Ogłoszenie


#281 2014-12-01 21:19:12

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

    Prolog do poprawy kompletnie poprzez kompletny brak nawiązań do klanu do którego należysz, o ile w innych przypadkach można na to przymknąć nieco oko ze względu nie opisanie rodziców natomiast w przypadku, kiedy jest to bardziej religia niż klan jest to nie do pomyślenia. W dodatku brak informacji co do tego jak właściwie postać znalazła się w akademii(zwykle to klan wysyła).
Tez średnio mi się podoba prze kozaczenie postaci, biorąc pod uwagę. Cała scena walki ma mały sens, ex- ninja nie daję sobie rady, a wkracza dziewczynka amatorka i nagle leje się krew. Tak samo ucieczka z płonącej wioski, raz zachowujesz się jak dziecko, które na widok płomieni ogarnia przerażenie, a raz analizujesz sytuację jak dorosły i wnioskujesz po tym, że coś się stało przy bramie, że to był atak nieprzyjaciela.
   Żeby nie było tak nieprzyjemnie to na koniec Cię pochwalę, spoko styl pisania, w miarę formatowanie i przede wszystkim długość, która budzi respekt. Niewielkie poprawki i będzie to bardzo dobry prolog.
Edit: Spodziewałem się nieco wiecęj poprawek, wyznawca Jashina leczący ludzi i modlący się do niego jakoś mi nie pasuje.

Jashin (ジャシン, zły bóg, złe serce) - jest bogiem czczonym w Anichiliźmie (ジャシン教, Jashinkyō). Jednym z jego wyznawców jest Hidan. Jashin nakazuje swoim wyznawcom siać zniszczenie i śmierć. Hidan modlił się do niego zawsze przed walką o "zabijanie dobra". Jeśli mu się nie powiodło lub nie mógł zabić modlił się o przebaczenie.

Jednak nie będę już się czepiał i zaliczę Ci ten prolog na 44 punkty.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2014-12-05 21:21:00)

Offline

 

#282 2014-12-13 10:27:44

 Kimari

Zaginiony

8253161
Zarejestrowany: 2014-12-06
Posty: 153
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Płeć: Meżczyzna
Wiek: 16

Re: Sala #1 - Prolog

Muszę zmajstrować sobie uśmiech, uzbroić się weń, schronić się pod jego opieką, mieć czym odgrodzić się od świata, zamaskować swe rany, wreszcie wyćwiczyć się w noszeniu maski. 

Emil Cioran


     Od początku swojego życia nie mogłem nigdzie zagrzać miejsca. W każdym miejscu przebywałem tydzień, może dwa, lecz zawsze udawałem się w kolejną podróż. Nie dziwiło mnie to wcale, w końcu zostałem wydany na świat przez słynną aktorkę z kraju Tsuchi no Kuni Yumiko Shimanouchi, zwaną inaczej ''Kuroi Tenshi''.
    Wielu uznaje ją za osobę o złotym sercu: miłą, troskliwą, czarującą artystkę o wielu talentach. Jednakże wszystkie jej ruchy, słowa i postawy były tylko maską. Jako kobieta teatru potrafiła odegrać każdą rolę. Od niewinnej dziewczyny ze wsi, poprzez dystyngowaną arystokratkę, aż po szaloną morderczynię. Potrafiła idealnie wcielić się w odpowiednią postać i sprawić, aby ludzie tańczyli do śpiewanych przez nią piosenek. Mogła zwieść tą grą prawie każdego... z wyjątkiem mnie. Lata spędzone w otoczeniu aktorów - ludzi wielkich salonów - doprowadziły mnie do pewnego wniosku... Każdy człowiek nosi własną ''maskę''. Jedni skrywają swoją dwulicowość pod obliczem uczciwej i dobrodusznej osoby, zaś ci, których łatwo zranić, udają twardych i niezłomnych. Nie mam pojęcia dlaczego, ale zawsze po dłuższym przebywaniu w czyimś otoczeniu, mogłem ujrzeć jego prawdziwą tożsamość - w przypadku mojej rodzicielki było tak samo.
    Dlaczego nie nazywam jej swoją mamą? Odpowiedź jest jednoznaczna - ona wcale na to nie zasługuje. Mogę także skłonić się do stwierdzenia, że jestem dla niej tylko "ozdobą". Osoby z otoczenia Yumiko mają na mój temat podzielone zdania. Jedni uznają, że jestem jej dumą, a inni, iż przygarnęła mnie z litości.
    Nasuwa się jednak inne pytanie - gdzie jest mój ojciec? Czy on także jest jakąś sławą? Lub może uciekł, gdy tylko dowiedział się o moim istnieniu? Sam do pewnego czasu nie znałem odpowiedzi na te pytania, jednak udało mi się odkryć jeden fakt... że jestem członkiem klanu Kiyoshi.


[...] nie można przyładować zbyt dużej porcji informacji, bo cię zabiją, żeby sobie uprościć sprawę.

J.K. Rowling



    Jak udało mi się zdobyć taką wiedzę? W wieku dwunastu lat zatrzymałem się wraz z ''matką'' w domu, który odziedziczyła po swoich rodzicach. Przebywaliśmy tam, gdyż potrzebowała przerwy w pracy. Mówiąc to, mam na myśli organizowanie kolejnych ekstrawaganckich bali i bankietów.
    Kiedy podczas jednego z nich udało mi się uciec od natrętnych, płytkich ludzi, chcących mi się przypodobać, przypadkiem odkryłem stary pokój. Wydał mi się być zaledwie zwykłą, nieco zabałaganioną komnatą, jednak na wskutek skrajnego znudzenia, zacząłem dokładnie mu się przyglądać. Proste meble, na których widać było jeszcze kurz, żadnych drogich ozdób czy klejnotów.
    Spośród wystroju wyróżniała się złota szkatułka, stojąca na mahoniowym podeście. Jako osoba ciekawska z natury, zajrzałem do świecącego puzderka. W środku znajdował stara, zniszczona książka z niewyraźnymi inicjałami "R.K.", zapisanymi ozdobnym pismem. ''Czyżby dziennik? Tylko co oznacza R.K.? Inicjał? A może skrót?", zastanawiałem się. Nie chcąc zatracić się w dalszym rozmyślaniu na ten temat, postanowiłem po prostu zacząć czytać.


03.05.148r.
    Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Tylko głupiec jest w stanie pogrążyć kraj w bezcelowej wojnie. Poddani II Lorda Feudalnego Hi no Kuni z pewnością zażądają zemsty. Jii-sama powinien jak najprędzej otrzymać wiadomość. Musimy przygotować się na czas.

R.K.



    Gdy tylko przeczytałem kilka kolejnych wpisów, moje przypuszczenia się potwierdziły. Autor dziennika był Shinobim. Mało tego, prawdopodobnie wiedział, kto zabił II Lorda Feudalnego.
    Tylko dlaczego leżą tutaj tak ważne zapiski?


02.09.150
    Po dwóch latach, wreszcie przyszedł czas na odpoczynek. Sam w to nie wierzę, mimo uczestniczyłem w rozgrywających się wydarzeniach.  Jutro wojna zostanie oficjalnie zakończona poprzez podpisanie pokoju. Niestety, zmarli nie wstaną już z grobów. Wierzę, że Takeshi, Yuni, Hikari nie poświęcili swojego życia na marne.

R.K.



    03.02.151
    Trop doprowadził mnie do Oni no Kuni. Zabójca Lorda Feudalnego i moich przyjaciół ukrywa się tuż pod moim nosem.
    Sprawiedliwości stanie się zadość, a kryształ pokryje lód.

R.K.


   
    Czyli osoba prowadząca dziennik ścigała prawdziwego zabójcę od dnia zawarcia pokoju w Yu ni Kuni. Interesujące. Z tego co wiem, znajdowali się tam tylko potężni shinobi. Ten sam sprawca musi być odpowiedzialny za śmierć bliskich osób R.K. jak i II Lorda Feudalnego. Jednakże, co znaczy wyrażenie ''kryształ pokryje lód''? Czy to jakaś metafora, a może szyfr?

09.06.152
    To niewiarygodne! Shinobi za pięć Ryo znowu mi uciekł, gdy byłem gotów zakończyć jego żywot. Zawsze był najlepszy w uciekaniu z opresji. Niestety, po walce zostałem mocno ranny. Ostatnie jutsu odebrało mi czucie w nogach. Nie mogę nimi ruszyć. Mam nadzieję, że to stan przejściowy.
Po utracie przytomności zostałem uratowany przez rodzinę, która akurat spędzała wakacje w swoim letnim domostwie. Z tego co zdążyłem zauważyć, są to ludzie bardzo zamożni. Dla takich osobników wartości moralne nie mają znaczenia. Mimo wszystko znalazłem jedną osobę, która nie podlega tejże zasadzie. Yumiko Shimanouchi. Z pewnością nie zapomnę jej imienia.
[b]

R.K.



    Wygląda na to, że R.K stoczył w posiadłości pojedynek z zabójcą. Musiała to być ciężka walka, skoro utracił świadomość. Nie rozumiem, dlaczego uważał moją ''matkę'' za inną od reszty bogaczy. Jako shinobi powinien przejrzeć jej maskę, prawda? A może on nie potrafił tego zrobić lub Yumiko zmieniła się z biegiem lat?
   
17.12.152
    To już sześć miesięcy odkąd przebywam w posiadłości. Moja rehabilitacja niedługo się skończy, lecz nadal odczuwam ból w lewej nodze. Moje możliwości są ograniczone, jednak wciąż posiadam ten sam cel.
Czas uprzyjemnia mi Yumiko. Ona naprawdę jest miłą, kochającą kobietą, jednak swój ból i cierpienie ukrywa pod nieprzeniknioną maską. Mam nadzieje, że pomogę jej pozbyć się fałszywego oblicza, zanim nasze dziecko się narodzi. Wciąż nie potrafię w to uwierzyć. Zostanę ojcem. Zapewne Hikari byłaby szczęśliwa, jeśli mogłaby poznać swego bratanka. Niestety, nie dane mi jest radować się bez końca. Niedługo jego wspólnicy, jak i moi wrogowie zaczną szukać i nie spoczną, dopóki nie dostaną mnie w swoje ręce. Mam tylko nadzieję, że jeszcze zobaczę swojego syna.

R.K.


   
15.07.153
    To mój ostatni wpis, nie mogę dłużej przebywać w posiadłości. Powoli zaczynam wyczuwać podejrzane źródła chakry, a niektóre z nich są bardzo znajome. Jutro ma się urodzić mój syn, którego postanowiłem nazwać Kimari. Niestety, nie będzie mi dane go ujrzeć. Mam nadzieję, że kiedyś Ten na Górze mi to umożliwi. Chciałbym tak wiele go nauczyć, zobaczyć jego pierwsze kroki, usłyszeć jak mówi ''Otou-san! Otou-san!'', a także zapoznać go ze sztuką shinobi oraz pomóc mu opanować nasze rodzinne Kekkei Genkai, czyli Shōton - dziedzictwo klanu Kiyoshi. O nic więcej nie mógłbym prosić.


      Wtedy dostrzegłem inskrypcję, zapisaną w pośpiechu – pochyłym, choć czytelnym pismem. Otworzyłem oczy ze zdumienia.

Jeżeli to czytasz, synu, wiedz jedno: klan Kiyoshi nigdy nie ucieka. Sami spisujemy historię swojego życia, kształtujemy własny los. Kryształowy klan Kiyoshi przetrwa, nie poddając się bezwładnie zdradliwemu przeznaczeniu.
   

R. Kiyoshi



      Nie mogłem w to uwierzyć. Trzymałem w rękach dziennik mojego ojca! Mojego ojca! Mało tego, należę do jego klanu, klanu Kiyoshi. Nie chciał mnie opuścić, lecz jego powinność wymagała niejednego wyrzeczenia.
        W głowie mam mętlik. Zawsze myślałem, że urodziłem się przypadkiem lub zostałem opuszczony. Teraz część moich pytań została wyjaśniona, lecz wraz z pojawieniem się dziennika narodziły się nowe. Muszę poznać resztę odpowiedzi, tylko one doprowadzą mnie do prawdziwej tożsamości ojca. Jedynym sposobem na to... jest zostanie shinobim. Nie obchodzi mnie, jak długo to potrwa. Odnajdę go i poznam całą prawdę.
        To jest obietnica.



    ,,To, co przemilczał ojciec, w synu się odzywa''
Fryderyk Nietzsche

~*~*~*~*~*~*~
Akademia Ninja. Ośrodek szkoleniowy, w którym przyszłe pokolenie shinobi stawia pierwsze kroki na ścieżce ninjutsu. Obiera drogę spowitą w mroku, lecz zarazem przynoszącą chwałę. Od początku istnienia szkoły, wiele osób ukończyło trening opracowany przez Kenshi-sha, jednak tylko nieliczni z nich przetrwali do dnia dzisiejszego. Podążanie szlakiem ninjutsu nie jest łatwe i z pewnością nigdy nie będzie łatwiejsze. Podobne ostrzeżenie otrzymuje każdy śmiałek, chcący podjąć się owej profesji.
    Zapytacie zapewne, kim są Kenshi-sha? Warto zaznaczyć, iż jest to stowarzyszenie niezależnych od siebie shinobi, reprezentujących dany klan bądź organizację. Ich zadaniem – uważanym powszechnie za niezwykle proste – jest znalezienie i sprowadzenie odpowiednich kandydatów. Niesie ono ze sobą zagrożenie poniesienia śmierci z rąk członków wrogiego klanu, którzy pragną unicestwić potencjalnego przeciwnika jak najprędzej. Od początków funkcjonowania szkoły ninja podobne incydenty były, są i będą częścią historii shinobi. Dlatego też, każdy kto przejawia talent do ninjutsu i zostanie „wybrany”, musi oswoić się z odwiecznym, czyhającym  na niego niebezpieczeństwem.
    Sama chęć dołączenia do akademii nie zapewni ci w niej miejsca, musisz bowiem udowodnić swoją rzeczywistą wartość. Każdy strażnik posiada własną siatkę szpiegowską, więc osoba pragnąca podążać ścieżką shinobi naraża się na śmierci z rąk osób, których nawet nie zna.
    Moje spotkanie z Kenshi-sha można określić wieloma słowami – niezwykłe, unikalne, niebezpieczne, wstrząsające. Porządkując myśli w swojej głowie, nie omieszkałem oznaczyć go zwojem z inskrypcją: „Zapomnieć jak najprędzej”. Historia rozpoczęła się pamiętnego dnia, dwa miesiące po odnalezieniu dziennika R. Kiyoshiego. Od tamtego momentu zbieranie informacji związanych z shinobi stało się jednym z moich priorytetów, gdyż w odpowiednich rękach wiedza staje się potężną bronią. Warto pamiętać, że nikt nie lubi być niedoinformowany, a w szczególności ja. Na szczęście przebywanie wśród ludzi z wyższej hierarchii oraz częste zmienianie miejsca pobytu ułatwiło mi to zadanie. 
    Dzięki licznym plotkom i opowiadaniom przekazywanym z pokolenia na pokolenie, mogłem posiąść liczne informacje dotyczące klanów, chakry i sztuki ninjutsu. Niestety, połowa z nich mogła być wymysłem człowieka, który nie miał najmniejszego pojęcia o słowach, które wypowiadał.
    Oczywiście, zbieranie informacji nie było moim jedynym zajęciem. Musiałem także przystosować własne ciało do stresu, jaki czeka każdego shinobi. Dotąd prowadziłem życie niewymagające wielkiego wysiłku fizycznego. Dopiero teraz zauważyłem, jak wielkiemu można ulegać zmęczeniu. Jeżeli zostaniesz shinobi, zła kondycja prędko przesądzi o twojej śmieci. Po ośmiu tygodniach wypełnionych treningami i systematycznymi ćwiczeniami, mogłem spokojnie wytrzymać dwie godziny nieprzerwanego biegu.
    Gdy pewnego razu postanowiłem przejść się do miasta, w trakcie drogi zacząłem odczuwać dziwne wrażenie, jak gdybym był obserwowany. Odruchowo zacząłem się rozglądać, wypatrując źródła nieokreślonego niepokoju. Niestety, mój wzrok napotykał jedynie na zwykłych cywili i kupców. Uznałem nieznośne uczucie za skutek zmęczenia i postanowiłem je zignorować. Niedługo miałem poznać konsekwencje niepozornego czynu.
    Kolejny tydzień spędziłem w sposób rutynowy, poświęcając czas wolny na poszukiwanie informacji dotyczących shinobi oraz usprawnianie swojej kondycji.
Tego wieczoru udałem się z matką na kolejny bal. Z trudem wytrzymywałem w towarzystwie wywyższających się dzieciaków, które uznawały siebie za stukrotnie lepsze od innych. W owych, krótkich chwilach moja silna wola była wielokrotnie wystawiana na ciężką próbę.
Jakiś czas później udałem się do ogrodu, by odpocząć na świeżym powietrzu. Gdy znalazłem się przy fontannie, odniosłem wrażenie, że nie jestem sam. Zacząłem się rozglądać, spodziewając się spotkać jakiegoś szlachcica, który przyszedł zakłócić mój błogi spokój swoją obecnością. Ku mojemu zaskoczeniu żadna sylwetka nie wyłoniła się zza wysokich krzaków róż, ani nie ukrywała się za wysokim, starannie przyciętym żywopłotem.
Nieprzyjemne uczucie nie chciało zniknąć. Nie mogłem się go pozbyć.
- Wiem, że tu jesteś! Pokaż się! – krzyknąłem, spoglądając dookoła i oczekując, iż „podglądacz” postawi się ujawnić.
Nic się nie stało. Zacząłem przeklinać w myślach siebie samego.
Chyba powoli zaczynam mieć paranoje. Oczywiście, że nie ma tu nikogo oprócz mnie! Kto niby miałby tu być? Zabójca? I cóż jeszcze? Nara zaczną ciężko pracować?
Kiedy zamierzałem podążyć w kierunku sali balowej, poczułem przeszywające zimno, skupiające się na mojej szyi. Rychło usłyszałem słowa, szeptane przez równie lodowaty głos.
- Kochany, dostajesz dodatkowe punkty za wyczucie mnie, ale trwało to cholernie długo. – Ostrze przy gardle zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Niezaprzeczalnie poczułem ulgę.
    Gdy odwróciłem głowę, ujrzałem młodą kobietę o długich, ciemnofioletowych włosach splecionych w warkocz. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat. Przywdziewała czarne ubrania, które idealnie maskowały jej obecność w mroku nocy. Przy prawej nodze ulokowana była kabura na broń. Ubiór, postawa oraz specyficzne spojrzenie piwnych oczu, doskonale identyfikowały się z jednym słowem – shinobi.
    Normalny człowiek wpadłyby w panikę, próbowałby uciekać i zapewne zginąłby, ugodzony stalą na jednej z pałacowych alejek. Zwyczajny człowiek w sytuacji bez wyjścia zaczyna się bać - nie wyłączając mnie. Niestety zostałem również obdarowany przez bogów specyficznym murem obronnym, dzięki któremu staję się również sarkastyczny i chowam nerwy pod woalem lekkomyślnej odwagi.
- Wybacz, ale kiedy odbywały się zajęcia z wykrywania psychopatycznych kobiet, które cię śledzą i chcą zabić, byłem chory.
    Gdy tylko owe słowa wyszły z mych ust, zacząłem się mentalnie przeklinać. Powinienem trząść się ze strachu, a nie wydawać na siebie jednoznaczny wyrok śmierci. Postanowiłem jednak kontynuować śmierelną grę i przybrałem hardy wyraz twarzy. Moje wewnętrzne obniżanie samooceny przerwał donośny śmiech. Usta kobiety rozciągnęły się w rozbawionym wyrazie, chociaż oczy wciąż uważnie lustrowały moją osobę.
- Nieźle, gaki! Siedemdziesiąt procent ludzi na tej Ziemi zostałoby sparaliżowanych strachem, inne pięć zsikałoby się. Życie ci nie miłe, czy co?
Zaraz, chwileczkę. Czemu przerażająca zabójczyni usiłuje nawiązać ze mną rozmowę, zamiast po prostu skrócić mnie o głowę? Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale czy ona naprawdę jest mentalnie chora? Albo znudzona? Na podstawie wyrazu twarzy kobiety i wypowiedzianych przez nią słów mógłbym przysiąc, iż ta sytuacja ją bawi, jednakże w istocie wcale nie opuściła gardy.
- Widocznie zaliczam się do pozostałych dwudziestu pięciu, kunoichi-san. Zaś w sprawie mojego życia… Jest bardzo barwne i nie chciałbym zakończyć go tutaj. - Oczywiście, że zaraz sam położę mu kres. Mój niewyparzony język zaczął kopać mi grób! Ale skoro już nic mnie nie uratuje, zawsze mogę doliczyć do listy doświadczeń życiowych „Śmierć z ręki psychicznie chorej kunoichi z powodu sarkastycznego odczuwania strachu”. -  Jeśli byłabyś tak uprzejma, to może przedstawiłabyś się, bo sama rozumiesz, mama zakazała mi rozmawiać z nieznajomymi ludźmi. Szczególnie z tymi, którzy dzierżą kunai. -  Miło będzie znać imię osoby, która trzyma w ręku moje życie.
    W tym momencie zapragnąłem spojrzeć na mlecznobiałą kulę, którą ktoś nazwał Księżycem. Ile poematów powstało o nim, ile osób natchnął, ile osób umarło, patrząc na niego. Do tego ostatniego zaraz zostanę doliczony.
- Może ci powiem, jeżeli przeżyjesz.
Czy ja dobrze usłyszałem?
- Zaraz, co? - Zamiast odpowiedzi, ujrzałem tylko kunai mknący ku mojej twarzy. Odruchowo odskoczyłem, chcąc uniknąć zadanego ciosu. W momencie kiedy nóż uderzył o ziemię, zauważyłem przylepioną do niego karteczkę, opatrzoną dziwnymi wzorami. Nim zrozumiałem jej przeznaczenie, niespotykany obiekt wybuchł niecałe dwa metry ode mnie. Zostałem odrzucony przez falę uderzeniową i z wpadłem do marmurowej fontanny. Woda wdarła się do mojego gardła i wywołała nieprzyjemny kaszel. Minęła krótka chwila, nim zdążyłem znaleźć oparcie w jednej z marmurowych figur i chwiejnie stanąć na nogach. Kiedy udało mi się odzyskać pełnię przytomności umysłu, nie wytrzymałem i zacząłem krzyczeć:
- Co ty sobie myślisz, rzucając we mnie ten kunai z papierową bombą? Zdecyduj się! Chcesz, bym zginał, czy nie?
Kobieta przez chwilę udawała, że rozpatruje wszystkie „za” i „przeciw”, zanim zdecyduje się na podjęcie decyzji. Mruczała, zastanawiając się. Nagle zwróciła wzrok w moją stronę.
- Chcę! – Odparła treściwie, rzucając kolejnymi kunai.
Starałem się ich unikać, ale niektóre z nich zdołały mnie trafić i zranić. Zagryzłem zęby, odskakując po raz wtóry. Kolejne ciemne ostrze zamajaczyło w powietrzu. Poczułem, jak rozcina skórę na moim przedramieniu, a wąska strużka krwi wartko spływa w kierunku łokcia i kapie na soczyście zieloną trawę.
Kątem oka zauważyłem, że kobieta wykonuje rękoma dziwne znaki. Ona nie zamierzała użyć tego, o czym myślę, prawda? Niestety, moje ostatnie pokłady nadziei zostały unicestwione przez kulę ognia, która właśnie opuszczała usta fiołkowowłosej i rozpędzała się, zmierzając w moim kierunku. Czy nikt, naprawdę nikt  z zebranych na balu gości nie zainteresował się dziwnymi zjawiskami, które właśnie tutaj zachodzą? Zabijanie i maltretowanie jest na porządku dziennym?
Nienawidzisz mnie, prawda, Kami-sama?
    Po zakończeniu zabawy w myszkę i kota rzeźnika, który przez pół godziny śmiał się psychopatycznie, jakby cała sytuacja go bawiła – w co szczerze nie śmiem wątpić – kunoichi odpowiedziała na moje wcześniejsze pytanie:
Imię? Mitsuki Orihara. Lepiej zapamiętaj, bo dopóki nie zaprowadzę cię do akademii, będę twoim opiekunem, strażnikiem, niańką. Do koloru, do wyboru, mnie to obojętnie. Przez najbliższe cztery miesiące postaram się wprowadzić cię częściowo w życie shinobiego, zanim dotrzemy do celu, gdzie dokończysz szkolenie.
Spoglądałem na kobietę niczym na wariatkę, starając się złapać oddech. O czym ona mówi? Jaka akademia? Przecież nie składałem papierów do żadnej szkółki. Tym bardziej do szkółki dla shinobi.
Po chwili przypomniałem sobie pewną historyjkę usłyszaną od pewnego staruszka w stolicy Hi no kuni.
Zaczekaj… Skoro przyszłaś tutaj, by mnie zabrać do jakiejś szkoły, po rzucałaś we mnie kunaiami,  kulami ognia oraz kotem, którego wyczarowałaś nie wiadomo skąd? To był test? -  Jeżeli miałem rację, mała liczba shinobi przestanie mnie dziwić. Moją hipotezę przerwał donośny śmiech.
- Test? Jasne, niech taka będzie oficjalna wersja. Teraz wstawaj, zabieraj potrzebne rzeczy i ruszamy. Nie chcę dłużej przebywać w okolicy „szlachciców”. Niedobrze mi się robi, jak wyczuwam to stężone powietrze bogactwa i wina.  – Ponownie utkwiłem w niej skonsternowany wzrok, nieświadomie unosząc brwi. Przetarłem dłonią osmoloną twarz, czując wszystkie obolałe mięśnie swojego ciała. Krew poplamiła moje wystarczająco brudne ubranie, a skrzepy pokryły cienkie i niezbyt głębokie cięcia, zadane przez ostrza kunoichi.
Męczarnia, wybuchy i rany tylko dlatego, że się nudziła? Ja… Nie mam ochoty o tym myśleć. Im prędzej wyruszymy, tym prędzej pozbędę się jej z mojej głowy, życia i zasięgu wzroku. Chyba sam Kami nie wie, z jak wieloma niestabilnie emocjonalnymi ludźmi przyjdzie mi dzielić kolejne dni swojego życia.

Edit 19.01.2015 -> za zgodą Aiko-sensei'a uzupełniłem prolog, gdyż zapomniałem dodać, w jaki sposób dostał się do akademii...mój błąd

Ostatnio edytowany przez Kimari (2015-01-19 20:28:45)




http://i.imgur.com/9r969Mg.png

Offline

 

#283 2014-12-13 11:00:10

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

   Czytam sobie, czytam i muszę przyznać, że twój prolog okazał się, przynajmniej w moim odczuciu, bardzo przyjemną lekturą. Pomysł z cytatami mnie ujął, zgrabnie wkomponowały się w całość, a nawet dopowiadały to, czego nie dało się wyczytać bezpośrednio z kolejnych zdań.
   O warsztacie językowym nie będę nawet wspominał, bo jest dużo bogatszy niż mój, więc po prostu rozwlekanie się na ten temat byłoby nietaktem. Forma, w jakiej przedstawiłeś losy ojca swojej postaci, zdecydowanie zasłużyła na uwagę. Nie była to kolejna ściana opowieści narratora, opisującego historię rodziny, a zapisane kartki czytanego pamiętnika. Podoba mi się. Tym bardziej, że informacje były odpowiednio dozowane, prowokując mnie (jak to mi się zdarza przy dobrych utworach), by zerknąć niżej i sprawdzić, co będzie dalej. Z dumą jednak muszę przyznać, że udało mi się oprzeć tej pokusie.
   Można by się przyczepić, że nie opisałeś sposobu, w jaki Kimari dostał się do akademii. Uważam jednak, że pozostawienie niedopowiedzianego elementu i zakończenie prologu w swoim stylu jest zdecydowanie trafniejszym rozwiązaniem.
   Nie byłbym obiektywny, gdybym przyznał Ci mniejszą notę. Na dobry początek przygody na forum nagradzam Cię niemal maksymalną ilością 55 punktów. Życzę powodzenia i lekkiego pióra!

Ostatnio edytowany przez Sensei_Shinsaku (2014-12-13 11:10:32)

Offline

 

#284 2014-12-20 18:21:20

Kikotoshi

Zaginiony

Zarejestrowany: 2014-12-15
Posty: 18

Re: Sala #1 - Prolog

Kikotoshi urodził się w 158 roku na małej wyspie leżącej niedaleko na południe od Kraju Wody. Mimo niewielkiej odległości, mało który obywatel krainy ninja zapuszczał się w tamte strony – przede wszystkim dlatego, że nie znajdowało się tam właściwie nic ciekawego czy ważnego, a populacja wysepki była naprawdę nieduża. Większość mieszkańców żyła w jedynej tamtejszej osadzie, podczas gdy reszta wybudowała sobie duże domy z dala od innych. Jednym z takich dworów była siedziba rodziny Kikotoshi’ego.
   

http://media.animevice.com/uploads/1/18405/411974-4_garage_island_large.png



    Mało kto wiedział, że w jej przedstawicielach płynie krew niemal już wymarłego rodu Yuki – działo się tak po pierwsze z powodu, że była to mało znacząca, boczna gałąź klanu, po drugie dlatego, że jej członkowie dawno odeszli od drogi ninja, a po trzecie ze względu na jej odizolowanie od reszty mieszkańców. Poza tamtymi przyczynami, warto zauważyć, że w wyniku zmieszania krwi klanu Yuki z krwią innych rodzin, w tej gałęzi rodu bardzo rzadko rodziły się osoby z Hyōtonem, kekkei-genkai klanu. Kikotoshi był właśnie takim dzieckiem, w którym odkryto bliską wymarciu zdolność. Dokonał tego w 159 roku stary przyjaciel rodziny, Sēji hyōzan, „Mędrzec Lodowych gór”, jak zwali go mieszkańcy wyspy.

***



    Przez pięć lat Mędrzec szukał wyjaśnienia, dlaczego, mimo braku kekkei-genkai od trzech pokoleń, nagle objawiło się ono w nowo narodzonym chłopcu. W końcu poddał się, uznając, że miało to coś wspólnego z momentem narodzin dziecka – Kikotoshi urodził się dokładnie w momencie, gdy słońce znikło za horyzontem. Ostatecznie postanowił rozpocząć badania tego intrygującego zjawiska, lecz przeszkodziło mu w tym wydarzenie, na które nie miał wpływu.


    Pewnego dnia, gdy Mędrzec udał się do domu rodziny Kikotoshi’ego, ujrzawszy dym, od razu wiedział, że stało się coś złego. Zamiast dużego, ozdobnego dworu znalazł tam jedynie dogasające zgliszcza. Zaskoczony mężczyzna szybko zaczął znowu trzeźwo myśleć i wbiegł na teren pożaru, by się upewnić, czy ktoś nie przeżył. Nie znalazł nikogo poza Kikotoshim.

http://www.rhinoden.com/wp-content/uploads/2012/05/housefire-300x225.jpg



    Mędrzec, uznawszy, że nie ma już powodu, by zostawać na wyspie, wyruszył z sześcioletnim dzieckiem w podróż w poszukiwaniu odpowiedzi. Tułali się po świecie przez cztery lata, a Mędrzec powoli stawał się senseiem chłopca. Uczył go czytania i pisania, trenował jego ciało i rozwijał umysł. Kikotoshi kochał go jak ojca, którego utracił.


    Starzec uczył przyszłego ninja widząc, że ma wrodzony talent do Fuuinjutsu i postanowił nauczyć go podstawowych technik pieczętujących. Niestety, nie zdążył wprowadzić swojego zamiaru w życie, gdyż wreszcie wpadli na ślad tajemniczego zabójcy rodu chłopca. W Kraju Wody spotkali człowieka, który twierdził, że niegdyś mieszkał na wyspie będącej domem dwójki podróżnych. Widział tamtego mordercę i to z jego powodu uciekł z rodziną do krainy ninja lękając się o życie swoje i bliskich. Jedynym co zapamiętał o wyglądzie postaci było to, że „miał czerwone oczy. Takie oczy jak członkowie klanu Uchiha”.

http://th03.deviantart.net/fs71/200H/i/2013/273/6/f/sharingan__dark_version__by_inragedraws-d6on5r5.jpg



Następnego dnia Mędrzec wraz z Kikotoshim udał się w poszukiwanie tajemniczego zabójcy. Wieczorem zmarł z powodu nagłego zawału serca. Przerażony chłopiec zaczął biec przed siebie, aż wpadł na osobę, którą skądś znał. Był to jego ojciec.

***



    Radość ich obydwu była wielka, gdyż oboje sądzili że drugi nie żyje. Jak się okazało, cała rodzina poza najmłodszym jej członkiem zdołała uciec do Kraju Wody. Niestety, Kikotoshi nie miał okazji spotkać reszty swoich krewnych, gdyż jego matka zmarła z powodu choroby, a wuj, ciotka i kuzyni udali się w świat, by znaleźć nowe miejsce do życia. Ojciec chłopca zatrzymał się u swojego przyjaciela, a po jego śmierci odziedziczył jego dom. Po swym spotkaniu, syn i jego rodzic pochowali Mędrca. Później chłopiec zamieszkał z ostatnim nie-zaginionym członkiem swej rodziny i dalej trenował się na ninja choć, niestety, jego ojciec nie mógł odpowiednio go wyszkolić zważając na fakt, że sam nigdy nie był ninja. Od tamtej pory, celem Kikotoshi’ego stało się odnalezienie reszty rodziny i stopniowo przestawał się przejmować nieznanym „mordercą”. Wielką pomocą w osiągnięciu jego celów byłoby prawdziwe szkolenie ninja, nad którym chłopiec zastanawiał się od ponad roku. W końcu zdecydował się, pożegnał ojca i wyruszył w poszukiwanie wiedzy i umiejętności.

https://i.ytimg.com/vi/O9EEfP4uCH8/mqdefault.jpg



***



    Jedną z rzeczy, których Kikotoshi nauczył się od Mędrca był jego sposób treningu – podczas gdy reszta początkujących ninja uczy się poprzez fizyczną interakcję z otaczającym ich światem, młody członek klanu Yuki od czasu do czasu przerywa ćwiczenia, wyciszając się i zaglądając w głąb swojego umysłu. Widzi wtedy oczyma wyobraźni stworzony przez siebie teren ze stojącym na środku Mędrcem, który przekazuje mu różne nauki i pouczenia. Zważywszy jednak na to, że to wszystko dzieje się tylko w jego głowie, Mędrzec może mu powiedzieć tylko to co Kikotoshi sam wie, lub wie, ale o tym zapomniał. Jest to tylko obraz jego podświadomości, przez co taki trening nie jest bardziej efektywny od zwykłego, a jedynie pomaga uspokoić myśli (co Kikotoshi mógłby też osiągnąć po prostu wyciszając się). Mimo to, chłopakowi pozostały przyzwyczajenia z dzieciństwa i dalej trenuje w ten sposób


http://media.giphy.com/media/Fh3ezinVpi4yk/giphy.gif

Offline

 

#285 2014-12-20 23:08:03

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #1 - Prolog

Aż muszę odsapnąć po przeczytaniu tego skrawka historii twojej postaci, jakim mnie uraczyłeś. Szczerze powiedziawszy, dotarłszy do połowy opisu, przeraziłem się. Wizja pożaru, zabitej rodziny, w której giną wszyscy poza głównym bohaterem i późniejszej zemsty skutecznie zniechęcała do kontynuowania lektury. Cieszę się jednak, że zdecydowałem brnąć naprzód, by poznać dalsze losy chłopca z wymierającego klanu.
   Chociaż wybroniłeś swoją opowieść, nie mogę niestety powiedzieć, by porwała mnie ona jakoś specjalnie. Opisy nie były zbyt bogate, może ze względu na dość dużą liczbę faktów, jakie chciałeś przekazać. Wówczas może rzeczywiście dokładniejsze ukazanie świata zamęczyłoby mnie, w tym wypadku przedstawiciela czytelników. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że dużo więcej mogłeś wycisnąć z tej historii, choćby poprzez wprowadzenie dialogów lub wystukanie czegoś więcej, niż podanie przyczyny śmierci kolejnych osób.
   Warto jednak zwrócić uwagę na pozytywne strony twojego dzieła. Zdecydowany plus za wyprowadzenie mnie z krainy rozpaczy, pełnej pomysłów żywcem ściągniętych ze skórą Sasuke. Co więcej, do gustu przypadł mi przede wszystkim ostatni fragment, w którym opisałeś coś bardziej personalnego, co dotyczy twojej postaci. Wszystko więc wskazuje na to, że rozbudziłeś we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej o twoim Yukim, czego Ci serdecznie gratuluję.
   Twoje wysiłki oceniam, mam nadzieję, że obiektywnie, na 41 punktów, które możesz rozdysponować w kolejnej sali. Życzę powodzenia, udanej rozrywki i lekkiego pióra!

Offline