzice cokolwiek usłyszeli. Nieznajomi byli już przy drzwiach i właśnie wtedy ojciec z matką kierowali się w stronę pokoju chłopaka. Niestety było za późno. Tsukuyomi mógł usłyszeć tylko jak drzwi zostają wyważone, a później tylko rozległ się krzyk matki i ojca. Chłopak domyślał się co się stało. W tym momencie nie mógł nic zrobić, nawet poruszyć się. Strach ogarnął jego ciało i stał na środku pokoju czekając na to, co będzie dalej. Nieznajomi usłyszeli krzyki chłopaka, bo zaczęli szukać po pokojach innych osób. Wtedy chłopak wiedział, że musi uciekać inaczej zginie. Ciężko mu było, ale udało mu się przezwyciężyć strach i ruszył. W jego pokoju na górze ściany było małe otwarte okno. Chłopak był jeszcze za mały, żeby się tam dostać, ale miał pewien pomysł. Pomimo rozmiaru w jego pokoju nadal znajdowały się bronie od rodziny. Tsukuyomi wbił kunaia głęboko w ścianę tak, żeby mógł dosięgnąć tam nogą, po czym położył nogę na rączce broni i podskoczył. Dzięki temu udało mu się dotknąć rękami parapetu, który znajdował się pod oknem i podciągnął się w górę wyskakując jednocześnie z mieszkania. Szczerze to chłopak nigdy nie widział tych terenów. Przed nim pokazały się pola i w nich był jego dom. Trochę dalej widać było jakiś las, a przed nim małą rzeczkę. W tym momencie rozległ się huk i chłopak przypomniał sobie o tym co tu robi. Nieprzyjaciel właśnie wyważył drzwi do jego pokoju, a chłopak nie miał wyjścia i musiał uciekać. Zaczął biec przed siebie, a kątem oka zobaczył tylko jak jakiś niebiesko włosy chłopak biegnie w drugą stronę, a kilku zamaskowanych osób goni go. To musiał być jego brat Suezo, bo inaczej by się tam nie znalazł, ale wtedy by to oznaczało, że reszta nie żyje. Chłopaka momentalnie ogarnął płacz i ze łzami w oczach biegł przed siebie, bo wiedział, że nie zdoła pomóc bratu. Biegnąc nie zauważył kamienia, który stał mu na drodze, potknął się o niego i upadł rozbijając głowę i tracąc przytomność. Kiedy się obudził było już widno. Rana którą miał na głowie bolała go strasznie, ale mógł się ruszać. Spojrzał za siebie i zobaczył swój dom. Bał się, ale ciekawość przejęła nad nim górę. Postanowił pójść tam i sprawdzić co się w środku znajduje. Kiedy tylko otworzył drzwi zauważył swoją mamę i tatę w krwi. Byli martwi i nie było już dla nich ratunku. Przy nich stał jakiś mężczyzna, który popatrzył się na chłopaka. Tsukuyomi przestraszył się i w pierwszej chwili już miał uciekać, lecz mężczyzna uśmiechnął się tylko do niego.
_ Ty zapewne jesteś Tsukuyomi. Ja mam na imię Johai. Jestem, a raczej byłem najlepszym przyjacielem Twojego taty - powiedział - Przykro mi z powodu tego co się stało. Jakbym wiedział wcześniej - w tym momencie jego twarz przyjęła zły grymas, a pięść zacisnęła się. Mężczyzna zaczął powoli iść w stronę drzwi i kiedy mijał chłopaka pogłaskał go po włosach i znowu powiedział - chodź, ktoś się musi Tobą zaopiekować.
W tym momencie Tsukuyomi poszedł za Johaiem, który wychowywał go po swojemu. Nie mógł on niestety odwrócić jego zamknięcia w sobie, lecz przynajmniej pokazał mu parę rzeczy. Kiedy chłopak był gotowy już aby samodzielnie żyć i funkcjonować ten wysłał go do szkoły ninja, aby tam podszkolił się w walce jak i w przetrwaniu na tym świecie. Tsukuyomi wyszedł przed dom i popatrzył się na mężczyznę, który wychowywał go przez parę lat. Wtedy pierwszy raz można było zobaczyć na jego twarzy uśmiech po czym pożegnał się słowami:
- Dziękuję za wszystko.
Wyruszył przed siebie aż nie doszedł do bramy szkoły ninja. Do miejsca gdzie zaczynała się dopiero jego prawdziwa przygoda.

Offline

 

#345 2016-06-30 06:57:39

Sensei_Ikkyo

Sensei

Zarejestrowany: 2015-02-23
Posty: 7

Re: Sala #1 - Prolog

     Suezo powrócił. Chluba Uchiha znowu wśród żywych... no, może nie do końca, ale grasz znowu. Miło zobaczyć.

     Prolog przeciętny. Historia nie porywa, postać jest zamknięta i pod wpływem niefortunnych wydarzeń ucieka z domu. Mimo wszystko czytało się nawet przyjemnie. Dość już mam historii o wielkich wojownikach z gimnazjum. Napad na rodzinę to oklepany zabieg, ale tutaj jakoś tego nie odczułem. Rozegranie historii razem z losami Suezo też cieszy. No, to by było na plus.
     Na minus na pewno błędy. Rzeczowe, stylistyczne, ortograficzne... Plaga powtórzeń, niektóre wyrazy ciągną się przez kilka następnych zdań, ewentualnie znikają w jednym, a potem są nadużywane ponownie. To widać, wbrew pozorom, i bardzo utrudnia czytanie. Opisy mało barwne, brak ci dobrego stylu i niestety, gubisz się w sposobie ujmowania myśli. Zaczynasz od opisów ogólnych, po czym przechodzisz do konkretów. Nie jest to błędem, ale cała historia wydaje się wtedy napisana na kolanie. Żeby było mniej chaotycznie na przyszłość, stosuj proste zabiegi typu: akapity, gwiazdki, wielokropki. Mam nadzieję, że poprawisz swój styl, bo pamiętam posty Suezo.

     Dostajesz promocję do następnej sali i całe 36 punktów, które możesz rozdzielić pomiędzy statystyki. Wybieraj mądrze, chociaż grałeś już trochę i podejrzewam, że nie popełnisz większych błędów. Powodzenia.

Offline

 

#346 2016-08-03 21:40:27

Shingo

Zaginiony

Zarejestrowany: 2016-08-03
Posty: 33

Re: Sala #1 - Prolog

Klan Senju, legendarny ród posługującym się równie niezwykłym kekkei genkai, a dokładnie elementem drewna. Każdy kto posiadł ich linię krwi, mógł liczyć na olbrzymią moc w przyszłości i na to że cały świat usłyszy jego imię. No może, nie każdy. W końcu wyjątek potwierdza regułę i takim wyjątkiem był właśnie Shingo.

Chłopak urodził się w jednej z wielu rodzin zamieszkujących zalesione tereny Chikai. Jego ojciec był jednym z wielu ninja o średnim poziomie siły. Czego by nie zrobił, jakby nie trenował nie mógł już się bardziej rozwinąć. W końcu każdy ma jakiś limit, a ten człowiek osiągnął go niesamowicie szybko. Nie przejmował się tym jednak, dopóki mógł zarobić na tyle dużo pieniędzy aby jego żona i syn nie musieli żyć w ubóstwie. Takim własnie człowiekiem był Hajime Senju. Co do jego żony. Piękna kobieta o imieniu Mei. Przez wielu uważana za głupią i pustą, albowiem zakochała się w mężczyźnie o dziesięć lat starszym, który nie był ani niezwykle przystojny, ani bogaty, a wady przeważały nad atutami. Czemu tak się stało? Za co go kochała? Był to częste pytania sąsiadów. Jednak jej miłość była czysta jak łza i nie kochała za coś. Po prostu poczuła szybsze bicie serca i motylki w brzuchu gdy tylko go zobaczyła. Nic więcej nie potrzebowała, aby kilka lat później urodzić mu syna.

Jednak los był dla nich okrutny. Myślano że będzie silnym ninja, który prześcignie swojego ojca w bardzo młodym wieku. Niewiele czasu minęło, kiedy jego ojciec zdecydował się go trenować, aby do akademi udał się już przygotowany. Przez pierwsze lata rodzice zachwycali się nim, przy każdej okazji. Młody, mądry, dobrze wychowany. Zawsze osiągał wysokie wyniki na egzaminach teoretycznych, a także świetnie sobie radził z bronią shinobi. W końcu jednak nauki objęły także podstawy kontrolowania chakry i nauka podstawowych technik. Każdy miał wobec niego wysokie oczekiwania, a ten ich zawiódł. Początkowo myślano że po prostu musi się bardziej postarać, jednak z czasem stracono nadzieje i zrezygnowano z dalszych nauk, a także nie wysłano go o akademii. Jego ojciec wyłożył wszystkie pieniądze aby wysłać syna do najlepszego lekarza w wiosce i dowidzieć się co jest nie tak z jego synem że ma problemy z użyciem choćby najmniejszej ilości chakry. Przeprowadzono wiele badań na ciele, krwi i innych wydzielinach. Jednakże nie odkryto żadnych chorób w  organizmie Shingo. Hajime załamał się. Liczył na to że jego syn zmaże jego złe imię, a jedynie okrył go jeszcze większą hańbą.

Rok później, gdy chłopak skończył już lat trzynaście do wioski zawitał podróżny lekarz. Każdy dobrze go znał, albowiem był on samotnikiem, który podróżował od klanu do klanu i służył swoją wiedzą medyczną. Mei od razu wygrzebała resztki pieniędzy i udała się do niego z swoim synem. Przypadek ten zainteresował nawet wielkiego medyka, który od razu odgonił innych i zaczął dokładnie badanie chłopca. Początkowo także nic nie wykrył, ale nie zamierzał się poddać. Po wymuszeniu obietnicy że kobieta nikomu nie powie o tym co tu się stało wykorzystał swój ukryty atut. Zawsze myślano że mężczyzna nie ma lewego oka, dlatego chowa je za opaską, jednak okazało się że ma tam byakugana. Pewnym się okazało że chociaż jedno z jego oczu musi należeć do kogoś innego, jednak Mei nie interesowała się tym, a diagnozą. Tajemniczy lekarz w końcu zrozumiał w czym problem. Shingo posiadał słabo rozwinięte linie chakry, a także posiadał zmniejszone punkty tenketsu, co utrudniało mu używanie chakry. Jednak nie wszystko było stracone. Po prostu chłopak dopiero kilka lat później mógł zacząć trening, który przechodziły dwunastolatki w akademii.

W ten sposób Shingo następne lata spędził nad książkami, oraz na treningu swojego ciała. Posiadał dużą wiedzę o świecie, a także o rodzajach broni białej i stylach walki. Dopiero w wieku lat osiemnaście wrócił do akademii, gdzie miał kontynuować naukę z zakresu wiedzy i używania chakry.

Ostatnio edytowany przez Shingo (2016-08-03 22:23:32)

Offline

 

#347 2016-08-03 22:18:06

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

Szczerze mówiąc, nie wiem, co sądzić o tej historii. Co urzekło mnie na początku, to opis rodziny. Nie było żadnych fajerwerków, legendarnych wojowników, niespodziewanych śmierci, czy innych "ciekawych" wydarzeń. To było super. Prawdę mówiąc rzadko spotyka się takie prologi, bo każdy chce tworzy nie wiadomo jak barwną postać. Ty podszedłeś do tematu racjonalnie i chwała Ci za to.
Średnio podoba mi się jednak opcja z wracaniem do Akademii. Mogę się mylić, ale nikt do tej pory nie został odesłany do domu z powodu niemożności opanowania jakiegoś rodzaju technik. Na twoim miejscu opisałbym te trudności jako problemy podczas treningów w wiosce, z lokalnym nauczycielem, który, dla przykładu, wybierał wyróżniające się dzieci i wysyłał je do Szkoły Ninja.
Dodatkowo trochę śmierdzi mi sprawa z tymi punktami tanketsu. Nie wiem, czy mogło by to działać na takiej zasadzie, ale tutaj radziłbym się dopytać administracji. Jeżeli uzna, że nie ma to przełożenia na opisane przez Ciebie trudności, zawsze będzie można to uznać jako błędną diagnozę, a poszukiwania odpowiedzi trzeba będzie na nowo rozpocząć.
Pojawiły się braki w przecinkach, ale przymknę na to oko. Ogólnie nie jest źle, ale prosiłbym o przeredagowanie fragmentu o podwójnej wizycie w akademii. Jak już się tym zajmiesz, będziesz mógł iść dalej z sumą 31 punktów do wydania na statystyki. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Offline

 

#348 2016-08-25 00:06:09

 Ayanami

Samotnik [Inuzuka]

60319378
Zarejestrowany: 2016-08-24
Posty: 259
Klan/Organizacja: Inuzuka
KG/Umiejętność: Ainuken
Ranga: Członek Organizacji
Płeć: Kobieta
Wiek: 20

Re: Sala #1 - Prolog

Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc śnieżnobiałą kulkę futra biegającą beztrosko przede mną z łapami ginącymi w wysokiej trawie.

- Tylko się nie potknij, Asuka! - zawołałam, w odpowiedzi dostając jedynie błysk wilczych zębów z oddali.

Pokręciłam głową w geście rozbawienia i ległam plecami na ziemię wbijając wzrok w chmury. Sama nie wiem ile tak leżałam grzejąc się blasku pierwszych wiosennych promieni słońca nim powieki same zaczęły się przymykać. Dzieła dopełnił puchaty łeb, który spoczął na moim brzuchu i tym sposobem zapadłam w słodką drzemkę.

- Nie powinnaś czasem pomagać matce w gospodarstwie? - znajomy głos wyrwał mnie z jakże błogich objęć Morfeusza i natychmiast zerwałam się na równe nogi tym samym zrzucając z siebie równie zaspanego wilka.

- Sensei! - zawołałam, prostując się jak struna i zaciskając powieki w oczekiwaniu na burę.

Nic takiego jednak nie nastąpiło, zamiast oczekiwanego pouczenia poczułam dłoń na głowie, która cofnęła się dopiero gdy moje włosy zostały tak zmierzwione, by sterczały na wszystkie strony świata.

- Dobrze wiesz, że to był jedyny warunek do spełnienia abym mógł Cię trenować. - powiedział zrezygnowanym tonem - Niemniej teraz to bez znaczenia. Sądzę, że i tak nasze nauki dobiegną końca. Właściwie w tej sprawie do ciebie przyszedłem, Ayanami. Usiądź proszę.

Jego słowa zbiły mnie z tropu na tyle, że przez chwilę musiałam wyglądać jakby pojawił się przede mną co najmniej Asuka w ubraniu mojej matki. Jednak gdy poklepał ziemie obok siebie posłusznie usiadłam i spojrzałam na niego wyczekującym wzrokiem z nadzieją, że zaraz mi wyjaśni o co chodzi. Widziałam jego zawahanie, widziałam, że bije się z myślami i szuka odpowiednich słów.

- Świat jest o wiele większy, aniżeli pola twoich rodziców, ta łąka, czy nasza wioska, wiesz? - zaczął - Przez lata oglądałem jak pałasz do tego miejsca coraz większą miłością. Oglądałem jak powoli przywiązywałaś się do każdego drzewa, płotu, budynku czy ścieżki. Oglądałem to z bólem serca, bo wiedziałem, że to nie jest twoje miejsce na świecie.

W jednej chwili wciąż zaspany Asuka zmienił swoje zachowanie diametralnie. Najeżył się i zaczął złowrogo warczeć zwracając się w kierunku mojego mentora. Niemniej czułam się jeszcze bardziej zdezorientowana, tym samym moja ciekawość sięgała aż do granic desperacji. Złapałam wilka za sierść na karku, przyciągnęłam do siebie i zdecydowanym "ćś!" uciszyłam. Sensei Gihei przygryzł tylko wargę i spojrzał na Asukę przepraszającym wzrokiem.

- Nie złość się na niego. On próbuje cię chronić. Robił to od chwili twoich narodzin. - powiedział zdawkowo i spojrzał na oddalony o całkiem spory kawałek pień, w którym jeszcze tkwił wbity niedawno przeze mnie shuriken. - Odkąd pojawiłem się tutaj pięć lat temu i po raz pierwszy cię ujrzałem, wiedziałem doskonale kim jesteś. - uśmiechnął się i dotknął palcami czerwonych znamion na moich policzkach i czole, po czym wykonał kilka kompletnie nieznanych mi gestów dłońmi, mamrocząc coś pod nosem, a Asuka zachwiał się na łapach po czym padł nieruchomo na trawę z szeroko otwartymi oczami, w których jedyne co się malowało to niema prośba.

- Co mu zrobiłeś?! - pisnęłam i rzuciłam się do leżącego wilka, jednak po chwili poczułam ucisk dłoni na swoim ubraniu i w sekundę znalazłam się w tym samym miejscu, z którego przed chwilą się zerwałam.

- Uspokój się, Anayami. Nic mu nie będzie, po prostu przez chwilę będzie sparaliżowany. Tak się składa, że twój przyjaciel wie o wiele więcej aniżeli życzyłby się z tobą dzielić, drogie dziecko. Taki zabieg był niezbędny, abym mógł spokojnie powiedzieć ci prawdę o tym kim właściwie jesteś.
Siedemnaście lat temu, pewnego letniego wieczoru spokój Shoji i Kayoko Hattori zakłóciło rozpaczliwe wycie wilka, dochodzące z zaledwie ich progu. Gdy zaniepokojeni i uzbrojeni w to co mieli pod ręką pobiegli aby to sprawdzić im oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Wycieńczony wilk, ledwie trzymający się na łapach trzymał w pysku sporych rozmiarów kosz. Niespodzianką dopiero stała się jego zawartość. W środku znajdowało niemowlę. Tylko pomyśl sobie jak wielkim zrządzeniem losu było pojawienie się takich gości dla małżeństwa, które od lat bezskutecznie podejmowało próby poczęcia potomka. Niewiele się zastanawiając przygarnęli dziecko a wraz z nim i wilka, który mimo skrajnego wyczerpania nie chciał go odstąpić nawet o krok. Dziś ty nazywasz ich rodzicami. Długo zajęło mi wyciąganie z nich prawdy, za nic nie chcieli się do niej przyznać. Jednak musiałem się upewnić, bo od chwili gdy na mojej drodze stanęła dziewczyna swobodnie rozmawiająca z horrendalnych rozmiarów wilkiem wiedziałem, że jeszcze jedna córka klanu Inuzuka wciąż żyje. Dlatego tak bardzo chciałem byś została moją uczennicą, ja chciałem być tym, który uzbroi cię w podstawowe umiejętności potrzebne byś mogła dalej ruszyć w świat, do miejsca gdzie należysz, byś mogła robić to, co jest ci przeznaczone. Byś mogła zostać ninja tak jak każdy z twoich przodków. - po chwili milczenia znów wykonał te dziwne gesty, a Asuka podniósł się z powrotem na cztery łapy i potrząsnął łbem.

Gdyby ktoś zapytał o moje uczucia w tej chwili, zabrakłoby mi słów oby je opisać. Wyglądałam jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Od kilku minut siedziałam zamroczona nie do końca przetwarzając wysyp informacji, który właśnie na mnie spadł. Do pionu postawił mnie dopiero głos Asuki.

- Powiedział ci. Powiedział ci wszystko.

- Inuzuka. Wyjaśnij. - powiedziałam krótko.

Wilk wbił wzrok w bliżej nieokreślony punkt gdzieś po jego lewej stronie po czym spuścił łeb i spojrzał z powrotem na mnie.

- Nie znasz nic poza sielankowym życiem, które tu wiodłaś i bardzo chciałem, aby tak pozostało. Nawet nie wiesz jak bardzo. Prawda jest taka, że świat poza granicami tej wioski jest okrutny i pełen przemocy...
Pamiętam doskonale moment gdy usłyszałem, że chcesz trenować sztuki walki. Nie mogłem być bardziej przeciwny. Jednak po incydencie z tamtym złodziejaszkiem na całym świecie nie było siły, która mogłaby cię od tego odwieść... A akurat dziwnym trafem akurat napatoczył się ten tutaj. - Asuka machnął łbem w stronę Gihei i warknął cicho - Wtedy zrozumiałem jak ciężko jest oszukać przeznaczenie. Inuzuka jest jednym z klanów, wypartym przez te, które były na tyle silne aby zająć tereny, których sobie nie zawsze prawowicie zażyczyły. Te słabsze, w tym Inuzuka znalazły rozwiązanie w zjednoczeniu i zajęły krainę zwaną Airando. Na tym jednak wojny się nie skończyły. Utrzymanie ziemi w obliczu nieustannych najazdów i sporów terytorialnych kosztowało nas wiele krwawych ofiar. Miedzy innymi ofiary twoich rodziców. Służyłem twojemu ojcu przez niezbyt długi czas ale to wystarczyło bym ujrzał więcej śmierci aniżeli wielu istotom było kiedykolwiek dane.
W chwili gdy się urodziłaś wiedziałem, że pragnął dla ciebie innego życia, choć poczucie honoru i obowiązku nie pozwalało mu tego przyznać. Nie było mu jednak dane długo nacieszyć się nowonarodzoną córką. Pewnego dnia przez naszą osadę przewinęła się grupa wyrzutków z innych klanów, zwykła banda wandali. Kto by pomyślał, że twoi rodzice, tak zaprawieni w boju zginą z rąk takich właśnie śmieci. Oszczędzając ci szczegółów, tamtego dnia podjąłem decyzję. Decyzję, która miała zapewnić ci bezpieczeństwo. Nie powinienem był tego robić. Moim zadaniem było służyć, jednak widziałem jak wielką miłością obdarzyli cię Rin i Takenao Inuzuka i nie mogłem w jej obliczu postąpić inaczej.

Z każdym kolejnym zdaniem czułam jak podwaliny mojego błogiego życia zawalają się niczym domek z kart. W jednej chwili wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a ja kompletnie nie wiedziałam kim jestem. Zapadła długa cisza, którą przerwał mój nauczyciel.

- Pewnie zastanawiasz się dlaczego dziś postanowiłem ci o tym powiedzieć. Prowadzony jest nabór do Szkoły Ninja w Ta no Kuni. Uznałem, że powinnaś do niego przystąpić. Twoim zadaniem jest obrona domu zbudowanego przez twoich przodków, nie zajmowanie się gospodarstwem i okazyjne porzucanie shurikenem w drzewa. Czeka na ciebie zbyt dużo możliwości do odkrycia, zbyt dużo umiejętności do nabycia i zbyt duży potencjał do wydobycia abyś spędziła resztę życia tutaj.

Na te słowa Asuka zerwał się i pobiegł w kierunku lasu. Gihei nawet nie zwrócił na to uwagi tylko wbijał we mnie wyczekujący odpowiedzi wzrok.

- Kiedy byśmy musieli wyruszyć? - spytałam bezbarwnym tonem.

- Najpóźniej jutro.

- Pozwól mi się pożegnać i czekaj na mnie u bram o wschodzie słońca. - mruknęłam po czym wstałam i pobiegłam w stronę lasu, do miejsca gdzie zniknął Asuka.

Ostatnio edytowany przez Ayanami (2017-07-10 10:57:15)

Offline

 

#349 2016-08-26 19:26:26

Sensei_Yocharu

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 7

Re: Sala #1 - Prolog


       No dobra, rozpocznijmy więc analizę. Może po pierwsze minusy co by później osłodzić gorycz. Wad nie ma zbyt wiele i są raczej związane z samą mechaniką niżeli historią. Twoja bestia będzie rosła wraz z rozwojem twojego KG tak więc w tej chwili nie może być już dużym towarzyszem. Nie jestem pewny jak to wygląda w przypadku mowy zwierząt ale to pominę bo w Naruto nigdy nie było to jakoś wyjaśnione dlaczego pewne zwierzęta mówią a pewne nie. Historia jest po prostu okej, bo to dosyć standardowe wśród graczy na NCW, że ich rodzice nie żyją, jednakże to Twoja historia, Twój zamysł więc nikt nie może Ci powiedzieć, że ma być inaczej.
       Sam tekst i przebieg wydarzeń mi się podoba, zwłaszcza końcówka, która nadaje nieco rozpędu i budzi ciekawość co do akademii. Do stylu pisania raczej nie mogę się przyczepić. Nie przesadzony ale też nie taki zupełnie prosty. Dosyć dziwne akapity robisz między dialogami ale to może tylko dla mnie takie specyficzne.
       Przechodząc do meritum, prolog oceniam na 47 punktów. Na mniej nie zasługuje chodź na łopatki nie rozłożył. No cóż im więcej graczy tym ciężej wymyślić oryginalną historię. W każdym razie zapraszam do drugiej sali ;)

Offline

 

#350 2016-11-21 17:42:06

 Eriko

Zaginiony

8785060
Zarejestrowany: 2016-11-17
Posty: 31
Klan/Organizacja: Sabaku
KG/Umiejętność: Suna Kontorōru
Ranga: Członek klanu
Płeć: K

Re: Sala #1 - Prolog

Lato, piękne słońce, lekki wiaterek, czegóż chcieć więcej? Każdy odpowie sobie oczywiście inaczej, mniej lub bardziej materialnie, jednak w życiu bywają momenty całkiem nieprzewidywalne, ale może po kolei...



By jedni szczęśliwi byli, inni prowadzą wojny.



   Dwoje shinobi, dom, miłość i szczęście. I oni sobie byli pewni, że nic więcej im nie trzeba, jednak taki zdarzył się psikus, że pani domu zaczęła tyć.  Zdrowe odżywianie i ćwiczenia nic nie dawały, wstydziła się przed mężem, więc udała się do medyka. Jakież było jej zdziwienie, że "to już?". W drodze do domu śmiała się i płakała na przemian. Mąż widząc ją w takim stanie zaczął wypytywać co się stało, czy jest chora, czy to poważne. Pokiwała więc głową ocierając łzy, a on usiadł ciężko na fotelu.
-Można to leczyć?
-Nie..
-Co to za choroba? Trzeba Ci specjalisty?
-Tak..
-No ale co Ci jest kobieto!
-Będę mamą.

Zapadła cisza. Można by mieć wrażenie, że czas stanął w miejscu.  Jakby wszystko i wszyscy zamarli na świecie. Więcej z resztą nie było trzeba. Uściskał ją i sam się rozpłakał.
Wszystko było przygotowane na przybycie ich małej księżniczki.
Ból, skurcze, wrzask, szpital, światła, ludzie, znowu krzyk! I jest… mała kruszyna o jasnych włoskach i oczkach.
***
-ERIKOO!-rozległ się donośny głos Taro Sabaku. Mężczyzna raczej niepozorny, ale głos ma jak dzwon. Jak zwykle szukał swojej córki, która nie miała ochoty wrócić nawet na obiad. O tyle dobrze, że najczęściej bawiła się z innymi dziećmi przy oazie, gdzie mogli od razu się nieco schłodzić, bo szukanie jej po całej wiosce byłoby nad wyraz męczące.
Eriko Sabaku, pełne energii stworzenie, ale do ukochanej księżniczki rodziców ma daleko. Nieustannie w ruchu, niezbyt usłuchane najwidoczniej minęło się z powołaniem. Plan był taki, że ma być wykształconą damą, pomocną i zaradną. Ale gdy nie pędziła z wiatrem, zmęczona siadywała w swoim pokoju, by tworzyć różne dziwne stwory w swej wyobraźni i przerzucać je na papier.

Z jednej strony słychać było „artystka”, „jest kreatywna”, „powinniście się cieszyć!”, z drugiej "powinna znaleźć konkretne zajęcie, coś przyszłościowego". I w sumie takiej przyszłości chcieli dla swojego dziecka. Szczególnie, że czasy były niepewne. Rok po jej narodzinach mord na rebeliantach, które przeszło do historii jako „Gwóźdź Lorda”, potem „Krwawy Brzask”, zamach stanu w Kraju Żelaza… niby to gdzieś dawno i daleko, wokoło, to nie nas dotyczy, ale jednak dzieją się rzeczy potworne. Dopiero co skończyła się wojna w Kraju Gorących Źródeł! Kto by nie myślał w takiej sytuacji o własnym dziecku? Kto był rodzicem zna poczucie strachu o własną pociechę. Jednak to nie jedyny powód...

Pewnego dnia gdy jeszcze dość mała Eri bawiła się przed domem jej mama zauważyła jedną podejrzaną rzecz. Gdy dziewczynka rzucała zabawką, za ruchem jej ręki podążała niewielka ilość piasku. Nie byłoby to wcale dziwne, w końcu wszędzie jest piasek, ale ta sytuacja się powtarzała. Opowiedziała o tym mężowi, który zabrał córkę w miejsce, gdzie piasku nie ma. Nie było to wcale takie trudne, klan zamieszkuje niewielką dolinkę, dzięki czemu mają nieco spokoju od świata i jego problemów. Bawili się w rzucanie piłką. Nie było to tak wyraźne, aczkolwiek znowu minimalna ilość piasku była przy jej nóżkach. Była mała, a wiedza o kochanym pradziadku-tępicieli łowców niewolników nie była jej niezbędna...

Z biegiem czasu i wzrostem blondyneczki zaczęły zmieniać się jej zwyczaje i zainteresowania. Dużo czasu spędzała oglądając przedmioty wystawione w sklepie, jak choćby scyzoryki. Jednak mimo próśb nigdy takiego nie otrzymała, otrzymując w odpowiedzi tylko "jesteś za mała". Dlatego też, ku zdziwieniu klientów, często siadywała i obserwowała pana Gree podczas jego pracy. Skoro mimo, że nic nie kupowała, też nie przeszkadzała, to czemu miałby się irytować? Czasem próbowała zerkać do namiotu treningowego, ale strażnicy za każdym razem ją odpędzali, gdyż to nie miejsce dla dzieci. Chcąc nie chcąc rodzice musieli zauważyć, że nie ma już 3, 5 czy nawet 10 lat. Czas na zmiany.

Ojciec, który z reguły był typem spokojnym i przeciętnym, wziął do serca rolę "nauczyciela". Zaczął córce wpajać podstawowe rzeczy i umiejętności jak skupianie chakry, posługiwanie się shuriken'ami i kunai'ami, ale nic więcej nie potrafił jasno i klarownie przedstawić i wpoić. Musiał ją oddać w obce, choć wyspecjalizowane ręce.

-Eriko! Przyjdź tu, proszę!
Ten ton? Słowo proszę? Znaczy, że cos się święci… jest ryzyko, jest zabawa. Zeszła więc do rodziców, do salonu.
-Usiądź. Chcemy porozmawiać.
Dziewczyna patrzyła na nich podejrzliwie. Postanowiła przybrać bezpieczniejszą postawę.
-No to słucham. Cóż to za ważna rzecz?
-Mamy propozycję. Akademia.
–Eriko uniosła brew z niejakim zdziwieniem.-Szkoła ninja. Co o tym sądzisz?
W głowie miała natłok myśli. Traktowali ją jak jajko, a teraz wysyłają do szkoły? Samą? Gdzie może sobie zrobić kuku?
-Wchodzę w to! Kiedy?
-Jak sprawnie się spakujesz możesz i zaraz.

Bez zbędnych pytań pobiegła po plecaczek.

Offline

 

#351 2016-11-21 19:44:45

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #1 - Prolog

Hmm... z jednej kilka nieistotnych literówek, z drugiej przyjazny czytelnikowi styl i zapoznanie się z podstawowymi informacjami z chronologii NCW. Coś czuję, że będzie mi się chciało prowadzić ci sesje, jeśli przetrwasz akademię ;-)
A czy przetrwasz... cóż, pierwszy etap masz za sobą. Nie czuję się w obowiązku kazać ci czegokolwiek poprawiać, to, co tu napisałaś dowodzi, że nadajesz się by tu być.
Twój prolog jest zwięzły, co nie znaczy, że lakoniczny. Ba, nawet gdyby był, nie miałbym prawa się przyczepić, mój miał podobną długość a dostał dobrą ocenę. Czasem nie trzeba pisać wielgachnych postów, jeśli zawierają merytorycznie to, co trzeba. Dobrze, że masz taką umiejętność, to ułatwia pracę mistrzom gry.
Podobnie jak twój teraz - dostajesz ode mnie 46 pkt do rozdania między statystyki, co też przyjdzie ci czynić w sali nr 2. No, a teraz biegnij tam.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Koharō (2016-11-21 19:45:50)

Offline

 

#352 2016-11-29 20:54:59

 Hiroka

Zaginiony

59807304
Zarejestrowany: 2016-10-24
Posty: 13
Klan/Organizacja: Wyrzutki
Płeć: kobieta
Wiek: 16

Re: Sala #1 - Prolog

Najważniejsze informacje o sobie? No jasne.
Shibukji Hiroka – przedstawia się, skłaniając głowę. –  Córka Ayumu i Emi.
Urodzona wiosną, pierwsze dziecko i jedyna córka. Dwóch młodszych braci, Taizo i Tetsuo. Nieduży domek nad zatoczką, gdzie słońce pięknie zachodzi i jeszcze piękniej wschodzi. Nie widzi powodu, żeby wspominać o tym senseiom. Szczegóły, szczegóły.
Pochodzę z malutkiej osady rybackiej leżącej niedaleko portu w Gyakuen. Ojciec i bracia łowią ryby, które później sprzedajemy w porcie.

Kiedyś – gdy braciszkowie byli jeszcze malutcy jak piąstki Hiroki (tak jej się przynajmniej wtedy wydawało) – dziewczynka miała nadzieję, że któregoś dnia ojciec zabierze ją ze sobą na łódź. Ale Ayumu tylko kiwał głową z rozbawieniem, głaszcząc córkę po ciemnorudych włosach.
Małe damy nie łowią ryb, Hiroka-chan – powtarzał uśmiechnięty. Jednak uśmiechy ojca z dnia na dzień bledły, a po paru latach (braciszkowie potrafili już biegać i plątali się wszystkim pod nogami) przestał nazywać córkę małą damą.
Tak bardzo NIE przypominasz matki – zaczął powtarzać. Małżeństwo z piękną i wychowaną Emi miało być pierwszym krokiem do awansu społecznego Ayumu. Marzyło mu się, że jego malutka córeczka wyrośnie na taką prawie-księżniczkę, dobrze wyjdzie za mąż i podniesie status rodziny. Z roku na rok nieprzyjemnie szczekliwy śmiech córki sprawiał, że Ayumu zaczął obawiać się o powodzenie swoich planów.
   (Różniły się pod tyloma względami. Jasne, zadbane dłonie matki i pokaleczone, fioletowe od sińców ręce córki. Łagodny głos Emi i zawsze zachrypnięta Hiroka, mamrocząca coś pod nosem, warcząca albo pokazująca język. Czarne, falujące włosy kontra wiecznie potargana ruda czupryna.)

Dlaczego chcę zostać ninja?
Bo nie wiem, czy nadawałabym się do czegokolwiek innego, myśli.
Chcę szkolić się w sztukach ninja, aby…
Aby móc zabijać szybko i skutecznie. Aby nie musieć marnować czasu na leczenie kolejnych głupio zdobytych ran.

Zabiła – to był przypadek właściwie, ale dzięki temu ciągle żyje. (Desperacja: krzyk, ręka zaciska się na nożycach jeszcze mocniej, krew.)
   Tamtego dnia tylko cud sprawił, że ośmioletniej Hiroce udało się na oślep wymacać na podłodze magazynu jakieś porzucone narzędzie. Tylko głupie szczęście zdecydowało, że jej nieprecyzyjny, słaby cios zsynchronizował się z ruchem mężczyzny, także w zasadzie to on sam nadział swoje oko na miedziane nożyce, które kurczowo ściskała wyciągniętą w górę ręką. Fuks, bo czaszka tuż za okiem najcieńsza.
   Zrządzeniem losu chwilę później w portowym magazynie zjawiła się jakaś kobieta – bardzo skąpo ubrana, z jasnymi włosami upiętymi w kok. Wytargała na wpół żywą Hirokę spod ciężkiego ciała zboczeńca, który znajdował się już w konwulsyjnej agonii. Kobieta chciała zabrać stamtąd małą jak najprędzej, ale Hiroka nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Była w szoku.
Przeżyłaś – powiedziała wtedy nieznajoma, kucając naprzeciw dziecka. –Twój strach stał się bronią napędową. - Powieka małej drgnęła, a ręce bezwiednie zacisnęły się w pięści. A kobieta mówiła dalej spokojnym, pewnym głosem: – Nie ma w tym nic złego, w przeżyciu. Przeżyłaś.
   Ale... zabiłam, pomyślała dziewczynka nieprzytomnie. Zaraz jednak wyobraźnia podsunęła jej obraz twarzy niedoszłego oprawcy z oczami, w których czaiło się coś naprawdę ohydnego. Wzdrygnęła się. Ale kiedy ten obraz został zastąpiony przez wizję zmasakrowanego oczodołu na końcu trzymanych przez nią nożyc, po których spływała krew zmieszana z białkiem oka i coś, co chyba było mózgiem, Hiroka poczuła, że strach i gniew ustępują miejsca ponuremu, poniekąd przerażającemu, poczuciu satysfakcji.
   Wreszcie pozwoliła kobiecie wyprowadzić się z magazynu. Trupa zostawiły; port w Gyakuen należał do spokojnych miejscówek, jednak na pewno nikt się sytuacją nie przejmie bardziej, niż tego potrzeba. Ot, kolejna ofiara jakiejś pijackiej bójki – pomyślą. Wieczorami przy dokach zawsze ktoś się kręci, zawsze coś się dzieje, takie życie.
   Ze dwie godziny później – Hiroka mdłości i szloch miała już za sobą – siedziały obie w małym pokoiku nieznajomej. Kobieta kazała dziewczynce wypić bardzo niedobre coś, co paliło w gardle; później nalała tego czegoś na kawałek lnianej chustki i przemyła zadrapania na rękach i nogach małej. Szczypało strasznie.
Zapamiętaj: po zmroku żadne miasteczko czy wioska nie ma litości dla dziewcząt – powiedziała cicho jasnowłosa, a na jej twarzy przez chwilę nie dało się dostrzec nawet cienia uśmiechu, jakim do tej pory obdarowywała rudego człowieczka siedzącego sztywno na stołku. Później wspomniała coś o nauce samoobrony – jak Hiroka się chce włóczyć po ulicach, niech chociaż umie o siebie zadbać. Mała ledwo rejestrowała jej słowa.
Masz gdzie pójść, dzieciaku? – zapytała kobieta, przechylając głowę tak, że złote loki wychyliły się z upięcia. Dziewczynka przytaknęła.
   Niemalże świtało, kiedy snuła się pustymi uliczkami. W domu nikt nie czekał – zawsze wracała o dziwnych porach. Wśliznęła się do kuchni przez okno. Umyła się, a zakrwawione ubrania wyrzuciła. Nikomu nic nie powiedziała. Następnego dnia wyszła bez wyszczerzu, który towarzyszył jej od lat. Połaziła tu i tam, popytała. Koniec końców całe popołudnie jak cień wlokła się za sędziwym właścicielem jednej z portowych gospód, prosząc, by nauczył ją samoobrony, bo nie ma pan, Gospodarzu-san, niczego do roboty, tak powiedziała pani na targu. I był pan na jakiejśtam wojnie, no nie?

Chcę być ninja, by udoskonalić moje umiejętności w zakresie walki. Stać się silniejszą, szybszą.

Ćwiczenia pod okiem gospodarza, ex-wojownika Hioshiego, sprawiły wkrótce, że Hiroka po raz pierwszy w swoim krótkim acz intensywnym życiu miała coś, co mogła nazwać Harmonogramem. Napełniało ją to dziwnym rodzajem dumy. Wieczorami pomagała w domu, do późna sporządzała, co należało sporządzić, by następnego dnia rano móc udać się do gospody. I ćwiczyła: podstawy władania bronią, bieganie, budowanie siły, zwinności, refleksu i wytrzymałości. A w przerwach między ćwiczeniami latała tu i tam po porcie, bo się nadawała do roli dzieciaka na posyłki.
   Po kilku latach, nauczona już co nieco o trzymaniu noża i celnych ciosach, miała okazję wypróbować się przeciw poważnemu oponentowi (to znaczy takiemu planującemu ją zabić). Wracała od rodziny kupców mieszkających kawałek w głąb wyspy, gdzie w imieniu Hioshiego zamawiała dostawę towarów. (Wciąż robiła za posłańca, tak. Nawet podstawowych lekcji walki nie dostanie się za nicnierobienie, heloł.)
   Piękna i smukła przeciwniczka o drapieżnym uśmiechu chciała odebrać Hiroce najcenniejsze – życie (a później pewnie srebrny sztylet i kolczyk z niebieskim oczkiem, ech). Hiroka odmówiła – i to z przytupem, to znaczy rzucając się na tę drugą, pozwalając gniewowi zawładnąć sobą całą. Skończyła żywa, więc nie najgorzej. Zachowała wszystkie kończyny, a w bonusie otrzymała cienką bliznę na prawym policzku (teraz już ledwie zauważalną).

   Życie toczyło się dalej, czas płynął, a dziewczyna nieraz jeszcze musiała walczyć o swoje. Ale na szczęście nie o wszystko trzeba było się bić: zyskała sympatię i szacunek sędziwego gospodarza, traktującego ją i jak wnuczkę, i jak protegowaną, i jak materiał na przyszłego superbohatera, który rozsławi kraj (heh).
Patrz – powiedział raz Hioshi, kiedy Hiroka, skończywszy trening, przesiadywała jednego popołudnia w gospodzie. Do lady podszedł wysoki brunet o ciemnej karnacji. Krzywy uśmiech mężczyzny zdobiła maleńka blizna. Jest coś dziwnego w jego ruchach, pomyślała Hiroka. Gracja drapieżnika.
O, albo ona. – Hioshi  wskazał siedzącą w kącie baru kobietę. Jakby wyczuła, że o niej mowa, podniosła głowę i Hiroka aż otwarła buzię ze zdumienia, bo spod kaptura przyglądało się jej dwoje białych oczu bez tęczówek.
Hioshi-san, co jest z tymi ludźmi… nie tak? – rzuciła dziewczynka niezgrabnie, nie wiedząc, jak inaczej sformułować pytanie. On tylko popatrzył na nią z rozbawieniem. Ale miał w oczach cień czegoś jeszcze. Po jakimś czasie dowiedziała się, że ten rodzaj spojrzenia u Hoshiego znaczy jedno: ninja.

   Parę lat później Hioshi znowu patrzył w ten sposób, kiedy przyłapała go, gdy rozmawiał o niej z jakimś siwowłosym jegomościem:
Mówię ci, ona się nadaje.
Niespełna piętnastoletnia Hiroka zrobiła zdziwioną minę, zezując zza pleców nieznajomego mężczyzny na Hioshiego. Czemu o mnie gadasz?, pytała spojrzeniem.
Nie zezuj – rzucił nagle ten obcy facet, nie odwracając się nawet w jej stronę. Dziewczynie niemal opadła szczęka. Przecież gość jej nie widział!
   Tak Hiroce przedstawiony został stary przyjaciel Hioshiego, tajemniczy ninja, z którym niedługo później dziewczyna zdecydowała się wyruszyć na długą wędrówkę, by i ona mogła zostać ninja. (Siwowłosy wojownik miał do Yu no Kuni po drodze i zgodził się nauczyć Hirokę paru rzeczy, czegoś o medytacji i chakrze, tak powiedział.) Plan był prosty: wyruszyć w podróż i zostać ninja – brzmiało to trochę jak linijka wyjęta z książki z bajami, ale dziewczyna zawsze miała słabość do ździebko naiwnych opowieści pełnych rycerskości i oklepanych motywów.

   Kiedy powiedziała o swojej decyzji rodzinie, matka zrobiła smutną minę i milczała. Następnego dnia zaczepiła Hirokę przed wyjściem z domu i, uśmiechając się dość nieprzekonująco, zauważyła pogodnie, że w wielkim świecie będzie okazja do lektury mnóstwa wspaniałych książek. Obydwie lubiły czytać.

   Bracia na przemian gadali o tym, jak to ekstra być ninja i jak bardzo Hiroka się nadaje, bo zawsze była jakaś inna. (Uroczy są, pomyślała, patrząc na dwójkę urwisów wyciągających w jej stronę języki.) Oczywiście dodali, że będą tęsknić, ale „jak obieca im, że pojawi się od czasu do czasu z jakimś upominkiem z daaaaleka, to będzie w porządku”. Cwaniaki.
(– Nee-chan! Nie zapomnij przywieźć nam figurek legendarnego Senju/Uchiha – krzyknęli jednocześnie. Taizo, niższy z nich dwojga, ale głośniejszy, kontynuował: – Wiesz, superhipermoc, te spra-...
Twój legendarny ninja nie będzie dorastał do pięt mojemu – oznajmił Tetsuo, przerywając bratu. Spojrzał na Hirokę. – Wszystko to oczywiście, jeśli przywieziesz nam te figurki, Nee-chan.
Także wiesz,  Nee-chan – dodał Taizo. Hiroka szczerze wątpiła, by ninja prowadzili sprzedaż figurek swoich legend na jakąkolwiek skalę, boo – poważnie, braciszkowie? Ale uśmiechnęła się tylko, wzruszając ramionami.)

Tak bardzo NIE przypominasz swojej matki. Ty dziwaku. Dumna, brzydka, szalona. – Wieczorem w kuchni byli tylko ojciec i ona. Hiroka kiwnęła głową, patrząc na poznaczone bliznami dłonie. – I tak na nic się nie przydajesz. – Wyszedł. Pewnie żadne z nich nigdy nie zauważy podobieństwa: oboje chcą żyć inaczej; on pragnie awansu społecznego, rzucanych w jego stronę pełnych szacunku spojrzeń; ona – poświęcić się temu, co stało się jedynym sposobem na życie, jaki zna – walce. Westchnęła. Bo zostawać nie miało sensu. Trochę było jej szkoda, troszeczkę.

***

Podróże kształcą, wiadomo. I przyprawiają o blizny – każda to pamiątka po lekcji: poprawić balansowanie na lewej nodze, nie odsłaniać się przy wykonywaniu obrotu, ćwiczyć ciosy –  precyzyjne i opanowane.
   (Precyzja: oddech, cios, unik.)
   Największą szramę ma na plecach: długa, ciągnie się od łopatki aż po lędźwie; na górze rana była płytka – tam blizna jest najbledsza, ale już na wysokości nerek kończy się zgrubieniem w miejscu, gdzie obrócono ostrze.
   (Opanowanie: oddech, świst powietrza, błysk stali, nie_pozwól_panice_sobą_zawładnąć.)
   I tej jednej pamiątki Hiroka szczerze nie znosi: zdobyta niedawno, a co najgorsze: zupełnie bez sensu. Nie atakowano jej, by JĄ zabić, ale dlatego, żeby usunąć ją z pola gry niczym nic nieznaczący zbędny bagaż (którym w sumie wtedy była). W skrócie: dalekie echa wojny wciąż jeszcze rozchodziły się po świecie jak obręcze na wodzie, w związku z czym ktoś miał coś do siwowłosego ninja – towarzysza i mentora Hiroki, a Hiroka tylko stała na drodze. (Ninja skopał im tyłki i wyleczył Hirokę. Czy bardziej precyzyjnie: uratował przed niechybną śmiercią.)

Ach, no i chcę zrozumieć lepiej, co co biega z tą całą chakrą – mówi, pół żartem pół serio.

W porównaniu z tym, jak to było kiedyś, Hiroka mniej się śmieje, więcej obserwuje i myśli. I oczywiście robi te nużące ćwiczenia z chakrą, bo siwowłosy ninja mówi, że to ważne, a ona mu wierzy. (Nie po to ocalił jej skórę, by teraz uczyć ją głupot. Więc uczy czegoś na pewno niegłupiego, proste.) Trochę dziwna ta energia, której kontrolę Hiroka poznaje, ale na pewno kryje się w chakrze wielka moc. Trzeba jeszcze tylko wykombinować, jak to ugryźć. Więc dziewczyna poświęca medytacji naprawdę SPORO czasu, zwłaszcza, że siwy powtarza, że się zbliżają do celu. (Hiroka wie – do Szkoły Ninja, ale… gdzie to dokładnie? - już dawno przestała pytać. Bo ile można znosić tajemnicze uśmiechy, zagadkowe odpowiedzi i tę aurę ninjowatości totalnej? No ile? Czasem naprawdę poważnie zastanawia się, dlaczego Hioshi posłał ją w świat z tym… ninja dziwakiem, ale ok. Wdech, wydech. Hiroka ufa Hioshiemu, ufa też dziwakowi – w końcu ocalił jej skórę.) Cokolwiek czeka na nią u kresu wędrówki, jakoś stawi temu czoła, no nie?

Chcę zostać ninja i cóż, może coś zmienić? Na pewno chcę zmieniać siebie. – Uśmiecha się lekko, bo uśmiech jest jak najbardziej na miejscu. Wreszcie nauczy się, jak wieść to życie, które sobie wybrała.


https://67.media.tumblr.com/0de7d4168288c841c193744ada14605e/tumblr_ohddy6WJeb1rolmh2o3_r1_400.png

Offline

 

#353 2016-12-01 00:41:48

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #1 - Prolog

Hmm...
Nie znoszę wieeelgachnych, rozwleekłych prologów.
...
Ale ja cię nie mogę! Wiesz co? Pisz. Pisz, ile zechcesz. Czyta się ciebie, jakby się oglądało film z narracją, scenograf też zabłysnął, bo fajny pomysł z tym formatowaniem i flashbackami. Krótko mówiąc - to była czysta przyjemność.
Za nadzwyczajną długość, plus poprawną ortografię i interpunkcję, do tego przyjemny i profesjonalny styl pisania, otrzymujesz tutejszą piątkę z plusem do dzienniczka, czyli

52 PU


Masz i fruń, fruń do następnej sali

Offline

 

#354 2016-12-05 22:06:36

Kamis

Klan Sabaku

Zarejestrowany: 2016-12-05
Posty: 4
Klan/Organizacja: Sabaku
KG/Umiejętność: Suna
Ranga: Uczeń Akademii
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 17
Multikonta: -

Re: Sala #1 - Prolog

Początek




Historię Kamisa trzeba zacząć przed jego narodzinami, a dokładnie od poznania się jego rodziców. Oczywiście ojcem chłopaka był prawowity członek klanu Sabaku, który raczej należał do Elit. Podczas zleconego patrolu natknął się na grupę piratów, którzy porywali ludzi, a potem sprzedawali jako niewolników lub po prostu przetrzymywali do momentu dostarczenia okupy. Mężczyzna dzięki wyspecjalizowaniu w szpiegostwie, podążał z przestępcami, nie pozostając przy tym wykryty. Wkrótce po krótkiej podróży grupa piratów dotarła do swojego obozu, który rozbity był w Kraju Wiatru. Ojciec Kamisa dostrzegł, że w swoim obozie przetrzymują młodą kobietę. Stwierdzając po ubiorze, była to zwykła mieszkanka z miasta, więc pewnie byłaby sprzedana jako niewolnik. Mężczyzna postanowił uratować kobietę. Po cichu zakradł się do obozu i pojedynczo zaczął swoim piaskiem mordować zbirów. Nie było ich wielu, toteż grupa nie sprawiła elitarnemu członkowi problemu. Sabaku uratował kobietę i dla jej bezpieczeństwa ściągnął ją do osady klanu. Tam przez kilka lat razem żyli, aż w końcu pobrali się razem. Owocem tego małżeństwa był mały Kamis, który po ojcu odziedziczył Kekkei Genkei, jakim jest Suna Kontorouru.
Kamis urodził się w 160 roku, kiedy to nastąpił atak Kraju Ognia na Kraj Wody. Rodzice obawiali się, że ten napad swoim zasięgiem obejmie także Kraj Wiatru, dlatego dla bezpieczeństwa dziecka, na jakiś czas opuścili wioskę klanową i udali się w głąb pustyni. Życie z niemowlakiem na pełen niebezpieczeństw pustyni nie było łatwe. Stale brakowało wody, jedzenia, czy też ubrań. Rodzina powróciła do wioski dopiero dwa lata później, kiedy Kamis stawiał już pierwsze kroki. Rodzice postanowili, że musi dorastać z innymi dziećmi, a nie w odosobnieniu.


Dzieciństwo


Decyzja o powrocie do wioski była słuszna. Kamis szybko odnalazł się wśród rówieśników. Większość czasu spędzał na świeżym powietrzu, bawiąc się z kolegami i koleżankami. Co prawda wioska nie była jakaś bardzo zamieszkała. Ojciec od samego dzieciństwa zakorzenił w Kamisie wrogość do klanu Kiyoshi. Młode lata Kamisa przebiegały w spokoju, do czasu kiedy niepokoje w Kraju Wiatru doprowadziły do powstania lokalnych ruchów oporu. Starszyzna klanu Sabaku postawiła w gotowości swoich ninja, a ojciec Kamisa miał w razie potrzeby być wysłany na pierwszy front, by najpierw zbadać sytuację. I tak też się stało. W pobliżu wioski także wybuchły bunty, jednak znacznie silniejsze niż przewidywała starszyzna. Ojciec Kamisa zaginął bez żadnych wieści, a jego matka popadła w depresję. Wkrótce także zmarła, gdy Kamis miał 9 lat. Kolorowe dzieciństwo Kamisa prysło można powiedzieć w mgnieniu oka i odtąd chłopiec musiał radzić sobie sam. Co prawda, starszyzna wioski także próbowała wychować swojego potomka. Dlatego przydzielono mu odpowiedniego opiekuna, który miał wychować chłopca w duchu patriotycznym, jako znakomitego taktyka i ninja, z którego rodzice byliby dumni.


Aktualnie


Pewnego dnia do domu niespodziewanie wszedł mężczyzna. Jak się okazało, był to zaginiony ojciec Kamisa. Przez dziesięć lat nie dawał oznak życia. a teraz pojawił się przed drzwiami domu. Zdecydowanie starszy niż zapamiętał go młody Sabaku. Jak się okazało ojciec został w trakcie zwiadu porwany przez grupę buntowników i przetrzymywany. Najgorsze okazały się tortury, kiedy to odcięto mężczyźnie rękę i pozbawiono go praktycznie siły bojowej. Kamis strasznie przejął się sytuacją i przysiągł, że w przyszłości odnajdzie porywaczy i się z nimi rozprawi.
Kilka lat później wybił ten wiek, w którym ojciec zdecydował się na wysłanie syna do akademii. Uznał, że chłopak dorósł emocjonalnie na tyle, że z pewnością sobie poradzi. Z drugiej strony miał już 17 lat. Chłopak wyruszył w poszukiwaniu nowej przygody, którą z pewnością znajdzie w akademii, a przynajmniej posiądzie umiejętności niezbędne do podejmowania przygód.

Ostatnio edytowany przez Kamis (2016-12-05 23:16:46)

Offline

 

#355 2016-12-05 23:04:03

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #1 - Prolog

Tekst nie najgorszy. Gdzieniegdzie literówki wynikające z niedbałości, oraz jeden błąd wynikający z niewiedzy nt świata NCW (czyli nie twoja wina). W naszym świecie nie mówi się o shinobi, bo takowa nazwa uważana jest za powstałą wraz z pojawieniem się wiosek shinobi (a więc dopiero za wiele, wiele lat. Czyli docelowo nigdy w ramach NCW). Dlatego ograniczamy się do określenia "ninja".
Historia prosta i niewymagająca od czytelnika ekwilibrystyk umysłowych. Niby okej, ale czuć większy potencjał.

No nic, daj dzienniczek. Niniejszym przyznaję ci

44PU

które możesz rozdać w rozwój postaci w Sali#2, jak tylko poprawisz shinobi na ninja.

Offline

 

#356 2017-03-07 23:08:14

 Himitsu "Azake" Hyuuga

Zaginiony

4898143
Zarejestrowany: 2017-03-04
Posty: 112
Klan/Organizacja: Hyuuga
KG/Umiejętność: Byakugan [LVL0]
Ranga: Członek klanu
Płeć: Kobieta
Wiek: 18

Re: Sala #1 - Prolog

Raz jeszcze przyjrzała się sobie krytycznie w lustrze. Białe kimono ze srebrno-błękitnymi pasami układało się odpowiednio do mody i obyczajów. Grafitowe włosy w 2/3 spływały długimi falami na plecy, a z 1/3 miała upleciony misterny warkoczyk ozdobiony kwiatami wiśni. Mlecznobiałe oczy były efektem wielopokoleniowej tradycji jej rodziny.
Misterna, ponadgodzinna praca służącej rodziców bez względu na to czy miała na to ochotę czy nie. Upewniwszy się, że ojciec nie będzie miał się do czego przyczepić zeszła po schodach do głównego holu.

- Himitsu Hyuuga! Czy tak zamierzasz dziś wyjść?
Odwróciła się w stronę głosu. Jej ojciec jak zwykle bił perfekcją po oczach i tego samego wymagał od niej.
-Tak ojcze.
Bez słów przyglądał jej się przez chwilę po czym uśmiechnął się łaskawie
- Niech będzie, w końcu to tylko rozmowa wstępna.
- Dziękuję ojcze.

     Nie zauważyła obecności matki, ale niemalże usłyszała jej westchnienie ulgi. Tym razem ojciec okazał się być w dobrym nastroju, może ze względu na początek nauki Himitsu w Szkole Ninja, co wiązało się z tym, że córka rzadziej będzie mu zawadzać w domu.
Himitsu już dawno odkryła, że nie była planowana, a tym bardziej chciana przez ojca, który w odwecie postanowił urządzić z jej życia piekło.
     Nikt nie mógł się nawet domyślić jak często karano ją cieleśnie za krzywe plecy, niewłaściwą odpowiedź, czy inne niezgodne z etykietą bzdury. Klęczenie na grochu, czy bicie mokrym pasem zawsze znikało. Może była to wprawa ojca, może to ona miała wytrzymały organizm, ale nigdy nie miała siniaków. Tylko raz też zobaczyła sine ramię u matki.
     Nikt ze znających jej ojca poza domem nie mógł mu zarzucić złego charakteru, czy niejasnych myśli. Nikt nie śmiałby przypuszczać, ze w domu z wielką łatwością puszczają mu nerwy, a złość wylewa na swoją żonę i córkę. Dla wszystkich był kwintesencją perfekcji i mimo swojej niewysokiej urzędniczej rangi miał wielu wysoko postawionych przyjaciół.
Była to obłuda, w której musiała żyć i udawać, że nic się nie dzieje.
     Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła do Akademii pochłonięta wspomnieniami. Zastanawiało ją też skąd u ojca dobry humor, w karty grać będzie dopiero za dwa dni, a nic innego ostatnio nie prowadzało go w równie pogodny nastrój. Nagle potknęła się i tylko dzięki zręcznemu podskokowi nie przewróciła się, a wylądowała w lekkim przykucu.

- Patrz pod nogi siostra. Niech ci się połamią dopiero w Akademii a nie na własnym podwórku. To dopiero byłby wstyd..
Otrzepała kimono nie patrząc nawet na swojego starszego brata. Kenichi był jednak w nastroju do zabawy, więc przyskoczył do niej zasypując piachem dół jej kimona
- Co ty! Masz pięć lat?! Odczep się! - nie wytrzymała i zamachnęła się na niego ręką. Nie był to pierwszy raz gdy z głupiej zaczepki czy kłótni dochodziło między nimi do bójki. Przez wiele lat bójki te przerywał Tadashi, ich najstarszy brat, ale ostatnio coraz rzadziej przebywał w domu. Himitsu w ten sposób traciła jednego ze swoich sojuszników w domu i była zdana wyłącznie na siebie i matkę.
- Czego byś nie zrobiła i tak przyniesiesz nam wstyd. Ojciec cię puszcza tylko dlatego, że jest szansa, że kiedyś nie wrócisz.
- Idę tam z tego samego powodu.

     Przy głównej drodze czekała na nią opłacona dorożka, ale wyskoczyła z niej tuż przed wyjazdem z miasta, by za własne pieniądze wynająć konia i ruszyć dalej samodzielnie.
     Droga z nadbrzeżnego miasteczka wiodła łagodnymi spiralami w dół, pomiędzy ryżowymi tarasami aż do linii morza, wzdłuż której prowadziła dalsza droga. Spotkanie miało się odbyć nie w samej Akademii Ninja, a w jakiejś lokalnej siedzibie jednak ta, wedle otrzymanych instrukcji, była oddalona o kilka godzin jazdy. Był wczesny ranek i miała pewność, że nie spóźni się na wyznaczone spotkanie. Pozwoliła swoim myślom popłynąć dalej ze wspomnieniami.
     Przypomniała sobie odległe czasy kiedy miała jakieś trzy-cztery latka i całą trójką byli bardzo zgrani jako rodzeństwo, a ojciec też nie był aż taki rygorystyczny. Kenichi rozpoczął swoje fochy na nią gdy w wieku pięciu lat powiedziała ojcu, kto poplamił jego pergaminy. Została wtedy pochwalona za prawdomówność i to wpoiło w nią potrzebę szczerości. Jednak wszystko zniknęło, gdy nakryła ojca z obcą kobietą. Miała jedenaście lat, ale zrozumiała wystarczająco i z żalem doniosła na ojca matce. Nie mogła wtedy wiedzieć, że matka o wszystkim wiedziała i nie powinna była żądać od matki działania. Efekt swojego szczerego postępowania często zdobi jej plecy czerwonymi pręgami po pasie. Widocznie według jej ojca szczerość ma granice, które on wytycza.
     Droga do Akademii upłynęła jej mimo wszystko na pogodnej myśli. Istniały bowiem miejsca gdzie każdy mógł stać się kimś innym i...
Nim zdążyła dokończyć myśl drogę zastąpił jej trzyosobowy oddział ninja. Zwolniła, wiedząc, że nie ma sensu uciekać, zwłaszcza, że nie wyglądali na agresywnych.

- Będziemy cię eskortować w dalszej drodze.
Tylko tyle usłyszała nim jeden z mężczyzn  rzucił w nią kulką z gazem. Poczuła się nagle niezwykle senna, i ostatnie co zapamiętała to lot z siodła w kierunku ziemi.

     Ocknęła się w odosobnionej celi, żadne inne określenie nie przychodziło jej na widok małego i surowo urządzonego pokoiku, klitki właściwie (trzeba tu jednak nadmienić, że jako członek dość zamożnej rodziny przywykła do przestrzennych pomieszczeń).
     Usiadła na wąskiej pryczy i zauważyła misę i dzbanek z wodą. Obmyła twarz i wytarła ją wewnętrzną stroną rękawów kimona, a gdy uporządkowała swój wygląd, znów usiadła na pryczy w oczekiwaniu.
Mogło minąć kilka godzin, a ona nie zmieniała pozycji, dopiero gdy otworzono drzwi i wywołano ją na rozmowę ruszyła prezentując sobą lata nauki etykiety klanu Hyuuga, ale jednocześnie na jej twarzy zabłąkał się ironiczny uśmieszek.
"Tak, istnieją miejsca gdzie każdy może stać się kimś innym." pomyślała "Może w tym miejscu ja będę mogła wreszcie stać się sobą?" Gdy ta myśl opanowała jej umysł jej ciało poczuło delikatne rozluźnienie.

Ostatnio edytowany przez Himitsu "Azake" Hyuuga (2017-03-08 11:24:19)

Offline

 

#357 2017-03-07 23:35:28

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #1 - Prolog

Hmm...
Stwierdzam, że zostałem przez Shinsaku pokrzywdzony, kiedy recenzował mój prolog. Dostałem bardzo dużo punktów i kiedy zdałem sobie sprawę, że jako sensei powinienem przyznawać ich (wg wytycznych) trochę mniej, mam straszny dylemat za każdym razem, kiedy pojawia się wpis lepszy od mojego, który (wg wytycznych) zasługuje na mniej pkt niż mój.
W tym wypadku czuję się zobowiązany przyznać ci za zadowalającą długość, poprawną ortografię i interpunkcję oraz urzekającą narrację

50 PU



Ale, żeby nie było za łatwo, zarobisz na to, poprawiając estetykę posta :P Odpicuj te akapity troszkę i pozwolę ci lecieć dalej.

No i bomba Lecisz do sali #2 z 50PU do rozdania.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Koharō (2017-03-08 11:27:27)

Offline

 

#358 2017-03-20 22:35:31

Hiroshi Nara

Klan Nara

38443157
Zarejestrowany: 2017-03-20
Posty: 15
Klan/Organizacja: Nara
KG/Umiejętność: Kagegasasu
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 7

Re: Sala #1 - Prolog

Rodzice młodego shinobi byli bardzo wybitnymi ninja rodu Nara. Ojciec był znany z perfekcyjnej znajomości ninjutsu oraz opanowania licznych jutsu kilku różnych żywiołów. Matka z kolei była medyczną kunoichi i mistrzynią umiejętności klanowych. Razem wykonywali arcytrudne misję rangi S. Wykonywali różne, najniebezpieczniejsze zadania, wymagające dyskrecji oraz ogromnych umiejętności i dużego doświadczenia. Wszystko zmieniło się pewnego dnia, gdy okazało się, że kobieta spodziewa się dziecka. Wtedy to zaprzestali wykonywania misji. Rodzice mogli w spokoju oczekiwać potomka. Po kilku miesiącach, na świat przyszedł syn. Nazwali go Hiroshi.

Życie młodego shinobi od początku nie było łatwe. Niestety matka, w wyniku komplikacji zmarła przy porodzie. Jego ojciec został mocno dotknięty tym faktem, a zwłaszcza swoją bezradnością wobec śmierci ukochanej. Ten przebieg wydarzeń zrobił na niego wielki wpływ. Źle to na niego wpłynęło, zmieniło go. Można powiedzieć, że kompletnie się załamał. Trafił nawet do szpitala dla obłąkanych. Przez cały czas razem, z każdą sekundą swojego życia... aż tu nagle taki wypadek.

Lider rodu Nara zadecydował, że opiekę nad dzieckiem powierzy towarzyszowi i przyjacielowi jego rodziców Raidō. Mężczyzna niechętnie, ale zgodził się, w końcu jak mógł odmówić liderowi, przyjaciołom i porzucić malutkie dziecko? Chłopiec znalazł nowy dom, chociaż osobę, której powierzono wychowanie Hiroshi trudno było nazwać wymarzonym ojcem. Mężczyzna rzadko zajmował się swoim przybranym synem. Wolał zostawić je w rękach opiekunek, a samemu zając się piciem i ubolewaniem nad swoim kalectwem. Tak, był pewien moment, w którym opowiedział chłopcu o tym, co stało się na jego ostatniej misji. Stracił jedno oko i rękę. Co prawda lekarzom udało się częściowo odtworzyć rękę mężczyzny jednak była ona daleka od oryginału. Nie była tak sprawna, by nawiązywać nią szybkie pieczęci. Z początku nie mógł nawiązywać żadnych pieczęci. Nawet podstawowe czynności, jak chwycenie czegoś przychodziły mu z trudnością. Tak więc samotna opieka nad dzieckiem nie była dla niego łatwa.

Wydawałoby się, że powierzenie chłopca w ręce kogoś takiego było błędem, jednak poczciwy lider wiedział co robi. W przeciągu pierwszego roku Raidō nie był za bardzo zainteresowany losem małego chłopaka. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. Tego dnia Raidō wrócił z baru nieco wcześniej niż zwykle. Mijał rok, od kiedy wrócił do domu. Natłok wspomnień i złych myśli sprawił, że nie miał ochoty na nic. Wrócił więc do domu, chciał zasnąć i zapomnieć. Gdy się położył rozległo się pukanie do drzwi. Kiedy mężczyzna otworzył drzwi zobaczył, że to jedna z opiekunek, która miała zajmować się małym. Powiedziała tylko, że niestety nie ma czasu i że zostawia chłopca. Raidō nic nie powiedział. Zabrał dziecko i położył je spać, w jego kąciku. Po chwili jednak dziecko zaczęło płakać. Mężczyzna próbował uspokoić chłopaka. Próbował dać mu jeść, dać mu zabawkę, próbował wszystkiego. W końcu wziął chłopaka na ręce, a ten zamilkł... Gdy zadowolony shinobi odłożył go do kołyski Hiroshi wznowił płacz i tak parę razy. Choć Raidō nie znał i nie lubił dzieci zrozumiał, że mały po prostu nie chce być sam.

Dlatego wyciągnął synka z kołyski i ułożył się z nim na łóżku, tak by mały wiedział, że ten jest blisko. Parę godzin zeszło mu na zabawianiu chłopaka. Pierwszy raz od długiego czasu można było zobaczyć wesołego Raidō. Widać było, że dziecko ma na niego wpływ. Po paru godzinach opieki nad szkrabem doszło do czegoś, co głęboko tknęło uczucia starego mężczyzny. Hiroshi spojrzał na niego i wtulony w opiekuna powiedział do niego „tata”. Po raz pierwszy od wielu lat mężczyzna uronił łzę. Była to łza szczęścia i uśmiech zwiastujący lepsze jutro. Krótko po tym oboje zasnęli... Od dnia, w którym Hiroshi po raz pierwszy nazwał Raidō ojcem minęły 3 lata, shinobi miał już 6 lat.

W tym czasie Raidō bardzo się zmienił. Z „wiecznie zapijaczonego, obdartego dziada” stał się porządnym, dobrym człowiekiem. Przez cały ten czas opiekował się swoim przybranym synkiem. Chodził z nim na spacery po okolicach, a często chodził też w dalsze podróże. Dzięki małemu chłopcu zaczął wychodzić do ludzi. Jego życie zmieniło się i to bardzo. Jednak Raidō wiedział, że nie może się zbyt przywiązywać, gdyż kiedyś może nastać dzień, w którym Hiroshi dowie się o swoim prawdziwym ojcu, albo że prawdziwy ojciec wyzdrowieje i wróci po dziecko.

Życie z tą świadomością nie było proste, dlatego mężczyzna starał się nie rozmyślać nad tym faktem. Miał tylko nadzieje, że taki dzień nastąpi późno. Mijały kolejne lata... Gdy chłopak skończył 6 lat Raidō zmienił podejście do dziecka. Zaczął uczyć go teorii wieczorami, a dnie spędzał, ucząc go podstaw bycia ninja. Przeczucie kazało mu wierzyć bowiem, że taka byłaby wola jego rodziców. By chłopak stał się prawdziwym shinobi. Kimś na poziomie ojca. Dlatego więc ograniczył chłopca do towarzystwa klanu. Dzieciak musiał zapomnieć o zwyczajnym dzieciństwie i skupić się na byciu shinobi. Uczył się podstaw ninjutsu, techniki klanowej, kontroli chakry. Nie brakowało także lekcji teorii, te natomiast odbywały się głównie wieczorami i w deszczowe dni, gdy pogoda nie sprzyjała do treningów na zewnątrz. Tak minęły kolejne rok i Hiroshi z małego dziecka, stał się już inteligentnym dzieciakiem.

Niestety pewnego dnia wioska została zakatowana niewiadomej przyczyny, przez Klan Uchiha oraz tajemniczego przedstawiciela innego klanu. Raidō otrzymał poważne obrażania w obronie małego Hiroshiego. Ranny Mężczyzna wyznał młodemu chłopakowi prawdę kim byli, jego rodzice i Kazał mu przysiąc, że ukończy szkolenie w Akademii i stanie się równie wspaniałym Shinobi, jak niegdyś jego rodzice i on sam. Młody chłopak przysiągł, że zostanie Shinobi i że zawsze będzie pamiętał o tej obietnicy. Przez kilka miesięcy chłopak Opiekował się mężczyzną aż do dnia, w którym postanowił udać się do Akademii, aby zapisać się do niej i zostać tym, kim ma się stać tego dnia dowiedział się również że jego matkę zabili członkowie Klanu Uchiha, prawdę te wyjawił mu Lider Klanu, którego spotkał przypadkiem spacerując po wiosce. Chłopak pełen wściekłości i rozpaczy na fakt tej informacji znienawidził wrogi klan Uchiha i postanowił go zniszczyć. Jak potoczą się jego losy to już inna historia.

Ostatnio edytowany przez Hiroshi Nara (2017-03-21 17:03:14)

Offline

 

#359 2017-03-21 12:15:48

Sensei_Yocharu

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 7

Re: Sala #1 - Prolog

     No dobra, czas ocenić twoją pracę domową.

        Nie będę ukrywał, że historia o śmierci rodziców a nawet opiekunów to dość powszechnie spotykany prolog ale nie mogę nikogo winić, że taki zarys tła fabularnego wiele osób chce sobie stworzyć. Brzmi to fajnie, badassowo, trochę jak batman - "zaje*ali mi rodziców, ja zaj*bie wszystkich z zimną krwią." Tak więc o to czepiać się nie będę ale z tego też powodu na pewno kilka punktów odpada z braku oryginalności. Szczerze mówiąc końcówka twojego prologu trochę mnie zawiodła. Gdybyś nie uśmiercił ojczyma, miałbyś fajny motyw fabularny by w przyszłości faktycznie przeprowadzić konflikt między prawdziwym ojcem, który powróci a opiekunem. Mimo wszystko zostawiłeś sobie jakąś furtkę by fabularnie coś poprowadzić co jest na plus. Rozumiem też, że nie napisałeś kto napadł na wioskę z oczywistych powodów - nie znasz w tej chwili historii które działy się u nas.

       Przejdźmy do rzeczy już nie związanej z samą historią a sposobem pisania. Nie jestem mistrzem jeżeli chodzi o interpunkcję oraz cudowne składnie a na NCW znajdzie się wiele osób znacznie lepiej piszących ode mnie ale w Twoim przypadku potrzeba trochę pracy nad tekstem. Nie jest źle ale za bardzo mieszasz wątki, co sprawia, że momentami gubiłem się w tekście. Troszkę za dużo używasz powtórzeń, za mało rozwijasz pewne wątki i niepotrzebnie przeskakujesz linijki gdzieniegdzie. Oczywiście to kwestia wprawy i treningu i na pewno uda Ci się tego wyuczyć.

       W ogólnym rozrachunku daję Ci 25 punktów albo możliwość na poprawę prologu jeżeli zależy Ci by tych punktów uzyskać więcej. Jeżeli tak, dokładnie zapoznaj się z tym co napisałem powyżej bądź skontaktuj się ze mną na gg a chętnie wspomogę radą.


EDIT:


Okej, poprawa mnie bardziej satysfakcjonuje i ładnie nawiązuje do fabuły NCW.  Jeszcze musisz doszlifować umiejętności pisarskie ale to przyjdzie z czasem. Teraz mogę Cię z ręką na sercu podarować 35 punktów i zaprosić do kolejnej Sali.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Yocharu (2017-03-21 17:07:36)

Offline

 

#360 2017-04-05 00:42:34

Wyrzutek

Zarejestrowany: 2010-01-03
Posty: 9

Re: Sala #1 - Prolog


http://i.imgur.com/VwxPVy9.gif



          - Zgoda. Odpowiem Ci dlaczego. – Spojrzeniem zimnym jak lód, przebił uczucia klęczącego przed nim chłopa.  Z bezwzględnością zdzielił jego twarz. Świeża krew chlusnęła w powietrze, opadając na drewniane panele szopy. Na dwóch okienkach gromadziły się krople. Na zewnątrz szalała wichura, pioruny tańczyły na niebie. W tą ponurą noc Jū pragnął jednego – sprawiedliwości.
          - Dwanaście lat. Dokładnie dwanaście i pół roku temu. Tamte dni wydają mi się bardziej realne niż choćby widok twojej dramatycznej twarzy teraz. To były rządy poprzedniego wodza wyrzutków. Moi rodzice prowadzili zgrupowaną działalność, stanowili wyższość ponad większością ludzi w miasteczku położonym dwieście kilometrów od stolicy Ronin no Kuni. Mój ojciec był mordercą, płatnym. A moja matka, kochana rodzicielka była z wykształcenia młynarzem, bodajże. Wiem, że gdy miała dobry humor przerabiała ofiary mego ojca na pierniczki, ciasta albo podawała jako mięso do obiadu. Tak, to była dobra kobieta. Chcesz wiedzieć co się z nią stało? – W tym samym czasie co za oknem błysnął piorun, ręka Jū raz jeszcze skrzywdziła cierpiącego mężczyznę. I choć był roztrzęsiony powrotem do pięknych wspomnień, jego głos nieskazitelny nie zadrżał. W opowieść włożył resztki serca.


http://i.imgur.com/vguXRW5.gif



          W rodzinie żyło mu się dobrze. Nie miewał problemów. Od urodzenia uganiały się za nim dziewczęta, a on za nimi. Ronin no Kuni za panowania poprzedniego przywódcy nie prowadziło otwartych wojen. Polityka dostarczała dobrobyt na zależne od organizacji tereny. Miasteczko, którym rządziła organizacja, w skład której wchodzili rodzice Jū, stanowiło jedyny, nieodrywany świat chłopaka. Jedynie jego ojciec był ninja. Potrafił posługiwać się ogromną mocą. Wiedzę, którą posiadał wykorzystywał w zawodzie i w wolnym czasie, spędzając go z synem. Nauczył podopiecznego wielu rzeczy. W tym posługiwania się bronią. I choć z Ju wojownik jeszcze żaden, potrafił obejść się z liną i dopaść ofiarę niczym dzika zwierzyna.
          Do dziesiątego roku życia wiodło się dobrze. Dopiero po okresie dojrzewania zaczęły doskwierać problemy. A właściwie jeden. W miasteczku, które było jego domem zmieniła się władza. Nowi ludzie restrykcyjnie podchodzili do przewinięć. Logiczne, że rozwiązanie kontrabandy to była kwestia czasu. I tak też się stało, choć nie w jeden, spokojny sposób. Rozpoczęto przesłuchania, wiele ludzi targano do ratusza. Gdy choćby jeden się przyznał, skazywany był na chłostę lub więzienie. Nie ojciec Ju. To była twarda, jedyna w swoim rodzaju sztuka mięsa. Potrafił się postawić, nie dał nigdy za wygraną. Odpyskował nowemu zarządcy i poprzysiągł żonie, iż nie zrezygnuje z zawodu, choćby i sam przywódca wyrzutków mu tego zabronił. To był wielki błąd.
          Egzekucji dokonano publicznie. Dwanaście wyszkolonych ninja. Ojcu chłopaka postanowiono ponad trzydzieści sześć zarzutów, z czego dodatkowe czterdzieści parę zostało nieudowodnione. Czekała go śmierć. Taki sam los miała przypieczętować matka, gdyż wiele lat ukrywała męża. Na przesłuchaniach była nieugięta. Nie zawahała się nawet na moment. Przypieczętowała taki sam los. I choć ojciec Jū bronił się do ostatniej kropli krwi, nie zwyciężył. Na jego oczach zginęła jedyna miłość, a potem on sam.
          - Było za późno. Nie dotarłem na czas. Nie mogłem się nawet pożegnać. – Odwrócił spojrzenie w stronę wejścia do szopy, by energicznym ruchem przetrzeć wilgotne powieki. Jū zniósł wiele w swoim życiu. Większość z nich odmieniła jego charakter nieodwracalnie. Wymienione wyżej przykrości to jedynie cząstka tego, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia.
          - Już rozumiesz, prawda? Cieszę się, że byłeś kolejną osobą, której mogłem się zwierzyć. I jestem Ci wdzięczny, że zachowasz me słowa jako tajemnicę. I że zabierzesz ją ze sobą do grobu. – W ostatnim zdaniu zagryzł zęby, a jego głos stał się ostrzejszy. Płynnym ruchem ostrza nakreślił grubą linię na szyi klęczącego przed nim ninja. Starego pryka, który dał się złapać.
          Gdy pozbawione duszy ciało zalało krwią podłogę szopy, Jū wyciągnął notes. Pod pazuchą odnalazł się także nieduże pióro z czarnym wkładem. I za pomocą starych, dziesięcioletnich narzędzi, skreślił swoje pierwsze imię w notesie. Pozostało jeszcze jedenaście.


http://i.imgur.com/iW3ha1J.gif


Prawdziwa historia zaczyna się właśnie teraz.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
https://www.hotelstayfinder.com/ Ruciane-Nida