Ogłoszenie


#241 2014-05-13 17:28:03

 Jiro

Zaginiony

50655112
Skąd: Polska
Zarejestrowany: 2014-05-13
Posty: 36
Klan/Organizacja: Namikaze
KG/Umiejętność: Assarikaze
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 16

Re: Sala #1 - Prolog

Dzieciństwo Jiro było naprawdę niezwykłe, ale nie pod względem dóbr go otaczających, każdej chwili spędzonej na nauce po przez zabawę czy posiadaniu ogromnej ilości przyjaciół, z którymi mógł dyskutować na różne tematy, od budowy sandała po rozległy świat, który czeka na jego odkrycie. Było one niezwykłe, ale nie dla samego chłopca a raczej jego rodziców, którzy uwielbiali eksperymentować ze wszystkim co było możliwe w ich zakresie. Jego opiekunowie nie byli jakoś specjalnie uzdolnieni, ojciec był ninją, który często miał misje po za granicami kraju, co za każdym razem gdy opuszczał dom, przerażało chłopca to, że już go więcej nie zobaczy. Matka tak samo jak ojciec była ninją ale medycznym z tym, że częściej ją można było widzieć w domu niż po za nim, co strasznie irytowało chłopca. Na nieszczęście Jiro byli oni znani w całym Enko, ale nie z bohaterskich czynów czy odkryć a z tego, że uwielbiali łączyć ze sobą co się da i odkrywać to co z ich zabawy powstanie. Nie raz nawet przyczynili się do małego pożaru w domu przyszłego shinobi. Były również dobre, przyjazne chwile takie, które panują w ciepłym gronie rodzinnym. Głównie były to rozmowy rodzinne, które przypominały stare dobre czasy. Jedną z tych historii była właśnie opowieść o Jiro, którą jego matka celowo uwypukliła z miłości do syna.

http://e-fotek.pl/images/90154232080812051081.png

Chłopiec przyszedł na świat ciepłego poranka 150 r. n. e. w rodzinnym domu, warunki były nawet dobre jak na tamte standardy mieszkalne. Według opowiadań matki Jiro, chłopiec nie chciał szybko zobaczyć pierwszego światła w swoim życiu, tylko strasznie ciągną tą chwilę. Kiedy chłopiec ujrzał pierwsze twarze, meble mieszkalne oraz to czym został owinięty, wygląd jego można określić jednym kolorem, wyglądał jak mała fioletowa kulka, która zaraz ma eksplodować płaczem albo śmiechem. Przez dwa albo i trzy lata po urodzinach Jiro nie odchodził nigdzie daleko po za obszar domu, zapewne dlatego, że rodzice bali się o dobro dziecka, ale również wiedzieli, że taki tryb życia nie będzie dobry dla ich nowego szczęścia. Z biegiem czasu chłopiec wraz z rodzicami zapuszczał się na dalsze tereny jego rodzinnej wioski poznając przy tym otoczenie, innych ludzi oraz ich zwyczaje a także zwierzęta, ale po 4 letnim dziecku nie można było się spodziewać, że od razu to wszystko zapamięta. Chłopiec przez cały czas pod przymusem rodziców poznawał otaczający go świat, nieświadomy do końca tego co mówią rodzice podobało mu się a w szczególności zawszę gdy jego oko zauważyło strumyk wody cały wybuchał radosnym śmiechem. W wieku 8 lat cała sytuacja nie co się odwróciła, rodziców coraz częściej nie było w domu co trochę go zaniepokoiło a przecież starzy dziadkowie nie mogli go cały czas pilnować. W całym tym chaosie, który nie wydawał się jakoś specjalnie duży, Jiro musiał radzić sobie sam. Miał już kilku przyjaciół, którzy nie opuściliby go dla byle kogo, miał takich, na których warto stawiać i wiesz, że zawszę wyciągną do Ciebie pomocną dłoń. Jedyną wadą ich jaką chłopiec mógł zauważyć była lekkomyślność podczas grupowych spotkań, ale raczej było to widać u każdego dziecka w mieście albo i nawet w kraju.  Wspólne wypady po za obszar miasta, denerwowanie tutejszych strażników czy też pukanie do drzwi i szybkie uciekanie były codziennością w życiu chłopca, które wspomina bardzo przyjemnie. Jak zawszę usłyszy historię z dzieciństwa to jego pierwszą myślą jest właśnie okres gdy zabawa była jak woda, codzienna i bez niej nie da się żyć.

http://e-fotek.pl/images/90154232080812051081.png

Dni i miesiace mijały a lat przybywało. Sytuacja w rodzinie nie co się wyprostowała, widać dawne normy i zachowania, ale Jiro wiedział, że coś jest nie tak. Nie wywnioskował tego po minach czy też nastrojach panujących w mieszkaniu. Gdy rodzicie do nie mówili to już nie był ten sam ciepły głos jak sprzed kilku lat, dało się słyszeć zmęczenie i niechęć do wszystkiego, ale chłopak postanawiał się nie zmieniać, robić wszystko by rodzice byli z niego dumni. Taktyke jaką obrał Jiro pomogła, faktycznie nie było widać tych efektów na początku, ale z biegiem czasu rodzice zauważyli starania syna i to, że chce pomóc w tej niezręcznej sytuacji, która nie była do końca dla niego zrozumiała. Pewnego ranka usłyszał od matki dziwną wiadomość, brzmiała ona tak jakby już nigdy się nie mieli zobaczyć. Niestety, ale tak było. Kobietę, którą kochał najmocniej w całym swoim życiu, przekazała mu wiadomość, że wyrusza na misje i nie ma pojęcia kiedy wróci i czy w ogóle wróci. Po tych słowach Jiro przeżywał okres zamknięcia w sobie, ale ojciec pomagał mu z tym walczyć. Przez najbliższe dwa lata byli jak jedna osoba, pomagali sobie wzajemnie, wspierali sie po śmierci dziadków a także doradzali w różnych sprawach czy to prywatnych czy takich, które miały miano publicznych. Pewnego słonecznego dnia Jiro przychodząc do domu nikogo nie zastał, jedynie co jego wzrok spostrzegł to kartka napisana przez jego ojca. Treść nie była zbyt wesoła, ale też nie tragiczna. Chłopak czytając to nie wiedział czy coś zagrażało jego ojcu, że musiał nagle opuścić kraj, czy była to ta sama misja co spotkała jego matkę, czy po prostu znudziło mu się ojcostwo. Lecz ostatnią odpowiedź można wykluczyć. "Synu, wierze w Ciebie i wiem, że mnie odnajdziesz. Ćwicz ile tylko możesz, pokaż wszystkim, że jesteś kimś i niech nasza rodzina w końcu będzie miała z czego być dumna". Jiro wiedział co musiał zrobić, czekała go nauka w akademii oraz tysiące godzin treningów. Miał nadzieje, że gdy odnajdzie ojca będzie też przy nim osoba, która wydała go na świat.

Ostatnio edytowany przez Jiro (2014-05-13 17:38:10)

Offline

 

#242 2014-05-13 18:18:56

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

Opowiedziana historia zbytnio mnie nie urzekła. Nie nazwałbym jej specjalnie oryginalnej, bo praktycznie każda historia skupia się na podobnym motywie, jednak opowiedzianym inaczej. Nikt jednak nie wymaga żeby twoja postać miała epicką historię.

Przeraziły mnie bardzo długie zdania. Szczególnie w pierwszej części, gdzie jedno ciągnie się niemal trzy linijki. Bardzo ciężko się coś takiego czytało. Zdarzyły się też wpadki w stylu "nie co" oraz brak przecinków w niektórych miejscach.

Podsumowując. Oceniam ten prolog na 30 punktów. Rozdysponować je należy w drugiej sali.

Gratulacje!

Offline

 

#243 2014-05-14 20:19:11

Yoshio

Klan Senju

Zarejestrowany: 2014-05-14
Posty: 2

Re: Sala #1 - Prolog

        Wszystko zaczęło się w pewnym spokojnym domu, na terenie klanu Senju. Był chłodny wieczór. Na dworze powiewał spokojny, delikatny wiatr. To nie było jakieś "specjalne" wydarzenie. Na świat nie przyszła żadna legenda. Był to prosty chłopiec, który został nazwany po dziadku "Yoshio". Młodzieniec wychowywał się wśród kochającej rodziny. Rodzice, należeli do spokojnych obywateli. Nie posiadali specjalnych umiejętności, nie wyrózniali się w walce, nie opanowali zakazanych technik. Był to prosty kochający ojciec i opiekuńcza matka. Młody Yoshio już od młodości słyszał słowa swojego taty :
- Taiki bansei -. Oznaczało to, że prawdziwy talent dojrzewa powoli. Chłopak nigdy nie potrafił zrozumieć sensu tego zdania. Zawsze, gdy próbował otrzymać odpowiedź od ojca padało stwierdzenie : "dowiesz się w swoim czasie". Te oto słowa zostały mottem Yoshia. Matka młodzieńca wpajała mu natomiast całkowicie inną dziedzinę życiową. Zawsze wychodził z nią na spacery do lasu. Wtedy opowiadała mu historie powstania lasu. Uwielbiał tą historie. Oprócz tego oswajała go z przyrodą. Pokazywała jak  zachowywać się w kontaktach ze zwierzętami. Bardzo dobrze wspomina te czasy. Kocha swoich rodziców bezgraniczną miłością.






          W późniejszym okresie swojego życia, młody Yoshio spędzał dużo czasu ze znajomymi. Najwięcej czasu poświęcał jednak swojemu kuzynowi, Joshiemu. Joshu był starszy o 2 lata.  Uwielbiali razem spędzać czas i bawić się. Ulubioną zabawą Yoshia był chowany. Chodzili po lesie, chowali się po drzewach, dzieki czemu młody Senju opanował sztukę wchodzenia na drzewa. Joshu był jedyną osobą, która potrafiła rozweselić Yoshia. Jednak nie całe życie młodego Senju było wyłożone różami. Pewnego tajemniczego wieczoru, chłopcy bawili się w chowanego w lesie. Było już bardzo późno. Yoshio, siedząc na na drzewie obserwował, czy nigdzie wśród drzew nie ukazuje się kuzyn. Było bardzo ciemno. Dało się słyszeć jedynie odgłosy leśne. Sowy nadawały upiornego nastroju. Mijały sekundy, minuty, godziny. Joshu nigdzie nie ukazywał się. Yoshio postanowił zejść z drzewa i wrócić do domu. Spokojnie stawał nogi na gałęziach. Po krótkiej chwili zszedł. Nagle usłyszał dźwięki dobiegające zza pewnego drzewa. Odwrócił się i rozejrzał. Zza obiektów wyłoniły się trzy ogromne wilki. Piana lała się im z ust. Oczy obserwowały Yoshia. Wyglądały jak by chciały go pożreć wzrokiem. Nastała cisza. Dało się słyszeć uderzenia przerażonego serca. W pewnym momencie wilki zaczęły się zbliżać. Młodzieniec zaczął krzyczeć, po czym wskoczył na najwyższe drzewo w okolicy. Ogarniał go paniczny strach. Słyszał powolny trzask gałęzi. Wiedział, że zostało mu bardzo mało czasu. Naglę usłyszał piekielny trzask i upadł z hukiem na ziemie. Pierwszy wilk rzucił się na zdobycz. Podczas gdy wilk leciał na Yoshio, młodzieniec usłyszał szelest liści, po czym ujrzał przed sobą kuzyna, który wykopał wilka. Joshu kazał mu uciekać. Chłopiec dotrzymał polecenia. Biegł co sił w nogach do domu. Dotarł bezpiecznie, jednak Joshu nie powrócił. Opowiedział historię rodzicom. Ojciec wraz z wujkiem poszli szukać chłopaka. Niestety nie uzyskali skutków poszukiwań. Powrócili bardzo zmęczeni i załamani. Zrozpaczony po stracie syna wuj obwiniał o śmierć Josha Yoshio. Młody Senju popadł w depresje. Miał jednak w sercu cichą nadzieję, że Joshu powróci.

Offline

 

#244 2014-05-14 20:54:12

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

Nieliczne błędy w interpunkcji, a sama historia dość mało opowiada o twojej postaci. Nie wiem jaką Yoshio jest osobą. Co czuł w poszczególnych momentach? Jak odnosił się do ludzi w otoczeniu? Choć fabuła prologu jest nawet niezła, to zabrakło mi niestety jakichkolwiek emocji. Długość niestety nie powala w porównaniu do pozostałych prologów. Na chwilę obecną mogę zaoferować 22 punkty. Możesz przyjąć (i iść do drugiej sali) lub poprawić. ;)

Offline

 

#245 2014-05-15 23:50:05

Suchiki

Zaginiony

50683748
Zarejestrowany: 2014-05-15
Posty: 108
Klan/Organizacja: Sabaku
KG/Umiejętność: Suna Kontorōru
Ranga: Członkini klanu
Płeć: Kobieta
Wiek: 17

Re: Sala #1 - Prolog

Siedziba klanu Sabaku - Sakkaku, Kraj Wiatru, rok 149, na świat przychodzi dziecko zrodzone z troski i wiecznie zakorzenionej w podświadomości rodziców chęci wydania na świat potomstwa. Dziecko to, konkretniej rzecz ujmując, było dziewczynką o imieniu Suchiki. Wychowana została ona w dobrej atmosferze - oczko w głowie ojca i najwspanialsza z pociech matki dorastała w jak najlepszych warunkach. Rodzina może i do najbogatszych nie należała, aczkolwiek dobroci i finansów im nie brakowało. Młoda Sabaku zawsze dostawała to, czego chciała, choć nie była rozpieszczona, zwyczajnie w świecie ograniczała się do zaspokojenia podstawowych potrzeb, nie była wymagająca wobec opiekunów. Matka, jako gospodyni, zajmowała się domem i wpajała córce wszelkie cenne, ważne wartości, czyniąc z nią prawego, dobrze wychowanego człowieka. Z kolei ojciec, ninja, uczył ją wszelkich podstaw świata, w jakim przyszło im żyć, przygotowywał ją do nauki w Szkole Ninja. Wychowywanie Suchiki było proste, nie sprawiała ona jakichkolwiek problemów, szybko przyswajała wiedzę, pobierała nauki, dorastała, stając się dzieckiem, o którym każdy rodzic mógłby marzyć. Już w wieku 8 lat młoda Sabaku znała wszelkie dobre maniery, była ułożona, choć i przebojowa, lubiana wśród rówieśników. Często bawiła się z nimi na podwórku, udając wprawnego, dobrze przeszkoloną wojowniczkę dzierżącą drewnianego kunai'a. Pomagała w domu matce, sprzątając i gotując razem z nią. Napawała ojca entuzjazmem przed każdą misją, była wzorową córką. Kiedy ukończyła 10 lat, znała wszelkie podstawowe zasady bycia ninją, trenowała razem z ojcem do około 14 roku życia, naprawdę szybko się uczyła. W tym czasie oswajała kontrolę chakry, bazowe ciosy Taijustu, wszystko, czym musi wykazywać się każdy przed wstąpieniem do Szkoły. Ojciec zabrał ją na jedną z prostszych misji, kiedy miała 15 lat, to była pierwsza dla niej przygoda tego typu. Wszystko miało się zakończyć bez wszelkich komplikacji - zwykłe zbieranie ziół w lesie na potrzeby medyków z prowincji klanowej, brzmi jak bułka z masłem, nieprawdaż? Tak mogłoby się wydawać, ale w świecie, gdzie ludzie o niezwykłych zdolnościach walczą o władzę, reputację, dla pieniędzy, honoru, rozwoju jest inaczej. W tym świecie na każdym kroku można spotkać się z niebezpieczeństwem, z niespodziewanym zwrotem wydarzeń, ze śmiertelnym zaskoczeniem. W tym świecie śmierć czyha za każdym rogiem. Suchiki rozdzieliła się z ojcem, chcąc plądrować inne tereny, na których zauważyła większe skupisko potrzebnych roślin. Usłyszała odgłosy walki, jej ojciec odbywał właśnie niebezpieczny pojedynek. Zaatakował go jakiś zbiegły więzień z pobliskiego posterunku ninja. To było starcie na wysokim poziomie, Sabaku bała się o swojego ojca, wyglądało to nieciekawie. Dziewczyna znała jednak podstawy, jak dowiedzieliśmy się już wcześniej. Od małego interesowała się medycyną, zdolnościami leczniczymi, zielarstwem, wiedziała więc, co robić. W akcie odwagi, zaangażowania rzuciła się z pomocą ojcu, zrywając po drodze potrzebne zioła. Zakradła się od tyłu do napastnika i skoczyła na jego plecy, starając się wetrzeć liście zerwanych roślin w jego twarz, wiedziała bowiem, że owe liście są trujące, powodują krótkotrwały paraliż. Niestety napastnik wyczuł jej obecność, odepchnął ją z impetem na jedno z okolicznych drzew, dziewczyna straciła na chwilę przytomność, prawie udało się jej zaatakować. Ojciec Suchiki wpadł w furię, wybuchnął, przypływ emocji dodał mi sił, powalił przeciwnika na łopatki kilkoma szybkimi atakami, związał go i podbiegł do dziewczyny, pytając o jej stan. Bohaterka ocknęła się po kilku sekundach, słysząc głos taty. Nic wielkiego się jej nie stało, miała jedynie kilka siniaków i zadrapań. Po względnym ogarnięciu samego siebie członkowie rodziny ukończyli zadanie i wrócili do właściwej części prowincji. Matka, kiedy dowiedziała się o całym zajściu, była nieco zdenerwowana, zajęła się ranami córki. Jak już wcześniej było wspomniane, to było pierwsze tego typu wydarzenie w życiu Suchiki, później było ich coraz to więcej. Młoda Sabaku była tak podekscytowana tym wszystkim, że towarzyszyła ojcu niemalże na każdej misji ninja, walczyła u jego boku kilka razy, mając jedynie 16 lat, była bardzo wprawna i nabywała sporego doświadczenia. Spotkania z rówieśnikami również miały charakter walk ninja, wraz z przyjaciółką Shiyą uwielbiały trenować, walczyć, pomagać rodzicom przy zadaniach. Bohaterki, choć się przyjaźniły, często skakały sobie do gardeł, trywialnie ujmując. Jedna nie chciała ustąpić drugiej, do kłótni dochodziło na wielu płaszczyznach - chłopcy, wynagrodzenie za pomoc, chłopcy, uroda, chłopcy i inne błahe rzeczy, a w końcu - chłopcy. Tak, to było to, co zawsze wywoływało największe konflikty. Shiya również pochodziła z klanu Sabaku, te same korzenie mogły w zasadzie stanowić kolejne podłoże kłótni. Wracając do powyżej opisanej misji z ojcem - została tam poruszona kwestia zainteresowania medycyną u Sushiki, która przejawiała się u niej już od młodych lat. Zaczęło się, kiedy wraz z rodzicami odwiedziła babcię w szpitalu, zauważyła tam wszystkie medyczne procedury. Obserwowała zachowania medyków, z zainteresowaniem przyglądała się wszystkim zabiegom, rodzice kupili jej wiele medycznych poradników, chcąc zaszczepić w niej więcej medycznej wiedzy. Wiedzieli, że się nadaje, ponieważ jest odpowiedzialna, silna, ostrożna i wytrwała. Od tamtej pory nieustannie odwiedza szpital, przyjaźni się nawet z jedną medyczką, która wprowadza ją w świat medycyny, uczy podstaw. Jak widać Sabaku jest dziewczyną, która lubi się uczyć, ciągle rozwijać i to w wielu dziedzinach. Również treningi spowodowały, że Suchiki i Shiya częściej się kłóciły, poniekąd Shiya ściągnęła po naszej bohaterce ideę zostania medyczką. Kiedyś przez kilka dni nie odzywały się do siebie, a kiedy spotkały się w lesie - doszło między nimi do walki. Po zremisowanym starciu pogodziły się, a na ich twarzach widniał uśmiech. Tylko przez jakiś czas, oczywiście, sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy matka Shiyi zmarła, to wydarzenie wpłynęło negatywnie na dziewczyny. Od tamtego momentu mają ciche dni, rzadziej rozmawiają, oddaliły się. Suchiki ciągle trenuje, zamierza ukończyć Szkołę Ninja, ciągle pomagać rodzicom, zostać pełnoprawną ninja. Chce cały czas dążyć ku perfekcji, by zapewnić sobie i rodzicom dostatek, zwalczać zło i leczyć ludzi. Ma już 16 lat, jest dojrzałą dziewczyną, bardzo inteligentną i rozważną, na swój wiek, wkracza w prawdziwe życie, powoli stara się żyć na własną rękę, chcąc odciążyć rodziców.


To moja historia! Jestem Suchiki Sabaku i wkraczam w świat ninja, chcąc doskonalić się, szkolić, poznawać nowe osoby i wykonywać misję. Może i pomyślicie sobie, że jestem młoda, nie mam doświadczenia, ale nie przejmuję się takimi ocenami, jeszcze zabłysnę w Waszych oczach! Nadchodzę!


~~Karta Postaci~~

Mowa
Krzyk
Myśl
Szept

Offline

 

#246 2014-05-16 00:06:29

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

W twoim tekście jest wszystko to, co potrzebne w prologu. Musze przyznać, że urzekła mnie twoja historia - bez sarkazmu. Znalazłaś złoty środek między historią prostej dziewczyny, a życiem ninja. Widać, szczególnie na tle innych, że nic tu nie było pisane na siłę. Żadna linijka nie jest zmarnowana. Mogłaś podzielić tylko na akapity, żeby się łatwiej czytało. ;)

Oceniam prolog na 40 punktów i zapraszam do następnej sali. Gratulacje!

Offline

 

#247 2014-05-18 20:18:05

 Taiga

Klan Sabaku

10879839
Zarejestrowany: 2014-05-15
Posty: 5
Klan/Organizacja: Sabaku
KG/Umiejętność: Suna Kontorōru
Wiek: 16 lat [155 n.e.]
Multikonta: Yosuke [nieaktywny]

Re: Sala #1 - Prolog

     Sabaku no Taiga, Pustynny Tygrys, znany szerzej jako Taiga Aomine, jedyny syn dwójki prostych, aczkolwiek może nie tak bardzo, włóczykijów... nie, termin ten nie oddaje w całości ich stylu życia – słowo koczownicy będzie chyba najbliższe temu, co chciałbym wam przekazać. Rodzinka prowadząca swój specyficzny tryb życia odkąd tylko sięgają pamięcią, zarówno syn, jak i rodzice, czy nawet dziadkowie. Z nieznanych wam pewnie względów Taiga jest osobą unikającą wzmianek o przynależności do klanu. Pozwólcie, że rzucę na ową sprawę trochę światła. Uwaga - historia nie będzie długa, a już tym bardziej porywająca.

     Ponad sto lat temu, w czasach gdy klany dopiero formowały się w znaną nam dzisiaj formę, prowadzono zajadłe, zaciekłe i niezwykle krwawe walki o terytorium. Szczególną brutalnością odznaczali się ninja wywodzący się z Sabaku, którzy w 34 roku n.e. przyjęli dla swej zorganizowanej, wielkiej gromady określenie „klan”. Prowadzono wtedy szeroko pojętą wojnę, a jednym z głównodowodzących był Sabaku no Daiki, w prostej linii pnący się na sam szczyt sukcesu dzięki swemu nieprzeciętnemu zmysłowi taktycznemu. Rzeczą, a właściwie cechą, która go hamowała, a w późniejszych etapach po prostu zatrzymała w miejscu, była jego dobroduszność. Daiki był człowiekiem o złotym sercu, „miękkim umyśle”, jak to mawiali jego towarzysze broni. Pomimo wielu wygnanych bitew, nasz dowódca unikał przemocy, a pojmanych ludzi traktował z honorem i, co na wojnie wobec jeńców jest raczej niespotykane, serdecznością. Stosował niekonwencjonalne sposoby walki, przynoszące co prawda zwycięstwa, ale żądnych krwi Sabaku w ogóle to nie satysfakcjonowało; chcieli, by ich piasek przesiąknął krwią wroga, mszcząc w ten sposób poległych towarzyszy. Sabaku no Daiki był jedynym, który prowadził w ten sposób potyczki – inni dowódcy „piaskowców” wyrzynali w pień wszystko i wszystkich, nie zwracając uwagi na uzbrojenie (a raczej jego brak), płeć czy wiek.

     Za dużo jednak o historii klanu, a za mało o naszym Taidze. „Long story short”, jak to mawiają nasi pracodawcy zza wody – o charakterze naszego dowódcy wiedzieli nie tylko sojusznicy, ale i wrogowie. I ci właśnie wrogowie postanowili to wykorzystać, podsyłając mu swojego rodzaju konia trojańskiego, złożonego z kilkudziestu elitarnych ninja wziętych do niewoli. Pod osłoną nocy wyrżnęli oni jedną z największych wiosek na terenach Sabaku, wybijając niemalże całą armię Daikiego w pień, mordując ich żony, dzieci czy dziadków, paląc przy tym, grabiąc, gwałcąc, siejąc zniszczenie i zamęt, jednym słowem – wygrali tę potyczkę. Daiki rozminął się z tym atakiem, bo wieczorem wyruszył w drogę do domu, by osobiście przekazać dobrą wtedy jeszcze nowinę i po niesłychanie długim czasie spotkać się z rodziną. Tylko i wyłącznie dlatego przeżył, jednak długo nie cieszył się życiem. Za swój błąd i dobre serce przypłacił głową, a cała jego rodzina: żona, siostry, córki została wyklęta na pięć następnych pokoleń.

     I gdzie w tym wszystkim Taiga? Otóż owy Daiki jest jego pra-x do entej-dziadkiem. Taiga urodził się w owym feralnym piątym pokoleniu, tak więc jest ostatnim wyklętym; dopiero jego potomkowie będą mogli „wrócić” na klanowe łono. Choć pewnie już nikt o tym nie pamiętał, wszak „zbrodniarzy wojennych” takich jak jego pradziad było wielu, jednak ten styl życia mu odpowiadał. Odkąd sięgał pamięcią był w podróży, w towarzystwie rodziny zwiedzał różnorakie krainy ichniego kontynentu, poznawał ich piękno i brzydotę, ludzi życzliwych, nieżyczliwych, przyjaznych, obojętnych, niskich, wysokich... Po prostu – bogate w przygodę, aczkolwiek spokojne życie.

     Co do spokoju, to muszę napomknąć, że ojciec Taigi miał kompletnie inną koncepcję przyszłości syna, niż sam syn. Chciał, by jego jedyne dziecko odsunęło się od świata chakry, by został rolnikiem, handlarzem, po prostu zwykłym, szarym człowiekiem. Młody Sabaku natomiast od najmłodszych lat lgnął do przygody, szukał wyzwań i często pakował się przez to w kłopoty. Był wesołym, zadziornym chłopcem, nic więc dziwnego, że jego młody umysł nie mógł przystosować się do myśli o nudnym, starczym życiu. Ojciec nie był idiotą i wiedział, że syn pójdzie w końcu własną ścieżką, postanowił więc, że, pomimo wyraźnej niechęci, przekaże mu elementarną wiedzę na temat ninshu. Taiga miał wtedy bodajże dziesięć lat, był to więc jeszcze „szczenięcy” okres jego krótkiego jak do tej pory żywota. Ojczulek wpoił mu do głowy podstawy na temat chakry, uczył go jak ją kontrolować, a także przedstawił mu podwaliny pod wiedzę o ich Kekkei Genkai. Chociaż teoretycznie byli oni wyklęci, tak jednak więzy krwi obowiązywały nadal, wszak prawa natury są ważniejsze niż te ludzkie. To było w sumie wszystko czego potrzebował. Ciało miał wyjątkowo sprawne, a to za sprawą morderczych, codziennych treningów, które to zapoczątkował mu ojciec gdy miał cztery lata. Do tej pory został mu nawyk ćwiczenia jako pierwszej rzeczy w ciągu dnia.

     Przełomowym etapem w jego życiu było podjęcie decyzji o odłączeniu się od rodziny i rozpoczęciu życia na własną rękę. Każdy „samotny” Sabaku, bo takich ludzi było więcej, dochodził do tego punktu zwrotnego. Taiga miał wtedy 15 lat, więc nie było to aż tak dawno temu. Czemu punkt zwrotny? Rok samotnego przemierzania świata potrafi zmienić człowieka, uwierzcie mi na słowo. Taiga „zestarzał się” bardzo szybko. W ciągu owych dwunastu miesięcy z wesołego, pełnego energii dziecka zmienił się w rosłego mężczyznę. Przed szesnastym rokiem życia często ulegał emocjom, niemalże wszystkie wyrzucał natychmiastowo na światło dzienne. Po przekroczeniu owej magicznej bariery coraz więcej przemyśleń zostawiał dla siebie, a otwierał się dopiero przed bliskimi sobie osobami. Jego światopogląd również ewoluował – filozofowanie w samotności na tematy codzienne stało się dla niego czymś normalnym, powściągnął rządze i emocje, a jego priorytety rozwiały się na wietrze. Po pewnym czasie stwierdził, że rzeczą, której brakuje mu w życiu to cel. Wymyślił sobie, że owy cel znajdzie w Sakkaku, na terenach należących do jego klanu. Być może ubzdurał sobie, że postara się on wkupić jakimś czynem w łaski Sabaku, by tym samym odrzucić miano wygnanego. Jego droga zmieniła jednak odrobinę tor...

Offline

 

#248 2014-05-18 21:15:28

 Takechi

Zaginiony

Zarejestrowany: 2014-04-27
Posty: 47
Klan/Organizacja: Kuran Sen/Samotnicy
KG/Umiejętność: Fumetsu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 22 lata

Re: Sala #1 - Prolog

Tytułem wstępu.

    Trzeba przyznać, że małemu dziecku można niezwykle łatwo wpoić pewne zasady i kanony zachowań. Umysł dziecka jest plastyczny, podatny na manipulacje, ingerencje, czy inne formy nauki. Dziecko po prostu chłonie wiedzę z otoczenia, a potem nasiąka nią. Zupełnie jak gąbka. Dlatego też edukacja czegokolwiek powinna zostać rozpoczęta wcześnie, najlepiej w wieku kilku lat, czyli wtedy, kiedy dziecko już rozumie co się do niego mówi, ale nie ma jeszcze wykształconej własnej osobowości. Tę dopiero wykształci w przyszłości. Chociaż, czy można powiedzieć, że dziecko samo wykształci osobowość? Nie. Przeciez to będzie tylko odwzorowanie wzorców, jakimi zostało nasączone w dzieciństwie.

Jak to się zaczęło?

    Pod rozłożystym dębem o grubym pniu i szerokiej koronie leżał dwudziesto siedmio letni mężczyzna. Słomkowy kapelusz miał nasunięty na oczy, z ust natomiast wystawał kawałek trzciny. Zdawać by się mogło, że ów mężczyzna śpi pod tym drzewem, że jest w tym momencie bezbronny i całkowicie podatny na atak, który w tych niespokojnych czasach mógł nadejść z każdej strony. Tak jednak nie było. Teriyama, bo tak miał na imię człowiek leżący pod drzewem, relaksował się jedynie leżąc i ciesząc się śpiewem ptaków, dotykiem rześkiego wiatru na twarzy oraz cieniem, który dawał chwilową ulgę od upału. Przyjemność sprawiał mu również koncert cykad, które grały gdzieś nieopodal w trawie. Teriyama ubrany był w wyświechtany płaszcz, na którym właśnie leżał, a który zazwyczaj był luźno narzucony na ramiona dla ochrony pleców przed palącym słońcem. Liczne dziury w owym płaszczu świadczyły o tym, że przetrwał nie jedną walkę z innymi. Wytarte spodnie przetarły się na lewym kolanie już całkowicie, buty też były znoszone. Luźna bluzka, która kiedyś była biała, teraz była koloru szarego.  Teriyama wyglądał jak zwykły włóczęga, który chodzi od domu do domu prosząc o coś do jedzenia lub przenocowanie w stodole na sianie. To nie była jednak do końca prawda. Mężczyzna nigdy nie był zmuszony do takiego postępowania, a swój obecny wygląd zawdzięczał jedynie temu, że od około pół roku był w drodze wykonując ważną misję dla swojego klanu w sąsiednim kraju. Teraz jednak wreszcie wracał do domu, do swojej żony i reszty tego niewielkiego klanu.
    Teriyama leżał tak czas jakiś, po czym zdecydował, że czas ruszyć w dalszą drogę. Wstał więc i ruszył drogą prosto przed siebie. Gnany tęsknotą za swoją ukochaną dotarł do domu następnego dnia. Został przyjęty niezwykle ciepło. Chciał się zatopić w objęciach swojej ukochanej, ale musiał najpierw zdać raport przywódcy. Gdy to zrobił to wrócił do swojego domu, wykąpał się, przebrał i zaczął opowiadać o tym co robił. Tchiko, czyli jego żona, jednak nie pozwoliła mu dokończyć, bo zasypała go pocałunkami, po czym ciągnąc go za rękę zaciągnęła go do sypialni. Za zamkniętymi drzwiami para, która od tak dawna się nie widziała, oddała się pieszczotom i przyjemności.


Takechi.

    Dziewięć miesięcy później, czyli w roku 144, narodził się Takechi. Był pielęgnowany i kochany, otoczony troską przez rodzinę oraz klan. W końcu kolejny członek rodziny byl niemalże na wagę złota. Od wczesnych lat dziecięcych przyzwyczajany był do rozlewu krwi w związku z religią, jaką jego klan wyznawał. Jashinizm, bo tak owa religia się nazywała, polegała na czczeniu boga mordu Jashina, który w zamian za wyznawanie go, obdarzał członków rodu Kuran Sen nieśmiertelnością. Przez pierwszych kilka lat młody Takechi jedynie przyglądał się jak poprawnie wykonać rytuał zabicia przeciwnika, poznawał różne sposoby zabicia człowieka, umiejscowienie punktów witalnych, podstawy TaiJustu. Chłopiec był pojętnym uczniem i mimo początkowej odrazy do morderstw szybko przyswajał wiedzę, którą mu wykładano. Po jakimś czasie zapragnął jednak poznać to uczucie towarzyszące widokowi śmierci człowieka, którego się zabiło. Tak był już przyzwyczajony do rozlewu krwi, tak bardzo nasiąkł moralnością, którą mu wpajano od małego dziecka. Chciał jak najszybciej przejść inicjację, by zostać uznany za pełnoprawnego członka klanu. Niecierpliwił się tą sprawą, uważał bowiem, że już od jakiegoś czasu jest na to gotowy, co też jego ojciec, który jednocześnie był jego mistrzem, musiał widzieć. W końcu postanowił się go o to zapytać. Ale o tym opowiem w następnej części tego prologu.

Takechi rozmawia z ojcem.

    Był piękny, letni dzień 158 roku. Słońce mocno prażyło, wiał lekki orzeźwiający wietrzyk, który poruszał koronami drzew. Dolina, w której rezydował klan żyła i miała się bardzo dobrze. Kwiaty, które od dawna kwitły na łąkach i w ogródkach wydzielały zapach piękniejszy niż jakiekolwiek perfumy, a brzęczenie os zapowiadało urodzaj w tym roku. Ptaki, które chmarami latały po niebie zataczały od czasu do czasu kręgi na tym błękitnym nieboskłonie, by chwilę później wrócić do własnych zajęć. Takechi był wysokim, jak na swój wiek, chłopcem, do tego żądnym wiedzy i, co gorsza, potęgi. Nic więc dziwnego, że od dawna czuł się na siłach, by przejść inicjację oficjalnego wstąpienia do klanu. To wydarzenie jednak nie następowało. Zaniepokojony i zniecierplwiony tym obrotem spraw poszedł do swojego ojca, który obecnie był w szopie robiąc stół. Teriyama, poza tym, że był dobrym ninja, to był też bardzo dobrym cieślą. Ponoć wyrabianie z drewna różnych rzeczy odstresowywało go. Takechi wiedział, że ojciec nie przepada za tym, gdy mu się przeszkadza, więc chłopiec podszedł do uchylonych drzwi i zobaczył, że jego ojciec siedzi paląc papierosa i oglądając swoje dzieło, które było obecnie ukończone. Uchylił drzwi jeszcze trochę co obwieściło głośne skrzypnięcie zawiasów. Jego ojciec odwrócił się i spojrzał na swojego syna uśmiechając się.
- Ach, to ty. Czego potrzebujesz, Takechi? - zapytał, po czym ostatni raz zaciągnął się papierosem gasząc po tym niedopałek.
- Przychodzę z pewną sprawą... - zaczął niepewnie chłopak, ale wtem urwał. Zdał sobie sprawę, że jego pytanie jest głupie. Wiedział, że jego ojciec lepiej od niego będzie wiedział kiedy ten powinien przystąpić do ceremonii inicjacji. Jednakże, wrodzona ciekawość nie pozwalała mu zrezygnować z tego pytania, zwłaszcza, że Teriyama patrzył się zaciekawionym i wyczekującym spojrzeniem na swojego syna. - ...dlaczego nie dopuszczasz mnie do inicjacji? - zapytał wreszcie wyrzucając z siebie to pytanie jednym tchem, jakby słowa paliły go w gardło. Ojciec zamyślił się na chwilę, po czym podsunął jeszcze jedno krzesło, oczywiście jego własnej roboty, i zachęcił swojego syna, by usiadł na przeciwko niego. Młody skorzystał z zaproszenia. Jego ojciec odetchnął głęboko.
- Wiesz, kiedy twój dziadek, a obecna głowa klanu dopuściła mnie do inicjacji? Miałem dopiero 22 lata. Ciągle uważał, że nie jestem gotowy. - zaczął. Takechiemu zaschło w ustach na myśl o tym, że musiałby czekać jeszcze osiem lat, by móc wykonać poprawnie rytuał. - Trzeba powiedzieć, że byłem równie niecierpliwy co ty, a do tego coraz bardziej zdenerwowany. Uważałem, że od dawna powinienem zostać dopuszczony. Tak się jednak nie stało, za co później dziękowałem Jashinowi.  Ojciec długo się wstrzymywał, ale w końcu zgodził się, gdy dostrzegł jak bardzo poświęcam się treningom i próbom zadowolenia go. Byłem wniebowzięty. Gdy wykonywałem wszystkie procedury, które były mi potrzebne do poprawnego odprawienia rytuału, zdałem sobie sprawę, że to wcale nie jest taka prosta sprawa. Teoria teorią, praktyka praktyką. - powiedział. Ta krótka historia sprawiła, że Takechi zasępił się i posmutniał. Wydawać by się mogło, że ojciec wyraźnie daje mu do zrozumienia, iż Takechi nie jest gotowy. I tak było w istocie.
- Kiedy ja będę gotowy? - zapytał naiwnie. Wtedy to zdał sobie sprawę z głupoty własnego pytania.
- Nie wiem. Spójrz jednak na to z tej strony. Jest wielu bardzo dobrych ninja, którzy nie posiadają takiego Kekkei - Genkai jak my. Są śmiertelnemi ludźmi, a mimo to bardzo potężnymi ninja. Nawet ci, którzy nie posiadają żadnej linii krwi często mogą okazać się niebywale trudnymi przeciwnikami. Inicjacja to tylko formalność. Co by się nie stało, jesteś członkiem tego klanu, a jak zapewne wiesz, członkowie różnych klanów muszą wyruszyć w jedno konkretne miejsce. - powiedział Teriyama starając się pocieszyć swojego syna, a jednocześnie przekazać mu ważną wiadomość odnośnie wyruszenia do akademii. Doskonale pamiętał, jak on zareagował, gdy jego ojciec mu ciągle odmawiał dostąpienia tego, wtedy mu się wydawało, zaszczytu. Teraz jednak mężczyzna miał całkowicie inne podejście do tej sprawy. Uważał to jedynie za możliwość zwiększenia swojej siły oraz przywilej tytułowania się tym nazwiskiem.
- Do Akademii? - zapytał, chciaż doskonale zdawał sobie sprawę z odpowiedzi. Takechi wiedział, że prędzej czy później będzie musiał się tam udać, wedle prawa wydanego przez głowę rodu, pragnął jednak dokonać rytuału zanim tam trafi.
- Dokładnie tak. Wyruszasz za dwa dni o świcie. Jak wrócisz, to wtedy zdecyduję, czy jesteś gotowy, by dopuścić cię do uwolnienia twojego Kekkei - Genkai. - rzekł. Takechi wyszedł z szopy i cały dzień chodził osowiały. Nie miał nawet ochoty, by trenować. Chodzi po lesie odwiedzając swoje ulubione miejsca, starając się w ten sposób pozbierać swoje myśli. W takim nastroju był również i następnego dnia.

        Drugiego dnia od rozmowy o świcie obudził się rześki i pełen życia. Co spowodowało tą nagłą zmianę nastroju? Nie wiadomo. Takechi obudził się jako ostatni z domowników. Jego matka i ojciec nie spali już od jakiegoś czasu. Kobieta szlochała, ale nie wiadomo, czy ze szczęścia, że jej syn wyrusza na kolejny etap swojej nauki, czy ze smutku, że będzie musiała swojego syna wysłać daleko od rodzinnego domu na nie wiadomo jak długo. Godzinę później chłopak był gotowy do drogi. Został wyściskany przez matkę i ojca na pożegnanie. Ojciec dał mu wisiorek zawieszony na rzemyku, przedstawiający małego ptaka, który podrywał się do lotu.
- Na pamiątkę, żeby ci przypominał, że tak jak ten ptak, mimo iż wyleciałeś z rodzinnego gniazda, to prędzej czy później do niego wrócisz. - powiedział. Nawet w jego oczach powoli zaczynały się szklić łzy. Członkowie tego klanu byli bezlitośni dla wrogów, ale dla rodziny potrafili być bardzo czuli. Od matki natomiast dostał małą sakiewkę. Polecono jednak jej nie otwierać, chyba że byłaby to ostateczność. Tak pożegnany Takechi wyszedł z domu i wsiadł na wóz, którym to wyjechał do Akademii. Na końcu odwrócił się, by raz jeszcze ujrzeć swój rodzinny dom. Dom, który po jego powrocie już nie będzie taki sam. Nic tutaj nie będzie takie samo. Ale to już materiał na osobną historię...

Ostatnio edytowany przez Takechi (2014-05-18 21:44:09)

Offline

 

#249 2014-05-18 21:45:21

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

Takechi, świetny prolog. Widać tutaj solidną pracę, jaką włożyłeś w jego napisanie. Bardzo dobrze wyszło to, że ie opisywałeś encyklopedycznej biografii, tylko opisałeś konkretne postacie z życia. Znakomicie ukazałeś atmosferę i klimat tego klanu. Cóż, w tym przypadku nie ma zastrzeżeń, przed wynagrodzeniem Cię w postaci niemal maksymalnej puli punktów, czyli 55. Gratuluję!

Zapraszam do drugiej sali.

Taiga, namieszałeś trochę, bo klan Sabaku ogranicza się - jak mniemam - do jednej wioski. Historia dobrze napisana, choć nie powiem aby mnie urzekła. Mowa tu o opowieści dotyczącej twojej postaci. Niestety, ale opowieść o fundamentach klanu wyszła Ci o wiele lepiej, przez co byłem nieco zawiedziony dalszą częścią. Mogę Ci zaoferować 44 punkty. Gratuluję!

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akami (2014-05-18 21:57:55)

Offline

 

#250 2014-05-23 20:07:51

Sanjuro

Zaginiony

Zarejestrowany: 2014-05-18
Posty: 91
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shouton
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 18 lat

Re: Sala #1 - Prolog

     Dzieciństwo wielu ninja zazwyczaj przebiega według kilku gotowych schematów. Albo dostali "rzemiosło" jako dziedzictwo i byli wychowywani przez klan, albo sami musieli dojść do tego w jakiś sposób. Wielu z nich cierpiało na tej drodze, jednak zazwyczaj osoby takie posiadały na swojej drodze kogoś, kto pomógł im wrócić na ścieżkę dziedzictwa. Sanjuro nie zalicza się do ninja, którzy mieli podobne wrażenia w swojej przeszłości. On do wszystkiego doszedł sam...

     Kumari wpadła w nie lada problem. Dlaczego? No cóż, wcześniej użyto odpowiedniego wyrazu. "Wpadła". A kim był ojciec? Miejscowym łajdakiem, który co prawda wywodził się z zamożnej rodziny, ale nie chciał przyjąć jej do siebie. Na wiadomość o domniemanym ojcostwie pierw wyśmiał kobietę, a następnie zaczął się zastanawiać. Czekał na objawy, a gdy dostrzegł pokaźny brzuch u byłej kochanki natychmiastowo podjął decyzję. Trzeba uciekać. Ioshi, ten który zhańbił Kumari, uciekał. Do Kokkai. Władze Baigai nie sięgały aż tam, mógł prowadzić dalej swoje interesy i nie martwić się dzieckiem, które w młodym wieku było przecież balastem. Zarówno on, jak i Kumari mieli 20 lat. A co działoby się ze średnio zamożną panną? W dodatku będącą w ciąży? Konsekwencje były proste - wygnanie, ogołocenie z pieniędzy, albo i sznur, którego dziewka bała się straszliwie. Kto chciałby tracić życie w tak młodym wieku? Niewiasta nie mogąc znaleźć odpowiedniego wyjaśnienia, wyjaśniła wszystko swoim rodzicom. Chciwi ludzie dali jej ultimatum - znalezienie męża, albo wygnanie z domu. Miała czas do roku po narodzeniu dziecka. I, choć zbiegiem okoliczności, udało jej się to. Niedługo przed końcem obiecanego terminu w wiosce zjawił się tajemniczy skrytobójca, ninja reprezentujący pewien klan z Kraju Ziemi. Chociaż liczył sobie kilkadziesiąt lat, przypadł do gustu dziewczynie. Kumari wykorzystując swoje piękno, zaciągnęła człowieka do swego łoża. Zakończyło się to tragicznie, ponieważ kobieta ponownie zaszła w ciążę. Nie interesowało jej to tak bardzo, ponieważ widziała już jak przez mgłę, że znajdzie się na bruku, bez pomocy. Ku jej ogromnemu szczęściu, ninja zapragnął się z nią ożenić. Nigdy nie wierzył, że będzie miał potomka, a tutaj pojawiła się taka szansa. Na przekazanie komuś lat doświadczenia, wiedzy, praktyki, rutyny wojownika. Doszło więc do zaślubin. Kumari i Yomato Kiyoshi. Niewiasta przyjęła nazwisko swego męża. I wszystko miało się układać... Właśnie, "miało się". Dlaczego nie ułożyło? Bo doszło do wybuchu wojny, a Yomato jako patriota i zapatrzony w ideologię członek klanu, wyruszył na nią. Poszedł walczyć przeciwko innym klanom i krajom, w I Wielkiej Wojnie Ninja. Przed wyruszeniem obiecał jednak, iż wróci, chociażby ślepy, chromy, niepełny sił i ducha, ale znów ujrzy swoją żonę i syna. Zaklął się na wszystkie świętości, potęgi, Kekkei Genkai, jakie znał, aż w końcu odszedł...

     Jak wszyscy zdają sobie sprawę, życie na wojnie nie jest proste. Wszystko zazwyczaj zostaje wywrócone do góry nogami, pakty łamią się, przyjaźnie przeobrażają, dochodzi do wielkich wyczynów, w tym zdrad i haniebnych uczynków. Nie dotyczy się to jedynie ninja, czy żołnierzy. Nie. Kupcy, rzemieślnicy, wieśniacy, parobkowie. Wszyscy zachowywali się w sposób okrutny, poza jednostkami. Dlaczego? Bowiem I Wielka Wojna Ninja okazała się być jedną z najstraszniejszych kłótni między krajami, klanami, lordami. W tak złych warunkach nawet pobratymcy okazywali sobie chłod. Ioshi, były kochanek Kumari musiał uciekać z Kokkai. Gdyby nie jego prędkie oddalenie się od miejsca pobytu, zostałby zabity. Uświadomiło to wszystkim obserwatorom, że nawet nacjonalizm prowincjowy jest okrutny i wydaje straszne żniwo. Mężczyzna, chociaż miał pieniądze, nie wiedział co zrobić. Udało mu się nawiązać kontakt z ojcem, a następnie zapytał go - co musi zrobić, wykonać, aby dalej żyć na poziomie? Odpowiedź była prosta: "Wróć do nas, a się przekonasz". Ioshi mimo lęku przed spotkaniem swego syna, powrócił. Następnie oddał się pieczy rodziny, która prędko zerwała małżeństwo Kumari i Yomato. Posiadała ona bowiem niezwykłe wpływy w tej wiosce, co pozwoliło na znalezienie kruczków prawnych i zawarcie oficjalnego związku między byłymi kochankami. Nie ma co ukrywać, Kumari również nie była bez winy. Tęskniła za uczuciami fizycznymi, a nie chciała żyć w prostych warunkach z ninja, lecz z bogatym kupcem. Dwa rody handlarzy połączyły się i miały z tego ogromne zyski. Pierwsze dziecko, Otaka, powrócił do łask, natomiast drugi syn stracił nawet miłość matki. Był wychowywany w sposób gorszy, lecz pozostawiono go przy życiu. Obawiano się bowiem, że po powrocie Yomato rodzinę dosięgnie gniew Kiyoshiego. Trzymano go przy życiu jako zakładnika, i wychowywano okrutnie, lecz malec mógł dalej istnieć...

     Wbrew pozorom, ojciec Sanjuro przeżył wojnę. Stary Kiyoshi wrócił do wioski bez jednego oka, a także znacznie osłabiony fizycznie, lecz jego duch dalej pragnął ujrzeć syna i żonę. Chciał utworzyć kochającą rodzinę, prawie jak z obrazka. Jednak gdy tylko zapukał do drzwi, zrozumiał, że coś tutaj nie pasuje. Otworzył mu bowiem inny mężczyzna. Doszło do krótkiej potyczki między "mężami" Kumari. Kiyoshi obezwładnił swojego przeciwnika i nakazał mu mówić, co tutaj robi. Ioshi obawiał się o swoje życie, dlatego powiedział wszystko co się stało. Yomato nie wiedział czy może mu ufać, dlatego wezwał swoją żonę. Ta przyszła, niosąc ich syna. Potwierdziła wszystko co mówił jej aktualny mąż i zagroziła zabójstwem na Sanjuro. Trzymała go przecież w swoich dłoniach, tak samo jak nóż, ślizgający się tępą stroną bo brzuszku malca. Nie doszło do wymiany zakładników. Yomato skrystalizował ciało kobiety i chciał jej wyrwać syna, lecz ponownie mu przeszkodzono. Z ukrycia wyskoczył płatny zabójca, były ninja. Młody, żądny pieniędzy wojownik, dla którego zabicie starego weterana, w dodatku zżeranego przez chorobę, nie było problemem. Walka była z góry przesądzona, ponieważ wszystkie ruchy Yomato były negowane i dostawał następne obrażenia. W końcu w akcie desperacji utworzył szklaną kopułę. Zasłonił siebie, zapisał w zwoju garstkę słów, a następnie zginął, przeszyty techniką Raitonu.

     Kumari i Ioshi zabrali drogocenne przedmioty, które niósł ze sobą weteran. Część niezrozumiałych zwoi po prostu wrzucono do szkatuły i umieszczono na poddaszu, aby świat zapomniał o całym tym wydarzeniu. Następnie "pochowano" wojownika, wrzucając jego ciało do rzeki... A czas płynął. Synowie Kumari dorastali. Starszy żył w dostatku, rozwijał głównie tężyznę fizyczną, a do nauki się nie zbliżał. Młodszy musiał wykonywać ciężką pracę fizyczną, wykonując zajęcia godne sługi, a nie syna możnego pana, jednak mimo tego znajdował czas na studiowanie zapisków, a także szkolenie się w pobliskiej przyświątynnej wspólnocie uczniów. Kapłani nauczyli Sanjuro umiejętności pisania i czytania, a także biegłego rachowania. Była ona niezbędna w rodzinie, ponieważ dobry kupiec musiał znać się na liczbach i ekonomii. Kiyoshi był więc lepszy jedynie pod jednym względem - bardziej nadawał się na dziedzica, bo posiadał wiedzę, a także dobrze rozwinięte ciało (trenowane przez pracę fizyczną). Warto jednak nadmienić tutaj jak wyglądało samo wychowanie Sanjuro. Nie okazywano mu miłości, współczucia, empatii. Traktowano go gorzej niż większość sług i pachołów. Człowiek ten nie miał prawa jadać nawet z biedotą, gromadzącą się na placach posiadłości Kumari i Ioshiego. Był również regularnie bity, czy to przez ojca, czy brata. Nie to, że nie potrafił się obronić. Nawet gdy wygrywał pojedynek, zaraz pojawiały się pachoły, którzy po prostu pomagali dziedzicowi majątku. Kiyoshi nie dość, że wykonywał lwią część pracy, to był traktowany jak najgorszy śmieć. Nawet matka szczędziła mu miłości, natomiast brat i ojciec nękali przez całe jego dzieciństwo. Kiyoshi nienawidził sczerze swoich "krewnych". Życzył im powolnej śmierci, a także cierpienia do końca ich dni. Był jednak od nich zależny i musiał robić to co mu kazali. Takie emocje wytworzyły u Sanjuro kamienną twarz, maskę ukrywającą uczucia. Również spokój zagościł w sercu tego człowieka. Był on w stanie dokładnie czekać, aby realizować swój plan, a potrafił poświęcać się bardziej niż niejeden idealista. To czego więc dosżło, że ten obiecujący młodzieniec podniósł bunt?

     Sanjuro zapragnął wyprowadzenia się z domu. Przyszedł do ojca i brata i powiedział im to otwarcie. Nie wiedział, że trzymano go tutaj jako zakładnika klanu, dlatego wyrzekł tak śmiałą prośbę. Chciał po prostu odejść, żyć na własną rękę. Dwaj mężczyźni szybko powiedzieli mu co o tym myślą i zagrozili, że jeżeli chociaż raz jeszcze pomyśli o odejściu, to go zabiją. Zirytowany Kiyoshi pozwolił opaść swojej kamiennej twarzy i wykrzyczał rodzince, jak bardzo jest niewdzięczna. Zakończyło się to pobiciem przez brata i ojca oraz zamknięciem na strychu przez kilka dni. I szczerze mówiąc, wyszło to na dobre Kiyoshiemu. Przeszukując stare półki, szafy, udało mu się odnaleźć skrzynkę zawierającą zwoje swego ojca. Chociaż nie wiedział, skąd się tu wzięły, zaczął je czytać. Początkowo odnalazł pewne notatki na temat technik, Kekkei Genkai, co wydało się dla niego jedynie bajką i bzdurą. Gdy natrafił na ostati z dostępnych zwoi, coś go trafiło. Dostrzegł zapisek, jakby wykonany przez niego samego. Osoba posiadała identyczny charakter pisma. Wiadome było, iż musiał to być jakiś jego krewny. Jednak pismo obecnych członków rodu znał i było dla niego niepodobne. Zabrał się więc do czytania zwoju, co wywołało u niego niesamowite zdziwienie. Osoba podpisała się jako Yomato Kiyoshi, ojciec Sanjuro. Chłopak wiedział, że jest bękartem, ale krótka notatka jego taty zmieniła jego podejście do tej sprawy. Dowiedział się z niej, że pochodzi ze szlachetnego klanu z Baigai, a jego przeznaczeniem jest walczyć. Również znalazł krótkie 'post scriptum' - zawierające informacje, że Yomato za chwilę umrze, ale musi przekazać tą wiedzę swojemu synowi. Sanjuro.

     Po raz pierwszy w życiu Kiyoshiego z jego twarzy zeszła maska absurdu. Czegoś, co powstało na skutek trudnego dzieciństwa. Wszystkie sińce, rany, skaleczenia i blizny. Wszelakie rany fizyczne, ale zarówno i psychiczne. Zmienienie charakteru na mniej irytujący dla rodziny. Wszystko. Wszystko zaczęło ruszać młodego mężczyznę. Oblicze zaczynało pękać, jak lustro po solidnym uderzeniu. Sanjuro dał z siebie znieść oczytanego, spokojnego młodziana. Po prostu poniósł się emocjom. Nie wiedział, czy zrobił to wcześniej. Nic go nie interesowało. Przeszłość, teraźniejszość, czy nawet przyszłość. Chciał tylko dorwać katów swojego ojca. I mógł to zrobić bardzo spokojnie. Mijały ostatnie minuty jego "aresztu". Drzwi otworzył mu jeden ze sług. Kiyoshi dumnie wyszedł ze strychu i natychmiastowo zażądał spotkania ze swoim starszym bratem. Znał go, wiedział, że przyjdzie. Zawsze lubił go gnębić, szczególnie, gdy miał powód. Sanjuro sprowokował irytującego krewniaka. Ten zaatakował go pięścią, jednak Kiyoshi zręcznie się uchylił, a następnie wykorzystał kunai, który znalazł w skrzyni z rzeczami ojca. Oczywistym faktem było to, że obserwowali ich sługusy ojczyma Sanjuro. Kiyoshi jednak się nie przejmował. Przystawił ostrze do boku braciszka, a następnie założył mu dźwignię. Unieruchomił go i nakazał wezwać ojca, a także oddalenie się innych. Inaczej pierworodny jego matki zginie. Pachołki spełniły swoją rolę, zawiadomiły pana i odeszły. Ioshi pragnął zabić Sanjuro, jednak gdy zobaczył, że w jego rękach leży los potomka, odwołał straże. Był to jego błąd. Kiyoshi natychmiastowo wykorzystał brak innych najemników, rzucił kunaiem w ojczyma, a następnie skoczył w jego kierunku. Podczas przepychanki doszło do potrącenia kilku lamp. Oczywistym faktem było, że nieugaszone płomienie spowodują pożar. I faktycznie, cały budynek zajął się ogniem. Najemnicy uciekli, sługi rabowali co się da i również wiali gdzie pieprz rośnie. Został tylko Kiyoshi, siłujący się z ojczymem. W końcu udało mu się pchnąć go w płomienie. Sanjuro pozbył się brata i ruszył tropem matki, która najwidoczniej uciekła. Niestety, zgubił ślady. Zrozpaczony zaczął płakać, co spowodowało u niego ostudzenie. Młody mężczyzna ochłonął, mógł działać dalej. Dobytek spłonął, nie było strażników i ograniczeń. Syn Yomato obiecał sobie, że znajdzie matkę i ją zabije, ale na razie trzeba było wypełnić ostatnią wolę ojca. Udać się do Szkoły Ninja...

Offline

 

#251 2014-05-23 22:27:16

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

Drogi Sanjuro prolog czytało się z przyjemnością masz niezły styl pisania i do 3-4 akapitu uznałbym za prolog perfekcyjny. Potem niestety historia wydaje mi się nieco naciągana, kojarzysz może taki odcinek w Naruto jak Haku i Zabuzą. Wtedy było wyjaśnione co się dzieje z ciałem ninja po tym jak umrze po za wioską. Wątpię żeby Kiyoshi(klan, rodzina) nie wysłali nikogo po ciało mężczyzny, raz że pewnie posiadał krewnych, dwa że nie chcieli żeby jego ciało zostało ukradzione, ogólnie przypadki ninja mieszkający po za wioską to dla mnie ekstremalne przypadki w czasach kiedy każdy pilnuje swoich tajemnic. Wracając jednak do Kiyoshich i zakładnika dzieciaka, który był bękartem, najdelikatniej mówiąc mieli by wywalone na to czy on żyje czy nie, zwłaszcza jeżeli chodzi o wpływową rodzinę. Wątpię też aby taki sprzęt jak kunai mógł przeleżeć czekając tylko aż w Sanjuro obudzi się żądza krwi. I najważniejsze jak dzieciak czy też młodzieniec nie mający żadnego powiązania z klanem po za zapiskami pozostawione po zmarłym ojcu, którego ledwo co kojarzył albo nawet w ogóle, zalazł drogę do szkoły ninja, której lokacja nie znana jest nawet ninja. Mimo wszystko przyznaję Ci za prolog 45 punktów, gratuluje!

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2014-05-23 22:27:36)

Offline

 

#252 2014-05-29 15:50:11

Yokito

Klan Uchiha

Zarejestrowany: 2014-05-28
Posty: 8

Re: Sala #1 - Prolog

Narodziny:
Wielki dzień, który zapisał się w kartach historii, wybuch pierwszej wielkiej wojny ninja, w tym samym dniu urodził się młody Uchiha nazwany imieniem Yokito. Narodziny dziecka nie były, by wyjątkowe, gdyby nie fakt, iż rodzice byli właśnie w środku misji szpiegowskiej, w wyniku, której oboje rodziców zmarło, a chłopaka uratował przyjaciel rodziny, którego odkąd pamięta nazywał swym wujem.


Co robiła ciężarna na misji!?!:
Ciężarna kobieta poszła na misje ze swoim mężem każdy normalny człowiek zastanawiał, by się co skłoniło ją do takiego posunięcia, termin porodu ustalony był na miesiąc później, kobieta, więc nie spodziewała się wcześniaka. Sam lider klanu po prosił ją, by poszła na tą misje, "Tylko, pod warunkiem że czujesz się na siłach, przepraszam za fatygowanie cię w tym stanie, lecz wszyscy inni ninja z kwalifikacjami szpiegowskimi są zajęci." Kobieta nie zastanawiała się, mimo że ojciec dziecka stanowczo jej odradzał.


Wychowanie:
Młody Uchiha wychowywał się z wujem, który budził respekt, lecz był sprawiedliwy, chłopak od dziecka był chroniony przed wojną. Po dwóch latach i zakończeniu wojny Yokito zaczął trenować w doborowym towarzystwie swoich Klanowiczów do tytułu studenta akademii, gdzie ma reprezentować swój klan. Od początku widać było talent chłopaka, do szybkiego przyswajania wiedzy z każdego tematu dotyczącego bycia ninją. Młody chłopak zawsze się cieszył iż czeka go przyszłość shinobiego, że ma możliwości do rozwijania i kształcenia się.

Krwawy tydzień:
Sześciolatek zaczął pełnić role pomocnika klanowego, zajął się zbieraniem broni po treningach i tego typu pracami. Wuj zdecydował, że czarno włosy będzie trenował dłużej niż inni za murami klanu, za, nim pójdzie do akademii, chłopak był utalentowany i opiekun postanowił sam "oszlifować diament", nim pójdzie w obce.
Yokito miał swój debiut w pracy ninja, gdy złodziej próbował okraść skarbiec klanu, w tym czasie Uchicha wracał po pracy, dzięki talentowi i ciężkiej pracy miał szanse pokonać dorosłego, który jak się okazało nie był nawet ninją. Walka skończyła się zalaniem wszystkiego w koło krwią przeciwnika, od tej pory chłopaka nazywano krwawym uchihą.


Skrzydła anioła:
Wuj wcisnął swojemu siostrzeńcowi podopiecznego, by ten kontynuował trening Yokito. Nowy senseii złożył papiery na mistrza w akademii i trening młodocianego był świetną okazją do wprawienia się do nowej życiowej roli.
W wieku dwunastu lat znalazł się w sytuacji zagrożenia życia, kiedy to dwóch pijanych ninja potrąciło chłopaka, w obronie dziecka stanął jego mistrz, w wyniku sytuacji którą młody uchiha do tej pory wypycha ze swojej pamięci iż zginął jego mistrz, obaj ninja zostali zabrani przez służby porządkowe a chłopak dostał specjalistyczną opiekę psychologiczną. Po załamaniu nerwowym, Yokito w końcu, w wieku szesnastu lat, na własną decyzje ruszył do akademii ninja, by nigdy więcej nie zginęła żadna mu bliska osoba.

Ostatnio edytowany przez Yokito (2014-05-29 16:00:18)

Offline

 

#253 2014-05-29 18:29:57

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

Nie jest to jeden z najlepszych prologów. Historia ma dość oryginalne założenia, ale niestety za bardzo przypomina streszczenie, aniżeli historię kilkunastoletniej postaci. Bije tutaj ogólnikowość, nie czuć napięcia., które można było wykrzesać poprzez bardziej szczegółowe opisy. Jestem w stanie zaoferować 20 punktów. Możesz poprawić lub udać się do drugiej sali.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akami (2014-05-29 18:31:54)

Offline

 

#254 2014-08-23 22:53:02

Bai

Zaginiony

Zarejestrowany: 2014-08-23
Posty: 15
Klan/Organizacja: Wyrzutek
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 16

Re: Sala #1 - Prolog

Trafiłem tu jakieś sześć lat temu. Powód był dość prosty i błahy. No, ale jak tak bardzo chcesz wiedzieć, to zacznijmy od początku.

Szesnaście lat temu na świat przyszedł mały chłopczyk, a stało się to w jednym z wielu domostw na terenach klanu Namikaze. Dziecko jak dziecko, ale i tak wszystkich urzekało. Ludzie zakochiwali się za jego białe, króciutkie włoski na główce. Za duże, mądre, zielone oczy. Za szeroki, szczery uśmiech. Ten mały szkrab dostał proste imię Bairei, a czasem skrócono je na Bai.

Początki jego życia były szczęśliwe. Wraz z matką i ojcem mieszkali w niewielkim domku, położonym na obrzeżach terytorium. Dzięki temu nie wielu wrogich klanów wiedziało o nich, a, jeżeli nawet, to mężczyzna szybko się z nimi rozprawiał. W końcu, jednak nadeszła chwila, gdy ojciec chłopca został zmuszony do dłuższego opuszczenia swej żony i dziecka. Stało się to za sprawą długo terminowej misji na terytorium wroga. Kobieta, jednak nie przejmowała się tym i nie zważając na nic dalej opiekowała się swoim jednym dzieckiem.

Tragedia nastąpiła, gdy chłopak miał lat dziesięć. Z misji wrócił jego ojciec, a on uradowany poszedł go przywitać. Zdziwił się bardzo, gdy zauważył dwóch innych członków klanu Namikaze. Zostali oni wysłani z misją sprawdzenia młodego chłopaka. Wtedy też prawda wyszła na jaw. Ojciec i matka dziecka mieli nadzieje, że nikt się nie dowie, ale stało się i musieli teraz, za to zapłacić. O co poszło? Bai, po prostu nie odziedziczył po rodzicach kekkei genkai. Nie wyznaczał się duża szybkością i zwinnością, a także nie posiadał predyspozycji do opanowania klanowych technik. Od małego interesował się technikami związanymi z żywiołami i już, wtedy miał marzenie o stworzeniu własnego, unikatowego żywiołu. Pomysł ten wpadł mu do głowy, kiedy to słuchał opowiadań matki o wielkim klanie Senju, który połączywszy żywioł suiton i doton stworzył mokuton.

Jako, że Bairei nie posiadał umiejętności swego klanu podjęto decyzję o ukaraniu jego rodziców. Narada na temat jej typu trwała długo, ale w końcu podjęto decyzje. Młody, bo dziesięcioletni chłopiec został wygnany z klanu. Stał się tym samym wyrzutkiem. Zgodnie z rozkazem miał zostać wysłany na terytorium takich jak on w dniu swoich urodzin. Wtedy tez ostatni raz ujrzał swoich rodziców. Mężczyzna o długich, blond włosach. Ostrych rysach twarzy i wielu bliznach. Kobieta po takich samych włosach i turkusowych oczach. Oboje mieli łzy w oczach, ale starali się nie płakać. Ich syn był zdruzgotany. Wiedział, że wszystko będzie inne. Już nikt mu nic nie opowie o świecie. Nikt nic mu nie powie o jutsu i wielkich ludziach. Jednak pomimo tego nie pragnął zemsty. Było, to spowodowane miłością do rodziców i klanu Namikaze. Wiedział jednak, że już nigdy nie powinien się tam pokazywać.

W końcu trafił tutaj. Osada wyrzutków. Miejsce, to napawało chłopca strachem, ale tylko na początku. Z czasem zaczął poznawać ludzi. Każdy z nich miał własną historię i każda była inna od jego. Był on wyjątkiem. Jedyny w swoim rodzaju. Chociaż może, po prostu za słabo szukał? Może kiedyś spotka kogoś takiego? Zobaczymy.

Chcesz jeszcze wiedzieć co było potem? Nie wiem, czy zdążymy...ale na pewno? No dobra, a więc słuchaj.

Jako, że chłopak miał, zaledwie dziesięć lat żyło mu się bardzo trudno. Było, to spowodowane brakiem funduszy, a więc pozostało mu żebrać i kraść. Bolało go, to, ale przeżycie było najważniejsze. Z czasem, jednak wychodził na prostą. Wykonywał za ludzi proste prace domowe, pomagał w zakupach. Zarabiał na własne życie. Jednak miał też czas wolny, ale zamiast bawić się wolał siedzieć w bibliotece i czytać zwoje.

Moje najgorsze wspomnienie? Zastanawia mnie co cie tak, to interesuje. No, ale ok, mogę ci powiedzieć?

Było to gdy miał lat piętnaście, czyli stało się to jakiś rok temu. Akurat miał małe problemy z pieniędzmi i zdecydował się ukraść chleb z straganu. Obmyślił plan i wszystko idealnie załatwił. Pozostało go spełnić, ale niestety od samego początku wszystko poszło źle. Sprzedawca posiadał ochroniarza, który natychmiast ruszył za, nim, ale, pomimo że zrobiłby, to z łatwością nie dogonił go. Dopiero, gdy chłopak został zmuszony uciec po za tereny wioski przyśpieszył. Wyjął swój nóż i stanąwszy przed, nim zamierzał mu uciąć dłoń za kradzież. Jako niedoświadczony złodziej cofnął rękę i to był błąd. Końcówka ostrza pomknęła dalej ku kurze, albowiem mężczyzna ciał od dołu. Skończyło się na tym, że od tamtego dnia chłopiec musiał sobie radzić bez prawego oka. Na szczęście nie jest to tak widoczne dzięki specyficznemu układowy grzywki, która akurat zasłaniała, to miejsce.

Teraz pozostało już tylko jedno. Akademia. Został tam wysłany, albowiem ludzie z wioski widzieli w, nim ambicję. On sam także bardzo chciał się tam udać. Dzięki temu może spełnić swoje marzenie i będzie miał sposób na zarobienie pieniędzy.

Offline

 

#255 2014-08-23 23:27:15

Sensei_Ayatane

Sensei

Zarejestrowany: 2013-08-04
Posty: 50

Re: Sala #1 - Prolog

   Zwyczajowo zacznę od wypisania błędów i tego co mi się ewentualnie nie podobało, a plusy pozostawię sobie na koniec.
   W prologu jest sporo błędów ortograficznych oraz interpunkcyjnych, choć nie aż tyle, by przeszkadzały w płynnym czytaniu tekstu. Rozbawiła mnie scena, gdzie Bai traci oko. Mogłeś to napisać nieco sensowniej, bo jednak - kto obcina komuś dłoń od dołu? Akcja z wyrzuceniem z klanu z powodu braku Kekkei Genkai też była trochę naciągana, w końcu Namikaze to nie Spartanie, ale przejdzie.
   
   Czas na plusy! Ogólnie cała historia jest niezła. Dobrze zrozumiałeś sens prologu, opisując dzieciństwo postaci, to jak żyła przed dołączeniem do Akademii, a nie tylko typową utratę rodziców, jak to robi większość osób. To wszystko czytało się przyjemnie; prolog nie nudził, ale nie był też przepełniony akcją, co jest dobre. Poza tym narracja przypadła mi do gustu, choć bardziej pasowałoby mi, gdyby bohater wszystko opowiadał w pierwszej osobie.
   Ogółem przyznaję Ci 38 punktów statystyk, które rozdysponujesz w sali drugiej (pamiętaj, że bazowo masz wszędzie po 1).

Ostatnio edytowany przez Sensei_Ayatane (2014-08-23 23:36:17)

Offline

 

#256 2014-09-01 18:44:15

Maiko

Martwy

Zarejestrowany: 2014-08-27
Posty: 22
Klan/Organizacja: Członek Organizacji
KG/Umiejętność: Brak

Re: Sala #1 - Prolog

- Moja historia? Nie lubię o tym mówić... Skoro jednak muszę, niech będzie.
     Maiko źle wspominała swoje dzieciństwo, a przynajmniej jego część. Jej rodzice porzucili ją kiedy... Sama właściwie tego nie wiedziała. Pierwsze kroki stawiała pod skrzydłami państwa Fumei, w Sierocińcu w Ronin no Kuni. Podobno to pod ich drzwiami znaleźli ją jeszcze jako niemowlę w koszyku, a na jego spodzie znaleziono list i czerwony szalik. Treść listu była następująca:

Drodzy Państwo Fumei

Niestety, nie jest nam pisane wychowywanie tego dziecka. Maiko, bo tak jej na imię, jak najbardziej nie została poczęta z przypadku. Po prostu sytuacja nagle się zmieniła. Nie jesteśmy w stanie zapewnić jej bezpiecznego domu. Wybaczcie, że obarczamy Was tak wielką odpowiedzialnością. Proszę, kiedy przyjdzie odpowiednia pora, przekażcie ją w dobre ręce. Jesteśmy pewni, że Maiko wyrośnie na wspaniałą kobietę oraz mamy nadzieję, że nie sprawi wielu kłopotów. Kiedy osiągnie 13 rok życia, przekażcie jej dołączony szalik. Niech to będzie pamiątka po nas.

Dziewczynka zawsze była cicha, nigdy nic jej się nie udawało, często płakała. Dorastała w cieniu swojego przybranego rodzeństwa. Kiedy ktoś chciał zaadoptować dziecko, nierzadko nawet nie brano jej pod uwagę. Była niezdarna, miała problemy z komunikatywnością, przez co rówieśnicy nie przepadali za nią. Zazdrościła innym rodziców. Zawsze chciała mieć szczęśliwą rodzinę. Zaczęła szukać miejsca w którym mogła się ukryć, gdzie mogła uciekać od problemów za każdym razem. Zaszywała się w bambusowym lesie, nad strumieniem. Uwielbiała tam przebywać. Zdarzało się, że znikała tam na cały dzień. Nikt właściwie nie wiedział, co robiła. Potajemnie próbowała rozwinąć tam swoje zdolności panowania nad czakrą, jednak jej starania nie dawały efektów. Ciężko nad sobą pracowała.
     
     Pewnego wieczora jej trening przerwało najście dwóch mężczyzn. O dwie lub trzy głowy wyżsi, rosłej budowy, oboje mieli przywdziane zbroje, a przy pasie kilka toreb wypełnionych bronią. Zażądali od niej wszystkiego miała. Oddała jedynie kilka Ryo, które znalazła na ziemi. Stwierdzili, że to zbyt mało, by dali jej spokój. Chcieli "czegoś więcej". Dziewczyna zaczęła krzyczeć w nadziei, iż ktoś przebywający akurat w okolicy ją uratuje. Jeden z napastników uderzył ją mocno w głowę, a ona upadła. Drugi dobył kunaia z jednej z toreb. Przyłożył jej go do szyi, grożąc, że jeżeli jeszcze raz krzyknie, ten poderżnie jej gardło. Zamknęła oczy. Chwilę potem usłyszała świst. Zobaczyła, że mężczyzna dzierżący nóż upadł najpierw na kolana, a później resztą ciała. Za nimi stała staruszka, układająca dłonie w pieczęcie. Zaraz z jej ust wystrzelił skoncentrowany strumień wody, który powalił kolejnego.
- Szybko, chodź ze mną - Powiedziała starsza pani.
Błyskawicznym ruchem poderwała się i ruszyła za swoim wybawcą. Chwilę później znalazły się w Siedzibie Wyrzutków. Zaprowadziła Maiko do swojego mieszkania, poczęstowała ją herbatą, a ona opowiedziała jej całą swoją historię. Seniorka postanowiła zaadoptować dziecko. Następnego dnia wybrały się do Sierocińca. Po załatwieniu formalności stała się pełnoprawną opiekunką dziewczynki. Przez kolejne lata wychowywała ją w wiosce i pomagała jej szkolić swoje umiejętności. Na trzynaste urodziny dostała od babki czerwony szalik, pamiątkę po matce oraz możliwość nauki w Szkole Ninja. Z chęcią przyjęła tę propozycję. Otrzymała szansę i nie zamierzała jej zmarnować.

Ostatnio edytowany przez Maiko (2014-09-01 18:45:17)

Offline

 

#257 2014-09-01 19:02:40

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

     Prolog nie ukrywajmy mógłby być trochę dłuższy. Twoja postać ma co prawda trzynaście lat, ale na pewno można było wykrzesać nieco więcej. ;P Sama historia jest natomiast dość prosta. Nie zrozum mnie źle! Opowiadanie nie musi mieć wielu zadziwiających zwrotów akcji i wątków, by przypaść czytelnikowi do gustu. Przykładem są choćby twoje wypociny. Na pewno masz plusy za to, że nie uśmiercasz każdej powiązanej z Maiko osoby. Dlaczego? Bo to już jest bardzo sztampowe. Poza tym od zawsze jestem otwartych prologów, które można pociągnąć w właściwej fabule. Liczę na Ciebie! ;)
     Ogólnie rzecz ujmując, mam pozytywne odczucia co do twojej postaci co do prologu, co chyba o czymś świadczy. Dlatego też wyceniam go na 42 punkty. Gratuluję i zapraszam do kolejnej sali! ^^

Offline

 

#258 2014-10-14 23:54:58

 Murai

Klan Namikaze

18871588
Zarejestrowany: 2014-10-10
Posty: 6
Klan/Organizacja: Namikaze
Ranga: Student Akademi
Płeć: Męszczyzna
Wiek: 20

Re: Sala #1 - Prolog

Urodziłem się w średnio zamożnej, ale bardzo honorowej i dumnej rodzinie, gdzieś na dalekiej zapomnianej prowincji klanu Namikaze.  Gdybym miał dokładniej opisać ojca  to przedstawiłbym go jako człowieka surowego, który nade wszystko ceni uczciwość i honor. O tak można  powiedzieć że honor jest dla niego wszystkim... Nazywał się on Kitaro i nauczył mnie  wszystkiego co umiem. Pokazał mi podstawy które trzeba posiadać, aby móc spokojnie zacząć naukę w szkole ninja. Zacząłem z nim trenować kiedy miałem pięć lat. Jeśli chodzi zaś o moją matkę to nie wiem o niej wiele ponieważ zmarła niedługo po moim porodzie. Od ojca nie wiele zdołałem się dowiedzieć, ponieważ nie lubił o niej mówić, za każdym razem gdy o to pytałem widziałem jak w jego oku zaczyna pojawiać się łza, był to dla niego bardzo drażliwy temat, ale po wielu usilnych próbach wyjawił mi jej imię Yumiko, po czym dodał, że bardzo mu ją przypominam. Próbowałem później dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat ale bez większego skutku. Udało mi się tylko wydusić z ojca że pochodziła z rodziny elit klanu Namikaze i musiał się wiele natrudzić aby podbić jej serce, ale w końcu mu się udało. Kiedyś słyszałem jak przez sen mówił:
- Yumiko przepraszam że nie zdołałem cie uratować, zawsze będę cie kochał! Obiecuje że wychowam naszego syna na dobrego chłopca nauczę go wszystkiego co umiem aby mógł ochronić wszystkie bliskie mu osoby i nie musiał patrzeć na ich śmierć.
Po tych słowach usłyszanych z jego ust zacząłem się zastanawiać co tak naprawdę stało się z moją matką dlaczego tak potężny ninja jak mój ojciec nie dał rady jej ochronić. Miałem wtedy 10 lat postanowiłem że będę trenować bardzo wytrwale by stać się synem którego mój ojciec pragnie być silnym, najsilniejszym to mój cel. z tą myślą trenowałem z ojcem w różnych warunkach pogodowych. Śnieg, deszcz, słońce czy mróz gdyby ktoś mnie wtedy widział pomyślałby że mój ojciec jest zdrowo szurnięty skoro zmusza mnie do tak wielkiego wysiłku fizycznego. Tak trenowałem  żmudnie przez 5 długich lat.  Udało mi się w końcu osiągnąć poziom godny młodego ninja, który pragnie rozpocząć naukę w akademii ninja. Po tych właśnie 5 latach ojciec dostał wiadomość której treści nie chciał mi wyjawić powiedział tylko:
- Synu pora się rozstać...
Po czym pozdrowił mnie zwyczajowym w naszej rodzinie pożegnaniem:
- Bywaj!
Chciałem paść mu w ramiona ten ostatni raz podziękować za wszystko lecz honor który mi wpoił nie pozwalał mi tego uczynić. Więc zdławiłem w sobie tę chęć i odpowiedziałem tylko na pozdrowienie.
- Bywaj i uważaj na siebie!
Na te słowa spojrzał na mnie, lecz tym razem nie patrzył już jak na nie opierzonego uczniaka lecz na człowieka który za kilka lat zostanie potężnym ninja. Zauważyłem ten błysk w jego oczach i poznałem że patrzy na mnie jak na równego sobie, nie z pogardą jak patrzył przez te 10 lat mojej pracy lecz jak na wojownika który być może zostanie najsilniejszym z ninja jacy kiedykolwiek chodzili po tym świecie. Dłuższy czas patrzyłem jak odchodził  potem ruszyłem w swoją stronę wkładając ręce do kieszeni i poszedłem żwawym krokiem ku Ta no Kuni...

Ostatnio edytowany przez Murai (2014-10-15 00:00:00)


http://wstaw.org/m/2014/10/11/pop_1_png_640x400_crop_q85.jpg

Offline

 

#259 2014-10-15 18:23:12

Sensei_Akami

Sensei

42754256
Skąd: Sensei
Zarejestrowany: 2012-11-18
Posty: 129
Klan/Organizacja: Sensei
KG/Umiejętność: Sensei
Ranga: Sensei
Płeć: Sensei
Wiek: Sensei
WWW

Re: Sala #1 - Prolog

Prolog pod każdym względem przeciętny. Fabularnie historia w żaden sposób się nie wyróżnia od wielu innych, określić ją można dokładnie tym samym słowem, użytym w poprzednim zdaniu. Długość tekstu osobiście dla mnie nie gra wielkiej roli. Jeśli jednak mam być sprawiedliwy, to muszę wziąć i to pod uwagę. Oceniam ten prolog na 29 punktów. Gratuluję i zapraszam do drugiej sali!

Offline

 

#260 2014-10-30 02:29:26

 Kenta

Samotnik [Kaguya]

51648281
Skąd: Toruń
Zarejestrowany: 2012-08-15
Posty: 100
Klan/Organizacja: Samotnik
KG/Umiejętność: Shikotsumyaku
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 25

Re: Sala #1 - Prolog

Moja historia rozpoczyna się w roku 151, na świat przyszedłem... może to dziwnie zabrzmieć, ale na statku płynącym z Kraju Wody w stronę wyspy Księżyca, gdzie podobno żyło się lepiej niż na ojczystym archipelagu. Niewiele pamiętam z tamtego czasu bo byłem bachorem - rzecz jasna.
Ojciec i ja zawsze wykazywaliśmy umiłowanie do podróżowania, zwiedzania różnych zakątków świata i odkrywania nieznanych, ale takie hobby nie było zbyt bezpieczne w czasach częstych najazdów, rozbojów i trudnych sytuacji w większości krajów. Mimo to nie stroniliśmy od wszelakich wypraw, wiele nauczyłem się poznając nasz świat od tych najmniejszych piaszczystych wysepek po stałe lądy. Nasze wspólne wędrówki "ojciec z synem" trwały bardzo długo, czasem było ciężko, ale takimi drobnostkami, które do naszego życia nic nie wniosły się nie przejmowaliśmy.
Taki koczowniczy tryb życia często wywoływał u mojej osoby tęsknotę za bliskimi, najbardziej za znajomymi, których poznałem mieszkając do ósmego roku życia w Tsuki no Kuni i za własną matką, która była niezwykle pracowitą i mądrą kobietą.

Pola kapusty w Kanka. Jak zwykle mgła, niezbyt pewnie się tam czułem mimo, że u mego boku był 68-letni staruszek... to mój dziadek, więc go znam, stracił swoją świetną sprawność dawno temu, ale był obecnie jedynym człowiekiem w pobliżu, któremu można było zaufać. Tata trafił do szpitala zaledwie dwa tygodnie temu kiedy napadli nas zamaskowani ninja. Doszły mnie słuchy, że ktoś zlecił im zrównać klan Shiro z ziemią.
- W takim razie... co się dzieje teraz mamą?! - rzuciłem retorycznym pytaniem do dziadka, który cały czas zachowywał powagę. - Shisaru... - nagle zatrzymał się odwrócony do mnie plecami i po chwili kontynuował: - Jest coś o czym musisz wiedzieć. - rzekł ochrypłym głosem. Już miałem przeczucia, że ona została zamordowana, choć nie robiłbym z tego zbytnio wielkiej tragedii. Ten staruszek zamiast od razu mówić co się dzieje to się ze mną bawi, nienawidzę czegoś takiego. Potrafię sobie radzić z emocjami, nawet lepiej niż wszyscy myślą, więc przed czym on się tak waha? Postanowiłem go lekko pogonić słowami. - Mów już o co chodzi! - na co ten lekko obrócił głową w prawą stronę i oznajmił mi, że... - Twoja matka to zdrajczyni rodziny... ojciec zabrał cię w tę podróż, ponieważ się z nią rozstał. - ja na to zrobiłem wielkie oczy. Nigdy czegoś takiego bym się nie spodziewał, i to jeszcze na własnej matce? Początkowo byłem przerażony słowami dziadka, ale w końcu doszedłem do wniosku, że jest coś nie tak. Jaki miałaby w tym cel? Chciałem poznać odpowiedź na te pytanie, które dręczyło mnie przez większość czasu.

Skończyło się na tym, że nasz zacny klan został znienawidzony. Za co? Po prostu większość ludzi bała się naszego mroźnego kekkei-genkai... a może to kwestia zazdrości? Choć i tak byłem przekonany, że chodzi o to pierwsze to nie wszystko wydawało mi się być w pełni jasne. Stan mojego ojca cały czas się pogarszał, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. Będąc już pełnoletnim człowiekiem mogłem decydować o tym co robię, ale mieszkałem cały czas u staruszka i nie powiem... czułem się tam dobrze, każde popołudnie spędzaliśmy na grach planszowych i herbacie, a mroźne wieczory przy gorącym kominku. Dziadek często prawił mi o swoich przygodach, które przeżył za czasów, gdy był jeszcze świetnym ninją, a ja zachciałem pójść w jego ślady, ale skończyć inaczej niż on. Sam wyznaczyłem sobie swoje cele życiowe, przede wszystkim doprowadzić do zaprzestania toczących się wojen klanów ninja, zaś na drugim miejscu było zakończenie szerzącej się nienawiści do użytkowników takich potężnych linii krwi jak na przykład Hyōton i ewentualnie poprawienie sytuacji w naszym kraju.
Już w dzieciństwie z przyjaciółmi bawiliśmy się w potężnych wojowników, na mnie chyba przyszedł już czas urzeczywistnić tamte marzenia.
Wyruszyłem pewnego dnia na wyprawę do Kraju Pól Ryżowych w poszukiwaniu uaktywnienia swych ukrytych zdolności. Wiedziałem, że to może być niebezpieczna i długa podróż, ale mnie to nie powstrzymało.

Koniec jednego, jest początkiem czegoś innego...

Offline

 

#261 2014-10-31 20:39:38

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

Ciężko mi oceniać twój prolog, bo z jednej strony są fajne nawiązania do forum(miejsca) z drugiej strony jest dość przeciętny. Wydaję mi się, że w tej historii brakuję kilku istotnych elementów, postać matki za którą tak tęskni Shisaru została praktycznie nie przedstawiana. W dodatku to chronologia odniosłem wrażenie że od małego postać tuła się po świecie od wysypy do wyspy by gdzieś w środku dowiedzieć się że pierwsze 8 lat czyli niemal połowę życia spędził z matką w jednym miejscu. Bardzo fajny był też pokaz charaktery postaci gdy poprosiła o szybką informację o śmierci matki oraz plot twist utknięty w historii. Przyznaję Ci 38 punktów i zapraszam do następnej sali

Offline

 

#262 2014-10-31 21:17:43

 Suezo

Martwy

Zarejestrowany: 2014-10-28
Posty: 249
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 17 lat

Re: Sala #1 - Prolog

Urodziłem się w mojej rodzinnej wiosce gdzie przebywali sami Uchiha i tu też się wychowałem. Nasz dom stał na górce, na samym końcu wioski. Moja matka miała na imię Ayumi, a mój ojciec Tetsu. Miałem starszego brata, który miał na imię Noriaki. Był on kilka lat starszy ode mnie. Mój ojciec był płatnym mordercą, musiał on utrzymywać nas, więc zabijał dla pieniędzy. Matka siedziała w domu i gotowała poza tym nie wiem co robiła, ponieważ rzadko bywałem w domu. Zawsze wychodziłem się pobawić z Noriaki, który był dla mnie najbliższy z rodziny. To jemu mogłem przekazać wszystkie tajemnice jakie miałem i byłem pewien, że ich nikomu nie zdradzi. Poza tym trenował mnie. Zawsze po obiedzie wychodziliśmy z domu i szliśmy nad rzekę. Pamiętam jak po drugiej stronie tej rzeki pokazywał mi jak się bić oraz jak rzucać kunaiami. Zawsze na końcu robił krótki pokaz swoich umiejętności. Do pewnego momentu...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jak na co dzień wstałem ubrałem się i zszedłem na dół zjeść śniadanie. Widziałem jak mój ojciec gdzieś odjeżdża, mama powiedziała, że to kolejne zlecenie. W tym dniu po obiedzie jak zawsze poszliśmy nad rzekę z bratem i ćwiczyliśmy. Kiedy wracaliśmy było już późno. Zobaczyliśmy jak światło w naszym domu pali się. Dziwne to było, ponieważ o tej porze nasza matka powinna już spać. Kiedy weszliśmy do domu, zobaczyliśmy naszego ojca. Był on przestraszony, jego oczy mówiły wszystko. Mówił nam, że z jakichś przyczyn musiał wrócić do domu, ale wiedzieliśmy, że to nie prawda. Poszliśmy do swojego pokoju i położyliśmy się do łóżek, zastanawiając się, co tak naprawdę spotkało naszego tatę. Tej nocy nie mogliśmy spać. Koło północy nasi rodzice dalej rozmawiali, nie wiedzieliśmy o czym bo szeptali. Nie chcieli żebyśmy usłyszeli, ale po chwili przestali. Usłyszeliśmy jakiś stuk jakby opadającego ciała. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, więc wstaliśmy i lekko uchyliliśmy drzwi. Zobaczyliśmy jak nasza mama leży na ziemi i jest cała zalana krwią. Naszego tatę jacyś ludzie trzymali za szyję. Byliśmy przerażeni. Mój brat jeszcze zachował zimną krew, ale ja chciałem już krzyczeć z przerażenia. Na szczęście mój brat powstrzymał mnie, zakrył mi ręką usta i trzymał tak mocno, że nie mogłem krzyknąć. Kiedy już mnie uspokoił słuchaliśmy dalej. Jeden z ludzi podszedł do naszego taty i krzyknął.
- Tak się kończy jak ktoś z nami zadziera!
W tym momencie jeden z tych ludzi przeciął szyję naszego taty, a reszta zaczęła szukać, czy przypadkiem nie ma nikogo więcej w tym domu. Nie wiedzieliśmy co mamy robić, nasze ciała odmawiały nam posłuszeństwa. Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś szedł w stronę naszego pokoju. W tamtym momencie mój brat powiedział do mnie.
- Wyskoczysz teraz przez okno jak najszybciej po czym pobiegniesz w stronę wioski, tam będziesz bezpieczny - Po czym złapał mnie, podbiegł do okna i puścił mnie.
Spadłem na dół. Pode mną trzasnęła jakaś gałąź. Kiedy wstałem usłyszałem jak mój brat, walczy z tymi ludźmi. Potem było cicho, a z okna spadła na mnie krew. Całą twarz miałem w niej. Po chwili jeden z nich wyjrzał przez okno i zobaczył mnie. Zawołał do reszty.
- Tam jest jeszcze jeden!
W tym momencie zacząłem biec w stronę wioski, a oni mnie gonili. Byli już bardzo blisko, prawie mnie mieli, gdyby nie pewien starzec. Stanął za mną i wbił temu shinobi ostrze w brzuch. W tym momencie reszta rzuciła się na niego i zaczęli walczyć. Nie wiedziałem co mam robić, chciałem uciekać, ale nie mogłem się ruszyć. Po chwili starzec zabił jeszcze dwóch, a oni zaczęli się wycofywać. Jeden z nich dodał.
- Ciebie też zabijemy!
Zaczęli uciekać. Starzec złapał mnie za rękę i mówił żebym się uspokoił. Zabrał mnie do swojego domu, dał mi gorącą herbatę, przykrył mnie kocem i powiedział żebym został na noc. Po herbacie chciało mi się spać więc się położyłem i zasnąłem. Następnego ranka, dowiedziałem się, że ten starzec ma na imię Daisuke. Był on podobno przyjacielem mojego ojca. Chciał żebym mu opowiedział co takiego się wydarzyło, opowiedziałem mu wszystko po kolei. Stwierdził, że skoro nie mam już domu to mogę zamieszkać u niego.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po kilku tygodniach kiedy już zacząłem normalnie rozmawiać i pogodziłem się z utratą moich najbliższych, chciałem się dowiedzieć kim byli ci ludzie oraz co chcieli od mojego taty, dlatego pierwszym krokiem była akademia. Pożegnałem się z Daisuke i wyruszyłem. Moja podróż trwała kilka dni, ale w końcu doszedłem. Stanąłem u bramu akademii. Przypomniałem sobie o wszystkich wydarzeniach, po co tu jestem, co chcę osiągnąć i z tymi myślami wszedłem do akademii.

Beauty is only skin deep, only the inside

Ostatnio edytowany przez Suezo (2014-11-01 17:42:43)


http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/540/vcxren.jpg

Offline

 

#263 2014-10-31 22:52:54

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #1 - Prolog

Cóż jeżeli chodzi o warstwę fabularną i merytoryczną chyba nie mam się czego czepiać. No może oprócz tej całej wizji zwoju, która pachnie mi jakimś mistycyzmem i subiektywnie rzecz biorąc średnio pasuje do konwencji. Sytuacja gdzie banda zabijaków ucieka tylko dla tego, że jeden dostał kosę w brzuch też zdaje mnie się dziwna. Jednak w ogólnym rozrachunku nie żadnych większych rozbieżności, więc to masz na plus. Co do meteorytyki tekst jest prowadzony konkretnie i nie dostrzegam w nim żadnych oznak niespójności czy procederu zwanego wodolejstwem. Obraz rodziny i wszelakie niuanse, które później z tego wynikają są prowadzone jasno i konsekwentnie, więc to też na plus. 
  Co do stylistki... Jak na na tekst pisany jest, co Cię będę kłamać słabo. Nie udało mi się odnotować żadnego przypadku użycia środka stylistycznego. Przez właśnie brak tego elementu tekstowi temu brakuje nacechowania emocjonalnego, co sprawia w konsekwencji, że czyta się go bardziej jak raport, a nie pasjonującą historię, którą to prolog powinien być. Trochę też zbyt rzadko były wykorzystywane zdania złożone, to również pozbawia tekst dynamiki. Co do słownictwa, nie wypada ponad przeciętną.
  O pomstę do nieba woła rozpoczynanie zdania małą literą, co też zdarzało Ci się nagminnie w dialogach i chyba nie ma co dyskutować, że jest to błąd rażący. Z ortografią nie ma raczej problemu, ale interpunkcja kuleje.

  Reasumując... Strona techniczna zaniża wartość twojej pracy, która to przecież fabularnie była niezgorzej przemyślana. Jednak nie tylko liczy się sama fabuła i długość, stylistyka również jest jej częścią i muszę ją brać pod uwagę.
  No i jeszcze  ten incydent z brakiem dużej litery... Stawia mnie to w tak patowej sytuacji, że jedyne co mogę Ci zaoferować to 28 punktów, tudzież możliwość rehabilitacji.
  Jestem drobiazgowy, ale nie gołosłowny, więc jeżeli masz jakieś wątpliwości co do zasadności mojej oceny zapraszam na gg.

Podejście #2



  Widzę, że wyśrubowałeś fabułę, eliminując to co w mojej opinii uznałem za pokrętne. Choć do końca nie było to potrzebne. Jednak no liczy się na plus.
W warsztacie  faktycznie doszperałem się poprawy, jednak za wyskoki poziom twórczości uznać jej nie mogę. Trafiłem też na jakieś pozostałości potknięć interpunkcyjnych.
  Jednak, że w jakiejś kwestii rehabilitacja nastąpiła werdyktem ostatecznym przydzielam Ci 38 punktów do rozdania pomiędzy statystki, jest w tym również bonus za chęć poprawy. W sytuacji obecnej zapraszam do następnej sali.

Ostatnio edytowany przez Sensei_KuroiInu (2014-11-01 20:21:13)


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#264 2014-11-12 18:46:29

Ikemoto

Zaginiony

Zarejestrowany: 2014-11-11
Posty: 24

Re: Sala #1 - Prolog

Aby poznać w pełni historie tego młodzieńca najpierw trzeba powiedzieć coś o tym, dzięki którym przyszedł na świat. Jego ojciec był shinnobi , wywodził się z jednego z najstarszych rodzin tego świata, klanu Senju. Dla syna takiej osoby zostanie ninja to nie kwestia wyboru ale obowiązek. Jednak Ikemoto miał wybór, a wszystko przez to jakim był dzieckiem: niechcianym i zrodzonym z przelotnego romansu.gdy jego ojciec wracał z jednej spośród wielu jego wypraw spotkał  piękną młodą kobietę. I wspaniale byłoby powiedzieć że się zakochali, ale niestety to życie, kobieta jak to kobieta oddała się uczuciu ale dla niego to była przelotna miłostka. Pewnego dnia odszedł, nie przekonało go nawet to że zrozpaczona kobieta powiedziała mu o swej ciąży. W ten sposób urodził się on, z matką jako jedyną opiekunką, a ojca znającego jedynie z jej opowieści, opowieści zranionej kobiety. Prawie nigdy natomiast samotna kobieta nie mówiła mu jak sę on nazywał, w obawie iż syn wyruszy  w świat aby go poszukiwać.

    Tak miały lata aż w końcu skończył ich pełne  7 . Przez tą część swojego życia pomagał swojej matce, dla której był oczkiem w głowie. I tak spędzał czas w lesie szukając smacznych jagód i zbierając je, pomagał w przydomowym ogródku czy chodził na targi kupować rzeczy do domu i sprzedawać to co sam stworzył, plecionki i malutkie misterne drewniane ozdoby. Po prostu od małego miał talent do strugania w drewnie. Tak ten okres był dobry dla naszego malca. Żadnych poważnych zmartwień, zawsze miał co jeść może nie za wystawnie i syto, ale przynajmniej nie głodował, a gdy nudziło mu się w domu i była okazja biegał do pobliskiej wioseczki pobawić się z rówieśnikami. Jednak wszystko się skończyło pewnego dnia. Jak zawsze nic nie zapowiadało tak straszliwych wydarzeń, wręcz przeciwnie. tego dnia słońce świeciło praktycznie od rana, a tak się złożyło że pracy też nie było dużo, więc w  południe mama puściła go do wioski aby się wyszalał z przyjaciółmi. W wiosce także wszystko wyglądało wspaniale, jak zawsze na początku gdy się spotkali zaczęli szaleć, biegać, przewracać się i przeszkadzać wszystkim na około. Lecz szybko się zmęczyli i usiedli w cieniu tarasu starszego wioski który, tak jakby należało to do jego obowiązków, uraczył malców zimną wodą i opowieścią o nie tak dalekim świecie w którym potężni ninja ścierają się w śmiertelnych pojedynkach. Tym razem jednak Ikemoto nie był zadowolony z opowieści gdyż mówiła ona o potężnym klanie Senju na którego skinienie wyrastają lasy którymi włada niczym udzielny król puszczy. Cóż biedny chłopak nie wiedział że to nie ostatni raz tego dnia słyszy nazwę tego klanu, i nie tylko słyszy. Wieczorem zaczął wracać do domu, i w połowie drogi to zobaczył. Dym, niczym czarny komi zbudowany z obłoków wznosił się do nieba, a to wszystko z miejsca gdzie stał ich dom. Od razu puścił się w bieg chcąc wiedzieć co się stało i dlaczego mama wcześniej i sama zabrała się za wypalanie łąki za ich chatą.

    Niestety, jak się domyślasz czytelniku to wcale nie łąka za chatą ale sam budynek płonął i to właśnie z niego unosił się dym. Otóż niewiele wcześniej niż chłopiec zaczął swój powrót, do ich domu wpadł jeden z wyrzutków, groził on jego matce a że zachowała nadal sporą część urody sprzed lat, nie tylko groził ale i żądał. Jednak ona była na to zbyt dumna i zbyt wściekła gdyż trzeba było zauważyć że ów zbieg przypomniał jej spotkanie sprzed lat. Dlatego przez biedną kobietę od razu przepłynął żal z wspomnień utraconej miłości i zdrady ukochanego, a zaraz po tym uczuciu zaślepiła ją furia która kazała jej złapać cokolwiek pod ręką i uderzyć, walnąć, zniszczyć, zrobić wszystko  byleby pozbyć się z domu tego bandyty, ścierwa w ludzkiej powłoce. Nie wiadomo co wydarzyło się w tych sekundach ale skończyło się na jednym, nieznajomy wypluł z siebie kule ognia która podpaliła całe domostwo z kobietą w środku. To także go zdradziło gdyż jak tylko wyskoczył z palącego się domu został osaczony przez trojkę shinnobi którzy wyrośli jak spod ziemi. Wywiązała się krótka lecz zawzięta walka, lecz niestety nikt z atakujących nie zdawał sobie sprawy że w środku płonącej chałupy jest ktoś żywy. Nie minęło wiele czasu i napastnicy zwyciężyli i położyli kres życiu wyrzutka . I dopiero teraz w tym samym momencie kiedy chłopiec zobaczył dym ci zaczęli gasić płomienie za pomocą wodnego jutsu i dostrzegli kobietę, leżąca i ledwo oddychającą osobę która kiedyś musiała być piękna lecz teraz nie miała na sobie nic prócz popalonej odzieży i poparzeń, wielu i bardzo rozległych. Zabrali ją ze spalonego wnętrza i już obok chaty, na polanie jeden z ninja zabrał się za jej leczenie, o wiele, wiele za późno.
   
    W tym właśnie momencie na scenę byłej walki wbiegł młody chłopiec i z miejsca widząc spalony dom i trójek obcych ludzi stojących obok kogoś kto miał na sobie spalone ubrania jego matki, puścił się do nich biegiem. Gdy chciał paść na kolana i przytulić się do matki, poczuć jej ciepło i przekonać się że oczy go mamią , złapały go silne ręce i nieznajomy głos zaczął coś do niego mówić. On jednak nie słyszał tylko wpatrywał się w swą ukochaną opiekunkę, która właśnie umierała, na nic zabiegi ninja który próbował ja uratować, oparzenia były zbyt rozległe a pomoc zbyt późna. Wydając swe ostatnie tchnienie kobieta wskazała na ukochanego syna i wypowiedziała ciche słowa które młody słyszał tylko parę razy w życiu: imię i nazwisko swego ojca. Gdy wiele czasu później odzyskał przytomność zobaczył że znajduje się w pobliskiej wioseczce, leży w łóżku starszego, a obok dwójka z shinobi którzy byli przed jego domem rozmawia z samym właścicielem mieszkania. Obok niego na krześle przy łożu siedział ostatni z trójki. Wysoki i żylasty człowiek wieku trzydziestu paru lata, z opaską na zbyt długich i niepasujących do niego włosach, i jeszcze jedną przepaską, umiejscowioną na ramieniu, a na niej był znak którego choć nie widział to doskonale wiedział co on przedstawia, dosłownie parę razy opisała mu go matka a dziś jeszcze do tego wysłuchał o nim od tego samego starszego który obok prowadził rozmowę. Był to znak klanu Senju a jego właściciel przyglądał mu się z mieszanką współczucia i zaciekawienia.

    Tak oto skończył się beztroski okres jego życia, niewiele pamiętał z jego końcówki. Nie mógł przypomnieć sobie szczegółów pogrzebu jego matki, ani tego jak opuszczał swych przyjaciół i zgliszcza domu. Pamiętał jednak komu to zawdzięcza, swemu nowemu opiekunowi, bratu swego ojca, wujowi Akashimo. To własnie on był dowódcą oddziału który pokonał bandytę przed ich domem, i to on okazał się o wiele lepszą osobą od swego brata. Wystarczyło mu to co powiedziała kobieta oraz, wysłuchać historii starca w wiosce aby mieć pewność że to dziecko z jednego z rozlicznych romansów braciszka. I on się nim zaopiekował i zajął. Sam był specyficzną osobą w klanie Senju, zawsze z boku ustępował swemu starszemu bratu i nie wtrącał się w jego sprawy z wyjątkiem besztania go za liczne schadzki na boku. I tu wcale nie chodziło o jego uczucia do kobiet które ten zostawiał ale o dzieci, dzieci które mogły wyrosnąć z KG ich klanu i które przyczyniłyby się do jego przetrwania na tym padole. I to właśnie to oddanie swemu klanowi zaważyło na jego decyzji zabrania dziecka na wychowanie, w głębi duszy był on naprawdę dobrym człowiekiem. Choć często okrywał to szczelną otuliną czarnego humoru, satyry i ostrych docinek. Szybko nawiązała się nić przyjaźni pomiędzy opiekunem a jego podopiecznym. Starszy człowiek uczył młodego tego co sam wiedział. Zaczęło się od pisania i czytania którego leśne dziecko nie miało szans poznać w swej malutkiej wioseczce, szybko jednak zabrali się za ważniejsze w tym świecie sprawy, treningi sprawnościowe i teoretyczne, ogólnorozwojowe przygotowanie do świata shinnobi. Lecz to nie był wesoły okres jego życia, nie licząc wuja, nikt z  klanu nie przywitał go nawet siląc się na obojętność. Dla każdego był kolejnym bękartem i kimś kto nie ma prawa zagrzać tu długo miejsca. Najgorsze dla młodego było przelotne spotkanie ze swoim ojcem, wypatrywał i szukał go pomimo wyraźnych słów wuja iż nie powinien. I w końcu dopiął swego, spotkał się z nim w jednej z sal siedziby klanu, spotkał i rozwiał swoje złudzenia. Dla swego biologicznego ojca był nikim, i nawet nie zwrócił na niego uwagi.

    Dorastając pod okiem swojego wuja przejął wiele z jego cech, zwłaszcza sposób wymowy i spoglądania na świat poprzez pryzmat własnych doświadczeń. Mimo iż klan go nie chciał on poprzysiągł działać dla jego dobra i udowodnić im iż zasługuje na miano Senju. Lecz pewnego dnia jedyna podpora tego osamotnionego dziecka także znikła. Jego opiekun został zabity przez wojowników klanu Uchicha, w czasie jednej z licznych utarczek między klanami. Wtedy to Ikemoto zdecydował że już czas, wyruszył do Akademii aby pomścić wuja i zdobyć uznanie rodziny, a jedyną rzeczą jaka mu pozostała była opaska zawiązana na jego ramieniu, ta sama którą miał jego martwy wuj tamtego pamiętnego dnia.  Tak oto zaczęła się jego historia, i nikt wtedy nie wiedział co z niej wyniknie.

Ostatnio edytowany przez Ikemoto (2014-11-12 19:57:28)

Offline

 

#265 2014-11-12 21:12:44

 Tairu

Zaginiony

Skąd: Zgorzelec
Zarejestrowany: 2014-11-12
Posty: 12
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 10

Re: Sala #1 - Prolog

Tairu urodził się z dala od innych członków swojego klanu.Ze swoich krewnych znał tylko swoją matkę.Od najmłodszych lat podróżował po świecie z rodzicami którzy zarabiali na życie handlem szlachetnymi kamieniami.Widział wiele: Dziwaczne zwierzęta z odległych krain,Stare ruiny pełne pułapek niosących śmierć a nawet krwawe rzeźe wybijających się plemion.
  Gdy skończył 14 lat wybrał się z rodzicami do pewnej wioski w poszukiwaniu legendarnego kamienia filozoficznego którego rzekomo posiadał pewien kapłan.Niestety plotki okazały się fałszywe a matka i ojczym Tairu skończyli jako ofiary w ceremonii.Tairu jednak uciekł i postanowił odnaleźć swoją rodzinną wioskę.
  Z opowieści matki wiedział że wioska znajduję się w kraju ziemi.Wiele miesięcy wędrował. Gdy był bliski skończenia 15 lat dotarł do domu.Spotkał tam wielu miłych ludzi. Opowiedział im swoją historię. Jednym z tych ludzi był pewien ninja. Zobaczył w nim potencjał i zgłosił go do lidera klanu który nauczył go wiele na temat chakry i innych zagadnieniach tego świata.Gdy Tairu skończył 16  lat lider klanu uznał go za gotowego i wysłał go do akademii ninja...

Ostatnio edytowany przez Tairu (2014-11-12 21:14:49)


http://media.giphy.com/media/WuD3LzM1cyv60/giphy.gif

Offline

 

#266 2014-11-12 21:47:50

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #1 - Prolog

Ikemoto

Tak, jeżeli chodzi o warstwę techniczną, ku mojemu żalowi, nie mogę stwierdzić, by ta praca wzbijała się jakoś na wyżyny, oscyluje ona w granicy przeciętności. Choć nie mogę odmówić Ci tego, że długość pracy zasługuje na uznanie.
  Nie udało mi się odnotować użycia jakichkolwiek środków stylistycznych, które to przecież są jednym z wyznaczników dobrego tekstu pisanego. Co do słownictwa jest absolutnie przeciętne, nie ma żadnych wyrazów, które to wybijały się ponad normę, a jeśli mam być szczery elokwencja jest dla mnie dość ważna. Znalazłem dość sporą liczbę błędów interpunkcyjnych, po za tym zdania nagminnie zaczynane są od spójnika co może nie jest błędem, ale jest w złym guście i również wpływa na jakość tekstu. Były też minimalne potknięcia stylistyczne, jednak nie jest to coś bardzo rażącego.  No i na koniec.... Brak rozpoczęcia zdania dużą literą.... Czemu?

  Do warstwy fabularnej nie mam w sumie większych zastrzeżeń. Jedyne do czego się doczepię to ta sytuacja gdzie matka bohatera dokonuje żywota w płonącym domu. Bo widzisz mnie jakoś ta jej tragiczna śmierć nie przekonuje. Dobrze dom się palił, ale jakoś nie widzę powodu dla czego miała by podczas tego pożaru z niego nie uciec.... No i zarzynanie członków rodziny bohaterów jest już takie trochę sztampowe.

Reasumując. Ja wiem oczywiście, że nie wszyscy maja naturalny dryg do pisania i wcale też nie twierdzę, że jest to sztuka łatwa. Napisanie tekstu, który reprezentuje sobie dobry lub bardzo dobry poziom, wymaga czasu i pracy, ciężko jest to osiągnąć od ręki. Widzę, że praca włożona w ten prolog jest spora, jednak przez błędy i ten nieszczęsny brak dużej litery nie mogę zrównać jej z pracami, które były by naprawdę dobre w mojej opinii. Ponieważ ostatnio zawiodłem się dając po raz pierwszy i chyba ostatni, kredyt zaufania i postanowiłem, że nie będę więcej tego robił, z czystym sumieniem daję Ci 39 punktów na rozwój statystyk. Zapraszam do następnej sali i życzę powodzenia w dalszej grze ;D


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#267 2014-11-12 22:17:49

 Nawaki Uchiha

Zaginiony

Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2014-11-11
Posty: 65
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan (0 lvl.)
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 9 lat

Re: Sala #1 - Prolog

Opowiem pewną historię, nie będzie ona taka jak inne. Ale tak jak inne będzie w niej pewien chłopiec. Niezwykły chłopiec. Posłuchajcie....
--------------------------------------------- (*/_\*) -------------------------------------------------


Przenieśmy się do roku 160  n.e. mamy początek czerwca. W Kraju Błyskawicy w dzielnicy Hidori stoi malutki domek. W którym mieszka piękna, czarno włosa kobieta. Nie jest ona zwykłą kobietą, jest dumną damą z potężnego klanu, klanu Uchiha. Mieszka sama, ale czy od zawsze? Nie. Jeszcze nie dawno u jej boku był szanowany Uchiha, który wyruszył na wojnę. Oprócz pożegnania, obietnicy powrotu i  naszyjnika miała jeszcze jedną pamiątkę. Byłem nią ja, jeszcze nie narodzony chłopiec ktory czekał na przyjście na świat w łonie matki. Każdego dnia wpatrywała go z okna licząc że zdąży wrócić zanim mnie urodzi. Ale wiedziała że żadna wojna nie trwa dwóch tygodni.

23 czerwiec tego samego roku. Domek w dzielnicy Hidori. To był ten dzień, dzień po którym nic już nie będzie takie jak dawniej. Urodziłem się ja. Mały chłopiec wielkości bohenka chleba. Tamtego wieczora szczęśliwa kobieta zmieniła się w moją matkę. Najbliższą mi osobę w tamtych dniach.

161 r.n.e. listopad. Za oknem robiło się ciemno coraz wcześniej z każdym kolejnym dniem. Byłem malutki miałem zaledwie ponad rok. Moja mama chodziła zaniepokojona jakby wiedziała że coś nie tak. I miała racje. Wyszła przed dom i zobaczyła trzech mężczyzn okaleczonych, lecz zdolnych poruszać się o własnych siłach. Trzymali zakrwawiony hełm z wyrytym od środka imieniem..... Moim imieniem. Wzięła od nich hełm, spojrzała na nich po czym zadała pytanie, pytanie którego nie powinna nigdy zadawać. "Czy poległ w bitwie?", ale żaden nie odpowiedział, tylko skineli głowy do dołu. Był to najgorszy dzień w jej życiu. Padła na kolana i patrzyła w niebo. Pochmurne niebo tak samo pochmurne jak uczucia targające nią. Płakała i krzyczała z palącej tęsknoty do swojego męża, którego nigdy już nie spotka. Mężczyźni odwrócili się i odeszli pozostawiając ją pogrążoną w smutku. Moja matka długo nie mogła przyjąć tego że jej ukochany odszedł.

To co wydarzyło się przez te kilka lat jest nie warte omawiania. Głównie moje dorastanie i smutek mojej matki, oraz ciągłe naciskanie na mnie że muszę pomścić ojca i nawet jeśli morderca nie żyje to mam znaleźć sposób.

Koniec roku 167 n.e. mam już prawie 8 lat. Według mojej matki to już ten wiek, wiek w którym mam poznać zasady które rządzą tym światem. Zaczęło się od hisotrii o początku, o wojnach, o bohaterach i dwóch klanach - Uchiha i Senjuu. Kiedy moja matka zaczęła tą historie brzmiała ona zwyczajnie, lecz w momencie gdy zaczęła mówić o Senjuu wypływała z niej nienawiść. Nie potrafiłbym opisać jak to rozpoznałem, ale to było po niej widać. I za każdym razem gdy wspominała ojca, zawsze mówiła że to pewnie ich sprawka. Byłem dzieckiem i już wpajano mi nienawiść do innego klanu. Do ludzi których nie widziałem na oczy, a którzy ponoć są miłosierni. Kiedy powiedziałem jej że chciałbym poznać ludzi z tego klanu i zobaczyć jacy są....... Dostałem chłostę. I tak nie poruszałem tego tematu aż do pewnego razu.

Rok 168 n.e. był wyjątkowy. Matka w moje 8 urodziny dała mi prezent. Powiedziała że nie jest to prezent który zazwyczaj dostaje dziecko w swoje urodziny, ponieważ był to list. Wziąłem list, usiadłem i na kopercie było napisane "Dla _________", tak jakby ktoś nie wpisał imienia osoby. Byłem trochę ogłupiony ale otworzyłem powoli kopertę. W środku była mała kartka papieru. Wyjąłem ją, rozłożyłem i po chwili osłupiałem. BYŁ TO LIST OD OJCA. Napisał go przed tym jak wyruszył na wojne i powiedział matce żeby mi go dała kiedy uzna że będę gotowy. Ojciec w liście przepraszał, prosił oraz kazał.

160 r.n.e
Witaj chłopcze!
Skoro to czytasz to albo matka uznała że już czas, albo ona również nie żyje.
Niedługo wyruszam na wojnę i raczej nie sądzę że będzie nam dane się spotkać.
Chciałbym zobaczyć jak dorastasz, jak stajesz się dzielnym wojownikiem i jak pewnego dnia przynosisz miecz nasączony krwią Senjuu.
Wybacz mi że nie będę mógł cię uczyć, że będziesz wychowywany bez ojca.
Proszę abyś zaopiekował się matką, pomagał i słuchał się jej.
A teraz najważniejsza część.
Masz być dumnym Uchihą, zabić jak najwięcej Senjuu i stać się najsilniejszym ninja w klanie.
Dlatego masz iść do akademii Ninja w Ta no Kuni.

Kocham Cię, Ojciec.

Matka była taka dumna kiedy jej powiedziałem że mam iść do szkoły. Ale powiedziałem jej że sam chcę dokonać wyboru czy będę zabijał Senjuu, czy też nie. Spojrzała na mnie z zimnym wzrokiem. I powiedziała że mam 3 sekundy na cofnięcie tego co miałem czelność powiedzieć. Powiedziałem że zdania nie zmienię i wtedy pierwszy raz go ujrzałem. Te zimne czerwone oczy, spoglądały na mnie. Kazała mi się wynosić i powiedziała że mogę tu wrócić tylko po zabiciu Senjuu. Zabrałem rzeczy które były mi niezbędne i wyruszyłem w podróż do Ta no Kuni. Do szkoły Ninja.

Ostatnio edytowany przez Nawaki Uchiha (2014-11-13 01:47:49)


Myśli
Techniki
Mówię
Szept
*Dźwięki*
http://img3.wikia.nocookie.net/__cb20120519150722/naruto/pl/images/thumb/6/66/Symbol_Uchiha.svg/200px-Symbol_Uchiha.svg.png
^KP^

Offline

 

#268 2014-11-12 22:36:04

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #1 - Prolog

Tairu

Jeżeli chodzi o technikę i warsztat, nie mamy o czym dyskutować. Tekst nie dość, że jest krótki to jeszcze zawiera również stylistyki i jakiejkolwiek formy elokwencji. Oczy mi prawie wypaliło jak zobaczyłem, że nie ma spacji pomiędzy kropką, a początkiem następnego zdania... Interpunkcja woła o pomstę do nieba... "Stare ruiny" to nazwa własna, że została napisana po przecinku dużą literą?

Fabuła by coś sobą reprezentowała gdyby chodziło o Full Metal Alchemist, a nie Naruto. Kamień filozoficzny? Skąd? Cóż to była za tajemnicza ceremonia, której to natury ani celu, nie raczyłeś przybliżyć? Ciekawe jest też to, że wpadając do wioski, nagle zainteresował się Tobą lider. Przy jakiej okazji dostrzegł Twój potencjał? Wybacz, ale dla mnie nie posiada to kompletnie żadnego ładu i składu i myślę, że zarówno każdy Sensei jak i administracja się z tym zgodzi. 

Podsumowując. Porolog jest napisany niechlujnie i opatrzony całą stertą zagadek, nieścisłości i absurdów fabularnych. Nie mam pojęcia jak to inaczej skomentować. Praca ta kwalifikuje się jedynie do poprawy.

Ostatnio edytowany przez Sensei_KuroiInu (2014-11-12 22:37:26)


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#269 2014-11-12 23:14:18

 Tairu

Zaginiony

Skąd: Zgorzelec
Zarejestrowany: 2014-11-12
Posty: 12
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 10

Re: Sala #1 - Prolog

Wspomnienia


Gdy miałem 4 lata moja mama postanowiła wybrać się w pewną podróż. Znalazła bowiem stare zapiski opowiadające o powstaniu naszego świata. Mama zawsze była porywacza wiec spakowała mi i mojemu ojczymowi walizki nie dopuszczając nawet do możliwości sprzeciwu. Nie wiedziałem wtedy jak trudna będzie to dla mnie podróż. W zasadzie nawet nie pojmowałem tego że pewnie nie zobaczę juz większości swoich kolegów. Żegnałem sie z nimi pewny że niedługo wrócę. Kiedy przekraczałem mury byłem bardzo ciekawy świata. Na początku trudno było się przystosować. Spanie w lasach i nie posolone jedzenie szybko ochłodziły mój zapał. Kiedy wreszcie mieliśmy granice kraju ziemi trochę zapału na poznawanie świata powróciło. Kraj wiatru był inny od wcześniej znanego mi świata. Wielkie pustynię i piaskowe wioski wyglądały niczym wyrwane z opowiadań ojczyma. Zatrzymaliśmy się tam na jakiś czas. Znów miałem kolegów i grałem w piłkę. Jednak gdy nazwałem już prawie tamto miejsce domem doszła mnie informacja że musimy wyruszyć dalej w naszą podróż. Pamiętam te złość która wtedy czułem. Chciałem tam zostać. Gdy podróż znów została kontynuowana moja mama powiedziała mi że niedługo to jeszcze potrwa. Gdyby jeszcze wiedziała jak bardzo się myliła. Po paru kolejnych miesiącach zacząłem przywykać. Nie doprawione mięso nie było już takie niedobre a spanie na ziemi czasem wydawało się nawet wygodne. W pewnym momencie piasek spod nóg zaczął być przeplatany   od czasu do czasu kawałkiem trawy. Oznaczało to że przekroczyliśmy kolejną granicę. Mimo teoretycznej bezdomności i czasem głodu nie byliśmy zbyt pesymistyczne nastawieni. Wręcz uważam że ta podróż nauczyła mnie cieszyć się z małych rzeczy. Kolejna kraina była niesamowicie dorodna. Wielkie drzewa i rwące rzeki wcale nie kojarzyły mi się z ogniem a wręcz przeciwnie. Nie wiem czemu ktoś tak nazwał ten kraj. Mama wtedy znalazła ruiny których szukaliśmy i stworzyliśmy tam mały  obóz na parę miesięcy. Nic nam tam nie brakowało i potajemnie myślałem że może zostaniemy tam i zbudujemy mały drewniany domek. W tym miejscu zostaliśmy wyjątkowo długo. Mama codziennie powtarzała jak bardzo cenne są te ruiny dla jej badań. Gdy skończyłem 10 lat nadeszła pora na kolejną podróż tym razem do tak zwanej "osady samotników ". Udało mi się podsłuchać pewnej nocy że jest tam pewien ninja który może bardzo pomóc mojej mamie. Wędrowaliśmy tam kolejne 3 lata. Osada nie wydała mi się sympatyczna. Jej mieszkańcy traktowali nas niegodnie. Pomieszkiwaliśmy tam kolejne pół roku aż matka oznajmiła że zdobyła potrzebne jej informacje.
Zabraliśmy się wiec pewnym statkiem z powrotem na kontynent by powrócić do rodzinnej wioski po 10 latach. Nie wiedziałem czego się spodziewać i bardzo się tego lękałem.
Wtedy nastąpił ten dzień. Zatrzymaliśmy się w małej wiosce. Dzień zaczynał się spokojnie. Matka i ojczym poszli na umówione spotkanie by pokazać swoje wieloletnie odkrycie.
To było rok temu a ja jako 15 latek siedziałem na rynku oglądając stragan z bronią. W pewnym momencie usłyszałem krzyk. Rozpoznałem go to była moja matka. Była prowadzona przez dwóch mężczyzn wraz z ojczymem na środek placu. Biało włosy mężczyzna ogłosił że moi rodzice rozsiewają pogaństwo i za to zostaną straceni. Bylem w szoku łzy spływały po moich policzkach bo byłem zbyt słaby by cokolwiek zrobić.
Nikomu nie życzę by zobaczył śmierć swoich rodziców. Ja zobaczyłem. Wiele dni bezsilnie wędrowałem w stronę mojego kraju. Od czasu do czasu jakiś kucharz litował się nade mną i dawał mi resztki pozostawione przez klientów . Wstyd mi o tym mówić ale tylko dzięki temu przeżyłem. Gdy dotarłem do mojej wioski ludzie odwracali ode mnie wzrok.
Lecz poznała mnie jedna kobieta. Matka mojego kolegi z którym bawiłem się w wieku 4 lat.
Opowiedziałem jej co się stało i przygarnęła mnie pod swoje skrzydła. Wreszcie miałem dom. Lecz nie mogłem sobie wybaczyć tego jak bardzo bezsilny byłem gdy skracali moja matkę o głowę. Postanowiłem być silniejszy i oczyścić ten świat od zła...

Ostatnio edytowany przez Tairu (2014-11-12 23:21:04)


http://media.giphy.com/media/WuD3LzM1cyv60/giphy.gif

Offline

 

#270 2014-11-13 21:09:22

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

Tairu pozostawiam cię w rękach Kuroia bo nie lubię komuś wchodzić w prace, którą już zaczął.
      Nawaki zacznę może z innej beczki nie myślałeś nad zmianą nicka, raczej nie ma w zwyczaju trzymać w nim nazwiska klanowego, ale jak chcesz(myślę, że jakbyś pogadał z jakimś adminem to dałoby się to jakoś zmienić). Teraz czas na ocenę prologu bo widzę, że niecierpliwie na to wyczekujesz, a ja przedłużam sprawę. Zacznę od tego co mi się nie podobało, szczerze mówiąc było tego bardzo mało i musiałbym być mega upierdliwy żeby się czegoś ciepnąć pod względem stylistyki czy formy. Ogólnie prolog mimo, że niezbyt krótki i niewiele w nim się dzieję, czyta się bardzo przyjemnie. Co do minusów cóż wydaję mi się że można by to nieco rozwinąć w historii jest sporo braków, jest zbyt ogólnikowa. Spory plus za fakt, że mniej więcej pokrywa się z fabułą forum, chociaż wojna w tamtym czasie akurat nie była między Uchiha, a Senju, ale w historii sprytnie ten fakt został pominięty. Kończąc za prolog przyznaję ci 42 punkty do rozdania na statystyki w sali nr.2

Offline

 

#271 2014-11-13 23:10:07

Naitomo

Samotnik [Aburame]

Zarejestrowany: 2014-11-11
Posty: 3

Re: Sala #1 - Prolog

DO POPRAWY!!!

Narodziny

   Był to rok 157. Chłodny, wiosenny poranek przyniósł na świat małego, czarnowłosego chłopca z Klanu Aburame o imieniu Naitomo. Chłopiec urodził się z całkowitym zaburzeniem narządu wzroku. Członkowie Klanu jednak wierzyli, że można mu pomóc.
   Nowo narodzony Aburame został "ofiarowany" przez własnych rodziców owadom, by te żywiąc się od samego początku jego chakrą odwdzięczyły mu się w przyszłości podczas walki. Z całkowitą pewnością można stwierdzić, że owe insekty są nie tylko bronią, ale także towarzyszami, a nawet przyjaciółmi członków Klanu Aburame.

   Pierwsze przeżycia

   Naitomo wiecznie był bardzo ciekawy świata. Pomimo tego iż od urodzenia nie widzi na oczy, które zawsze obwiązuje bandażem, doskonale "dostrzega" swoje otoczenie dzięki insektom żyjącym z nim w symbiozie.
   W domu rodzice uczyli syna jak kontrolować "małych towarzyszy" i komunikować się z nimi. Pomogło mu to lepiej funkcjonować w codziennych czynnościach. Nauczyli go odróżniać kształty. Potem uczył się jak czytać i pisać. Naitomo szybko pochłaniał wiedzę i pragnął jej coraz więcej.
   Rodzice postanowili zabierać go na spacery po okolicznych lasach, aby lepiej mógł poznawać otaczającą go naturę. Niewielkie podróże zahartowały młodego podróżnika. Stąd też mały Aburame zawsze chodził bez koszulki w rozpiętym, ciemnym jak mrok płaszczu. Podczas wypraw uwielbiał biegać za swoimi latającymi owadami i wspinać się na drzewa, co pomogło mu się dobrze rozwijać fizycznie.


Nieakceptowany przez świat

   Poprzez swoje zakryte oczy, które potrafią budzić niepokój wśród obcych, Naitomo miał przyjaciół tylko wśród insektów, lecz samotność nigdy go nie przytłaczała.
   Czasami chodził samotnie nad jezioro nieopodal domu, by wsłuchiwać się w dźwięki niesamowitych owadów. Pewnego razu, gdy Naitomo spacerował wzdłuż brzegu jeziora usłyszał krzyki. Były to krzyki chłopca, który się topił. Mały Aburame bez wahania wskoczył do wody na ratunek. Z wielkim trudem udało mu się uratować młodego chłopaka. Po całym zdarzeniu chłopiec nie odezwał się słowem. Wstał i pobiegł do domu jakby nic się nie stało. To nie była pierwsza taka sytuacja, że ktoś w ten sposób reaguje na czyny młodego bohatera. Pomimo negatywnych reakcji, Naitomo chętnie wspierał innych, gdy mieli problemy.

Początek nowej ścieżki

   Kiedy Naitomo skończył 10 lat, stwierdził, iż wyprawy w okoliczne lasy nie są wystarczające. Pragnął odwiedzić dalsze zakątki świata, by lepiej poznać otaczającą go naturę. Jednak miał świadomość , że takie podróże są niezwykle niebezpieczne w obecnych czasach. Postanowił więc zapisać się do Akademii Ninja, aby zostać shinobi, który doskonale poradzi sobie w najgorszych zakamarkach tego okrutnego świata ninja.

Ostatnio edytowany przez Naitomo (2014-11-15 14:27:55)


„Nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika, choćby nie wiem jak mały by się wydawał.”

Offline

 

#272 2014-11-13 23:16:02

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #1 - Prolog

Tairu
W sprawie strony technicznej interpunkcja nadal plasuje się na poziomie żałosnym. Występuje nagminny brak przecinków w miejscach do tego odpowiednich. Sytuacja się powtórzyła tekst jest napisany niechlujnie. Jeżeli chodzi o błędy stylistyczne odpuszczę już sobie rozwodzenie się na ten temat i ograniczę sie do stwierdzenia, że wyszukałem ich trochę. Znalazłem dokładnie jedno wyszukane słowo, co ni jak nie świadczy o imponującym zasobie słownictwa.
  No i jeżeli chciałeś opatrzyć już tekst tytułem mogłeś to zrobić nieco umiejętniej. Sam tytuł mówi o wspomnieniu, tymczasem w tekście przytoczonych jest ich wiele. 

  Jeżeli chodzi o fabułę, nie powiem zaszła nieznaczna poprawa. Końcowa część zazębia historię w jakiś sposób, jednak początkowe wspomnienia, ni jak się mają do rozwoju głównego bohatera. Sam zabieg skazania opiekunów na karę śmierci wydaje mi się być dobry, jednak sam zarzut o szerzenie pogaństwa jakoś mnie nie przekonuje.

  Reasumując. Nie ukrywam, że jako fanowi prozy tekst Twój czytało mi się ciężko, nie jest w mojej opinii, ani wciągający, ani chociażby napisany zgodnie z podstawowymi normami wypowiedzi pisemnej. W świetle tego wszystkiego za poprawę oferuję  25 punktów.


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#273 2014-11-14 00:34:44

 Tairu

Zaginiony

Skąd: Zgorzelec
Zarejestrowany: 2014-11-12
Posty: 12
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 10

Re: Sala #1 - Prolog

25.. Mało. Jako perfekcjonista będę próbował aż dam rade i dysleksja mi w tym nie przeszkodzi.

Tairu urodził się 10 lat temu. Już jako niemowlę wydawał się być bardzo nietypowy. W czasie gdy normalne dziecko płakało by po nocach Tairu do dziś nie uronił ani jednej łzy. W wieku 4 lat totalnie się odizolowywał od rówieśników by zgłębiać wiedzę zawartą w zwojach z bibliotek. Rodzice chłopca byli wielce zaniepokojeni jego zachowaniem,a więc wysłali go do lekarza by zbadał ich dziecko. Po badaniach lekarz oznajmił rodzicom, że w fizjologii młodzieńca nie ma nic podejrzanego i wytłumaczył, że by zrobić dalsze badania, które mogły by przynieść szczegółowe dane muszą odczekać do skończenia przez dzieciaka 10 lat. Tairu był bardzo cichym dzieckiem, a jego nadzwyczajny intelekt dorównywał nie jednemu dorosłemu. Dzięki swojemu zamiłowaniu do zgłębiania wiedzy wchłaniał wypożyczone zwoje o różnych tematykach jak gąbka. Często też zdarzało się by chłopiec nie wychodził z domu miesiącami z powodu masowego zgłębiania wiedzy. Nie wychodziło mu to jednak na marne. Bowiem Tairu posiadał także niezwykłą pamięć co najlepiej udowadnia umiejętność wyrecytowania dowolnego fragmentu czytanego kiedyś zwoju z perfekcyjną dokładnością. Jako ośmio latek oświadczył, że przeczytał każdy zwój i każdą książkę z biblioteki do której miał dostęp. Lecz głód wiedzy chłopca nie został zaspokojony i często wyruszał na podróżne targi by znaleźć książkę której jeszcze nie czytał. Wtedy w jego ręce wpadła książka medyczna opisująca linie krwi oraz mutacje dzięki którym ludzie posiedli wielką moc. Ośmio latek zafascynowany tajemniczymi zdolnościami noszonymi przez różnych ludzi postanowił dowiedzieć się na ten temat więcej. W tym celu spotykał się z różnymi wioskowymi medykami i podróżniczymi shinobi. Często był lekceważony, lecz nie zniechęcało go to do pracy. Na zgłębianiu wiedzy na temat chakry oraz genetyki spędził 2 kolejne lata. Gdy nadszedł czas jego 10 urodzin wybrał się na badanie zaplanowane wiele lat wcześniej . Lekarz znów okazał się zbyteczny, bo wszystkie badania wypadły pozytywnie. Tairu parę dni później dostał list od jednego z wyżej postawionego członka klanu że jako jeden z wielu chłopców przejdzie treningi i zostanie wysłany do akademi by tam się doszkolić, a następnie stanie w szeregach shinobi jego klanu . Chłopak ucieszył się bo widział w tym wiele korzyści: Książki do których wcześniej nie miał dostępu,tajemnice linii krwi oraz szansa rozwoju na większą skalę. Parę dni później 10 latek został zabrany by odbyć obowiązkowe szkolenia...

Ostatnio edytowany przez Tairu (2014-11-14 21:41:25)


http://media.giphy.com/media/WuD3LzM1cyv60/giphy.gif

Offline

 

#274 2014-11-14 19:50:04

Shai

Wyrzutek

Zarejestrowany: 2014-11-14
Posty: 3

Re: Sala #1 - Prolog

Shai dorastał w świecie, gdzie ninja, czy jakieś wojny klanów były bardzo odległe. Wszystkie historie o legendarnych wojownikach posługujących się podczas bitew mistyczną wewnętrzną energią wydawały się tylko legendami w Kraju Księżyca ,miejscu dojrzewania młodego chłopaka. Jako syn bogatego kupca, zajmującym się handlem morskim z wyspami Kraju Wody, Shai miał lekkie i beztroskie dzieciństwo skupiające się głównie na zabawie, a w późniejszym już nastoletnim wieku podbijaniem serc swoich rówieśniczek. Nie wiedział jednak, że jego ojciec skrywał przed nim sekret. Mianowicie kiedyś należał do grupy bez klanowych Wyrzutków, swego czasu był bardzo potężnym i znanym w świecie ninja wojownikiem. Zabijając wielu członków potężnych klanów ninja, dorobił się wielu wrogów ale pewnego dnia postanowił rzucić swoją profesje i zacząć normalne życie wraz z ukochaną. Pozorując swoją śmierć, zniknął na zawsze ze świata ninja i zamieszkał w Kraju Księżyca. Wykorzystując swoje umiejętności i cierpliwość w kilkanaście lat spokojnej egzystencji dopracował się sporego majątku i wysokiej pozycji wśród kupców, nie mówiąc o własnym synu. Nie mógł podejrzewać, że na stare lata jego przeszłość przypomni o sobie. Wracając do Shai’a ten kiedy tylko stał się, dorosły zaczął fascynować się statkami ojca i gdy ten tylko mu pozwolił regularnie był członkiem załogi każdej możliwej tylko łajby. Na morzu dopiero czuł się tak naprawdę wolny, a i dziewczyny z Kraju Wody także były bardzo pociągające. Właśnie kiedy Shai wracał z jednej z ojcowskich wypraw, starzy wrogowie zjawili się w jego domu. Ojciec, cały dom jak i majątek z jednym wybuchem przestali istnieć. Jednak zemsta nie zakończyła się na tym. Statek nic nieświadomego Shai’a nie wiadomo skąd został zaatakowany przez wyszkolonych wojowników. Załoga chociaż doświadczona w walce z piratami, nie miała żadnych szans z precyzyjnymi wojownikami ninja. Shai walcząc dzielnie, został ranny a jedyne co go uratowało to płonący masz który upadł tuż przy nim. Przeciwnik musiał odskoczyć, a żar odepchnął Shai’a do tyłu. Potykając się o ciało jednego ze swoich towarzyszy młody chłopak wpadł do wody….

Obudził się w nieznanym mu miejscu z opatrzonymi ranami. Okazało się, że statek, którym płynął spłonął a Shai’a przypadkiem wyłowił stary rybak z Kraju Uciekiniera. Ten jako jeden z byłych towarzyszy Ojca chłopaka, dzięki podobieństwu rozpoznał w nim syna swojego przyjaciela. Prawda jaką odkrył Shai, okazała się dużym szokiem i wyznaczyła nową ścieżkę dla, jak to już można powiedzieć mężczyzny. Postanowił pójść w ślady swojego ojca i stać się ninja. Mentora znalazł u starego towarzysza swojego ojca, ten widząc determinacje Shai postanowił przygotować go do jego przyszłego celu jakim jest odkrycie kto stał za atakiem na jego rodzinę. Podejrzewał, że jego tata był za sprytny by się wychylić i ktoś ze znajomych musiał go wydać. Ostatnie lata młodości Shai spędził na wymagających wysiłku treningach i pracy jako pomocnik rybaka. Nigdy jednak nie zapomniał utraconego życia i zamierzał, gdy tylko będzie odpowiednio silny, znaleźć tych którzy są odpowiedzialni za jego cierpienie. W końcu dostał nietypową propozycję od Lidera Wyrzutków. Mianowicie mógł udać się do Szkoły ninja gdzie stałby się prawdziwym wojownikiem i pełnoprawnym Wyrzutkiem. Takiej okazji Shai nie mógł już odmówić…

Offline

 

#275 2014-11-14 22:59:51

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #1 - Prolog

Tairu

Tak, więc jeśli chodzi o kwestię techniczną faktycznie zauważam poprawę w szczególności jeśli chodzi o interpunkcję. Warsztat też został poprawiony, więc pracę czyta się lepiej niż tą ostatnią. Co prawda nadal nie mogę się dopatrzeć wykorzystania środków stylistycznych, ani jakiegoś bardziej wyszukanego słownictwa, ale już pal licho... Nie można mieć wszystkiego. Za mankament można też uznać długość pracy.

Co do samej fabuły jest neutralna, nie kuje w oczy absurdami, ale też nie jest to jakaś mocna historia. Od opowieść o chłopaku, który lubi się uczyć. Nie rozumiem też czemu miał służyć ten cały wątek z badaniami. Jakoś nie mogę doszukać się większego sensu .

Reasumując. Progresja jakaś tam nastąpiła w tej Twojej twórczości. Praca ta nie jest już tak rażąca jak poprzednie i fabularnie w miarę trzyma jakiś rezon. Dobrze by było gdyby była dłuższa, bo ilość tekstu to jedno z kryteriów na, które też muszę baczyć, gdyby tak było mógłbym dorzucić Ci parę punktów. Tym razem oferuję Ci 34 punkty do podziału  między statystyki.


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#276 2014-11-15 22:34:24

Chiyo Kiyoshi

Zaginiony

Zarejestrowany: 2014-11-15
Posty: 11
Klan/Organizacja: Klan Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Płeć: Kobieta
Wiek: 16 lat

Re: Sala #1 - Prolog

Nie można powiedzieć, aby dzieciństwo Chiyo, bo tak owa młoda kunoichi miała na imię, było jakoś szczególne. Może nie było szczęśliwe, ale nie było też bardzo dramatyczne. W końcu nie była świadkiem niczyjej śmierci, nikt jej nie porwał i nie wciągnął w porachunki dorosłych, a wychowywana była w normalnym domu. Może i bez rodziców, a przez kochającą osobę, która o nią dbała i zapewniała jej wszystko co potrzebne. Dziewczyna dorastała w domu swojej ciotki, na którą potocznie mówiła Fuu. Trafiła do niej, kiedy skończyła dwa lata. Fuu była najbliższą przyjaciółką jej matki i członkinią rodu Kiyoshi. Była również ninja. Rodzice Chi też nimi byli, matka również władała kryształem, a ojciec był w pewnym sensie medykiem. Nie pracował może w szpitalu, za to znał kilka technik i to się bardzo ceniło. Cała trójka, to znaczy Fuu, Kyoko oraz Takeichi, czyli rodzice Chi, poznali się w kraju ziemi, prowincji Baigai. Można powiedzieć, że razem dorastali.
Po urodzeniu małej Chiyo rodzice nie zaprzestali swojego zawodu. Nie potrafili bowiem rozstać się z tym co było dla nich ważne, widzieli sens w tym co robili i chcieli dalej podążać tą ścieżką. Najważniejszymi dla nich wartościami były pokój i pomoc słabszym. Cały swój czas poświęcali więc na pracy, zapewniając dobre życie tym, którzy sami nie potrafili tego zrobić. Szczególnie poświęcali się pewnej osadzie na obrzeżach swojego rodzinnego miasta, która nękana była, przez bardzo silnych zbirów. Zawsze jednak udawało im się zachować spokój i ochronić biedaków.  Pewnego zimowego dnia, kiedy wracali do swojego domu wpadli w przygotowaną na nich zasadzkę. Gang kierowany przez człowieka o nieznanym im kekkei genkai zaczaił się na nich na wyjściu z osady. Zaatakowali, ponieważ nie podobało im się to, że tych dwoje ludzi udaremnia ich wszystkie ataki i próby haraczu na biednych wieśniakach, za co chcieli ich ukarać. Mimo swoich umiejętności, rodzice Chi nie dali rady oprzeć się sile grupy i przewagi jaką uzyskali swoją liczebnością. Osadnicy ze strachu nie przyszli im z pomocą, przez co dwójka wspaniałych osób o pięknych ideałach niż nigdy nie powróciła do domu.
Mała Chiyo nie rozumiała wtedy za bardzo co się stało, rodzice poszli, rodzice nigdy nie wrócili. Tęskniła i czekała pytając o nich. W końcu jednak ból przeminął, dziewczynka zapomniała. Pod swoją opiekę wzięła ją wyżej wspomniana Fuu. Kobieta w wieku jej rodziców, nie miała swojego partnera ani własnych dzieci, dlatego młodą dziewczynkę traktowała jak własną pociechę. Fuu porzuciła walkę, zajęła się hodowlą kwiatów zaszczepiając w małej, rudowłosej dziewczynce miłość do natury i poszanowanie dla najmniejszej żywej istoty. Fuu postanowiła jednak nie odcinać Chi od jej przeszłości i jej rodziców, często opowiadała jej o ich czynach, starając się przekazać wszystkie wartości, jakimi kierowali się jej mama i tata. Dziewczynka zafascynowana była światem ninja. Fuu uczyła więc ją. Dużo opowiadała historii o świecie, legend o starych dziejach. Zachowane kunaie i shurikeny wykorzystywały do nauki walki bronią, walka wręcz również Chi nie była obca. W młodym sercu dziewczyny, pod wpływem tych wszystkich opowieści, wyrobił się jej własny światopogląd. Marzyła o tym, aby być jak ci wielcy wojownicy, którzy poświęcają własne życie dla dobra ogółu, a potem stają się bohaterami legend i baśni oraz wielkimi wzorami do  naśladowania. Wiedziała skąd pochodzi, jakie ma korzenie i co może potrafić. Bardzo chciała władać nas kryształem, który jej matka miała w posiadaniu. Chciała być kimś wielkim, znanym, kochanym. Chciała być znana jako Kryształowa Kunoichi z Kraju Ziemi. Wiele razy Fuu pokazywała jej czego w przyszłości być może się nauczy. Pokazywała jej kryształ, a za każdym razem miłość do niego i chęć posiadania do w Chiyo rosła. Dla niej kryształ stawał się czymś czymś szczególnym i pięknym, tak pięknym jak może być, i jaka powinna być, dusza każdego człowieka. Chiyo to czuła, ale Fuu zawsze brutalnie sprowadzała ją na ziemie, mówiąc, że to nie możliwe i nikt nie może sprawić, aby ludzie tacy właśnie byli. Pech jednak chciał, że Chi i tak wiedziała swoje, miała plany i marzenia, które chciała zrealizować, choćby nie wiem co. Miała bardzo dobrą duszę, Fuu bała się, że kiedyś ją to zawiedzie.
Długo nie mówiła jej o Akademii Ninja. Dopiero kiedy skończyła szesnaście lat stwierdziła, że już pora. Chiyo nie była zła, była jej wdzięczna, że w końcu się o tym dowiedziała. Długo się nie zastanawiała, widziała w tym swoją szansę rozwoju,  której tak bardzo pragnęła. Niedługo potem razem ze swoją ciotką wyruszyła w długą podróż, w połowie jednak rozstały się, gdyż kobieta nie mogła dalej z nią ich. Chi obiecała, że wróci, a wtedy zadziwi ją swoimi umiejętnościami i tym jak bardzo się wyszkoliła. Chciała jej tak podziękować za opiekę, miłość i wszystko co dla niej zrobiła. W końcu traktowała Fuu prawie jak swoją własną matkę. Do Akademii, w swoją dalszą podróż ruszyła z nadziejami, że pozwoli jej to zrealizować swoje marzenia i zmienić, polepszyć życie wielu ludzi.

Ostatnio edytowany przez Chiyo Kiyoshi (2014-11-15 23:34:17)

Offline

 

#277 2014-11-15 22:51:54

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

Chiyo. Nie można powiedzieć, aby Prolog Chiyo, bo tak owa młoda kunoichi miała na imię, było jakoś szczególne.  Niby jest w nim wszystko co powinno być, ale jakoś nie mogę się oprzeć, że czegoś brakuję. Pierwsza sprawa z władzą nad kryształem zdobywa się ją dopiero po rozpoczęciu gry na początek masz tylko dostęp do zwoju z technikami klanowymi.  Nie podoba mi się fakt, który był wałkowany niemal w każdym prologu czyli utrata rodziców, już sam ten fakt można raczej uznać za szczególne dzieciństwo. Bardzo fajny motyw z celem, jednak wydaję mi się że trochę zbyt mało konkretów w całym opowiadaniu i przez to jest dość krótkie. Prolog zaliczony na 20 Pkt, zapraszam do następnej sali
Edit: Jest lepiej 30 Punktów

Shai znów oklepany standard ze śmiercią ojca, ale po za tym fragmentem historia dość oryginalna i fajnie napisana. Mimo wszystko mogła by być ciutek dłuższa, mógłbyś napisać np. co się działo u twojej matki czym tak właściwie handlował twój ojciec. Też wydaję mi się że fragment z tym jak jako jedyny ocalałeś z katastrofy jest nieco pozbawiony emocji  jak na tak tragiczne wydarzenie.. prolog zaliczony przyznaje Ci 30 punktów i zapraszam do następnej sali

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2014-11-16 12:28:33)

Offline

 

#278 2014-11-21 22:54:49

Yukina

Klan Senju

Zarejestrowany: 2014-11-02
Posty: 383
Klan/Organizacja: Senju
KG/Umiejętność: Mokuton
Ranga: Weteranka
Płeć: Kobieta
Wiek: 19 lat

Re: Sala #1 - Prolog

[...] życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć. - Éric-Em­manuel Schmitt
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Narodziny
Był rok 155, zaczął się zimowy poranek. W raz z pierwszym opadem śniegu urodziła się  Yukina Senju. W jej narodziny, zaczął się cudowny dzień to dzisiaj mieli mianować nowego Lorda kraju wiatru. Co prawda nie był to szczególny dzień dla kraju Ognia, ale wszyscy mieli nadzieję, że wybiorą kogoś godnego zaufania. Rodzice dziewczynki prowadzili spokojny żywot i tak samo jak reszta oczekiwali wyborów. Gdy było już po wszystkim, rodzice spojrzeli na małą. Miała duże zielone oczy i krótkie, kasztanowe włosy.
- Może się skończą wojny, ale będziesz musiała być silna. Zostaniesz chlubą klanu tak jak Katsuro – uśmiechnęli się do niej, a ona patrzyła na nich lekko zdziwionym wzrokiem w końcu była małym niemowlęciem. Jej rodzice dużo od niej oczekiwali, będzie musiała kiedyś ich oczekiwaniom sprostać.
                                                     Dorastanie 
W jej drugie urodziny rodzice zaczęli zajmować się jej techniką walki. Poprzez różne zabawy próbowali nauczyć ją samych podstaw. Kiedy miało to nastąpić zawsze była radosna i pełna młodzieńczego zapału. Bardzo chętnie się z nimi bawiła.
Było to dla niej przyjemne, choć po każdej zabawie padała zmęczona. Tak trenowała przez następne lata. Sama od momentu pierwszych treningów bardzo się zmieniła. Miała długie włosy, które mama wiązała jej w wysoką kitkę. Była średniego wzrostu i  szczupłej postury. Nosiła na sobie fioletową tunikę i krótkie czarne spodenki. Zawsze pozostawała miła i otwarta dla innych.
Bawiła się z rodzicami tak parę kolejnych lat. W międzyczasie jej rodzina dostawała telegrafy o obecnych wydarzeniach. Gdy zagrożenie robiło się coraz poważniejsze tym bardziej męczące były jej treningi. Pewnego dnia, przestało jej się to podobać za wielkie wymagania przed nią stawiano. Choć dzięki ciężkiej pracy, poprawiła jej się celność i precyzja, a także szybkość to i tak dla niej było za dużo. Położyła się na trawie w geście rezygnacji. Tata postawił ją z powrotem na nogi i kazał wrócić do wcześniejszej pracy. Wtedy miała sześć lat. Źle wspominała ten dzień, pokłóciła się wtedy z ojcem. Po raz pierwszy doznała negatywnych emocji, zmienił jej się pogląd na świat. Również tamtego dnia dowiedziała się o tym, że teraz skończą się zabawy i będzie trenować jak normalny shinobi w końcu poznała podstawy, teraz się tylko dokształcała by lepiej jej poszło w Akademii do której rodzice chcieli ją wysłać . Gdy tylko została ona założona, wpadli na pomysł
, że będzie się tam uczyć jak dorośnie. Teraz musiała nieść na barkach ich oczekiwania.  Codziennie starała się im sprostać, nawet zaczęła drobne szkolenia walki kataną. Dobrze jej szło z początku, ale im większa presja tym coraz bardziej nie mogła. Mimo wszystko dawała radę. Miała wtedy 9 lat.  Jako młoda dziewczynka starała się, aż pewnego dnia zobaczyła jak tata podszedł do niej ze smutną miną.
- Muszę odejść na jakiś czas … dzisiaj zaczynamy podboje Kraju Gorących Źródeł. Niestety, ale będę musiał się stawić jako shinobi.
- Tatusiu to znaczy, że kiedy wrócisz ?- popatrzyła na niego niewinnymi oczami. Nie chciała by coś mu się stało, już wcześniej wiedziała z telegrafów, że to się szykuje, ale żeby tak szybko. Tata popatrzył na nią smutnie co prawda nie zamierzał ginąć, ale obiecać jej tego nie mógł.
- Yukina musisz być dzielna, nie daj się im . Uważaj na Uchiha w końcu wiesz jak zmarł bohater naszego klanu prawda ? Widzimy się może niedługo, a może za dłuższy czas, ale obiecaj mi, że spełnisz moje i twojej mamy marzenie, o zostaniu chlubą klanu – popatrzył na nią troskliwym wzrokiem, ale mówił poważnie. Patrzyła na niego pełna w tamtej chwili strachu o niego. Przytuliła się do niego, wiatr rozwiewał jej łzy, które ciekły jej strumieniami w obawie, że go utraci. Odsunął ją lekko od siebie i znikł. Została sama w sali treningowej. Rok później okazało się, że nastąpił przewrót władzy w kraju Żelaza. Zamknęli granice , widocznie kraj Ognia pokazał pazurki. Odłożyła list z powrotem na stół i wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu mamy. Znalazła ją samą w ogrodzie. Była w zapłakanym stanie, jej włosy były w nieładzie, a z oczu lały się strumienie łez. Podeszła do niej szybkim krokiem i czule objęła.
- Mama … Coś się stało ? - Zapytała niemalże szeptem. W końcu miała tylko 10 lat jak na taki wiek dużo rozumiała, ale od dnia w którym jej tata zniknął przestała dopuszczać złe informacje. Kobieta spojrzała na nią smutnym wzrokiem, była zakłopotana.
- Córeczko.... pamiętasz tą wyprawę? Mam nadzieję , że tak. Przykro mi to mówić, lecz  stało się najgorsze - spojrzała na nią czułym wzrokiem. Nie chciała mówić jej tego wprost, choć i tak wiedziała, że się domyśli. Dziewczynka zamilkła, popatrzyła na kobietę teraz jej tak obcą. W oczach miała przerażenie, wyrwała się z uścisku i zaczęła biec w stronę drzwi ogrodowych, chciała pobiec do reszty osób z klanu. Nagle oplotły ją liczne gałęzie nieruchomiejąc ją. Przeciwko temu jutsu nie miała szans. Stanęła jak wryta, jedyne co robiła to dała upust emocją, zaczęła krzyczeć, potem upadła gwałtownie  na ziemie. Własna mama ją uśpiła. Kolejne lata spędziła trenując w sali treningowej, a trwało to do jej 15 urodzin. Wtedy nadal pamiętając osobę którą kiedyś kochała zaczęła się zbierać. Szykowała się do Akademii w końcu miała do spełnienia marzenie rodziców.
                                                               Podróż
Parę miesięcy przed 16 urodzinami ruszyła z rodzinnego domu. Pełna zapału, który nigdy nie zgasł. Szła przez las, musiała się udać aż na sam koniec kraju. Spakowana była w średniej wielkości czarny plecak. Włosy miała spięte w długą kitkę. Wyglądała dużo dojrzalej niż z lat dziecięcych. Przy sobie miała swój miecz, którym władała dosyć dobrze. Odrzuciła katanę na której się uczyła, gdy była młodsza. Srebrne, długie obusieczne ostrze jej się spodobało od pierwszego wejrzenia. Był to miecz jednoręczny, który przypięty do jej paska wyglądał niegroźnie, ale w jej rękach mógł być idealną bronią. Szła dalej, mijając górskie szczyty zachowała szczególną ostrożność.
- W tej części grasują rozbójnicy- pomyślała spokojnie,a gdy zaczął się zakręt wyjęła swój miecz. Wyczuła czyjąś obecność. Miała rację, gdy przeszła parę drobnych kroków, zauważyła postacie w czarnych strojach. Ruszyła do ataku, natarła do nich z szybkością zamachnęła w kierunku nich ostrzem. Błysnęło światło. Jeden leżał na ziemi z raną w brzuchu.. Widząc to zaatakowali mnie,ale obroniła się i w drugiego wbiła ostrze, a gdy napadł ją trzeci ostatni z rozbójników, kopem w tył powaliła go. Wyjęła delikatnie ostrze i to był błąd oberwała w brzuch, zgięła się w pół . Kolejny cios tym razem mocniejszy. Splunęła krwią, odwróciła się do niego i podcięła mu nogi, a potem wycelowała w niego mieczem. Obok niej stanął nieznajomy chłopak i zabrał jej miecz. Szarpnął ją za rękę i szli dalej zostawiając ich samych sobie. Coś jej nie grało - Kim on jest - pomyślała. Przyjrzała się tajemniczemu nieznajomemu. Nie widziała go wcześniej.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytała bez ogródek. Patrzyła na niego ze spokojem.
- Nazywam się Suezo Uchiha. Widziałem Ciebie po drodze , zmierzasz do Akademii?
- Tak zmierzam, chcę spełnić marzenia najbliższych – powiedziała bez emocji, Uchiha no proszę . Miała go na oku.
- A ty kim jesteś ? - spytał się szybko.
- Yukina Senju – powiedziała normalnie.
-Dlaczego ich zaatakowałaś? Przecież mogłaś zginąć – powiedział do niej po czym spojrzał na nią. Nie znał jej, ale nie chciał, żeby stała jej się krzywda. Po powiedzeniu tego pociągnął ją dalej za rękę.
- Wiem, ale zostałam wyszkolona do tego by w razie przeciwności losu móc powstrzymać osoby, które nie używają jutsu- odwróciła ku niemu wzrok, po chwili dodała – Przestaniesz mnie ciągnąć, sama też potrafię iść – puścił ją, ale nie przestawał się na nią patrzeć – to nie tłumaczy dlaczego ich zaatakowałaś – powiedział jej.
-Mieli złe intencje wobec mnie, a nie chciałam dać się zaskoczyć. Od razu uprzedzę twoje następne pytanie odnośnie skąd to wiedziałam. Po prostu po pewnym wydarzeniu mogę to robić – nie odwracała od niego wzroku, mówiła na spokojnie sięgając do swoich wspomnień sprzed lat.
- Nie będę wnikać w to wydarzenie, ale widać, że potrafisz się obsługiwać mieczem – powiedział po czym uśmiechnął się do niej – Co teraz zamierzasz? Chcesz podróżować razem ? - Po czym wyciągnął ku niej dłoń na znak zgody. Popatrzyła na niego niepewnie. - Nauczyłam się nim władać, gdy stwierdziłam, że katana jest dla mnie nieodpowiednia.. Co do tej zgody i podróżowania razem, przydałaby się osoba, która mi pomoże w okolicznych walkach, więc chce – odparła z lekkim uśmiechem na buzi, a w międzyczasie uścisnęła jego wyciągniętą dłoń. Puścił jej dłoń – jesteśmy chyba jedyną taką parą … Uchiha i Senju – uśmiechnął się – Nie traćmy czasu, chodźmy. - Popatrzyła na drogę, jeszcze daleko do Akademii – Pewnie masz rację mówiąc, że jesteśmy jedyną taką parą. Czeka nas daleka droga, a na stanie nie możemy sobie pozwolić – ruszyła szybszym kokiem przed siebie.
Przebrnęli przez trasę bez problemów. Zajęło im to co prawda parę dni, ale w końcu dotarli. Stali przed Akademią, posłała mu uroczy uśmiech i pewnym krokiem weszła do środka.

Ostatnio edytowany przez Yukina (2014-11-21 23:19:27)


http://25.media.tumblr.com/tumblr_m8tu1z9vnk1r922azo1_500.gif

Offline

 

#279 2014-11-22 20:33:29

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #1 - Prolog

Był rok 155, zaczął się zimowy poranek. W raz z pierwszym opadem śniegu urodziła się  Yukina Senju. W jej narodziny, zaczął się cudowny dzień to dzisiaj mieli mianować nowego Lorda kraju wiatru.

152 rok - mianowanie III Lorda Feudalnego Kraju Wiatru -> http://www.ninjaclanwars.pun.pl/viewtopic.php?id=3384.
    Druga sprawa do akademii, dociera się zazwyczaj nieprzytomnym w ten sposób jej położenie pozostaje nieznane dla zwykłych śmiertelników i studenci są w niej bezpieczni. Zastanawiający jest też fakt, że rodzice byli bardziej podekscytowani wyborem lorda niż narodzinami własnej córki. Staraj się na przyszłość utrzymywać konwencje podtytułów  w swoim poście, albo umieszczasz je na środku albo po lewo tudzież po prawo, ale wszystkie w jednym miejscu. Zdarza Ci się też czasami robić podwójne spacje, a czasem o nich zapominasz, ale generalnie nie czyta się tego źle jak w niektórych przypadkach. Co do telegramów mam mieszane uczucia bo staramy się utrzymać na forum konwencje z nieco wcześniejszych czasów jednakże w sumie ciężko określić co się w tym świecie znajduję a co nie patrząc na mange/anime.
   Teraz nieco pozytywów fajnie, że wplotłaś istniejące postaci do prologu(mam nadzieje że Seuzo się na to zgodził). Cieszy mnie też fakt, że chociaż przejrzałaś wydarzenia rozgrywające się na forum i znalazły się w twoim prologu chociaż nie zawsze zgodnie z prawdą. Długość prologu pierwszy raz od dłuższego czasu spełnia nieco wyższe kryteria.
   Nie pozostało mi nic innego jak ocena twojej pracy, która wynosi 44 punktów, zapraszam do następnej sali.

Offline

 

#280 2014-11-30 01:16:49

Izumi

Zaginiony

51565348
Skąd: Racibórz
Zarejestrowany: 2014-11-22
Posty: 90
Klan/Organizacja: Samotnik[Kuran Sen]
KG/Umiejętność: Kuran Sen
Ranga: Członek Klanu
Wiek: 18

Re: Sala #1 - Prolog

-A więc, pragniesz poznać moją historię jak się tu znalazłam? Dobrze więc opowiem ci jak to ze mną było.

   Moja historia zaczyna się w malutkiej wiosce, leżącej na obrzeżach puszczy. Była to starej architektury wioska z drewnianą palisadą. Kształt wioski przypominał okrąg z centralną częścią w środku. W tym przypadku był to mały placyk, na środku którego znajdowała się fontanna z pomnikiem kobiety z rozpostartymi skrzydłami ptaka. Mój rodzinny dom znajdował się blisko centrum wioski. Rodzice byli dobrze usytuowani, ale nawet mając wystarczająco dużo pieniędzy nie chcieli opuszczać rodzinnej wioski. Ojciec był lekarzem natomiast mama była prostą gospodynią. Wraz z Ojcem często odmawiała modlitwy do boga Jashina, który prawdę mówiąc nie przypadł mi do gustu. Ale cóż każdy ma jakiś przodków i należy się im szacunek, więc z duma nosiłam nazwisko klanowe oraz srebrny medalion.     
-Z tego co pamiętam w domu zawsze panowała przyjemna atmosfera. Rodzice byli według mnie dobrymi ludźmi. Ale ich ufność oraz wiara w to iż każdy człowiek jest dobry moim zdaniem była zbyt wielka.


   W dniu kiedy skończyłam dziewięć lat wszystko nabrało sensu. Moja wrodzona nieufność i wrogość do ludzi znalazła potwierdzenie.
    Od miesiąca panowała ostra zima, najstarsi mieszkańcy wioski nie pamiętają takich mrozów. Ponad to kurczyły się zapasy opału, a wyjście do lasu mogło się skończyć tragicznie. Wygłodniałe wilki czekały tylko jak ktoś nierozważny opuści bezpieczne schronienie. Atmosfera była bardzo napięta mieszkańcy by przeżyć byli gotowi na wszystko.
   Obudził mnie krzyk palących się ludzi, gdy wyjrzałam przez okno z przerażeniem zorientowałam się że wioska płonie. Zbiegłam po schodach by powiadomić rodziców o tym co się dzieje, ale nikogo nie było w domu. Wpadłam w panikę nie wiedziałam co robić. Padłam na kolana i zaczęłam cichutko łkać. Po krótkiej chwili poczułam jak dym wypełnia pomieszczenie w którym przebywam. Przerżnie i panika wzięły nade mną górę nie potrafiłam się ruszyć z miejsca. Widziałam jak ogień powoli rozprzestrzenia się po budynku. Gęsty dym ranił oczy oraz drogi oddechowe leżałam na ziemi czekając na śmierć. Bałam się bólu, cierpienia, samotności, płonący dom zaczął trzeszczeć i powoli się rozpadał. Z poddasza spadały płonące deski jedna z nich upadła kilka centymetrów od mojej głowy. Wtedy jakiś dziwny łańcuch wiążący mnie pękł, a ja zrozumiałam że jeśli chce przeżyć muszę sobie radzić sama. Wybiegłam z płonącego domu nie oglądając się za siebie biegałam, prześlizgiwałam się w najciemniejszych i najbrudniejszych zakamarkach nie zważając na fakt co tam się znajdowało, parłam do przodu. Mijałam sterty cierpiących lub już nie żyjących ludzi nie zawahałam się ani na chwilę biegłam przed siebie. Liczyło się tylko moje życie nic poza tym, gdy dotarłam do bramy głównej spostrzegłam, że owa była w drzazgach. Czyli to nie był przypadkowy pożar tylko atak na naszą wioskę. Nie było czasu na rozmyślanie nad tym, gdyż nie miało to najmniejszego sensu. Wydostałam się z tego Piekła to się w tej chwili tylko liczyło.
   Stałam na polanie przed wjazdem do wioski moje bose stopy pokrywała warstwa lodowatego śniegu, który przynosił ulgę. Moje ciało było w kiepskim stanie liczne oparzenia i rany były nie do zniesienia. Na dodatek jestem w obszarpanej koszulce na ramiączkach, a wokół panuje ostra zima.
  Moje życie cudem uratowane było znów zagrożone. Nie znalazłam żadnych ocalałych z mojej wioski czyżby tylko mi udało się przeżyć to piekło? I w tej chwili uświadomiłam sobie co straciłam dom, rodzinę wszystko co darzyłam miłością odeszło.
   I tak wkroczyłam do lasu pełnego niebezpieczeństw, odmieniona i z wolą walki, tylko czy mój organizm to przetrwa? Mój całonocny marsz był wyczerpujący dodatkowo rany i przeżycia z ubiegłego dnia wciąż dawały o sobie znać. Byłam wykończona, padłam na śnieg w gęstej pierzynie tego puchu zasnęłam. Nie czułam bólu ani zimna.




   -Ciepło... Gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? Otworzyłam delikatnie oczy, nie czułam zimna jedynie ciepło.
-Znalazłam cie nieopodal mojej chaty. Byłaś wykończona, ranna i potrzebowałaś pomocy.
-Kim ty jesteś? I dlaczego mi pomogłaś? Przypomniałam sobie wszystko co się stało. Starałam się udawać twarda i hardą, by się nie rozpłakać przed obcą mi kobietą.
-Nazywam się Lin i jestem medykiem.
-Dziękuje za ratunek, nazywam się Izume i pochodzę z wioski która została wczoraj zaatakowana. Czy jestem jedyną ocalałą? A może widziałaś innych?
-Przykro mi dziecko nie widziałam innych. Możesz tu zostać jeśli chcesz. Na razie i tak się nigdzie nie ruszysz bo jesteś zbyt osłabiona i panuje zima, więc nie przetrwasz sama w lesie.
- Dziękuję za opiekę, z przyjemnością zostanę.
    Lin była młodą kobietą o długich kruczoczarnych, prostych włosach. Średniego wzrostu drobnej budowy ciała. Byłą klasycznie piękną kobietą o charakterystycznych pełnych życia fioletowych oczach. Nosiła kimono wygląd
   Z dnia na dzień stawałyśmy się sobie bliższe, z początku nie pytałam dlaczego mieszka sama w chacie pośrodku puszczy. Ale w końcu ciekawość wzięła górę i podczas wieczornej rozmowy naprowadziłam ją na ten temat.
   - Dlaczego mieszkasz pośrodku puszczy sama?
  - Cóż zastanawiałam się kiedy zaczniesz zadawać tego typu pytania. Chyba czas przedstawić ci moją historię.
   -Należałam do potężnego, bogatego klanu, byłam córką ich przywódcy, miałam wszystko czego zachciałam. Po ukończeniu szkoły ninja wyszkolona w sztuce zabijania. Zostałam skierowana na wojnę. Z początku nie dostrzegałam tego, ale w końcu to pojęłam. Klany walczą o władzę nikt nie liczy się z losem jednostek, które giną w tej bezsensownej wojnie. Postanowiłam nauczyć się sztuki medycznej by móc ratować życie. Ojcu się to bardzo spodobało, wówczas nie znał jeszcze mojego zdania na temat wojny. Gdy po kilku latach doskonalenia się jako ninja-medyk, ruszyłam na pole bitwy, by tam się sprawdzić. Nie chciałam osobiście tego, lecz Ojciec naciskał. Po wygranej i krwawej wojnie postanowiłam, że nie mam zamiaru tak żyć i wyznałam Przywódcy klanu  swoje zdanie na temat Bezsensownych Wojen. Zostałam wygnana za zdradę, i tak po długiej  tułaczce po świecie znalazłam się tutaj. Dotarły do mnie plotki że Ojciec ułaskawił mnie i rozesłał gońców z tą wiadomością. Nawet wszczął poszukiwania, i za informację o mnie sowicie płacił. Jednak ja nie miałam zamiaru wracać. 

Zapadło długie milczenie ogień w palenisku cichutko skwierczał.
   Gdyby tej nocy ktoś podkradł się do chatki ukrytej wśród drzew, i zajrzał przez malutkie okienko zobaczył by dwójkę kobiet rozmawiających ze sobą, skąpanych w blasku przygaszającego ogniska.
  - Lin, dziękuje ci za szczerość.
Na twarzy czarnowłosej kobiety malował się uśmiech, po chwili wstała i podeszła do swojej podopiecznej i przytuliła ją mocno.
   Kilka dni później postanowiłam zapytać Lin czy zechciała by uczyć mnie o naturze chakry, oraz o ziołach i innych medykamentach ratujących życie. Tak zaczęła się moja droga ku zostaniu ninja.



Sześć lat później.
   Nauka przebiegała dość sprawnie, wiele się przez ostatnie lata nauczyłam od Lin, która obecnie była moją nauczycielką oraz siostrą, której nigdy nie miałam. Zastępowała mi rodzinę, byłam szczęśliwa z życia. Często opuszczaliśmy naszą małą chatę i udawałyśmy się na targ do wioski, która leżała nieopodal lasu. Sprzedawałyśmy głównie zioła i własnoręcznie zrobione maści i syropy, za pieniądze z sprzedanego towaru kupowałyśmy niezbędne rzeczy do domu.
Moje życie spędzałam głównie na nauce o medycynie, walce wręcz, a także doskonaliłam się w używaniu broni dystansowej. Wieczory zawsze spędzałyśmy przy ognisku poświęcone rozmowie.
Lin w końcu poruszyła wrażliwy dla mnie temat odnośnie mej dalszej kariery.
  - Izumi, masz niebywały talent, oraz intrygującą moc w sobie chciała bym byś dalej się kształciła. Dlatego namawiam cię byś wkroczyła w szeregi ninja.
-Rozumiem że to dla mnie będzie dobra droga w kierunku dalszej edukacji, ale czyż nie sama mi wpajałaś że świat ninja jest bezlitosny. Ty nie potrafiłaś wystąpić przeciwko niemu i zaakceptować tego. Dlaczego myślisz że mi się uda?
  -Siostrzyczko wiem co mówiłam, ale to były moje przeżycia. Możliwe że jestem zbyt słaba psychicznie by nosić taki ciężar, ale uwierz mi w życiu Ninja są też i dobre aspekty. Wiem że doradzam ci drogę, która jest niełatwa do przejścia i niewielu potrafi ja pokonać, ale wierzę w ciebie. Wiem że łatwo się nie poddasz i będziesz walczyć do ostatniego tchu. Od urodzenia przecież jesteś idealnym kandydatem na ninje, ponadto w swoim krótkim życiu doznałaś wiele cierpienia i samotności, a mimo wszystko walczyłaś i twa wola przetrwania jest imponująca.   -Dziękuje za wiarę we mnie. Postanowiłam spróbuje swoich sił! Nie musiałam się długo rozwodzić nad tym pomysłem na życie. Rzeczywiście życie obciążyło mnie wielkim bagażem doznań, ale wśród nich były też takie które warto zapamiętać.
   Nazajutrz miałyśmy się rozstać nie wiadomo na jak długo, i czy w ogóle się jeszcze zobaczymy.


    -Niedoczekanie moje, pech czy klątwa, moim śladem podąża Kostucha, ostrząc kosę na moich przyjaciół. Smutne czyż nie?


   Obudził mnie zapach dymu, gwałtownie wstałam i zorientowałam się że dach pożerają płomienie. Dym okrutnie ranił drogi oddechowe, a oczy łzawiły z przerażeniem spostrzegłam że Lin nie ma w łóżku. Usłyszawszy dźwięki dobiegające z podwórka chciałam wybiec, lecz drzwi były czymś zaklinowane. Postanowiłam działać szybko wybiłam okno jednym z krzeseł, zabezpieczywszy się przednio kuchennym nożem, by w razie czego zaatakować przeciwnika. Wyskoczyłam zwinnie przez okno wylądowałam miękko, na pokrytym śniegiem podwórzu. Zauważyłam że Lin była trzymana przez dwóch oponentów, w czasie gdy trzeci zdzierał z niej ubranie by się do niej dobrać.
Poczułam jak wzbiera we mnie obrzydzenie do nich, nawet nie zareagowali na trzask zbijanego okna, a na moje szczęście byli zbyt pochłonięci Lin,więc nawet mnie nie spostrzegli. Wyciągnęłam nóż i podbiegłam do tego który rozbierał moją siostrzyczkę. Wyskoczyłam i chwyciwszy nóż w obie ręce wbiłam mu go prosto w kark. Gdy jego towarzysze byli oszołomieni nagłym zgonem ich kompana zamarli w bezruchu. Lin wyrwała się gwałtownie z rąk oprawców i szybkim ruchem odebrała jednemu z nich kunaia, W następnej chwili cięła bezceremonialnym ciosem w szyję pod gardło. Przeciwnik nie miał szansy na zareagowanie, była zwyczajnie za szybka. 
Ostatni z naszych przeciwników dobył już swej broni, była to katana, kilkakrotnie za młynkował nią w powietrzu świadczyć to mogło o jego wprawie posługiwania się owa bronią. Kilka sekund minęło, Lin podskoczyła do mnie, zastawiła mnie ciałem spojrzała w oczy uśmiechnęła się, i z niesamowita prędkością robiąc zwody zaatakowała. Przeciwnik o dziwo zachował spokój wymiana ciosów, była niesamowita oboje poruszali się niewiarygodnie szybko. Walka toczyła się na wyrównanym poziomie, patrzyłam na nią z podziwem, w końcu ktoś popełni błąd i tak też się stało. Przeciwnik zlekceważył niedbały zamach Lin, która precyzyjnie wymierzyła i rzuciła w oponenta kunai, ten nie zdążywszy zareagować przyjął śmiertelny cios prosto w serce. Padł na kolana zaś kruczoczarna kobieta z poszarpanym kimonem naprzeciwko niego stała. Dzieliło mnie od niej jakieś pięć metrów, zobaczyłam że Lin odwraca się w moją stronę z uśmiechem na twarzy. Podbiegłam do niej co sił, padłam jej w ramiona szlochając cichutko obie po chwili klęczałyśmy przytulając się co sił. Usłyszałam przeraźliwe rechotanie stłumione przez nadpływającą krew do ust.
  - Jeszcze nie zdechłeś? Wstałam spojrzałam mu prosto w oczy, pojawiła się w nich iskra zrozumiałam, że nie zdążę uniknąć kunai lecącego w moja stronę. Lin była jednak szybsza zawirowała w powietrzu przyjmując cios na siebie. Złapałam ją i obie upadłyśmy na ziemie,  ułożyłam ją na plecach spojrzałam pytająco ona zaprzeczyła. Poczułam jak łzy zalewają mi oczy nie potrafiłam tego powstrzymać wyszeptała jedynie „- Kocham cię... siostrzyczko''. Zamknęła powieki, a jej piękne fioletowe oczy stały się puste na świat.
Jej słowa cały czas słyszałam w głowie przepełniona żalem tuliłam się do niej, jak kocie do matki 
- Haha  zdechła  suk*
Nie wiem kiedy znalazłam się tak blisko niego, ale zorientowałam się że kunai nie trafił serca tylko nieco niżej. Delikatnie go wyciągnęłam za młynkowałam nim, a następnie nie  zważając na fakt że mój przeciwnik nie mógł się poruszać usiadłam na nim by nie wiercił się zanadto. Zbliżyłam ostrze do jego twarzy i zaczęłam krwawą zemstę, jego wycie było dla moich uszy rozkoszą.
   Gdy by ktoś podkradł się tej nocy do płonącej chaty pośrodku lasu ujrzał by trzy trupy i dziewczynkę z nożem kaleczącą niemiłosiernie swoja ofiarę.


   O wydarzeniach w lesie z tamtej nocy już słychać było niestworzone opowieści wśród ludu. Zamieszkującego okoliczne wsie krążyły plotki o wiedźmie i jej uczennicy, które przyzwały demony i spłonęły żywcem bo ich gniew był okrutny.


   Postanowiłam żyć tak by nie żałować swoich błędów, wyruszyłam w daleką drogę do akademii. Wiedziałam mniej więcej gdzie ona się znajduje, Lin mi opowiadała o drodze, więc postanowiłam udać się do kraju pól ryżowych by tam spotkać się z moim przeznaczeniem.


-Poznałeś moją historię o tamtych wydarzeniach. Postanowiłam zostać Ninja i wstąpić do waszej organizacji.

Ostatnio edytowany przez Izumi (2014-12-04 22:01:50)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset vhs w polsce