Gość
Przedstawiona przez chłopaka historia budziła we mnie mieszane uczucia, bo jak powinienem zareagować w tej sytuacji? Nie jestem i nigdy nie byłem impulsywną osobą, która w jednej chwili rzuciłaby się komuś bez namysłu do gardła, niektórzy pewnie tak zareagowaliby na tym etapie, ale ja do tego grona nie należę. Yoshimaru dostarczył mi pewną dawkę informacji, ale było to za mało do postawienia jasnego stanowiska wobec sprawy, w końcu nie znałem szczegółów, a te były mi niezbędne do wysnucia jakichkolwiek wniosków. Nie mogłem bezpodstawnie winić go za to, co się wtedy wydarzyło i chociaż w mojej głowie pojawiły się sprzeczne ze sobą myśli, starałem się zachować nad sobą panowanie. Do czasu.
Chcesz mi więc powiedzieć, ze za śmierć wielu moich pobratymców odpowiada niejaki Shinsaku Nakayama, przywódca z Ronin no Kuni? - Spytałem otwarcie. Miałem okazję poznać Shinsaku i jego umiejętności, było to wprawdzie dawno temu, ale nie śmiałbym stwierdzić, że on byłby zdolny do czegoś takiego. Rozumiem wojnę, chęć obrony bliskich, upływ czasu, ale czy zagrażało mu aż takie niebezpieczeństwo ze strony Samotników, że musiał je wyeliminować w ten właśnie sposób? Przepraszam, ale naprawdę nie znam wielu przedstawicieli mojego klanu, jeśli miałbym być z tobą szczery, to spotkałem chyba jedną osobę posługującą się Hyōton'em. - opuściłem wzrok, to było naprawdę przykre. Wyglądało na to, że moje marzenie dotyczące odbudowy klanu Yuki jest tylko nic niewartą myślą, której nigdy nie będę w stanie zrealizować. Wychodzi na to, że powodem wojny była chciwość daimyō ognia, który chciał tylko zawładnąć większa ilością terenów, nie mylę się?
Po zadaniu ostatniego pytania znowu skierowałem wzrok na obrazy stworzone dzięki Genjutsu, moje zachowanie wyraźnie się zmieniło i Yoshimaru mógł to bez problemu zaobserwować. Byłem smutny, najzwyczajniej w świecie żałowałem wszystkiego tego, co się wydarzyło i winiłem się za to, że mnie tam wówczas nie było. Właśnie teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nie wiem, gdzie się podziewałem i co się ze mną działo, w którymś momencie swojej przygody zatraciłem się w treningach i straciłem zupełnie rachubę czasu, mijały lata, a ja poddawałem swój organizm ciągłej eksploatacji i jak to się skończyło? Utratą nie tylko wspomnianego już czasu, ale również wspomnień. Agh! - Złapałem się za szyję po lewej stronię, starając się zakamuflować znajdujący się tam tatuaż, który akurat w tym momencie dał o sobie znać. Symbol nie tylko zaczął emanować mroczną chakrą, ale również rozrastał się, a ja nie mogłem nad nim zapanować. Spadłem z krzesła i podparłem się na jednym kolanie, ból był nie do opisania. W ogóle nie docierało do mnie to, co działo się w tym czasie, do momentu, w którym pieczęć wróciła do pierwotnego stanu. Otworzyłem szeroko oczy i pomasowałem szyję. Przepraszam. - Powiedziałem te słowa tak cicho, że tylko Yoshimaru mógł je usłyszeć. Na szczęście nie zrobiłem widowiska, a wszystko przez to, że chyba każdy znajdował się pod wpływem iluzji i skupiał się na przebiegu igrzysk, a nie na widowni. Liczyłem na to, że nikt nie zwróci na ten incydent uwagi, a mój rozmówca nie będzie chciał wiedzieć, co się stało. Zresztą nie umaiłbym tego nawet wyjaśnić.
Ostatnio edytowany przez Hiyoki (2017-04-18 23:12:15)
Wyrzutek
Wśród czterdziestu zawodników tylko jeden wyróżniał się obfitą ilością punktów. Minęło już ponad piętnaście minut od rozpoczęcia igrzysk. Do tego czasu nie zginął żaden ninja. Hm, słabe widowisko. Gdyby nie Hyūga-wariat zapewne nie skupiałbym się tak bardzo na analizie wydarzenia. Szalał po mapce niczym rozwścieczony dzik. Z zamętu jaki wywołał oderwało mnie delikatne syknięcie białowłosego rozmówcy. Niemalże natychmiast kuknąłem w jego stronę, gdy ciało przechylił do przodu by klęknąć. Nie ruszyłem. Obserwowałem, jak ból rozchodzi się falami wzdłuż jego ciała. Na chudym ramieniu pieczęć zaczęła świecić. Demoniczny kolor ogarnął wąski kawałek skóry.
Pięć sekund ciszy. Tyle trwała przerwa między upadkiem Hiyokiego, a moją pomocą. W tych kilku sekundach zawierało się wiele godzin przemyśleń. Jedna ręka rwała do przodu, by pomóc mu wstać. Druga wręcz odpychała ciało, by nie ulegało współczuciu komuś, kto pochodzi z pasożytniczej organizacji. Emocje wygrały. Sprawnym ruchem przejechałem po ławeczce i pochwyciłem Yukiego za rękę, pomagając mu wstać. Był to także moment, w którym mogłem zaobserwować tajemniczy znak na plecach. Przyjrzeć mu się dokładnie, z bliska.
Widziałem takich zbyt wiele. - Dosłownie. Jeden z podobnych znaków otrzymałem samemu. Także znajduje się na mym ramieniu. Poza tym, mój cały tors pokrywają dziwaczne malowidła, które nadał mi przywódca z Airando.
Wszystko w porządku? - Zapytałem, choć widziałem mocny ból w jego oczach. Pytanie było bez sensu. A jednak dla mnie miało ogromne znaczenie. By wypowiedzieć szereg tych słów przełamałem wewnętrzną nienawiść do kogoś, kto reprezentował samotników. I choć mógłbym zadźgać wszystkich Airandczyków, w tym widziałem ogromną niewinność. Jakby wręcz słabe powiązanie z wyspami. To było bez sensu. Zagubiłem się na samym wstępie rozmowy. Chciałem także przeprosić, lecz byłaby to oznaka słabości. A słowo słabość i imię Yoshimaru nie mają żadnego pokrycia. Tymże się kieruję.
Offline
Zdumiało mnie trochę jej rozczarowanie. Wszakże wyraźnie słyszałem, że wyraźnie mówiła o wyjściu z iluzji za pomocą akupunktury a nie wyobrażałem sobie, że w szpitalu miałby robić takie rzeczy. Nie mniej uniosłem tylko brew nie uroniwszy najkrótszego słowa, gdyż dyskusja, o tym jak do nieporozumienia doszło i czy w ogóle, jakieś wystąpiło jawiło mi się, jako iście bezcelowe.
- Hmm współpraca powiadasz?
Ostatnio edytowany przez Mikuni (2017-04-19 00:50:43)
Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha
Offline
Gość
Chłopak pomógł mi wstać, co było bardzo miłym gestem z jego strony, w jego zachowaniu dopatrywałem się jednak czegoś niecodziennego, a mianowicie nietypowego dualizmu. Przeszywający ból nie pozwolił mi w pełni kontrolować niektórych odruchów, mogłem jednak zauważyć, że Yoshimaru waha się z każdym następnym ruchem, ma wątpliwości odnośnie reakcji wobec mojej osoby. Ostatecznie jednak ugiął się, empatia wzięła górę i nakazała mu zwrócić się do mnie, co było oznaką człowieczeństwa i współczucia, ale skąd wynikała jego wycofana postawa?
Tak, wszystko w porządku. - No przecież widać, mam się doskonale i nic się nie wydarzyło. Żarty na bok, sam nie jestem pewien, co było powodem jako takiego uszkodzenia przeklętej pieczęci. W jednej chwili moc przejęła nade mną kontrolę, nie byłem w stanie się ruszyć i chociaż ze wszystkich sił starałem się to zwalczyć, coś sprawiło, ze pieczęć na chwilę rozrosła się i pulsowała mroczną chakrą. Wszystko wróciło do normy, ale nie przestawałem masować szyi w miejscu pojawienia się znaku, ból się zmniejszył, ale nie minął, co nadal wywoływało poczucie dyskomfortu. Mam tę pieczęć już jakiś czas, ale jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Może i wyglądam na spokojnego, ale w głębi serca bardzo zabolała mnie historia, którą przedstawiłeś. Często tłumię w sobie emocje i może to właśnie przez to pieczęć uaktywniła się, nie wiem. Jeszcze raz przepraszam cię za tę sytuację.
Może rzeczywiście moje przypuszczenia były słuszne, może przemawiała przeze mnie chęć poznania prawdy i zemsty? Klany wchodzące w skład organizacji Samotników znane są z tego, że posiadają małą ilość członków i są wymierające, większość z nas stawia sobie za cel odbudowę danego klanu. Byłem o krok od zlokalizowania części moich pobratymców, kiedy okazało się, że członek Wyrzutków ich zabił, ale jaki dokładnie był tego powód?
Wyrzutek
Prawidłowa odpowiedź odnośnie incydentu leżała gdzieś między słowami Hiyokiego, a moimi przypuszczeniami. Emanowanie mrocznej energii zostało wywołane przez skrajne, negatywne emocje. Według mnie, ból spowodowały smutne fakty odnośnie klanu lodziarzy. Dochodził do tego fakt bezsensownej wojny oraz tajemnicza postać, która przyłożyła do niej rękę. Shinsaku Nakayama, mój mistrz. Człowiek o wysokich ambicjach i jeszcze wyższych umiejętnościach. Zerkając w przeszłość, Yu no Kuni było ostatnim miejscem, kiedy widziałem jego oblicze. Po złapaniu demona docierało do mnie mało informacji. Prędzej plotki, choć większość mijała się nawet z najbardziej możliwymi przypuszczeniami.
Zamknąłem powieki powracając do tamtych wydarzeń. Im częściej to robiłem, tym bardziej żałowałem, iż zaciągnąłem się na ochotnika. Przyszło mi walczyć, choć bardziej z demonem niżeli faktycznymi przeciwnikami. Nie miałem takiej możliwości, gdyż to sam przywódca zajął się wrogiem. Zrzucił obszerny ładunek w same centrum obozowiska samotników. Potężna eksplozja zmiotła ponad połowę gotowych do walki wojsk.
Tym splugawionym do cna światem rządzą mało odpowiedzialne persony. Nie chcę mówić głośno, gdyż jest to najmniej odpowiednie do tego miejsce. Sam jednak widzisz, kto rozpoczął inwazję na niezależne państwo. Spod czyjego rozkazu tysiące wojowników wystąpiło agresywnie. Ogień trawi wszystko na swej drodze. - Zassałem dolną wargę, uciekając wzrokiem w daleko położone ławki na trybunach.
Co innego słyszałem o lordzie feudalnym Ziemi. To odpowiedzialny, mądry człowiek. I choć może być to zwykła propaganda, jego twarz budzi zaufanie. - Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się. Widziałem jak cierpienie powoli opuszcza jego ciało. Czarna pieczęć ponownie zastygła. Puściłem dłoń białowłosego i odsunąłem się do pierwotnego miejsca. Stąd zawiesiłem wzrok na arenie. Akurat w momencie, gdy nijaki Keisuke wykonał potężny atak. Ten niesamowicie mocny cios skwitowałem zwykłem wzruszeniem ramion. Przypominał mi mnie kilkanaście lat temu. Takie wymachiwanie rękoma i niszczenie ludzi to okres mego dojrzewania. Słabizna.
Gdy zostanę przyszłym przywódcą wyrzutków, zmienię oblicze całego kontynentu. - Spuściłem wzrok. Do końca nie wiedziałem, co chcę przekazać poprzez te słowa. Wejście w jakąkolwiek koalicję z organizacją samotników mijało się z celem. Było to wręcz niemożliwe. Choć z drugiej strony byłem skłonny do przemyśleń, iż jako jedyne zgrupowanie na tej planecie, trzymałbym się od wojenek z daleka. Gdyby tak po prostu odizolować się od reszty. W końcu o coś zadbać.
Offline
Turniej wydawał się bardzo ekscytujący. Widziałem zaciekawienie w oczach Katto, który stał obok mnie. Wśród wielu uczestników odnalazłem kilku członków prowadzonej przeze mnie organizacji. Była tam młoda Ayanami, której nie zdążyłem dotąd poznać. Na wyspach zauważyłem młodego czarnowłosego ninja, który posługuje się robactwem. Nie ulegało wątpliwości, że to właśnie Saori z Nikushimi. Na samym końcu przyuważyłem chłopaka, co wywija skomplikowane tańce, by zaatakować przeciwnika. Płynne ruchy skojarzyłem z rodem, u którego spędziłem kilka lat życia. Moja rodzina jak i całe Kaguya miało wiele ze sobą wspólnego. W każdym z nich odnalazłem coś szczególnego. Liczyłem, że samotnicy zajdą daleko na tle pozostałych klanów. Byłoby wstyd gdyby żaden nie dotrwał do drugiego etapu. Do naszego grona na widowni dołączył także Tamotsu. Z informacji, które przekazała mi Hiyoki wynikało, że nawiązaliśmy nowy, mocny sojusz.
- Tamotsu, ile to już czasu minęło. - odwzajemniłem gest powitania, robiąc na siedzeniu wolną przestrzeń. Cieszył mnie fakt nowego powiązania naszych nacji. Z pewnością będzie to owocna współpraca. Obydwa nasze rody razem połączone będą znaczyć coś więcej. Nie tylko prosty sojusz, a braterskie relacje. Poza tym dokładnie znałem brodatego Senju. Tamotsu przede wszystkim jest prawdomówny i uczciwy. Nie zdradziłby nas, tak jak my wykiwaliśmy Uchiha. A wobec klanu z Chikai nie mieliśmy takich samych zamiarów. Grabież czerwonookich zaplanowana była jeszcze za panowania Setsuny.
- W kościach czuję, że coś się dzisiaj na tej arenie wydarzy. - rzekłem do przyjaciela jednocześnie spoglądając na siedzą niedaleko Hiyoki. Było to nie tylko zwykłe przeczucie, a po prostu wiadomość dla Tamotsu, by nie liczył, że to co teraz widzi to jedyne zaplanowane na dziś widowisko. Poczułem ekscytację, która rozluźniła mięśnie w rękach. Byłem gotowy do zakończenia pierwszego etapu igrzysk. Obserwowałem uważnie wszystkich biorących udział.
Offline
Gość
Yoshimaru idealnie wpasował się w ramy chwilowej opoki, której potrzebowałem, spełnił swoją rolę i zadbał o moje dobre samopoczucie, wykazując się takimi cechami charakteru, których zwykle poszukuje się u innych. Taki postępek był sprzeczny z jego ideami, nienawidził bowiem Samotników z jakiegoś powodu, ale czy to mogło oznaczać, że nienawidził również mnie? Nie okłamałem go, zdradzając swoją przynależność do organizacji z Airando, on do tej pory mi się nie przedstawił i sądzę, że ma w tym jakiś cel. Nie żywiłem żadnej urazy względem jego, a tym bardziej względem Wyrzutków, dlaczego więc miałby się wstrzymywać od podania mi swojej godności?
Masz rację. Tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić, zamarła martwa cisza. Nie dotarły do mnie nawet słowa rozmówcy dotyczące jego przewidywanego przywództwa, jedynie uśmiechnąłem się zbytecznie przy wzmiance o lordzie feudalnym Kraju Ziemi. Zupełnie odechciało mi się kontynuować rozmowę na ten temat, co wskazywał nawet grymas niezadowolenia na mojej twarzy, szybko musiałem zwrócić uwagę chłopaka na czymś innym. To właśnie wtedy dane nam było obejrzeć potężne uderzenie jednego z uczestników turnieju, którego siła wzbudziła mój podziw. No no, całkiem nieźle, nie uważasz? Tamten członek klanu Hyuuga też sobie radzi, Daiki, zdaję się. Obydwaj prezentują ciekawe zdolności. Skomentowałem wydarzenia, które odgrywały się w różnych lokacjach, zmieniając co chwila obserwowane przeze mnie obrazy, najczęściej jednak był to las, bo w nim działo się najwięcej. Zerkałem mimo wszystko co chwila na pustynię, gdyż tam akcja również nabiera tempa. Masz swojego faworyta?
Wiem, że taka zmiana tematu jest wręcz śmieszna, ale miałem dość rozmów na temat wojny i śmierci moich pobratymców. Ponadto bałem się, że przeklęta pieczęć może w każdej chwili aktywować się ponownie, a tego za wszelką cenę chciałem uniknąć. Poza tym zdawało mi się, że na tym etapie znajomości brunet nawet nie będzie wnikał w to, co się stało ani w to, o czym chcę rozmawiać. W końcu jesteśmy sobie zupełnie obcy, nawet biorąc pod uwagę historię organizacji, do których należymy, tylko to nas łączy, a raczej dzieli.
Wyrzutek
Zamilkłem. Delikatny dreszcz podreptał wzdłuż kręgosłupa. Wpierw pragnął rozmawiać o wojnie. Przedstawiłem mu okoliczność jej rozpoczęcia. Opowiedziałem o skutkach, jakie przyniosła tamtejsza jatka. Nie pozostawiłem także bez słowa losu jego rodu. To go tknęło. Nie ukrył cierpienia nawet uśmiechem. Choć wyglądał prawdziwie, jakże uroczo. Westchnąłem. Miałem ochotę położyć dłoń na tym chudziutkim ramieniu białowłosego, by poczuł, iż w części rozumiem jego ból. Nie zareagowałem. Pohamowałem emocje, by nie ukazać osoby, którą nie jestem. Współczuję, gdy strata jest kolosalna. A młody Yuki powinien choć odrobinę cieszyć się losem. Nie trafił w tamto miejsce, nie został zaproszony, ani przymuszony. Wygrał życie na loterii. Nie doświadczył okropieństwa. Z lekka czułem wobec tego zazdrość.
Przestałem myśleć o Yu no Kuni. Wszelkimi myślami powróciłem tutaj, na widownię. Mój wzrok tkwił gdzieś w bezsensownym punkcie lasu tropikalnego. Dopiero słowa rozmówcy obudziły mnie. Spojrzałem na wspomnianego przedstawiciela klanu Hyūga. To ten wariat, na którego już wcześniej zwróciłem uwagę. W grupie towarzyszył mu Kiyoshi. Do tamtej rodziny także nie posiadałem wygórowanego zaufania. Prawdą jest, iż Shinsaku Nakayama trzyma mocne więzi z ludem z Baigai. Pytanie pozostaje tylko, czy razem z nim cała organizacja.
Radzi sobie. Śmiało stwierdziłbym, że każdy sobie w miarę radzi. Tyle minut zmarnowanych, by nie ujrzeć połamanych kości. Trochę tragedia, trochę litości. - Strzeliłem brwiami na znak lekkiego rozczarowania.
Przyznam szczerze, że nie mam swojego faworyta. Liczę na to, że wygra przedstawiciel walki wręcz. Ten Hyūga wojuje zaprawdę wspaniałym stylem. Wygląda to na połączenie chakry z taijutsu. Ten chłopak od smoka także wygląda przekonująco, choć nie pokazał zbyt wiele. Samotnik na pustyni utworzył ogromny krater, stwierdziłbym, że do tego i ja byłbym zdolny. No i czerwonowłosy łucznik. No właśnie - łuk. Niezmiernie intrygujące. Przypominam sobie strzelających mężczyzn, ale z broni? Widziałeś kiedyś ninja z łukiem? - I choć pytanie brzmiało komicznie, słowa były prawdziwe. W całym swoim zasranym życiu nie widziałem wojownika z łukiem. Nie kogoś, kto by pakował energię w strzały. To nie tylko fascynujące, to wręcz zabawne. Każdy ma swój sposób na życie. No i może dzięki temu pytanku lekko rozweselę rozmówcę. Nie ma sensu siedzieć o posępnych minach.
Offline
Uradowała mnie postawa przywódcy samotników. Do momentu jego słów sądziłem, że będzie siedział cicho. Nastrój, który nieprzerwanie towarzyszył mu od czasu wojny w Yu no Kuni. Zanik jakichkolwiek pozytywnych emocji. A próby ich nawrócenia na gówno się zdały. Jedynie w mej siostrze Miyuki odnajdywał ciepło. Wobec tego widziałem szansę, iż nie zaprzepaści szansy wyprowadzenia organizacji na prostą. Powiedział jednak coś, co spowodowało u mnie delikatną ekscytację. Gdy już mówi, jestem przekonany, iż powiada szczerze. Odczuwam w jego wypowiedziach prawdę. A ta tyczyła się czegoś nietypowego, co może spaść w dniu dzisiejszym w sam środek wydarzenia, jakim są oczywiście igrzyska.
Pozostaje mieć nadzieje, że te twoje kości się jeszcze nie zestarzały. - Zachichotałem lekkim, kobiecym głosem. Moje spojrzenie przykuła sylwetka siedzącego przed nami lidera Namikaze. Nawet nie sama sylwetka, a rude włosy. Koleś nie ma duszy, na sto procent.