Ogłoszenie


#41 2015-01-08 00:21:36

Yamasu

Klan Uchiha

19483948
Zarejestrowany: 2015-01-05
Posty: 4

Re: Sala #3 - Trening

Pchnął mocno drzwi wchodząc do kolejnej sali. Szybki rzut okiem po pomieszczeniu wystarczył, aby przekonać się, że służy ona do treningu. Wyposażenie sali i kilkunastu innych ćwiczących swe umiejętności młodych ninja nie pozostawiało złudzeń. Znalazł sobie kawałek wolnego miejsca i zaczął się rozgrzewać przed główną częścią treningu. W sumie już długi czas nie sprawdzał swoich umiejętności. Podczas życia na ulicy pierwszorzędną rolę grała zwinność. Wolał unikać walki, potrafił dać komuś w kość, jednak zawsze mógł trafić na silniejszego. Mimo tego, że został zaciągnięty do tej całej Akademii siłą, miło będzie się sprawdzić i może też nauczyć czegoś nowego. Skończył się rozciągać i już miał zaczynać ćwiczyć kiedy uświadomił sobie, że w sumie to on nie wie co chce trenować.


Konoha Senpū


Siadł na podłodze podpierając głowę rękami. Nie chciało mu się szukać jakiegokolwiek mistrza, który mógł mu doradzić coś w dziedzinie technik, poza tym nie miał ochoty wykonywać poleceń jakiegoś staruszka, którego lata świetności już dawno minęły. Siedział tak obserwując innych ninja, aż w końcu wpadł na pewien pomysł. Wstał, podchodząc do ćwiczącego na środku sali chłopaka. Przystanął na chwilę nieopodal niego przyglądając się temu co robi. Wyskakiwał w górę i wykonując obrót wyprowadzał kopniaka w powietrze.
Odezwał się upierdliwy głos w jego głosie: Na pierwszy rzut oka nawet nieźle wygląda.. I  boleśnie. Wypadałoby się tego nauczyć, o ile nie wyrżniesz w ziemię przy tym obrocie..
Zamknij się, mógłbyś spróbować być bardziej pomocnym, przynajmniej czasem.
A co ja teraz robię? Doradzam Ci w kwestii techniki, żeby Ci tyłka nie skopali.
Yamasu ponownie skupił się na ćwiczącym chłopaku odsuwając na bok wszystkie myśli, w tym upierdliwy głos.
- Cześć, długo się tego uczyłeś? Wygląda na skomplikowaną technikę. - Odezwał się podchodząc do chłopaka.
- Coś Ty.. TaiJutsu to łatwizna. - Uśmiechnął się, w odpowiedzi wyciągając rękę na powitanie. - A ta technika nazywa się "Konoha Senpū", chodź, nauczę Cię. - Yamasu wysłuchał uważnie wszystkiego co powiedział mu chłopak. Technika wydawała mu się banalnie prosta, a zarazem była całkiem groźna, jednak nie przewidział jednego.. Zazwyczaj to, co w teorii wydaje się proste, w praktyce wręcz niewykonalne. Powtarzając sobie w myślach jeszcze raz wszystkie instrukcję podskoczył starając się wykonać obrót. No właśnie.. starając. Podłoga aż zadudniła kiedy jego ciało zderzyło się z jej twardą powierzchnią. Połowa ćwiczących adeptów rzuciła pełnym politowania spojrzeniem w jego stronę.
Ha! Miałem rację. Jak tak dalej będą Ci się nogi plątały to za wiele nie osiągniemy.
Zignorował irytujący głos i podźwignął się stając na nogi.
- Też tak zaczynałem. Będzie lepiej. - Chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy wpatrywał się w niego. Pewnie czekał na rezygnację Yamasu, ale ten nie miał zamiaru się tak łatwo poddawać. - Do dzieła. A tak w ogóle, jestem Yamasu.
Następne kilka godzin spędził na doskonaleniu techniki. Zaliczył jeszcze dwa upadki, ale przynajmniej nie musiał się zmagać z szyderczymi spojrzeniami innymi adeptów. Chyba po prostu przyzwyczaili się do głuchego odgłosu uderzenia i skupili uwagę na swoich ćwiczeniach. Po długim treningu czuł, że może przystąpić do nauki kolejnej techniki.

Oboro Bunshin no Jutsu


Podziękował chłopakowi za pomoc i odwrócił się chcąc odejść. Jednak jego tymczasowy nauczyciel widocznie miał jeszcze jakąś sprawę do niego bo już po chwili poczuł dłoń na ramieniu.
- Hej, nie uciekaj jeszcze. - Z początku chciał się wywinąć i pójść odpocząć po ciężkim treningu, ale słysząc życzliwość w głosie chłopaka postanowił zostać, może nauczy go czegoś jeszcze. - Poczekaj jeszcze chwilę, zmrok daleko, a z jedną nauczoną techniką nie wypuszczą Cię ot tak z Akademii. - Yamasu zastanowił się chwilę. Nauczył się techniki ofensywnej, przydałoby mu się coś służące do obrony lub przynajmniej dezorientacji wroga.
- Zamęczysz mnie na śmierć tymi ćwiczeniami. - Po twarzy przebiegł mu cień uśmiechu. - Wiem już jak dać komuś popalić, znasz jakąś technikę, która by zdezorientowała przeciwnika?
- Niestety nie. Moja droga to TaiJutsu, uczę się jak spuścić komuś łomot. Jeśli chcesz nauczyć się tych wszystkich śmiesznych sztuczek zamiast normalnej walki, znajdź moją siostrę. Ona się w to bawi. Poznasz ją po różowej kokardce we włosach.
- Dzięki za wszystko, trzymaj się. - Pożegnał się z chłopakiem i omiótł wzrokiem całą salę w poszukiwaniu różowej kokardy. Mignęła mu w rogu sali, skierował się w tamtą stronę patrząc po drodze na innych adeptów. Zastanawiał się czy wybiera dobre techniki, w sumie wszystkie robiły wrażenie.
- Cześć. Jestem Yamasu, Twój brat powiedział mi, że możesz mnie czegoś nauczyć. - Uśmiechnął się do niej czekając na odpowiedź. Po kilkunastu sekundach zaczął się niecierpliwić. Czuł się nieswojo widząc wpatrzoną w niego dziewczynę, która nawet nie raczyła się do niego odezwać.
- To klon. - Usłyszał za sobą rozbawiony głos. Odwrócił się widząc identyczną dziewczynę.
- Klon? - Wydukał zdumiony. Jeszcze nie widział nikogo kto tworzył swoje klony, najwyraźniej ominęła go przyjemność poznania kogoś władającego tą techniką.
- To jedna z technik GenJutsu. Możesz stworzyć mnóstwo klonów, którym ataki przeciwnika nie są w stanie nic zrobić. Chcesz się nauczyć?
- Jasne. - Kiwnęła na niego palcem pokazując, aby poszedł za nią, najwidoczniej potrzebowała nieco więcej miejsca. Przyjrzał się dziewczynie, była nawet ładna.
Niezły tyłek.
Usiłuje się skupić na nauce dość trudnych technik..
Oddychać też ma czym.
- Okej, słuchaj uważnie. Ta technika wymaga skupienia, przynajmniej do momentu kiedy ją dobrze opanujesz. - Zaczęła tłumaczyć mu na co powinien zwracać uwagę tworząc klony. Tak samo jak z pierwszą techniką, ta też nie wydawała mu się trudna. Domyślał się już jak mu pójdzie w praktyce..
- Próbuj! - Wdzięcznym głosem zachęciła go do działania. Skupił się. Z TaiJutsu sprawa była prosta, wystarczyło tylko ruszać kończynami, tutaj już zaczynały się schody. Musiał zebrać w sobie chakrę. Zamknął oczy wyciszając się. Nigdy wcześniej nie korzystał z chakry, nie wiedział nawet jak ją z siebie wykrzesać. Postanowił sobie ją wyobrazić. W myślach stworzył sobie jej przybliżony obraz, już po chwili miał gotową wizję. Wyobrażał sobie jak krąży po jego ciele wraz z krwiobiegiem. Czuł, że jest wszechobecna, obejmowała każdą cześć ciała. Zbierało jej się coraz więcej i powoli naginała się do jego woli. Spróbował ją złapać i posłać, aby stworzyła pierwszego klona. Z początku wszystko szło dobrze, ale w pewnej chwili poczuł jak chakra mu umyka znów chowając się gdzieś po zakamarkach jego ciała. Spróbował jeszcze raz, znów porażka. Odetchnął głęboko i znów zaczął się starać stworzyć klona. Tym razem coś się zmieniło, poczuł jak część chakry ulatuje gdzieś za jego ciało. Otworzył oczy słysząc okrzyk radości ze strony jego nauczycielki. Przed nim stał jego klon, identyczny jak on.

Narakumi no Jutsu


- Nauczę Cię jeszcze jednej techniki, Narakumi no Jutsu. - Ton jej głosu spoważniał przy wypowiadaniu tej nazwy. - To straszna technika, ale zarazem bardzo skuteczna. Wyciąga na wierzch najgłębiej skrywane lęki. - Przysłuchiwał się gdy tłumaczyła mu jak ją wykonać. Oprócz kontroli nad chakrą musiał opanować jeszcze jedną rzecz - ręczne pieczęcie. Dziewczyna pokazała mu jak powinny wyglądać, jednocześnie dodając:
- Musisz użyć tej techniki na sobie. Jeśli nieostrożnie ją tutaj wykorzystasz możesz nasłać na wszystkich ćwiczących iluzje ich lęków, mogłoby się stać coś strasznego. - Stanęła obok niego gestem zachęcając go do próby wykonania techniki. Yamasu nie śpieszył się, najpierw kilka razy ułożył z dłoni pieczęcie, później kilkakrotnie zebrał w sobie chakrę na próbę i dopiero przystąpił do nauki samej techniki. Zajrzał w głąb siebie, starał się znaleźć w sobie coś czego się bał. Nie wiedział co ukaże mu wizja, stracił już chyba wszystko więc raczej nie miał się czego bać. Zebrał w sobie chakre i ułożył pieczęcie, przez chwilę poczuł coś wokół siebie, jednak nic większego się nie stało. Zamknął oczy skupiając się jeszcze bardziej. Wziął kilka głębokich i uspokajających wdechów. Ponownie zebrał w sobie chakrę układając jednocześnie pieczęci, posłał zebraną energię na zewnątrz. Nagle wokół niego zaczęły wirować liście.
- Dobry znak, tak miało się dziać. Chyba się udało. - Rzucił pod nosem. Liście opadły a jego oczom ukazał się przerażający obraz. Jednak mylił się, że niczego się nie lęka. Nie był na to przygotowany, odwrócił wzrok przerywając technikę.
- Widzę, że się udało. - Zatroskany głos dziewczyny dobiegł do jego uszu.
- Tak, dzięki wielkie za naukę. - Uśmiechnął się i odszedł od dziewczyny.

Mistrz broni dystansowej


Skierował swe kroki ku części sali wydzielonej do nauki walki z dystansu. Wziął pierwszą lepszą broń i wybrał sobie cel. Trzymając w ręku kunai, rzucił nim do oddalonej o kilkanaście metrów tarczy. Nawet w nią nie trafił, broń z brzdękiem odbiła się od ściany. Rzucił jeszcze kilka razy, z podobnym skutkiem. Zaczął obserwować innych adeptów. Starał się zapamiętywać ich ruchy i wzorować swoje następne rzuty na nich. Zaczął nawet trafiać, co prawda nie od razu w środek, ale już coraz mniej kunai odbijało się od ściany. W końcu postanowił znaleźć jakiegoś mistrza, który udzieliłby mu wskazówek. Po krótkich poszukiwaniach natknął się na jednego. W przeciwieństwie do jego przewidywań, nie był to ledwo ruszający się staruszek. Ciężko mu było ocenić jego wiek, ale na pewno nie przekroczył jeszcze 40 lat. To go jeszcze bardziej zmotywowało do nauki, jeśli mógł osiągnąć tak wysoki poziom w tej sztuce, jednocześnie nie poświęcając temu całego życia, czemu nie? Wysłuchał najważniejszych wskazówek i w końcu zaczął trafiać tam gdzie chciał. Już żaden kunai nie spotykał się ze ścianą. Kiedy już opanował jeden typ broni, zaczął rzucać shurikenami. Z każdą następną bronią szło mu coraz łatwiej, aż w końcu, gdy już opanował każdą z nich stwierdził, że może zakończyć trening.

Ostatnio edytowany przez Yamasu (2015-01-08 00:22:02)

Offline

 

#42 2015-01-08 16:15:00

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Treningi może, nie robią takie wrażenia jak tyłek dziewczyny i wszystko jednak jest na swoim miejscu i da się oddychać chociaż nie jakoś wybitnie głęboko:P Fajny motyw z tymi dialogami, mistrz broni dystansowej za to bardziej klasycznie przez co wygląda krócej, ale też mieści się w minimum. Zapraszam do następnej sali oznaczonej numerkiem #4

Offline

 

#43 2015-01-11 00:37:56

 Misaki

Zaginiony

484442857
Zarejestrowany: 2014-11-16
Posty: 23
Klan/Organizacja: Senju
KG/Umiejętność: Mokuton
Ranga: Członkini Klanu
Płeć: Kobieta

Re: Sala #3 - Trening

Misaki dwie sale miała za sobą. Nie było jej zbyt łatwo opowiadać swojej historii, no ale cóż, tak było trzeba. Teraz przynajmniej mogła skupić uwagę na czymś innym, na treningu. Z nadzieją, że przestanie myśleć o swoim zmarłym przyjacielu, podeszła do tablicy i zaczęła wybieranie technik. Już po chwili oddaliła się z kilkoma zwojami, które zawierały opisy technik.

Kawarimi no Jutsu



Pierwsza technika nie była zbyt skomplikowana. Wymiana miejsc z klonem, lub przedmiotem za pomocą chakry. Ninja używali jej non-stop w walkach. Ale no tak, pieczęcie! Złożenie pięciu różnych pod rząd nie było najprostszą rzeczą. O płynnym przechodzeniu z jednej do drugiej nie było mowy na tym poziomie, mogła jedynie nauczyć się ich pojedynczo. Od tego też zaczęła. Nie były jej zupełnie obce. Wiele razy widziała każdą z nich na oczy. Teraz jednak, kiedy sama musiała takie wykonać, nie były już takie proste. Zaczęła żmudny trening podstaw. Gdy już opanowała potrzebne pięć na poziomie zadowalającym, przeszła do drugiej części. Przygotowała sobie manekina, którego ustawiła przed sobą. Zamknęła oczy i starała się skupić swoją chakrę. Po chwili dołożyła do tego pieczęcie. Okryła ja chmura dymu, jednak nie przyniosło to oczekiwanego efektu. No trudno, nikomu nie udaje się za pierwszym razem! Dlatego też, próbowała kolejny i kolejny raz. Kiedy w końcu się udało niemal skakała z radości. Pierwsza technika w jej życiu, to jej pierwszy krok w świecie ninja. Chwilę odpoczęła, po czym znowu spróbowała użyć Kawarimi, by upewnić się, że to nie był tylko fart. Po tym przeszła do kolejnej techniki.

Dainamikku Entori



Przyszedł czas na coś prostszego. Techniki taijustu nie wymagają używania chakry. Biorąc pod uwagę to, że ma problemy z jej kontrolą, to nawet całkiem dobrze. Dainamikku Entori nie jest zbyt skomplikowane. Nie ma jednak mowy o wykonaniu tego bez rozgrzewki. Krążenia głową, ramionami, nogami, skłony, skrętoskłony, później trochę przysiadów, żeby rozgrzać mięśnie, na koniec próba zrobienia wyciąganki. To by właściwie było na tyle. Teraz pora na trochę teorii. Musiała wyskoczyć z niewielkiej odległości, żeby nie stracić na sile uderzenia. Odległość dwóch metrów powinna wystarczyć. Jeżeli chciała uderzyć prawą nogą, to powinna wybić się z lewej, po czym ją podkulić. Dodatkowo, dynamiczne wypchnięcie prawej ręki przed siebie, powinno nadać jej pędu. Z tą wiedzą przystąpiła do prób. Najpierw kilka uderzeń w powietrze, potem w cel, uwzględniając wszystko, co wcześniej przyszło jej do głowy. Pierwsze próby zadały więcej obrażeń jej, niż manekinowi, ale to jej nie zniechęcało. Próbowała aż do skutku, a gdy wreszcie zaczęło jej wychodzić, przeszła dalej.

Bunshin no Jutsu



Spośród trzech pozostałych technik, ta wydawała się najprostsza i najbardziej przydatna, toteż Misaki właśnie ją wybrała. Tym razem trzy pieczęcie, dwie z nich opanowała przed chwilą. Skupiła się więc na tej jednej i starała się jej nauczyć. Kiedy uznała, że jest gotowa, przeszła do ich połączenia. Nie było tak trudno jak poprzednio. Zmienianie ich szło jej już trochę sprawniej. Trzeba było tylko dołożyć do tego chakrę. W myślach próbowała zobrazować sobie swoją postać i łącząc pieczęcie z chakrą starała się stworzyć iluzję siebie obok. Chmura dymu, którą wytworzyła, po opadnięciu ukazała jej karykaturę, która ledwo chwiała się na nogach. Dziewczyna zniszczyła ją, po czym starała się wytworzyć kolejne klony, tym razem dłużej skupiając chakrę. Kiedy kopie zaczynały w dużym stopniu przypominać oryginał, stwierdziła, że już prawie skończyła. Stworzyła jeszcze jedną, ostatnią podobiznę siebie i uznała, że to koniec nauki technik na dzisiaj.

Mistrz broni dystansowej



Nareszcie coś naprawdę prostego. Coś, co nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności i nawet jest przyjemne. Walka w zwarciu jest do kitu, więc Misaki postanowiła nauczyć się walki na dystans. Najpierw rozejrzała się za kunaiami i shurikenami. Gdy już je zdobyła, udała się na tor treningowy. Szeroki wybór celów w formie manekinów i tarcz prawie ją przytłaczał. Postanowiła obrać za cel tarczę, która znajdowała się w odległości 10 metrów od niej. Pamiętała, co mówił jej przyjaciel, że najważniejsze jest odpowiednie spięcie mięśni w momencie, w którym się rzuca. Wzięła do ręki bronie i zaczęła salwę na swojego niezbyt żywego przeciwnika. Gdyby którykolwiek pocisk chociaż spadł w okolicy tarczy, to już byłoby coś. Kilka godzin zajęło dziewczynie rzucanie bronią. Zakwasy gwarantowane, ale było warto. Zaczęła trafiać, czasami nawet blisko środka. Po wszystkim zebrała sprzęt i udała się do sensei'a, by pokazać mu efekty pracy.

Offline

 

#44 2015-01-11 12:46:25

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Bardzo podobne momentami do poprzedniego treningu, jednak w sprytny sposób używałaś synonimów. Zapraszam do następnej Sali i do tworzenia KP, zresztą kto jak kto, ale ty procedury powinnaś znać ;)

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2015-01-11 12:46:48)

Offline

 

#45 2015-01-11 13:09:15

Yoshiro

Martwy

50579205
Zarejestrowany: 2015-01-10
Posty: 206
Klan/Organizacja: Wyrzutki
Płeć: Męzczyzna
Wiek: 24

Re: Sala #3 - Trening

Zostałem skierowany do sali numer dwa. Byłem ciekaw, co czeka mnie tym razem. Po przekroczeniu progu byłem nieco zdziwiony, pomieszczenie wydawało się nieco... puste. Dłużej nie zwlekając podszedłem to dość dużej tablicy wiszącej na końcu pokoju. To na niej napisane zostały polecenia, jakie każdy uczeń akademii musi wykonać. Już stało się jasne, moim zadaniem jest nauczenie się trzech umiejętności zwanych jutsu. O żadnym z nich wcześniej nie słyszałem, ale prawdopodobnie to jedne z łatwiejszych.

Kawarimi no Jutsu
        Na ziemi leżało wiele zwojów, dlatego zacząłem szukać tego podpisanego Kawarimi no Jutsu. Po znalezieniu go od razu wziąłem się za trening. Przeczytałem, że jest to technika pozwalająca zamienić się miejscami z dowolnym przedmiotem. Uznałem, że może być bardzo użyteczna. Pierwszą rzeczą, której należało się nauczyć do pełnego opanowania umiejętności były pieczęcie. Na te jutsu składało się pięć różnych pieczęci. Bez ceremonii, zacząłem składać ręce w pierwszą pieczęć. O dziwo, nie było to aż takie trudne, na jakie mogłoby wyglądać. Dziesięć, może dwadzieścia minut i trzy z nich były za mną, został jedynie pies i wąż. Nie było to jednak problemem, z nimi również poszło dość szybko. Następnym etapem była sama czynność zamiany z przedmiotem. Potrzebowałem rekwizytu, dlatego wziąłem jeszcze jeden, losowy zwój i położyłem go około trzy metry od siebie. Zacząłem skupiać swoją energię w jeden punkt w swoim ciele, musiałem zgromadzić jej dosyć dużo. Za pierwszym razem miałem wrażenie, że zgromadzonej chakry nie jest wystarczająco, dlatego powtarzałem tą czynność kilkukrotnie, aż poczułem że jej ilość wystarczy do wykonania techniki. Potem zacząłem równomiernie rozprowadzać ją po całym swoim ciele, bez wyjątku. Bardzo ważne było, żeby w każdej cząsteczce mojego ciała była jej identyczna ilość. Oczywiście, musiałem rozgospodarować całą zgromadzoną chakrą, nie mogłem jej zostawić. Skupiłem się na zwoju leżącym obok, zacząłem się na niego patrzeć bezustannie, nawet nie mrugnąłem. Następnie, postarałem się przenieść całą energię na zewnątrz mojego ciała, w miejsce gdzie leży rekwizyt. Niespodziewanie udało mi się to zrobić już za trzecim razem, jednak uznałem że nie robię tego wystarczająco szybko, dlatego kontynuowałem trening zarówno pieczęci, jak i samej techniki. Po kilkunastu minutach stwierdziłem, że jestem gotów na następną technikę. Uznałem jednak, że dobrym pomysłem byłby odpoczynek. Wykorzystałem dużo chakry, więc przydałoby się zregenerować przynajmniej jej część.


Dainamikku Entori
        Minęło około dwadzieścia minut, był to wystarczający odpoczynek. Wstałem i znowu wybrałem się w stronę tablicy, pod którą leżały zwoje. Jestem zwolennikiem walki wręcz, dlatego tym chciałem wybrać tego typu jutsu. Padło na Dainamikku Entori , które polegało na kopnięciu oponenta z wyskoku prosto w szczękę. W przeciwieństwie do technik NinJutsu, ta nie potrzebowała żadnych pieczęci, dlatego od razu przystąpiłem do treningu samej techniki. Bardzo ważny w tej umiejętność był wyskok, w końcu musimy uderzyć przeciwnika w szczękę. Ten z kolei, może mieć więcej niż dwa metry wzrostu, dlatego skok musi być odpowiednio wysoki. W skrócie, chciałem być przygotowany na wszystko. Obserwowany z boku mogłem wyglądać dziwnie, stałem w miejscu i próbowałem skoczyć jak najwyżej potrafię. Trwało to kilkanaście minut, aż wyczerpałem swoje siły i musiałem chwilę odpocząć. Nie trwało to jednak długo, chwilę później znów byłem gotowy do treningu. To "dziwne" skakanie potrwało jeszcze kilka minut, aż uznałem że mój wyskok jest odpowiednio dobry. Następnie spróbowałem zrobić to samo, ale z rozbiegu. W tym przypadku poszło szybciej, bieg pomagał wybić się w powietrze. Ostatnim elementem było wyprowadzenie odpowiedniego ciosu w locie. Kluczowe było ułożenie stopy, która spodem musiała uderzyć prosto w szczękę przeciwnika. Poskakałem jeszcze trochę próbując dobrze to zrobić. Na początku nie wychodziło najlepiej, jednak z czasem zaczęło wyglądać całkiem dobrze. Po kilku tuzinach prób byłem już pewny, że opanowałem tą umiejętność niemal do perfekcji, dlatego zaprzestałem dalszego treningu. Postanowiłem odpocząć trochę przed następnym.


Konoha Senpu
        Odzyskałem część sił, w związku z tym postanowiłem przystąpić do treningu kolejnego jutsu. Udałem się pod tablicę ze spisem i wybrałem odpowiedni zwój. Po raz kolejny postanowiłem się nauczyć czegoś do walki wręcz, tym razem padło na Konoha Senpu. Podobnie jak poprzednia umiejętność, nie wymagała ani pieczęci, ani gromadzenia chakry. Również było to kopnięcie, jednakże ta technika mogła trafić w dowolne miejsce na ciele przeciwnika i wykonywało się je poprzedzając obrotem. W gruncie rzeczy, jej wykonanie było całkiem podobne do poprzedniej. Od razu wziąłem się za trening, pominąłem ćwiczenie samego wyskoku, ponieważ opanowałem poprzednio. Przeszedłem od razu do trudniejszej części, a mianowicie wziąłem się za trening obrotu i kopnięcia. Sam cios musiał się rozpoczynać podczas obrotu, tak aby nabrać rozpędu i uderzyć z większą siłą. Kluczowy był moment, w którym należy zacząć rozprostowywać nogę. Bez dalszego zwlekania, wziąłem się za ćwiczenia praktyczne, które na początku wychodziły mi beznadziejnie. Postanowiłem się nie poddawać i postanowiłem kontynuować trening aż do osiągnięcia oczekiwanych efektów. Na zwoju technika wyglądała na całkiem prostą, w rzeczywistości było jednak nieco inaczej. Wymagała ode mnie dużo siły, szybkości i koordynacji, dlatego ciężko było ją wykonań idealnie. Po wielu próbach, zaczęło to wyglądać dość dobrze, jednak nie był to jeszcze ten wymarzony efekt. Kontynuując trening cały czas starałem się wyeliminować wszelkie błędy i niedoskonałości, aż w końcu mi się udało. Po długim i ciężkim treningu opanowałem technikę TaiJutsu. Jak po każdej, postanowiłem trochę odpocząć.


Mistrz Broni Białej
        Pozostało mi już tylko nauczyć się zwykłej umiejętności, nie wymagającej chakry, ale za to dużo treningu. Spojrzałem za tablicę ze spisem i od razu wiedziałem, którą wybiorę. Jako, że zawsze interesowałem się bronią białą, bez zastanowienia wziąłem się za tą o nazwie Mistrz Broni Białej. Jak sama nazwa wskazuje, polega na ulepszeniu naszych ruchów w walce z mieczem w ręku. Żeby wziąć się za trening, potrzebowałem odpowiedniego rekwizytu. Podszedłem do stołu, na którym leżały różne rodzaje broni i wybrałem najzwyklejszą katanę. Uznałem, że to ona będzie najlepsza do tego typu treningu. Wziąłem broń w dłoń i ruszyłem na drugi koniec sali, gdzie było więcej miejsca. Wykorzystując doświadczenia z dzieciństwa było mi łatwiej. Można powiedzieć, że większość mam już za sobą, jednak w ramach treningu postanowiłem poprawić swoje umiejętności. Zacząłem wykonywać różne ciosy i cięcia, których nauczyłem się kiedyś. Byłoby wiele łatwiej, gdybym miał jakiegoś przeciwnika. Mimo tego kontynuowałem walkę kataną. Cięcia w powietrzu zdawały się nie przynosić żadnych efektów, dlatego rozejrzałem się na jakimś manekinem lub czymś podobnym. Jak na życzenie, znalazłem odpowiedni rekwizyt i zacząłem trenować ciosy na nim. Były to najróżniejsze ruchy, starałem się unikać monotonności. Cięcia zarówno poziome, jak i pionowe zostawiały wyraźne ślady na manekinie. Mimo, że nie nauczyłem się zbyt wiele, czułem że opanowałem umiejętność. W związku z tym przerwałem trening i odniosłem katanę na miejsce, w którym się znajdowała. Wiedziałem, że w jakiś sposób będę oceniany, dlatego wstrzymałem się z opuszczeniem sali do tego czasu. Wolny czas przeznaczyłem na odpoczynek.

Ostatnio edytowany przez Yoshiro (2015-01-11 18:36:31)


http://i.imgur.com/LXSXbxc.png

Offline

 

#46 2015-01-11 19:23:28

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Akcept nie będę się rozpisywał, zapraszam do następnej sali.

Offline

 

#47 2015-01-12 20:20:47

 Kimari

Zaginiony

8253161
Zarejestrowany: 2014-12-06
Posty: 153
Klan/Organizacja: Kiyoshi
KG/Umiejętność: Shōton
Płeć: Meżczyzna
Wiek: 16

Re: Sala #3 - Trening

Podczas czteromiesięcznej podróży z Mitsuki dowiedziałem się wielu rzeczy, dotyczących ninjutsu i chakry. Niestety, nie pozwoliła mi na żadne ćwiczenia, czy studiowanie technik związanych z „baterią shinobi” z wyjątkiem jej odblokowania. Niemniej, czas spędzony z nią można uznać za owocny.
Gdy przekroczyliśmy próg akademii, zostaliśmy natychmiast eskortowani przez zamaskowanego mężczyznę z dziwnym symbolem na ramieniu. Jak się później okazało, owy emblemat należał do mojego klanu. Zostałem przedstawiony dyrektorom i sensei'om tejże placówki oraz zapoznany z niebezpieczeństwami, które niesie ze sobą podążanie ścieżką ninjutsu. Pomimo tego, ostatecznie postanowiłem dołączyć do społeczności shinobi.
    Kolejne trzy i pół miesiąca spędziłem na głębszym poznawaniu świata, w jakim przyszło mi żyć: relacji pomiędzy danymi krajami , stosunkami poszczególnych klanów oraz co jest misją każdego shinobi.
W trakcie szkoleń przystosowywaliśmy nasze ciała do przepływu wewnętrznej energii. Poprawne przyswojenie owej techniki wzmacniało siłę zadawanych ciosów oraz pomagało w wykonywaniu zwinnych ruchów. Prędko przekonałem się, że jak wszystko na świecie, za używanie jej płaciliśmy pewną cenę. Ze względu na nasze małe pokłady chakry, szybko ulegaliśmy zmęczeniu, a czasem nasze kończyny odmawiały posłuszeństwa.
    Dzisiaj nadszedł czas ostatniego egzaminu, który czynił mnie przynależnym światu shinobi i pozwalał opuścić teren akademii. Czasami zastanawiałem się, czy mój ojciec szedł tą samą ścieżką. Czy jego Kenshi-sha była równie niepoczytalna kunoichi? Czy doświadczał zarówno ekscytacji, jak i zdenerwowania? Pytań było coraz więcej. Brakowało znacznej ilości odpowiedzi…
Moje rozmyślania przerwał głos z sali numer trzy. Nadszedł czas.
    Sala egzaminacyjna nie była większa, niż zwyczajne pomieszczenie do nauki. Naprzeciwko drzwi stały cztery mahoniowe podesty, na których spoczywały zwinięte zwoje. Każdy nich zawierał inny znak: ninjutsu, taijutsu, genjutsu oraz sukiru. Wszystkie z umiejętności były unikalne, nieporównywalne, posiadające swoje przeznaczenie. Spoglądnąłem ponad nimi, w kierunku otwartej przestrzeni. Dostrzegłem mały staw oraz potężne drzewo wiśni, które posiadało dziwne ślady: kora była zniszczona, jednocześnie wewnętrzna struktura nie wyglądała na naruszoną. Obok wieczystego pomnika przyrody znajdowało się pole treningowe, wraz z tarczami do celowania oraz sprzętem potrzebnym do sztuki kenjutsu.
    Gdy tylko mój wzrok ponownie spoczął na tajemniczych zwojach, wewnętrzna ciekawość zaczęła pożerać mnie od środka. Walczyłem z nią przez kilka niemiłosiernie długich chwil. Naprawdę. 
Nogi same poniosły mnie ku podestom, a niezauważalnie drżące ręce otworzyły pierwszy zwój. Każdy z nich zawierał inne techniki. Ninjutsu zawierał ogólny opis trzech technik: Kawarimi no Jutsu, Henge no Jutsu oraz Bunshin no Jutsu. Taijutsu mówił o Dainamikku Entorī, Konoha Senpuu, Konoha Raiken, natomiast genjutsu rozpatrywał niezwykłość Narakumi no Jutsu, Oboro Bunshin no Jutsu, Kasumi Juusha no Justu. Umiejętnościami, które mogłem poznać, były: chodzenie po drzewach, bądź po wodzie, mistrzostwo w broni białej lub dystansowej. Gdy odłożyłem ostatni zwój, usłyszałem niezaprzeczalnie znajomy głos, dobiegający z pola treningowego.
Wybierz trzy techniki… Chip! I jedną umiejętność, której chcesz się nauczyć. Chip! Podejdź tu, gaki! Chip! – Wypowiedź była wielokrotnie przerywana przez odgłosy towarzyszące czkawce. Głos kobiety wydawał się wtedy niezmiernie cienki oraz wysoki.
Chwileczkę, czy instruktor jest pijany? To niemożliwe, przecież żaden szanujący się shinobi nie zjawia się pijany na służbie. Musiałem się przesłyszeć. Wziąłem głębszy oddech i podążyłem za poleceniem egzaminatora. Zabrałem ze sobą trzy jutsu, które wydawały mi się odpowiednie oraz jeden z zwój z ostatniego podestu., po czym skierowałem się do drzewa sakury.
    Gdy znalazłem się na łonie natury, ujrzałem znajomą sylwetkę. Pod wiśnią, z butelką sake oraz talerzykiem mochi siedział mój strażnik: Mitsuki Orihara. Jej wygląd nie zmienił się, odkąd widziałem ją ostatni raz. Z wyjątkiem rumieńców na policzkach, które zapewne pojawiły się na wskutek nadmiernego spożycia alkoholu. Kiedy tylko zbliżyłem się do instruktorki, od razu zostałem obdarzony jej jakże trzeźwym spojrzeniem.
- Posłuchaj… Chip! Twoim zadaniem jest się, chip! Nauczyć tych technik, a ja mam ci… Chip. Chip! Pomóc. Jeśli  nie będziesz  czegoś wiedział, chip , w co wątpię, przyjdź do mnie, chip. Pokażę ci, gaki, jak to się robi. Chip! - Skierowałem wzrok ku zwojom. Powinienem zapoznać się z ich zawartością i opanować opisywane techniki. Z doświadczonym shinobi, zadanie nie powinno sprawić problemu. Chociaż patrząc na jej stan, nie wygląda na szczególnie pomocną. Mimo wszelakich dobrych chęci.
- Co się stanie, jeżeli nie opanuje tych technik? – Zadałem pytanie za milion yenów. Czy moje życie się skończy? Czy zostanę odesłany do akademii?
- Zobaczysz. Chip! – Zaśmiała się kilkukrotnie, czkając jak opętana. - Teraz  zostaw mnie z moją kochaną sake-chan i mochi-kunem. Jedynie oni, chip! Mnie rozumieją! - Myślałem, że dziwniej nie może być. Myliłem się. Zaczęła przytulać butelkę i kołysać w ramionach talerz ze słodyczami. Czymże naraziłem się bogom, że skazali mnie na te krzywdy?
Bunshin no Jutsu

Postanowiłem darować sobie bezproduktywną dyskusję i powróciłem do zapisanych zwojów. Na pierwszy ogień przeznaczyłem Bunshin no Juts. Według opisu Bunshin no Jutsu było techniką rangi D i służyła do tworzenia dywersji. Klony, które powstają na wskutek działania techniki stanowią jedynie iluzję, nie posiadają materialnego ciała, nie mogą tworzyć technik ani poruszać przedmiotów. Zmiana naszego wyglądu nie wypłynie na wizualną powłokę klonów. Warto pamiętać, że osoby z dojutsu oraz ludzie posiadający zdolności sensoryczne potrafią rozróżnić kopię od oryginału. Pomimo tego, odpowiednie użycie techniki pozwala zaatakować przeciwnika z zaskoczenia. Aby ją wykonać, należy użyć następujących pieczęci: Hitsuji – baran, Hebi – wąż, a także Tora - tygrys.
Nie czekając dłużej, postanowiłem spróbować swoich sił. Pamiętając o odpowiedniej ilości chakry, zacząłem składać odpowiednie znaki, które umożliwią użycie jutsu. Nagle zostałem otoczony kłębem siwego dymu. Nie pomyślawszy o wstrzymaniu oddechu, wciągnąłem do płuc grafitowy opar i momentalnie poczułem przeraźliwe pieczenie w gardle. Krtań kilkukrotnie skurczyła się, a z oczu popłynęły łzy niedoświadczonego adepta. Zacząłem kaszleć.
Na domiar złego, z oddali dobiegał śmiech znanej mi kunoichi.
Z czego się śmiejesz, wariatko!? – Obrzuciłem ją poirytowanym  spojrzeniem, uspokajając oddech i machając w powietrzu ręką. Dym był gęsty i zwarty. Nie miał ochoty ustąpić mi miejsca, jednak nikt nie działał tak mi na nerwy tak, jak Mitsuki.
- Z twojego klona, gaki! Chip! Użyłeś za dużo chakry , chip! Wiec, chip, wyszedł dosyć nieżywy! - O czym ona mówi? Przecież postąpiłem według instrukcji. Może za dużo wypiła? Postanowiłem się upewnić w kwestii mojej podobizny. Niestety, pijaczka miała rację. Nie stanąłem twarzą w twarz z idealnym doppelangerem, a zaledwie z białą postacią, której pisane było wyzionąć ducha. Nie wytrzymałem i kopnąłem swoją nieudaną kopię, która po kontakcie z moją nogą gwałtownie wybuchła, wzbijając w powietrze tuman kurzu.
- Jeszcze raz, a ty ani słowa! -  krzyknąłem do Mitsuki, celując w nią palcem, jakby zaraz miała z niego wystrzelić błyskawica. Upewniłem się, że używałem odpowiednich pieczęci i postanowiłem uznać radę niekontaktującej ze światem kunoichi, a więc mniej chakry. Po parunastu próbach i zużyciu znacznych pokładów mocy, udało mi się poprawnie wykonać technikę. Aby być pewnym swojego sukcesu, uczyniłem to po raz wtóry.
- Bunshin no Jutsu. – Niby na wezwanie, okolica utonęła w grafitowych oparach. Wstrzymałem oddech, dostrzegając trzy idealne kopie.
- Długo ci, chip! To zajęło! Szybciej, bo przez ciebie spędzę tutaj… Chip! Cały wieczór. - Czy ona naprawdę chce, bym zrobił użytek z jej ukochanej butelki? Mógłbym na przykład przylepić do niej wybuchową notatkę i spożytkować w formie fajerwerk. Niestety, faktycznie muszę się pośpieszy. Im szybciej sobie z tym poradzę, tym mniej czasu z nią spędzę. Kolej na Henge no Jutsu.

Henge no Jutsu

Henge no Jutsu jest intrygującą techniką, która wprawdzie posiada rangę D. Pozwala użytkownikowi na zmianę w osobę, którą się znało lub widziało. Podczas wykonywania techniki nie można być w ruchu, a jakiekolwiek obrażenia anulują jej działanie. Tym razem potrzebne są pieczęci Inu - pies, I – dzik, a także  Hitsuji – baran. Ilość potrzebnej chakry to ponad dwa razy więcej, niż niezbędnej do stworzenia jednego klona. Sztuka nie wydawała się trudna, a korzyści płynące z możliwości używania tego jutsu były kuszące. Niestety posiadałem pewien problem – kogo postać powinienem przyjąć? Mój wzrok mimowolnie powędrował ku ucinającej sobie drzemkę, fankę sake. Tak, zemsta będzie słodka. Zapłaci za wszystko! Rozpocząłem ćwiczenie znaków do techniki. Po parunastu minutach uznałem, że w zadowalającym stopniu opanowałem wykonywanie pieczęci potrzebnych do jutsu. Wyobraziłem sobie Mitsuki, po czym szepnąłem pod nosem:
Henge no Jutsu. – Natychmiast zostałem okryty kłębem dymu, jednak odczułem pewną zmianę. Gdy opary się rozrzedził, szybko podszedłem do stawu, przyglądając się swojemu „arcydziełu”. Niestety, nie wyszło. Wciąż miałem krótkie włosy, chociaż przybrały fioletową barwę. Rysy twarzy zmieniły się wystarczającym stopniu, lecz oczy były szmaragdowe, a nie piwne. Uszczypnąłem się w ramię, chcąc uwolnić się od iluzji. Zniknęła w trybie natychmiastowym. Prędko kucnąłem przy małym zbiorniku wody, zastanawiając się, cóż uczyniłem źle. Przecież użyłem odpowiedniej ilości chakry, a wygląd wskazanej osoby pamiętałem aż zbyt dobrze.
Usłyszałem szmer, który przerwał intensywne rozpatrywanie błędów wszelakich.
- Za mało koncentracji, baka - powiedziała Mitsuki, obracając się na drugi bok i jeszcze mocniej przytulając butelkę. Zaraz, skąd ona wiedziała, co zrobiłem źle? Przecież spała! Wyprostowałem się, spoglądając ku kobiecie. Lepiej wrócę do ćwiczeń, nie próbując pojmować sensu rozumowania istoty zwanej Mitsuki Orihara. 
Dobrze! Według jej rady powinienem bardziej skupić się na technice. Logiczne. Jeszcze raz, długie, fioletowe włosy, czarny strój z kaburą przy lewej nodze oraz jej twarz z szalonym spojrzeniem miodowych oczu. Nic trudnego. Z tym obrazem w pamięci, zacząłem składać kolejne pieczęcie.
Henge no Jutsu.
Kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem w stawie prawdziwie idealne odbicie Mitsuki.
Właśnie wtedy kiedy poczułem zapach alkoholu, ktoś zarzucił mi ręce na szyję.
- Kimari-chan, nie wiedziałam, że masz o mnie takie fantazje. Nigdy jeszcze tego nie robiłam ze sobą, ale jak chcesz, możemy  spróbować. Co o tym sądzisz, Ki-ma-ri-chan?
Czy ona powiedziała to, o czym myślę? Nie, to alkohol przez nią przemawia, nic więcej.
- O-o czym ty mówisz? N-nie wiesz c-co to pe-pe-pedo-fi-filia? - Przestań się jąkać, przecież jej propozycja to nic wielkiego. To znaczy, jak ja mam zareagować na jej propozycje? Gdyby chciała, mogłaby mnie zgwałcić! Powinienem zacząć się bać?
- Oooo? Ale ja tylko mówię o wspólnym piciu, Kimari-chan. Czyżbyś pomyślał o czymś innym? Wiesz, Kim-chan, nie sądziłem, że jesteś taki zboczony. Ale rozumiem, hormony buzują, a jedyną, którą uznajesz za atrakcyjną, jestem ja? Cóż, klątwa mojej boskości i bycia seksowną bywa uciążliwa. Już wcale się nie staram, a młodzi i tak za mną szaleją.
Chciała się tylko napić sake? Wie, że póki nie skończę osiemnastu lub nie zostanę pełnoprawnym shinobi, nie mogę pić. Zresztą, czemu zacząłem od razu myśleć o tym drugim? Pomocy!
- J-ja w-wcale o t-tym nie m-myślałem! – Jąkałem się jak opętany. – Masz o sobie zbyt wysokie mniemanie! K-kto chciałby „t-to” z tobą robić. N-na pewno nie ja! – Gdy tylko słowa wyszły z moich ust, odwróciłem głowę, chcąc ukryć rumieniec, oblewający moją twarz. Dlaczego ta kobieta musi być taka kłopotliwa?
- Kim-chan, wyczuwam, że jesteś sfrustrowany seksualnie. Ale skoro nie chcesz w tym mojej pomocy, bo obracasz się w tamtą stronę, to już ci nie pomogę - powiedziała, po czym ze zrezygnowaniem wzruszyła ramionami. Wzięła kolejny kolejny łyk ryżowego trunku. Czy właśnie zasugerowała…?
- Ja nie jestem... - nie było mi dane dokończyć, gdyż mi przerwała.
…jeszcze gotowy by się przyznać? Mitsuki-nee-chan rozumie. A teraz chodźmy się uczuć Kawarimi no Jutsu, bo je wybrałeś prawda? Już nie mogę się doczekać. - Jak na komendę, wyjęła z kabury trzy kunai. - Nie ma czasu na ponowne czytanie zwoi, użyj swojej pamięci. I pamiętaj! Nie unikaj moich zabawek! Gotowy? Zaczynamy!

Kawarimi no Jutsu

Nie byłem gotowy, ale to nie powstrzymało jej od rzucania śmiercionośnymi narzędziami.
    Kawarimi no Jutsu - technika, która pozwala na podmianę z przedmiotem, dzięki czemu możemy uniknąć ataku przeciwnika. Na przykład jutsu, bądź dużej liczby broni. Obiekt musiał być jedynie wystarczająco duży, by kunai się w niego wbił. Nie może być w ruchu. Niestety, nie pamiętałem ostatniego ze znaków.
Hitsuji - baran, I – dzik, Ushi - wół, Inu – pies, a także... Nie pamiętam! A moje życie od tego zależy! Tora - tygrys?  Może Tatsu – smok?
- Ej Ki-ma-ri-chan! Przecież znasz zasady, więc przestań uciekać i daj się poszatkować jak przystało na mężczyznę! - Krzyczała Mitsuki, rzucając przy okazji kolejnymi narzędziami śmierci. Dlaczego musiałem zapomnieć ostatniego znaku? Spokojnie, przypomnij sobie!
Obok mojej głowy przeleciał kunai. ...Spokojnie, na tyle spokojnie, na ile potrafię... Tastu, Tatsu czemu kojarzy mi się to ze smokiem? Coś co lata? Może Tori - ptak? Warto spróbować, szczególnie, że w moją stronę leci chmara kunai. Hitsuji, I, Ushi, Inu, Tori.
Kawarimi no jutsu! – Krzyknąłem, mając nadzieje, że zamienię się miejscami z manekinem, znajdującym się na placu treningowym. Mija sekunda. Dwie. Trzy. I nic! Wokół mnie przelatują kunaie z notkami, a nauczycielka macha ręką z szerokim uśmiechem, wyjmując kolejne ostrze. Mówiłem już, jak bardzo jej nienawidzę?
Jak najprędzej odepchnąłem się od muru, chcą uniknąć bliskiego kontaktu z wybuchem. Na moje szczęście, podmuch powstały na wskutek eksplozji popchnął mnie do przodu. Wylądowałem w stawie.
Zdejmując z ramienia liść grążeli obiecałem sobie, że kiedyś się zemszczę.
Jeżeli nie Tori, może Uma – koń?
- Dalej, Kimari-chan! Nie chcesz chyba skończyć jak te węże, z których zrobiłam sobie buty, co? – Nie, faktycznie nie chcę. Ale zaraz…. Smok… A może wąż? Wąż! Ostatni znak to Hebi!
Szykuj się, czas na Grande Finale! -  Nim zdałem sobie sprawę z jej słów, w moją stronę mknęła wielka kula ognia. Zacząłem jak najszybciej składać znaki, pożytkując wszystkie ukryte pokłady energii.
- Kawarimi no Jutsu!- Krzyknąłem ile sił w płucach. Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem przed sobą pole treningowe. Gdyby nie ogarniające mnie zmęczenie, zacząłbym skakać z radości.

Gdybym miał więcej siły niż Mitsuki, to bym ją zabił. Gdybym nie był tak głodnym, nie myślałbym o jedzeniu. Niespodziewanie zauważyłem, jak kobieta z problemami zbliżała się do mnie... Zaraz, czy to mochi? Mój brzuch się ze mną zgodził.
- Masz. Zasłużyłeś. - Podała mi do rąk talerz pełny mochi. Tylko coś mi tu nie grało. Zacząłem sprawdzać zapach tych słodkości, czy aby ich nie zatruła, ale ich cudowny aromat sprawił, że mój żołądek skręcił się, przyzwalając na konsumpcję. Ignorując nawoływanie natarczywego narządu, posłałem w stronę kunoichi spojrzenie, które emanowało podejrzliwością.
-Daj spokój, gaki! Nie ufasz mi? - Zamiast odpowiedzi, uniosłem brwi. Mój wyraz twarzy mówił: „A wyglądam, jakbym był chory psychicznie?”
- Dobra! Udowodnię ci, że można mi ufać w sprawie jedzenia. - Zabrała jedno mochi i włożyła do ust. Minęła chwila, potem dwie i wciąż wyczekiwałem, aż upadnie na ziemie, zacznie skręcać się z bólu, aż w końcu umrze śmiercią jaką jej życzyłem. Przeliczyłem się. Ona nadal stała, przerabiała tlen na dwutlenek węgla oraz popijała sake. Nie widząc nic więcej do stracenia, zacząłem pochłaniać słodkości.
- Masz pół godziny na odpoczynek, później dokończymy egzamin i będziesz mógł opuścić mury tej szkoły. - W ramach odpowiedzi jedynie skinąłem głową, gdyż byłem zajęty rozkoszowaniem się przysmakiem.
Chodzenie po drzewach

Po skończonym odpoczynku pozostało już tylko ostatnie zadanie - opanować umiejętność chodzenia po drzewach. Z początku nie wierzyłem w rzeczywistość owej umiejętności. Zdążyłem jednak zauważyć, iż chakra łamie wszelkie zasady, nawet prawo grawitacji. Tym razem dostałem tylko jedną wskazówkę od Mitsuki - „Przekieruj chakrę do nóg i zacznij wbiegać na drzewo”. Nie udzieliła mi wskazówki w sprawie ilość energii, którą muszę spożytkować. Uznała, że mimo wszystko powinienem mieć „niespodziankę”.
Skierowałem wzrok ku kwitnącej wiśni, po czym zacząłem biec w jego stronę, stopniowo rozpędzając się i uwalniając chakrę. Gdy postawiłem nogę na powierzchni pnia, zrobiłem jeden krok. Dwa. Trzy! Liczyłem na rychły sukces, jednak zbyt prędko uznałem własne zwycięstwo.
Miałem okazję bliżej zapoznać się z ziemią. Była twarda.
Ciekawe, cóż tym razem źle uczyniłem? Czyżbym użył zbyt mało chakry? Straciłem koncetrację? Nieważne. Podniosłem się na równe nogi i ponownie stanąłem naprzeciw drzewa. Bieg ponownie zakończył się przytulaniem źdźbeł trawy, ponieważ rozproszyłem się, a konar drzewa pękł.
Usłyszałem krótki i głośny śmiech, który prędko ucichł. Dość! Pokażę tej kunoichi z problemami, że potrafię to zrobić. Wziąłem potężny wdech, po czym pomknąłem w stronę drzewa, przesyłając odpowiednią ilość chakry. Posiadałem tylko jedno zadanie - dostać się jak najwyżej. Kiedy stanąłem nogą na korze, zacząłem powoli „wspinać” się w górę. Chciałem sprawdzić, jak wysoko udało mi się dotrzeć. Niestety, w tym momencie straciłem równowagę i zacząłem spadać. Na szczęście udało mi się zaznaczyć wysokość, do jakiej dotarłem. Po udanym i niemalże bezbolesnym lądowaniu, spojrzałem na swój postęp. Udało mi przejść trzy metry, zanim utraciłem kontrolę.
Potrząsnąłem głową. Nie czas na podziw!
Po paru godzinach prób, upadków i nabiciu sobie tuzina siniaków, udało mi się dotrzeć do celu. Odczuwałem bezgraniczne wyczerpanie. Nieprzerwane używanie chakry bardzo zmęczyło moje ciało, które dzisiejszego dnia wiele przeszło. Kiedy stanąłem na ziemi, spotkałem wzrokiem spojrzenie z Mitsuki, czekając na werdykt. Czy zdałem? Oblałem? Muszę jeszcze raz przejść przez tą samą mękę? Miałem nadzieje, że nie, gdyż nie zniósłbym kolejnego dnia treningu z Mitsuki. Napięcie rosło, a jednocześnie zapadła niezręczna cisza. Nie mogąc dłużej wytrzymać, zapytałem wprost.

- Zdałem? - Niech tylko powie „nie”, to się na nią rzucę i rozszarpię na kawałki.
Zdałeś. Wypad do następnej sali, bo jestem zmęczona. Chyba, że chcesz ze mną odpocząć, Ki-ma-ri-chan? – Gdy kończyła zdanie, właśnie zamykałem drzwi sali. Miałem nadzieję, że już nigdy jej nie spotkam.

Edit 19.01.2015 -> Po prostu miałem dużo niespożytkowanej weny oraz dużo czasu (w końcu ferie! ), a nie dodałem do prologu, bo sądziłem, że to może zmienić ocenę, więc nie chciałem za bardzo mieszać. Trochę też się bałem, że będę musiał zrobić dodatkową KP (dla Mitsuki) bo niby nowa/oc/wątkowa XD i gdzieś tam miałem lęk, iż przesadziłem z długością...nabyłem nawyk rozpisywania się po znajomej, więc spodziewajcie się długich postów z opisami!!! Salo numer cztery szykuj się!!!

Ostatnio edytowany przez Kimari (2015-01-19 20:36:42)




http://i.imgur.com/9r969Mg.png

Offline

 

#48 2015-01-19 17:54:01

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Kimari dodaj proszę nad samym treningiem w formie nie fabularnej  tytuły zawierające nazwę jutsu/umki, której się uczysz jak to zrobisz to możesz przejść do następnej sali. Możesz też dodać te fragmenty swojej historii do prologu, bo mało kto zagląda do sali z treningami. Natomiast wiele osób czyta prologi przed poprowadzeniem sesji. Ogólnie spory szacun, że Ci się chciało uzupełniać tą historie.

Offline

 

#49 2015-01-20 22:48:30

Hisoka

Zaginiony

Zarejestrowany: 2015-01-06
Posty: 10
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 14

Re: Sala #3 - Trening

Wykonawszy zadanie z sali nr 1, Hisoka został wysłany do następnej. Idąc szerokim korytarzem szkoły ninja wypatrywał sali do której ma się udać. Po dłuższym szukaniu, zaczoł się zastanawiać czy się nie zgubił, lecz na końcu jednego z korytarzy znalazł w końcu salę numer 2. „ Do dzieła” pomyślał, po czym otworzył drzwi. Jego oczom ukazała się średniej wielkości sala treningowa. Po środku dojo stał człowiek w stroju treningowym.
- Witaj, dzisiaj będziesz ze mną trenował – rzekł mężczyzna.
- Witaj – odpowiedział Hisoka

  Kawarimi no Jutsu

- Zacznijmy od jakiejś prostej techniki, a mianowicie Kawarmi no jutsu. Technika ta polega na podmienieniu swego ciała z jakimś przedmiotem bądź klonem – nauczyciel mówiąc to wskazał ręką na stojące tuż przy nim kłody drzewa. – Potrafisz składać pieczęcie?
- Oczywiście sensei – odpowiedział chłopiec
Mistrz po pokazaniu młodzieńcowi pieczęci potrzebnych do wykonania techniki, dał znak żeby spróbował ja wykonać. Hisoka próbując składać pieczęcie powtarzał w myślach kolejność.
„To nie powinno być trudne” pomyślał Uchiha. Wzrok skierował na kłodę i rozpoczął składanie znaków oraz kumulację czakry, lecz nic się nie stało. „Co jest grane czemu mi nie wyszło ?”  zastanawiał się.
- Chłopcze, najpierw skumuluj odpowiednią ilość czakry, a nastepnie przystąp do składania pieczęci – pouczył go nauczyciel.
„Taki głupi błąd już na początku nauki ? Niezły początek” myślał Hisoka skiniajac głową na znak że zrozumiał. Kumulując czakrę chłopak wyobraził sobie że podmienia się z pieńkiem miejscami, a następnie rozpoczął składanie pieczęci. Poczuł jak ucieka z niego czakra. Nagle zauważył lecący w siebie kunai . „Cholera, nie zdążę” pomyślał. Nagle znalazł się w miejscu gdzie przed chwilą stał pniak, a pniak leżał z wbitym kunaiem tam gdzie przed chwilą stał on. Nauczyciel pogratulował udanej próby. Po kilkakrotnym powtórzeniu techniki, uzanał że technika została opanowana.

Narakumi no Jutsu

- Skoro opanowałeś już podstawy zajmijmy się następną techniką, Narakumi no Jutsu. Pozwól że ją zademonstruje – rzekł sensei uśmiechając się pod nosem.
Złożył pieczęcie tak szybko że młodzieniec nie zdążył ich rozpoznać. Nagle wokół zaczeły wirować liście a jego wzrok stał się jak by nie obecny. Po czym już nie widział nauczyciela ani dojo tylko swój rodzinny dom a na podłodze plamy krwi. Plamy te prowadziły do ciała leżącego pod przeciwną ścianą. Nim chłopiec zdążył rozpoznać kim jest ranny człowiek iluzja się skończyła, powrotem stał na dojo.
- Co się przed chwilą stało, sensei ? – spytał skołowany
- Ta technika to genjutsu, które stwarza iluzję lęku przeciwnika. Spróbuj wykonać tę technikę.
Po pokazaniu przez nauczyciela pieczęci, chłopak zaczął próbować wykonac ta technikę.
Po skumulowaniu czakry i wykonaniu pieczęci wokół nauczyciela pojawiły się liście, które krążyły wokół jego ciała. Nauczyciel stał osłupiały po czym krzyknął „Kai”. Po krótkiej przerwie przystąpił do kolejnej próby wykonania techniki. Poszła mu ona bez większego problemu, więc nauczyciel przystąpił do nauki następnej.

Kasumi Juusha no Jutsu

Technika ta polega na stworzeniu iluzji użytkownika, która ma na celu zdezorientowanie wroga. Nauczywszy się pieczęci, chłopiec rozpoczął pierwszą próbę wykonania tej techniki. Składanie pieczęci i kumulowanie czakry nie było dal niego problemem, lecz pierwsza próba była nie udana, ponieważ klon był zdeformowany od pasa w dół. Po upomnieniu przez nauczyciela, wyobraził sobię samego siebie podczas składania pieczęci, młodzieniec wykonał drugą próbę wykonania techniki, lecz ona też sakończyła się niepowodzniem. Klon nie był zdeformowany ale nie miał na twarzy blizny takiej jaką ma orginał. "Do trzech razy sztuka" pomyślał młodzieniec, odwołując klona. Tym razem zwrócił większą uwagę na detale podczas wykonywania klona. Efekt był zadawalający dla nauczyciela, ale żeby uznać opanowanie techniki, Hisoka dostał za zadanie wykonać 3 takie klony za jednym razem. Po paru nieudanych próbach, udało się mu. W celu potwierdzenia czy to nie był tylko przypadek, musiał pokazać to jeszcze raz. Chłopiec skupił resztki swojej czakry i wykonał technikę tworząc cztery klony, ponieważ skupił jej za dużo. Po udanej próbie wyczerpany Uchiha pochylił się i próbował uspokoić oddech. Zadowolony sensei poklepał go z uśmiechem po ramieniu. Po chwili wyprostował się i był gotów do dalszego treningu.

Trening umiejętności – Mistrz broni dystansowej

Tym razem czas na trening fizyczny. Chłopak długo się zastanawiał pomiędzy bronią dystansową a białą, lecz padło na dystansową. Trening ten w odróżnieniu do poprzednich, odbywa się na polu treningowym na zewnątrz. Młodzieniec po zabraniu broni miotanych z magazynku, przystapił do szkolenia. Myślał że potrafi rzucać kunaiami, po pokazowym rzucie sensei’a, przestał być taki pewny siebie. Najpierw przystąpił do opanowania odpowiedniego chwytu broni.
Po opanowaniu tego etapu, rozpoczął ćwiczenie celności do jednego celu, następnie trzech i czterech. Trafienie jednego celu nie było problemem. Trudności zaczęły się przy nauce rzucania do trzech celów. Po kilku nieudanych próbach, nauczyciel zaczął mu dawać wskazówki, które wprowadzone w życie naprawdę dawały efekty.
Po opanowaniu rzutów do trzech celów, przeszedł do czterech celów. Po paru próbach i przypomnieniu sobie wskazówek mistrza, Hisoka opanował tą sztukę.

Ostatnio edytowany przez Hisoka (2015-02-02 17:24:27)

Offline

 

#50 2015-01-21 23:39:07

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #3 - Trening

Sali tej niestety nie mogę Ci zaliczyć. Dlaczego? Ponieważ Twój trening składa się głównie z dialogów połączonych z jakąś tam próbą opisania czynności, za pomocą, których się on odbywa. Próba ta jest niestety n iedostateczna, gdyż treści tej jest zwyczajnie za mało. Dialogi, owszem nie są niemile widziane jednak powinny one występować jedynie w formie dodatku, a samo meritum powinno się składać właśnie z opisu akcji, jakich bohater podejmuje się starając się wytrenować dane jutsu lub umiejętność.
   W przeciwieństwie do prologu tutaj post nie jest oceniany punktowo, lecz w kategorii zdanej lub kwalifikującej się do poprawy, jak to właśnie jest w Twoim przypadku. Jednak nie ma powodu byś zrażał się tym małym potknięciem, start Twojej postaci w żaden sposób na nim nie cierpi. Szczegóły dotyczące treningów znajdziesz w dziale "Poradniki", a w razie potrzeby zarówno ja jak i reszta sensei chętnie udzieli Ci odpowiedzi na nurtujące pytania. Cóż mam nadzieję, że gdy drugi raz tu zajrzę będę mógł Cię z czystym sumieniem przepuścić do sali nr 4.

Edit #1
  Hmm nie porywa, ale poprawa wystąpiła... Jedynie w Kasumi Juusha nie mogę się doliczyć prawidłowej liczby zdań, jeżeli poprawisz ten trening, dostaniesz mojego akcepta. Na przyszłość postaraj się bardziej bo administracja może nie być tak wyrozumiała.


Edit #2
Jak już powiedziałem zaliczam... choć niechętnie. Na przyszłość przed 'ale' pisze się przecinek i nie ma od tego wyjątku.

Ostatnio edytowany przez Sensei_KuroiInu (2015-02-03 23:38:50)


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#51 2015-02-04 20:21:31

Hideo

Zaginiony

Zarejestrowany: 2015-01-06
Posty: 10

Re: Sala #3 - Trening

Następnym wyzwaniem była sala nr.3 . Hideo po wejściu do sali od razu zorientował się że służy do treningu. Sala była podobna rozmiarami do tej, w której ćwiczył z wujem w rodzinnym domu, ale ta była lepiej wyposażona. Na wielkim stole znalazł zwoje z tajnikami jutsu. Hideo miał za zadanie nauczyć się trzech jutsu i wybranej umiejętności, więc bez tracenia czasu zabrał się do treningu.



Kawarimi no Jutsu

Pierwsza techniką, którą Hideo postanowił opanować, było Kawarimi no Jutsu.
Prosta technika defensywna służąca do podmiany z klonem lub przedmiotem za pomocą chakry. Technika ta jest prosta a jednocześnie bardzo przydatna, dlatego Hideo rozpoczął studiowanie zwoju z tym Jutsu. Do wykonania jutsu potrzebne jest użycie pieczęci, których Hideo nigdy nie składał, więc zaczął trening właśnie od praktyki składania pieczęci.
Po około dwudziestu minutach Hideo nauczył się składać zwinnie dwie pieczęci:
(未, Hitsuji) -> Dzik (亥, I) -> Wół
Po kolejnych trzydziestu minutach pozostałe trzy:
(丑, Ushi) -> Pies (戌, Inu) -> Wąż (蛇, Hebi)
Kiedy Hideo potrafił już zwinnie składać pieczęci Kawarimi no Jutsu
postanowił wypróbować technikę. Hideo ustawił manekin do ćwiczenia zamian w odległości około trzech metrów od siebie i zaczął gromadzić w sobie chakrę. Nie miał z tym większych trudności, ponieważ dość szybko pojął jak skutecznie gromadzić i kontrolować czakrę, chociaż były w tym niedokładności. Kiedy Hideo był pewien że zgromadził dość chakry skupił swoją całą uwagę na manekinie i zwinnie złożył pieczęcie wyzwalając chakrę. Następnie Hideo użył jutsu zamiany. Hideo był zadowolony że udało mu się poprawnie wykonał to jutsu, ale postanowił popracować nad szybkością wykonywania go. Jeszcze przez godzinę młody ninja ćwiczył kontrolowanie chakry oraz składanie pieczęci po czym stwierdził, że aktualnie poziom wykonania tego jutsu jest zadowalający. Hideo pomyślał że należy chwilę odpocząć, gdyż po raz pierwszy zużył tyle chakry na trening ninjutsu.



Dainamikku Entorī

Minęło około piętnaście minut, po których ninja wznowił trening.
Jako członek klanu Hyuga Hideo postanowił opanować jakieś taijutsu. Na początek padło na Dainamikku Entorī, które polegało na kopnięciu oponenta z wyskoku prosto w szczękę. W przeciwieństwie do technik NinJutsu, ta nie potrzebowała żadnych pieczęci, dlatego od razu przystąpił do treningu samej techniki. Ważnym elementem tego jutsu był wyskok, dlatego Hideo ćwiczył go przez najbliższe pół godziny. Jako że chłopak był silny i zwinny trening był efektywny.
Po kilku minutach odpoczynku Hideo rozpoczął skok z rozbiegu, który był dość długi i wysoki.
- To na początek wystarczy- Pomyślał chłopak i zaczął ćwiczyć wyprowadzanie ciosu.
Ustawił się w odległości około dwudziestu metrów od manekina, rozpędził się i wybił.
Hideo nie ułożył odpowiednio nogi, więc uderzenie było słabe i mało celne ponieważ trafił w korpus, a nie w głowę. Chłopak zmniejszył odległość o pięć metrów i spróbował jeszcze raz. Tym razem dokładniej wykonał cios trafił w głowę i z gracją wylądował obok manekina.
- Z precyzją lepiej, ale uderzenie było za słabe- Stwierdził Hideo i kontynuował trening. Po dwóch godzinach wyskoków i wyprowadzania ciosów efekt zadowalał Hideo, który postanowił poćwiczyć inne taijutsu, ale najpierw odpoczął.



Konoha Senpu

Hideo odzyskał siły i powrócił do treningu. Jako kolejne taijutsu wybrał Konoha Senpu.
Podobnie jak w poprzedniej technice celem było kopnięcie przeciwnika. Tym razem można celować w dowolne miejsce na ciele przeciwnika z tym że kopnięcie poprzedza się obrotem.
Ponieważ wyskok został opanowany przy poprzednim treningu ninja zabrał się za trening obrotów i wykonania z tej pozycji kopnięcia. Chłopak chciał zwinnie wykonać atak, ale z początku miał problemy z zachowaniem równowagi. Z każdą próbą cios nabierał większego rozpędu, gdyż poprawiała się stabilność i szybkość. Wyglądało na to, że po godzinie technika była opanowana, ale zaatakowany manekin nie potwierdził tego. Noga ześlizgnęła się po korpusie, a Hideo stracił równowagę. Coś było nie tak, dlatego Hideo zajrzał do zwoju. Błędem było wyprostowanie nogi w złym momencie. Po odkryciu wady jego ataku chłopak ponowił trening. Po pół godziny okładania manekina ciosami stwierdził poprawę. Ostatnim uderzeniem Hideo przewrócił manekin, co oznaczało dla niego prawidłowe opanowanie techniki. Chłopak przed ostatnim treningiem postanowił odsapnąć.



Mistrz Broni Białej

Pozostało jedynie nauczyć się jakiejś umiejętności. Hideo pomyślał że w połączeniu z taijutsu broń biała będzie dobrym wyborem. Hideo rozpoczął studiowanie zwoju
"Mistrz Broni Białej"  Po uzyskaniu informacji o podstawowych ruchach nadszedł czas na praktykę. Ze stołu, na którym leżało kilka rekwizytów do tego typu treningu zabrał kunai.
Przypominawszy sobie jak w dzieciństwie ćwiczył z wujem i kuzynem, Hideo ćwiczył cięcia i ataki z wyskoku, który poprawił się po treningach taijutsu. Gdy czuł się dobrze z ostrzem w ręku obrał za cel manekin w kącie sali. Rozpędził się i wykonał Konoha Senpu celowo nie trafiająć nogą, aby zaatakować nożem kunai. Ku własnemu zdziwieniu, że atak powiódł się za pierwszym razem Hideo atakował manekin różnorakimi cięciami. Wiedząc, że jest dobrze obeznany z nożem postanowił jeszcze poćwiczyć z kataną. Hideo odłożył nóż i po chwili odpoczynku zabrał się do treningu z kataną. Dłuższa broń była trudniejsza do opanowania. Ciosy były mniej szybkie od tych zadawanych nożem, ale ich siła była znacznie większa. Po godzinie ćwiczenia ataków i zwiększania ich siły Hideo zakończył trening. Hideo był już zmęczony, ale wierząc, że wiele się nauczył opuścił salę treningową.

Ostatnio edytowany przez Hideo (2015-02-04 20:58:11)

Offline

 

#52 2015-02-06 19:49:27

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Wygląda w porządku, jedna uwaga. Nie wiem czy robisz to celowo czy nie, ale zdecydowanie nadużywasz imienia swojej postaci co stwarza nieco śmieszne wrażenie. Jeżeli nie jest to zabieg celowy to postaraj się używać częściej synonimów np. chłopak, ninja, Hyuuga, uczeń itp. Druga uwaga to w treningu to jeszcze przejdzie, ale nie za bardzo podoba mi się takie łączenie używania broni i taijutsu, oba moją inne przeliczniki. Znaczy nie zabraniam Ci wykonywania takich samych ruchów jak w konoha senpuu chodzi mi o to, że jak w jakiś sposób je zmieniasz to to już nie jest ta technika.

Zapraszam do następnej sali i tworzenia KP.

Offline

 

#53 2015-05-23 01:19:48

 Raisa

Zaginiony

54063373
Zarejestrowany: 2015-05-17
Posty: 8
Klan/Organizacja: Kuran Sen
KG/Umiejętność: Fumetsu
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Kobieta
Wiek: 17

Re: Sala #3 - Trening

Podobno kto rano wstaje..A gadanie. Po co wstawać rano? Ani to człowiek nie myśli,ani nic. To tylko bezsenowne zachowanie - przecież wstając w południe mogę zrobić dokładnie to samo. Ale nie, w Akademii kazali mi zwlec się z łóżka o samym świcie. Jashinie,czemu? No czemu?!
- Dzisiaj masz swój pierwszy trening.
Nauczyciel już stał nademną, usilnie starając się mnie dobudzić. A ja niczym zombie spojrzałam na niego pustym,nieobecnym wzrokiem, jednocześnie zasłaniając dłonią oczy przed rażącymi po oczach promieniami słońca, które nieśmiało wdzierały się do pomieszczenia zza okna. Powinnam była je zastawić jakimś meblem czy coś.. Czemu na to nie wpadłam wczoraj?
- A nie mogę przyjść później?
Mruknęłam przekręcając się na brzuch i wtulając twarz w poduszkę. Zawsze prowadziłam nocny tryb życia. Czy to miało się zmienić? No bez jaj...
- Z takim podejściem nie zostaniesz shinobim, wiesz o tym?
- Pleciesz bzdury. Mogę trenować później. O tej porze normalni ludzie śp....
Nagle mężczyzna złapał mnie za ramię,przekręcając ponownie na plecy. Pociągnięcie było na tyle silne,że niemal odrazu poczułam się rozbudzona. Zaczął się we mnie wpatrywać- gdyby spojrzenie mogło zabijać,już bym wąchała kwiatki od spodu.
- Raisa, zastanów się czy chcesz tu zostać. Jeśli nie,pakuj rzeczy i wynocha. Dla takich osób nie ma tu miejsca.
Nie mówiąc nic więcej wyszedł z mojego pokoju,zostawiając mnie samą z wszelkimi myślami. Czy chciałam tu być? Nie, ale mama i tata tego chcą. Nie mogę ich zawieść. Chyba ojciec by mi odciął głowę i powiesił na ścianie robiąc z niej piękną ozdobę..aż przeszedł mnie dreszcz. Podniosłam leniwe cielsko z łóżka, ubierając się na szybko i chwytając kosę. Kilka chwil później już byłam pod drzwiami do sali treningowej,a słysząc hałasy, które towarzyszyły treningom innych uczniów westchnęłam zrezygnowana. Nie lubiłam zbytnio przebywać z ludźmi. Ale jak mus to mus.
,, Raisa, pamiętaj, że robisz to dla nich. Jashin przecież jest przy Tobie. Olej ich. Nie zwracaj na nich uwagi. To bez sensu . Idź, i bądź sobą. "
Pchnęłam ciężkie, chyba dębowe drzwi i poczułam na sobie wzrok kilku osób. Zignorowałam ich, bez słowa kierując się do pustego kąta sali. Rozejrzałam się dookoła, widząc nagle na stoliku kilka zwoi z opisami technik. Podeszłam do niego, dokładnie czytając każdą z nich.
, ,Do genjutsu nie mam talentu, na ninjutsu mam za małe pokłady chakry. Wiele przecież tak nie zdziałam. Taijutsu..Tak,poczuję się jak w domu.  Ale samo taijutsu.. ciężki wybór. "

Nie wiem ile czasu tam spędziłam rozważając wszystkie plusy i minusy technik,które miałam do wyboru.Może kilka,a może kilkanaście minut.  Zaczęłąm od tego, na czym się znałam. Wzięłam zwoje z technikami walki wręcz, czytając o każdej z nich.
KONOHA RAIKEN
- Dainamikku Entorī... ojciec uczył mnie czegoś podobnego, szkoda marnować czas. Lepiej nauczyć się czegoś nowego.
Mruknęłam pod nosem, zagryzając wargę, aby uwolnić spod skóry kilka kropel własnej krwi, które zlizałam ze smakiem. Czytałam kolejny zwój i uśmiechnęłam się zadowolona, wiedząc,że szybko to ogarnę.
Aby wykonać Konoha Raiken nie musiałam stosować żadnych pieczęci, stąd też bez rozgrzewki wybiłam się w górę, próbując podczas opadania wykonać ruch wirowy. Skończyło się na tym,że z hukiem spadłam na ziemię, prosto na twarz. Zabolało, ale owy ból bardzo mi się spodobał. Jak w sumie każdy ból. Wstałam odrazu, otrzepując ubranie i podjęłam się kolejnej próby. Tym razem już w pełni udanej, gdyby nie fakt,że uderzenie wydawało mi się zbyt słabe.Następne słabe uderzenie.  Zdenerwowana wyskoczyłam ponownie,czując,że inni będą się ze mnie śmiali. A gdyby tak było, musiałabym ich zabić. Jashin sama by chciał,abym ich zabiła. Niestety mama chce, abym najpierw ukończyła tą akademię.Gdybym zaczęła zabijać innych, na bank bym stąd wyleciała.  To uderzenie było już nieco silniejsze, jednak wciąż to było za mało. Teoretycznie, mogłam spróbować skoncentrować chakrę w dłoniach tak, aby dodać sobie siły. Ale to by było oszustwo. A nawet ktoś taki jak ja miał swoje zasady. Po jakimś czasie otarłam z czołą krople potu, które spływały spokojnie po mojej twarzy, jedna za drugą niczym ścigający się między sobą na maratonie kolarze. Ostatnia próba, której się podjęłam zakończyła się sukcesem, który niebywale mnie ucieszył. Wyskok, ruch wirowy.. a gdy spadałam, uderzyłam pięścią w parkiet, mocno skupiając się na tym uderzeniu. W efekcie, zostawiłam po sobie dziurę deskach jako swoją osobistą pamiątkę pierwszego treningu w tym miejscu.
,, Będziesz pewnie musiała to naprawić..Oho, już biegnę.."
KONOHA SENPU
Skoro umiałam już uderzać, teraz pora na kopnięcie. Czasem fajnie tak kogoś skopać.. do nieprzytomności.. Uroczo.
Konoha Senpū była następną techniką, którą postanowiłam opanować. Najpierw ćwiczyłam obrót w miejscu, nie chcąc popełnić kolejnej gafy jak wcześniej. Jak narazie najadałam się wystarczająco wstydu. Cieszyłam się, że sensei, który miał się mną zajmować mnie nie obserwował. Albo może to ja nie wiedziałam, że on gdzieś tutaj jest? Po jakiś 20 minutach czułam,że mogę poćwiczyć obrót już z wyskokiem. Najpierw zbyt szybko się podjęłam kopnięcia, przez co straciłam równowagę lądując tym razem na swoich czterech literach. Po rozmasowaniu obolałej części ciała postanowiłam spróbować raz jeszcze, dokładnie analizując wszystko co mam zrobić. Gdy już byłam w powietrzu zgięłam szybko nogę i zaczęłam obrót odrazu wyprowadzając kopnięcie. Udało mi się, ale postanowiłam nauczyć się robić to szybciej. Gdy będę zbyt wolna, przeciwnik bez problemu uniknie uderzenia. A kto wie, może kiedyś w ten sposób przyjdzie mi kogoś pokonać? Nie powinnam jak matka polegać tylko na kosie, którą przecież kochałam. To zbyt mało. Doświadczeni shinobi napewno wtedy łatwo sprowadziliby mnie do parteru.
,,  Musiałabym wtedy błagać Pana Jashina o wybaczenie. To by było zbyt poniżające,dziewczyno ogarnij się i skup.  Jak z taką siłą chcesz zabijać tych idiotów, którzy wierzą w dobro? Obiecałaś Mu, że dasz mu mnóstwo ofiar. ''
Spojrzałam nienawistnie na worek treningowy, conajmniej jakby zabił mi matkę sedesem, wyobrażając sobie, że to osoba, z którą przyszło mi walczyć. Kolejna próba Konoha Senpu, którą wykonałam w bardzo szybkim tempie i z wielką siłą - na tyle dużą, aby worek się zerwał. Zadowolona podniosłam go, czując na sobie karcący wzrok jakiegoś nauczyciela ćwiczącego z inną osobą i zawiesiłam na swoim miejscu. Zmęczona pociągnęłam kilka łyków wody z butelki i stwierdziłam, że chwilowo wystarczy mi tych technik. Pora na coś innego.
MISTRZ BRONI BIAŁEJ
Wybrałam trening z bronią białą. Przecież urodziłam się po to, aby walczyć w zwarciu albo bronią. Wzięłam swoją kosę i dokładnie się jej przyjrzałam. Przecież ona jest bronią białą, a jej obsługę mam opanowaną do perfekcji. Od dziecka rodzice mnie uczyli jak się z nią obchodzić niczym prawdziwa Śmierć. Ale  zdecydowałam, że aż tak nie ułatwię sobie zadania. Wzięłam w dłoń katanę, którą podrzuciłam w dłoni sprawdzając jej wagę. Zdecydowanie była dla mnie za lekka, przez co źle się układała - tym samym nie byłabym w stanie z niej korzystać podczas prawdziwej walki. Rozejrzałam się dokładniej dostrzegając w przeciwległym kącie pomieszczenia dość masywny miecz dwuręczny. Podeszłam, biorąc go bez pytania, aby niemal odrazu stwierdzić, że ma tą samą wagę co kosa. Pasowało mi to, tak też kilka sekund później przyjęłam odpowiednią postawę, rozpoczynając trening kenjutsu. Zaczęłam sobie przypominać co niegdyś mówił mi mój przyjaciel a zarazem sąsiad, fascynujący się walką mieczem. Wspomniał mi o kilku taktykach..Czy jestem w stanie je sobie przypomnieć? Spojrzała na miecz,mocniej ściskając jego rękojeść i uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniałam sobie technikę, którą on nazywał ,, Uderzeniem łotra". Ale,żeby przejść do tego powinnam chyba zacząć od postaw..Tak,przecież ojciec gdy uczył mnie zabawy z kosą, zaczynał od gardy.
,, Różne postawy dają różne możliwości - niektóre nadają się do silnych ataków, inne dobrze sprawdzają się przy obronie. Z jednych można łatwo wyprowadzić uderzenia, z innych pchnięcia."
Złapałam mocniej miecz, wysuwając prawą nogę do przodu, z kolei lewą nieco ugiełam. Broń złapałam pewniej, zakładając ją za swoje ramię. Misaki nazywał to chyba żelazną bramą? Jakoś tak.. Ale następnie postanowiłam sprawdzić inną metodę , gdyż ta pozycja, która bardzo dobrze sprawdza się w obronie przed każdym atakiem - zarówno pchnięciami, które z tej pozycji łatwo jest zbić, jak i uderzeniami, które zbija lub daje przed nimi skuteczną zasłonę nie wystarczy. Przeniosłam miecz do przodu, starając się przyjąć pozycję kobiety,która z tak ciężką bronia okazała się dosyć ciężka..ale nie niewykonalna. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc,że teraz sprawdzę coś, co nazywał oknem. Nie zmieniając ułożenia nóg zniżyłam ręce, zaraz je prostując tak,aby broń była mniej-więcej na wysokości twarzy przeciwnika. Jeszcze tylko pozycja długa - wyglądająca niemal identycznie tylko,że miecz skierowałam ku dołowi . Przecież coś takiego będzie mistrzowskie w unikach..Więcej postanowiłam poćwiczyć następnym razem, przecież trzeba jeszcze poćwiczyć jakieś ataki..
Spojrzałam na miecz, przesuwając palcem po obu brzegach. Gdy już mogłam stwierdzić,która prawdziwym ostrzem wzięłam zamach wykonując cięcie od góry,skosem.  Sprawdziłam to z obu stron.. tak, zdecydowanie cios z prawej strony był silniejszy. Następnie wykonałam podobne uderzenie, jednak poprowadziłam je z dołu dodatkowo fałszywym ostrzem. Wiedziałam,że podstawową zasadą przy pchnięciach jest ich precyzja i celność oraz prawidłowa praca rąk. Instynktownie chyciłam miecz, którego koniec był zwrócony do dołu,a następnie zrobiłam  wyrzut wyprostowanych ramion do przodu, jednak przy zachowaniu naturalnego kąta pomiędzy przedramieniem ręki trzymającej miecz a ostrzem.
Skoro umiem już atakować, obrona i kontratak . Te przychodziły instynktownie, tak też nie za bardzo wiedziałam jak mogłabym je opisać. Oczywiście,to co teraz umiałam to była zwykła teoria - ale nie poprosiłam nikogo o ćwiczenie ze mną praktyki. Mimo to...Wiecie co? Spodobało mi się. Nawet bardzo. Wyobrażałam sobie jak mogłabym  się nim przecinać po odprawieniu rytuału niezbędnego do złożenia ofiary... Ponad godzinę spędziłam na ćwiczeniu cięcia i uderzenia, starając się o prawidłowe wykonanie, kąt uderzenia, płynność i powrót... Po skończonym treningu fechtunku odstawiłam miecz obok swojej kosy, patrząc na oba przedmioty niemal z uwielbieniem ..
KAWARIMI NO JUTSU
Teraz ninjutsu. Na klony mam za mało chakry,nie dam rady ich utrzymać. Szpiegiem byłabym chyba kiepskim to i zmiana wyglądu mi się nie przyda. Jeszcze nie byłam nieśmiertelna, więc gdyby ktoś mnie zranił mogłam umrzeć. Tego bym nie chciała, przecież czeka mnie życie wieczne.
Tak, Kawarimi no Jutsu może mi się przydać. Wcale nie wydaje się aż tak trudne.. nawet dla kogoś, kto nigdy nie próbował ninjutsu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w celu znalezienia czegoś,z czym mogłabym zamienić się miejscem. Kłody pod oknem wydawały się być właśnie po to. Idąc po nią, po drodze podejrzałam jak jakiś chłopak wykonuje tą technikę.
,, No dalej mała, czym się martwisz? Wyjdzie Ci. Przypomnij sobie co mówiła mama. Nie poddawaj się. Nawet przy porażkach."
Usiadłam na ziemi opierając się plecami o kawałek drewna, który sobie przyniosłam zaraz rozwijając zwój z dokładnym opisem techniki. Czytałam go raz za razem w skupieniu, bojąc się upokorzenia przed kimkolwiek. A najbardziej bałam się,że Jashin-sama mnie teraz obserwuje i uzna mnie za niegodną otrzymania później jego błogosławieństwa i siły. Gdy już nauczyłam się tekstu z papieru na pamięć postanowiłam na sucho ćwiczyć pieczęcie. Po kilkunastu minutach już robiłam je sprawnie, ale wciąż zbyt wolno. Z takim tempem napewno by mi się nie udało. Najważniejsze,że się nie poddawałam. I na nowo czułam rozpierającą mnie pewność siebie, która pewnie któregoś dnia mnie zgubi. Jednak,to chyba nie dzisiaj będzie ten dzień.
Baran → Dzik → Wół → Pies → Wąż
Ostatnia próba na sucho. Wstałam, mocno się skupiając aby wydobyć z siebie jakiekolwiek pokłady chakry, co okazało się dla mnie trudnym zadaniem. Gdy już mi się udało ją poczuć spojrzała na kłodę. Uśmiechnęłam się w charakterystyczny dla siebie, psychopatyczny sposób .
- Kawarimi no Jutsu!
Zamknęłam oczy,a gdy je otworzyłam moja mina całkowicie się zmieniła. Po uśmiechu nie zostało ani śladu, za to pojawiło się zdziwienie a zarazem zdenerwowanie.
- Co do kur...
Mruknęłam pod nosem, widząc, że nie ma efektu. Wciąż stałam w tym samym miejscu, nie drgnęłam nawet o milimetr.  Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak,proponując pomoc. To chyba był nawet ten sam, któemu się przyglądałam. Ale ja jedynie warknęłam na niego wściekle, wysyłając do diabła. Nie chciałam jego pomocy.
- Jeszcze raz. Chakra? Jest. Przedmiot? Jest. Skupienie?
Zamknęłam ponownie oczy, starając się nie zrazić porażką.
,,Przecież gdy uczyłaś się obsługiwać kosę też Ci nie wyszło za pierwszym razem... Była za ciężka, pamiętasz?''
- Tak,skupienie jest.
Kolejna próba zakończona porażką. Ćwiczyłam długi czas, nawet nie wiedząc kiedy zostałam na sali całkiem sama. Za oknem zrobiło się już ciemno,więc chyba była noc.
- Co robie nie tak?!
Warknęłam na siebie, wiedząc, że zrobię to, chociażbym miała spędzić tutaj całą noc. Duma nie pozwalała mi zrezygnować. Robiąc tym razem pieczęci, ich nazwy mówiłam na głos.
- Baran. Dzik. Wół. Pies. Wąż. Kiwarimi no Jutsu!
Już prawie mi się udało. Czułam to.. ale nie mogłam się w pełni przenieść. Czułam buzującą w ciele chakrę, której z każdą próbą zostawało mi coraz mniej. Kolejne kilka nieudanych prób skończyło się tym,że zwyzywałam samą siebie, a zaraz wybuchnęłam nerwowo-psychopatycznym śmiechem z bezradności. Dopiero po kilku godzinach,późną nocą udało mi się wykonać technikę prawidłowo. W końcu zamieniłam się z kłodą miejscem, wykończona padając na ziemię i zasypiając na parkiecie sali treningowej.

Ostatnio edytowany przez Raisa (2015-05-27 18:16:15)


"Panie Jashin, obserwuj! Zaraz wpadnę w szał, w prawdziwy szał i zrobię im prawdziwą krzywdę!"

Karta Postaci | Seiyuu | Theme | Battle Theme

Offline

 

#54 2015-05-23 15:31:46

Sensei_KuroiInu

Sensei

8260416
Zarejestrowany: 2014-09-21
Posty: 14

Re: Sala #3 - Trening

Przejrzałem i co do większości nie mam obiekcji. Trzy treningi są dobre jakościowo, do tego wyrastają ponad limit 10 zdań. Został spełniony też wymóg 50%.
Za to trening umiejętności zupełnie mnie nie satysfakcjonuje, jest w nim strasznie mało treści dotyczącej samego procesu trenowania toteż uznać go nie mogę. Toteż najpierw się poprawisz, a później puszczę Cię do ostatniej sali.

Edit 1
Jestem usatysfakcjonowany ;D Zapraszam do sali nr. 4

Ostatnio edytowany przez Sensei_KuroiInu (2015-05-27 20:50:51)


I'm a sinner to most but a sage to some.

Offline

 

#55 2015-08-22 20:00:09

Yamake

Zaginiony

Zarejestrowany: 2015-08-20
Posty: 9

Re: Sala #3 - Trening

Leżał w cieniu pod dębem już dobre kilka godzin, ani śniło mu się wstać, przecież było mu dobrze, więc po co? Niby miał trenować, ale trening poczeka. Ponownie zamknął oczy i pogrążył się w głębokim śnie.
Minęło kilkanaście następnych minut i ze spoczynku wybudził go krzykliwy głos jego senseia.
- Wstawaj! Ty parszywy gnojku miałeś być na treningu już trzy godziny temu! - Yamake ledwo otworzył jedno oko i spojrzał na postać stojącą mu nad głową - Wszędzie Cię szukałem!
- No już, juuuż - odrzekł przeciągle zaspany chłopak.
- Zapraszam do sali treningowej, widzimy się tam za 15 minut - powiedział sensei i ruszył w stronę budynku szkoły.

Kawarimi no jutsu



Młody Hyuuga udał się za trenerem do sali, a gdy już się tam znaleźli przebrał się w swój zwykły strój do ćwiczeń.
- Pierwszym czego cię dziś nauczę będzie jedna z najprostszych technik ninja, Technika Zastępowania Ciała.
Yamake dobrze już wiedział z czym to się je, gdyż w najmłodszych latach jego ojciec uczył go najprostszych technik. Jedną z nich było właśnie Kawarimi no jutsu. Niestety znał tylko podstawy wykonania techniki, jej samej jako takiej nigdy nie udało mu się dokładnie wykonać.
- Najpierw pieczęcie - powiedział sensei, tym samym składając ręce jedna przy drugiej, tak, że palce wskazujący i środkowy obu rąk były wyciągnięte. - Baran!
- Dzik! Wół! Pies! Wąż! - wykrzyknął nauczyciel jednocześnie wykonując szybkie ruchy rękami tak, że młody Hyuuga nie był w stanie ich zobaczyć. Wtem sensei zniknął, a w jego miejscu pojawił się kawałek deski.
- Sensei! Trochę wolniej, nie nadążam! - żalił się chłopak.
- Dobra, jeszcze raz. Baran - zaczął wyliczać powoli nauczyciel i w tym samym czasie składał ręce w odpowiednie pieczęcie - dzik, wół, pies, wąż.
Yamake powtarzał pojedyncze ruchy mistrza bardzo powoli i dokładnie.
- Okej, teraz wykonaj te znaki trochę szybciej a na koniec pomyśl, że twoje zastępuje dowolny przedmiot, a ty niepostrzeżenie masz znaleźć się za mną. Ja będę rzucał w Ciebie tymi piłeczkami - sensei wskazał na pudło pełne gumowych piłeczek. - Twoim zadaniem jest nie tylko wykonanie techniki, ale również dokładne wyczucie czasu, tak by piłka nie trafiła w Ciebie, a w twojego substytuta. Zaczynamy!
Sensei wyrzucił pierwszą piłeczkę przed siebie z zawrotną prędkością, Yamake nie zdążył nawet złożyć razem rąk, a gumowy przedmiot znalazł się na jego twarzy. Opadł na ziemię, a na czole został tylko czerwony ślad. Kilka następnych rzutów wyglądało bardzo podobnie, młody Hyuuga nie wiedział nawet czy możliwe jest, żeby nadążyć z ruchami rąk przed tym, jak piłka doleci do celu. Po ponad dwóch godzinach ciężkich prób Yamake nadążał już z ruchami rąk. Wykonywał je już tak samo szybko jak sensei. Później już sama technika nie stanowiła dla niego żadnych problemów. Opanował Kawarimi no jutsu i mógł przejść do kolejnej techniki.
- Dobra robota, młody! - skwitował sensei.

Dainamikku Entori



- Tym razem zajmiemy się technikami walki wręcz - wyjaśnił nauczyciel. - Pierwsza z nich to Dynamiczne wejście.
Yamake wraz z senseiem podeszli do manekina treningowego. Trener stanął naprzeciwko niego, wziął rozbieg i wyskoczył wysoko w górę. Wysunął przed siebie jedną nogę i wykonał podężne kopnięcie prosto w głowę fantoma. Yamake otworzył szerzej oczy zdumiony siłą uderzenia.
- Teraz twoja kolej, rozpędź się, podskocz i kopnij. To nie takie trudne - pocieszył go sensei.
Młody Hyuuga odbiegł aż na sam koniec sali, stanął pewnie w rozkroku i zaczął biec w stronę manekina. Kilka metrów przed postacią podskoczył tak wysoko, jak tylko potrafił i wysunął prawą nogę do przodu. Niestety źle wycelowany cios nie dotarł tam gdzie powinien i chłopak znalazł się kilka metrów za fantomem.
- Auć! Walka wręcz jest bolesna... - cicho powiedział Hyuuga leżący na ziemi.
Kilka kolejnych prób również kończyło się fiaskiem. Za każdym razem chłopak wyskakiwał za wcześniej lub za późno. Ewentualnie odbijał się za lekko lub za mocno, w zależności od próby. Okazało się, że technika wcale nie jest taka prosta, jednak po kilku godzinach ciężkiej pracy w końcu udało się opanować sztuczkę do perfekcji. Czas na kolejną!

Konoha Raiken



- Przed nami jeszcze jedna technika walki wręcz, mam nadzieję, że nie jesteś przemęczony - zagadnął sensei.
Mężczyzna znów stanął przed manekinem i wykonał krótki rozbieg i zaraz po nim bardzo wysoki skok. W powietrzu zaczął kręcić się niczym trąba powietrzna. W momencie opadania w stronę fantoma przygotował pięść i w odpowiednim momencie wykonał potężne uderzenie w głowę. Wykorzystując siłę grawitacji i moment obrotowy sensei sprawił, że uderzenie miało kilka razy większą moc niż zwykły sierpowy.
- Teraz Ty! - krzyknął do młodego Hyuugi.
Yamake również wziął rozbieg i wziósł się w górę niczym jastrząb, jednakże gdy doszło do momentu, w którym powinien zacząć kręcić się w powietrzu, młody Hyuuga stracił równowagę i upadł na ziemię. Okazało się, że właśnie utrzymanie równowagi w trakcie tych obrotów jest najtrudniejszą częścią całego tricku. Po kilku lub kilkunastu próbach nadal nie było widać postępów. Wyglądało na to, że ta technika zajmie im jeszcze więcej czasu. Jednak minęło jeszcze trochę czasu, a Yamake zaczął czynić postępy. Udawało mu się wykonać kilka obrotów, po których tracił równowagę. Z czasem tych obrotów wychodziło coraz więcej, aż w końcu młody Hyuuga opanował technikę.

Chodzenie po wodzie



- Ostatnia rzecz, której się dziś nauczymy to chodzenie po wodzie. Każdy ninja powinien to potrafić. Jest to jedna z najbardziej elementarnych umiejętności ninja - tłumaczył sensei.
Ruszyliśmy w stronę pobliskiego strumyka, aby rozpocząć nauki. Gdy dotarliśmy na miejsce sensei kazał mi zdjąć buty.
- Nie chcesz chyba ich zmoczyć, czyż nie? - skwitował zawadiacko. - Postaraj się skumulować czakrę w swoich stopach i wypuszczać ją w tempie odpowiednim do masy twojego ciała, by mogła utrzymać cię na wodzie. Nie możesz pozwolić, by czakra była wypuszczana za wolno, gdyż wtedy wpadniesz do wody. Z drugiej strony, gdy czakra będzie wydobywać się zbyt szybko woda spod nóg osunie ci się i również skończysz w wodzie. Musisz znaleźć złoty środek, który pozwoli ci utrzymać idealną równowagę.
Yamake słuchając uważnie rad senseia starał się od razu do nic zastosować. Pierwsze próby uchodziły za w pełni nieudane. Dopiero za którymś razem udało mu się postawić jedną stopę na wodzie, gdy był już cały mokry i zmęczony. Po kilkunastu następnych próbach młody Hyuuga potrafił utrzymać równowagę na wodzie przez kilka sekund, jednak to nadal nie było to. Po kolejnych razach nareszcie chłopak potrafił sprawnie poruszać się po wodzie, a nawet biegać.

To był ciężki dzień, zarówno dla Yamake jak i dla jego senseia. Oboje zasługują na długi odpoczynek w ciepłych łóżkach.

Ostatnio edytowany przez Yamake (2015-08-22 20:01:36)

Offline

 

#56 2015-08-22 23:50:38

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

   Sporo dialogów, na szczęście jednak na szczęście utrzymane w konwencji treningu. Fajnie że zamieściłeś wstęp, forma też nieco inna od tych widzianych zazwyczaj. Jedna uwaga jeżeli chodzi o Kawarimi, tak bardziej na przyszłość jest praktycznie nie możliwe zdążyć wykonać pieczęcie w momencie rzutu piłeczką. To jutsu ma ich dość sporo jeżeli mnie pamięć nie myli, dlatego trzeba je wykonać przed ewentualnym zagrożeniem, a aktywować po fakcie. Teraz czeka cię, ostatnia sala i tworzenie kp.

Offline

 

#57 2015-08-23 01:31:27

 Toin

Klan Ayatsuri

46772835
Skąd: Wrocław
Zarejestrowany: 2015-08-15
Posty: 4

Re: Sala #3 - Trening

***



    Tylne drzwi sali głównej nie robiły już takiego wrażenia, a to właśnie nimi przechodzili nowo-przybili kandydaci, po autoprezentacji. Toin czół ulgę nie musząc już stać przed komisją i opowiadać o swoim życiu oraz odczuciach. Wylądował teraz w sali będącej czymś w rodzaju świetlicy. Prócz niego byli tu wszyscy, którzy nie uzyskali jeszcze statusu ucznia akademii. Gromada ta była bardzo różna nie tylko ze względu na pochodzenie ale również na wiek i nastawienie. Niektórych wzroku należało unikać, by nie wpaść w kłopoty. To pomieszczenie było dla Toina jeszcze przez kilka tygodni domem. W swojej pryczy spał i jadł, wychodzili tylko na treningi. Było ich wiele, były różnorodne ale nie miały na celu rozwoju umiejętności, były ich swoistym testem.
    Ten dzień rozpoczął się jakoś inaczej. Po śniadaniu nikt na nich nie wrzeszczał i ich nie popędzał na pole treningowe. Na drzwiach wyjściowych zawisła lista, a na niej nazwiska z przyporządkowaną liczbą. Liczby te były uporządkowane malejąco, zdarzały się powtórki. Lista rozpoczynała się od cyfry jeden, co dwadzieścia nazwisk była kolejna cyfra. Toin odszukał na kartce siebie, grupa trzecia, czterdzieści punktów. Niewiele mu to mówiło, szybko wziął się za szukanie Ryutaro i Masaki'ego. Ryutaro znalazł się w grupie pierwszej z wynikiem 54, natomiast by odnaleźć Masakiego Toin trzy razy wertował listę. Odetchnął gdy w końcu natrafił na jego imię. Grupa piąta, 33 punkty. Do sali weszło sześciu mężczyzn, każdy z nich wyglądał przerażająco. Jak się okazało to opiekunowie grup. Osobą przywołującą wszystkich przydzielonych do grupy trzeciej był Gihei-sensej. Średniego wzrostu, dobrze zbudowany mężczyzna z blizną na łuku brwiowym i dwudniowym zarostem. Przedwcześnie siwiejący brunet, powłóczący prawą nogą. Używał parasolki jako podparcia zamiast laski.
    Toin pierwszy raz w swoim życiu posiadał własny pokój. Wcześniej mieszkał z ojcem w małej klitce, później wylądował w świetlicy, a teraz gdy już jest uczniem akademii przysługiwał mu własny pokój. Od chwili podział na grupy nie widział się z żadnym ze swych "braci", co go lekko martwiło. Starał się jednak skupiać na pozytywach i czerpać jak najwięcej z pobytu w akademii. Tak by spojrzeć kolegą bez cienia wstydu w twarz przy następnym spotkaniu. Zdążył już się zżyć z swoim sensejem, jednak do pozostałej dziewiętnastki członków grupy trzeciej trzymał dystans. Wielu z jej członków wydawało się dziwnych, a niektórzy go przerażali. Teraz stał przed nie lada dylematem, otrzymał od senseja dziewięć zwoji z poleceniem wybrania trzech. Ciężko mu było zrezygnować z sześciu technik, chciał poznać je wszystkie i wiele innych. By przystąpić do treningu musiał dokonać wyboru, presja z tym związana ułatwiła mu podjęcie decyzji.

***
(Kawarimi no Jutsu)



    Zawartość zwoju była już doskonale przyswojona przez młodego adepta szkoły ninja. Kombinacja pieczęci Barana, Dzika, Woła, Psa i Węża była dla niego takim samym wysiłkiem co ubranie koszulki. Dzięki radą Gihei-senseja, był też w stanie kontrolować swoimi pokładami czakry, tak by przy użyciu tych znaków zamienić się miejscami z pniem, koszem czy krzesłem. Jednak nauczyciel najprawdopodobniej nie podzielał entuzjazmu ucznia. Co raz powtarzając by opanował podstawy, to one zagwarantują mu rychły rozwój. Toin nie wiedząc co jeszcze może poprawić, by uzyskać aprobatę senseja i przystąpić do nauki kolejnej techniki, udał się do niego.
    Mężczyzna postawił chłopcu ultimatum:
- Pozwolę Ci przystąpić do nauki następnego jutsu, jeśli będziesz w stanie mnie dotknąć.
Dla Toina znów pojawiła się promyk nadziei, w końcu będzie mógł ruszyć na przód. Musiał tylko wygrać w berka z swoim kuśtykającym nauczycielem. Który nawet nie drgną od wypowiedzenia tych słów, co sprawiło, że zapytał:
- Ale to już, teraz?
- A co potrzebujesz jeszcze trochę czasu? To idź i wróć gdy opanujesz podstawy.
Te słowa zadziałały jak płachta na byka, Toin ruszył w kierunku kaleki. Lekkie odchylenie i szybki zamach. Ów byk rył rogami podloże. Toin wstał, otrzepał się z ziemi... czuł pieczenie po uderzeniu parasolką na plecach. Tym razem postanowił nie popełnić tego samego błędu. W końcu to jego sensej, nie byłby nim gdyby taka drobnostka jak niesprawna noga uniemożliwiałoby mu walkę. Natarł jeszcze raz wyprowadzając kombinację(wpajanych adeptom akademii w porannej musztrze) ciosów. Gihei zablokował wszystkie przy użyciu parasolki, druga ręką przesłaniając usta przy ziewaniu. Dzieciak w końcu pojął, że nauczyciel jak zwykle chce go czegoś nauczyć. Musi teraz użyć techniki którą rzekomo opanował. Tylko, gdy zaczął składać pieczęci przeciwnik przeszedł z defensywy na ofensywę. Nie łatwo jest założyć koszulkę w ruchu, szczególnie gdy ktoś okłada Cię po łapskach. To nie było jedynym zmartwieniem Toina, poza tym musiał robić uniki i sparować ciosy, ciągle zmieniał położenie. Często nie będąc przy niczym nadającym się do podmianki. Zamiast szukać dostatecznej przerwy w atakach mistrza, postanowił sam wrócić do natarcia. Wyskoczył w powietrze wyprowadzając serię kopniaków na twarz oponenta, które w rzeczywistości dosięgnęły jedynie parasolki. Odepchnięcie i dźgnięcie poskutkowały? Nie, chłopiec kopiąc miał wystarczając dużo czasu na złożenie pieczęci, a gdy końcówka parasola wbiła się w jego bok, pojawiła się smuga dymu. On sam wisiał już na wyciągniętej ręce nauczyciela, który obdarzył go uśmiechem. Nie trwał on jednak długo, gdyż obaj uciekali w stronę strumienia. Toin w zasięgu wzroku podczas składania pieczęci miał tylko pszczele gniazdo. Kawarimi no Jutsu, pierwsza technika w repertuarze młodego Ayatsuriego.

***
(Henge no Jutsu)



    Własny pokój, który do niedawna tak cieszył Toina, teraz zaczął go dołować. To za sprawą lustra. Lustra, które wręczył mu Gihei-sensej. Olbrzymie owalne narzędzia tortur na drewnianej podstawie. Miało być jego sprzymierzeńcem w nauce Henge no Jutsu, tymczasem bez skrupułów ujawniało każdą niedoskonałość metamorfozy. Drwiąc z niego, każdego ranka świecąc mu po oczach bądź strasząc go własnym odbiciem. Technika ta w mniemaniu chłopca miała być prosta i przyjemna. Przecież, skalda się z mniejszej liczb pieczęci, używa się jej poza walką i jak mówił mistrz: nie wymaga ani większych pokładów chakry ani lepszej jej kontroli niż już przez niego poznane jutsu. Dlaczego, więc twarz Ryutaro jest tak szeroka, a Masaki przypomina raczej karła z przejezdnego cyrku niż oryginał. Każda kolejna próba ukrócała ego młodego ninji, wzmagając jego determinację. Niestety oddalał się od doskonałości, postaci były coraz bardzkiej pokraczne, pomimo starań. Starań? A może właśnie przez nie. Słońce już zostało zastąpione księżycem, gdy chłopiec rzucił się na pryczę, przygniatając brodą poduszkę. Słyszał, że grupa pierwsza powoli kończy program akademii. On tym czasem ślęczy nad drugą techniką. Myśl, że Ryutaro będzie wykonywał pierwsze misje, gdy on wciąż nie opuści akademii smuciła go bardziej niż trzy-oki, trzęsący się niczym galareta sobowtór Masakiego. Starał się powrócić pamięcią do czasów, gdy ich paczka była razem. Nie było to trudne, w końcu dopiero od trzech miesięcy dzielą ich cyfry przypisane do ich imion. Wertują wspomnienia niczym strony książki, uświadomił coś sobie. Nie potrzebuję wyobraźni, wystarczą mu wspomnienia. Usiadł po raz kolejny przed lustrem z miną boksera wyczekującego gongu. Starał się przywołać wspomnienie swojego ostatniego tryumfu nad techniką podmiany i uśmiech mistrza, gdy jej dokonał. Pies, Dzik, Baran. Czy to na prawdę Gihei-sensej? Oczy, nos, kształt szczęki i wzrost... wszystko się zgadzało. Toin podskoczył z radości, po czym walnął się dłonią w czoło i usiadł ponowie. Tym razem wstając dużo wolniej i opierając się przy tym o blat oraz powłócząc nogą. Co doprowadziło go do wybuchu śmiechu, aż oczy zaszły mu łzami. Wpadł na genialny plan, skoro już wygląda jak jeden z dorosłych to naruszy godzinę policyjną i urządzi sobie spacer po dziedzińcu. Co postanowił, to zrobił. Szkoda tylko, że tego wieczoru jego mistrz miał dyżur.

***
(Kasumi Juusha no Jutsu)



    Ostatnia już technika, której miał stawić czoła Ayatsuri nie należała do NinJutsu, jak dwie poprzednie. Tym razem miał poznać tajniki sztuki iluzji. Podczas swojego pobytu w akademii rozwinął się w wielu aspektach. Fizycznie przez mordercze treningi każdego dnia, nauczył się też kontrolować i manipulować chakrą, ale co z rozwojem umysłu. Bynajmniej nie chodzi tu o rozwiązywanie zagadek logicznych lecz Genjutsu, uściślając Kasumi Juusha no Jutsu. Toin zaczął lekko powątpiewać w metody nauczania Gihei-senseja. Pieczęci to podstawy, podstawy, podstawy... trening z lustrem, lustrem, lustrem, a teraz medytacja. Miała pomóc chłopcu zregenerować chakrę i odkryć nowe jej pokłady do których nie miał jeszcze dostępu. Jednak czy każdy trening musi być taki nużący. W końcu przybył tutaj by stać się jednym z najsilniejszych wojowników tego świata - ninją. Tymczasem całe dnie spędza na mało interesujących czynnościach powtarzanych po stokroć. Nawet poranna musztra czy popołudniowe marsze nie stanowiły wyzwania, stały się nudną koniecznością. Teraz do tego musi przesiadywać godzinami w milczeniu poszukując, sam nie wiedząc czego wewnątrz siebie.
- Sprawdźmy, na czym teraz stoimy.
Te słowa wyrwały z transu Toina, który ochoczo przystał na propozycję. Dłonie składały się w symbole: Wąż, tygrys i baran. Mistrz ujrzał klona, który nie czekając na sygnał natarł na niego. Nim atak dotarł celu postać rozmyła się i zanikła.
- Całkiem nieź... - przerwał, gdy dostrzegł ile energii kosztowało to jego podopiecznego.
- ...gdy będziesz w stanie uformować pięć takich iluzji na raz uznam, że jesteś gotów. - Gihei spodziewał się, że dzieciak zapyta: na co? Lecz ten zaskoczony efektem treningu wrócił do medytacji, tym razem wkładając w to więcej serca.

***
(Chodzenie po drzewach)



    Nieubłaganie zbliżał się ten czas, w którym będzie musiał opuścić to miejsce. Mimo wszystko będzie tęsknił za tym sypiącym się dobytkiem, swym własnym pokojem i frustrującym mistrzem. Z drugiej strony zobaczy ponownie swych "braci" i ojca. Nie wspominał go prawie w ogóle, ale myśl że go ujrzy motywowała go w ostatnich dniach jego akademickiego życia. Sensej poprosił o przybycie po posiłku do lasku za północnym murem szkoły. Bez zbędnych pytań zrealizował prośbę przełożonego.
- To już ostatnia rzecz, której Cię nauczę. - po czym wskazał jedną ze sosen.
Zasmucony chłopiec powędrował wzrokiem za wyciągniętym w powietrze palcem.
- Zerwij, szyszkę ze szczytu.
Oczywiście nie chodziło tu o wspięcie się na drzewo bądź strącenie szyszki. Mężczyzna oczekiwał od młodzieńca, że ten będzie potrafił poruszać się po pionowej powierzchni. Toin słyszał już od kilku adeptów jakie zadania czekały po przyswojeniu 3 technik, to też nie dał się zaskoczyć. Postawił pierwszą stopę na pniu, koncentrując w niej chakrę. Gwałtownie oderwał drugą i umiejscowił ją wyżej na pniu. Zaczął stawiać kolejne kroki i nabierać prędkości, nawet jego sylwetka się wyprostowała. Przy szczycie zwolnił, miał problemy ze zachowaniem równowagi. Tu drzewo traciło na objętości i chwiało się na wietrze. Zerwał szyszkę i zaczął schodzić.
    Na dole odbyli poważną rozmowę. Mistrz zdradził mu parę spostrzeżeń dotyczących jego osoby, wskazał mu kierunek i pozostawił z kilkoma cennymi radami. Toin pierwszy raz czół, że rozmawiają ze sobą jak równi, chociaż tacy nie byli. Pora by pisklę wyfrunęło z gniazda.

***

Ostatnio edytowany przez Toin (2015-08-25 11:23:05)


http://i.imgur.com/NOndI8V.png

Offline

 

#58 2015-08-25 12:37:48

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Bardzo fajnie czyta się twoje treningi, ponownie fajny wstęp. Uwagi standardowe co do Kawarimi, pamiętaj na fabulę, że zasięg wzroku jest znacznie większy niż zasięg kawarimi + nie nazwałbym gniazda pszczół przedmiotem poręcznym więc uważaj z tym bo nie każdy MG przepuści taką podmianę. Pamiętaj tez ze Henge no jutsu zmienia tylko twój wygląd tzn. że w akademii pełnej doświadczonych nauczyciel z grona których pewnie nie jeden posiada jakieś tam zdolności sensoryczne taki spacer mógłby się źle zakończyć. Długośc treningów powyżej wymagań, wszystko się zgadza, więc zaliczam i zapraszam do następnej sali.

Offline

 

#59 2015-09-02 19:06:49

Saori

Nikushimi

55351609
Zarejestrowany: 2015-08-31
Posty: 137
Klan/Organizacja: Nikushimi
KG/Umiejętność: Kikō
Ranga: Przywódca organizacji
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20

Re: Sala #3 - Trening

    Nie powiem, że przedstawienie swojej historii sprawia mi problem, nawet gdy nie znam tego ninja. Omijam go więc łukiem i przechodzę do kolejnej sali, gdzie zaraz rozpocząć mają się zajęcia. Nadszedł bowiem dzień wyzwolenia swojej prawdziwej mocy, tudzież nauczenia się nowych umiejętności. Tymi zaś są techniki, co prawda nie żywiołowe, lecz jak zawsze przydatne. Poprawiam grzywkę, by ta nie opadała mi wzdłuż okularów i naciągam rękawy. Jednym ruchem otwieram drewniane drzwi, a w środku pomieszczenia odnajduję swojego nauczyciela. Siedzi on w lekkim rozkroku, w dłoni dzierży ostrze, w drugiej zaś książkę, na którą bacznie spogląda. Rzucam mu niepewne spojrzenie, wchodzę trochę bliżej i kłaniam się. Ten wykonuje niezrozumiały gest i przekazuje mi pergamin. Spoglądam na niego z dystansu, mrużąc oczy. Wnet uświadamiam sobie prawdę. Nie jest to kolejny wykład na temat technik, acz sam egzamin nas sprawdzający. Przełykam ślinę głośno i cofam się do tyłu, by zająć wskazane ówcześnie miejsce. Przymykam powieki, oddycham trochę ciężej, lecz wstrzymuję niepotrzebne nerwy. Raz jeszcze kukam na listę i wybieram z niej pozycję. Drugą, jak mniemam. Technika ta dobrze mi znana, bom uczył się jej ostatnio.

Kawarimi no Jutsu

    Nie omieszkam spojrzeć w oczy swojego mistrza. Ostatni dzień nie należał do najlepszych, szczególnie pod względem walki wręcz. Rozpocznę więc pokaz od technik ninjutsu, by rzucić nimi pryzmat na dalszy przebieg szkolenia. Spoglądam w dół, na powiewne spodnie, które kończą się luzem na dole. Wtapiam wzrok w buty, które wydają mi się lekko pobrudzone i rozstawiam je w większej odległości. Gdy zaciskam dłoń, słyszę jak kości w palcach strzelają. Rozluźniam głowę, przeciągam się, ogólnie przygotowuję do wykonania techniki. Co prawda, uczyliśmy się jej wiele razy, lecz nikt nigdy nie opanował do perfekcji. Moment ten jest więc także treningiem. Unoszę podbródek i naciągam skórę nad kości policzkowe. Uśmiechem tego nie nazywam, acz specjalną miną wytężenia i skupienia. Skupiam się na technice, dokładnie powtarzam zawartość jednego z bordowych zwojów. Składam potrzebną pieczęć, zamykam powieki i wyzwalam w sobie moc potocznie nazywaną chakrą. Czuję, jak ogarnia każdy centymetr mojego ciała, krąży we mnie i jest jednością. Mój wzrok przelatuje na kłodę za oknem (drzewa rosną jakieś 2 metry za szybą, więc zasięg mieści się w zasięgu techniki). Wydalam z siebie lekkie burczenie, jakby głos wysiłku. Po chwili przemieniam się, lecz zanim spojrzę w lustro, to już wiem, że technika nie powiodła się tak, jakbym tego pragnął. Podchodzę do sprawy raz drugi, choć tym razem z determinacją dwukrotnie większą. Składam pieczęć, spoglądam za biały framugi i wypowiadam nazwę techniki. Spod moich stóp bucha para, osłania mnie i zamienia w kawałek drewna. Ja zaś pojawiam się za jedną z wolnych ławek. Upadam na jedną nogę, nie mogąc uwierzyć, że na prawdę mi się udało. Odczuwam szok, niedowierzanie, lecz także pełny, mocny zachwyt. Na mej twarzy ujawnia się szczery uśmiech, a zaciskając dłonie podbiegam do zwoju z kolejnymi technikami. Walka wręcz na sam koniec, więc przychodzi pora na iluzję.

Narakumi no Jutsu

    Mówiąc, że w tej dziedzinie jestem mistrzem, skłamałbym. Niemniej techniki te przychodzą mi z łatwością większą, niż ninjutsu, a tym bardziej pojedynkowanie się i używanie siły, tudzież szybkości. Spoglądam na pergamin, po czym najzwyczajniej w świecie wychodzę z sali. Pokonuję kilka metrów, odwracam przez ramię i upewniam, że mistrz wyszedł razem ze mną. Znajdujemy się na jednym z holów, przechodzi tędy mnóstwo osób, uzbrojonych i nie, wysokich i niskich, starych, a nawet i młodych. Wybieram sobie cel, który ubrany w czarną kurtkę, stoi nieopodal śmietnika. Ostatni raz spoglądam na niebo, a pod nim malowany las. Zieleń odbija mi się w źrenicach, obserwuję wolno spadające liście. Lustruję je wzrokiem przyjemności i swobody. Nim dochodzę do smutnych wniosków, spostrzegam, że stoję obok celu już tylko jeden mały metr. Bez żadnego zawahania składam pieczęć, wypowiadam nazwę techniki. Me serce bije coraz szybciej i szybciej, ciało ewidentnie odczuwa podskok adrenaliny. Niestety, oczekiwania przechodzą same siebie. Nie dzieje się nic, co mogłoby wywołać u mnie radość oraz akceptację. Cel, dokładniej blond włosy chłopak patrzy na mnie dziwnie, przybiera pozycję obronną, jakbym miał go zaraz zaatakować. W prawdzie było i tak. Nie zaprzestałem więc, póki jeszcze miałem czas. Zwróciłem wzrok na mistrza, który obserwował mnie w sposób kurtuazyjny. Niby czytał książkę, lecz mi to teraz nie przeszkadza. Skupiam się na celu, składam pieczęć jeszcze raz, lecz tym razem mrużąc powieki. Wyzwalam potrzebną energię i wypowiadam nazwę iluzji, która po paru sekundach okrywa mojego przeciwnika. Ten w nieubłaganym stanie opada na ziemię, zaczyna płakać, a ja odwracam się na pięcie i dumnym krokiem wychodzę na dwór. Mijam futrynę drzwi wyjściowych, drepczę po drewnianej kłodzie i docieram nad jezioro. Spoglądam na słońce, które niedługo będzie zachodzić. Trening przebiegł bardzo impulsywnie, lecz skutecznie. Przywołuję dobry humor, siadam nad wodą i delektuję się chwilą spokoju.

Chodzenie po wodzie
    Nie ma potrzeby, by przywoływać wspomnienia z sali. Dokładnie wiem, jakie techniki muszę jeszcze ukazać, by szereg treningów został uznany za zakończony. Wstaję, podchodzę wolno do brzegu i wtapiam palce w miękki, puszysty piasek. Jego żółć przypada moim oczom, tak samo, jak żółtawy wschód słońca. Kieruję siędalej, tym razem woda sięga mi do kostek. Zamykam powieki, gdyż wiem, że nauczenie się chodzenia z użyciem chakry nie winno być najcięższe. Spod moich nóg wydobywa się mini fala, która okrywa podłoże. Wyskakuję wysoko, a gdy upadam stoję już na wodzie, nie zapadam się i nie waham. Idę dalej, nie zatrzymuję się, jestem pewny jak nigdy dotąd. No i co? A pewnie! Dobrze myślicie, wpadam do wody po pachy. W pierwszym odruchu zaczynam machać rękoma, lecz po paru sekundach dochodzę do ładu, biorę pełne zamachy rękoma i płynę do brzegu. Trasa zajmuje mi kilka minut, spoglądam spod oczu na swojego mistrza, a ten niewzruszony nadal mnie obserwuje. Wzdrygam ramionami z zimna i zdejmuję koszulkę. W niej byłoby mi tylko ciężej. Czynność zostaje powtórzona raz jeszcze, wchodzę do kostek, wyskakuję z użyciem chakry. Idzie mi coraz lepiej, skaczę po wodzie, czuję się jak dziecko. Trening nie musi być tylko pustym wysiłkiem, może być także przyjemnością. Czerpię radość z każdej kolejnej sekundy. Woda bryzga pod moimi stopami, rozchodzi się mniejszymi i większymi falami. Od czasu do czasu chłodni mój stan, który staje się coraz bardziej gorący. Po godzinie, nawet niecałej, wracam na ląd i tam zakładam prawie suchą koszulkę. No i wnet zostaje ostatni punkt do zaliczenia. Przechodzę na dziedziniec rozłożony przepiękną kostką, wtapiam wzrok w wolno stojące manekiny i maszeruję do nich wolno. Ostatnim ruchem poprawiam włosy i uśmiecham się w duchu. W końcu przyszła pora na ostatni trening, a potem już tylko odpoczynek.

Konoha Raiken
    Czuję, że smutnieję, dołeczki momentalnie opadają. Spoglądam w puste dłonie, szukając odpowiedzi na trapiące mnie chwilę. Stoję w bezruchu przed drewnianymi manekinami wykończonymi słomą. Uświadamiam sobie, że jako człowiek klanu Aburame większą wagę przykładam na techniki i użycie chakry. Walka wręcz nie jest moją dobrą stroną, dlatego tak bardzo się jej wystrzegam. Zaciskam dłonie, a me policzki robią się czerwonawe. Odczuwam lekki dyskomfort, lecz odchodzę na parę metrów i skupiam się na swoim celu. Biorę rozbieg, nie zamierzam próżnować, czy stać tutaj cały wieczór. Jeżeli mam to zrobić, to wolę mieć to już za sobą. Pierwszy raz wygląda okropnie, bowiem lecę, wyciągam dłoń do przodu i opadam przy manekinie. Ba! Nawet w niego nie trafiam. Mijam się z celem, by po tym z impetem uderzyć o kamienne kostki. Z mojego nosa wolno zaczyna uciekać krew. Ocieram ją czarnym skrawkiem rękawa i powracam na miejsce. Przestaję przejmować się swoim mistrzem, dosłownie zapominam, że tutaj stoi. Nie odwracam się w jego stronę, mój wzrok nieustannie wisi na manekinie. Zbieram w sobie emocje i wyruszam raz jeszcze. Rozbieg pomaga złapać odpowiedni balans, a wysunięta ręka wycelować. W dystansie pięciu metrów wyskakuję w powietrze, wykrzykuję nazwę techniki i uderzam manekin. Ten upada pod moim ciężarem, a ja dumnie ląduję w rozkroku. Mało brakowało, bym się przewrócił. Odchodzę z lekko obolałą głową, podchodzę do swojego mistrza, a ten uśmiecha się do mnie. Teraz wiem, że treningi zostały zakończone, a dzisiaj mogę się już cieszyć jeno spokojem. Wzdycham lekko i kieruję się w stronę własnego, przytulnego pokoju.


https://i.imgur.com/mWipDay.png

Offline

 

#60 2015-09-02 20:00:04

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #3 - Trening

Nawet gdybym miał nie być sobą i szukać dziury w całym, do czego dałoby się przyczepić, to nie miałbym zbyt wielu możliwości. Pamiętaj tylko, że korzystając z techniki podmiany należy nie tylko podstawić w swoje miejsce wybrany przedmiot, ale również zamienić się z nim miejscem. W takim wypadku powinieneś znaleźć się na drzewie zamiast za ławką, no ale już przymknę na to oko. Nie mam bowiem zamiaru Cię tutaj zatrzymywać. Leć dalej, opuszczaj akademię i wbijaj do fabularnego świata! Zapraszam do tworzenia Karty Postaci w kolejnej sali.

Offline

 

#61 2015-12-25 11:09:56

 Koharō

Wyrzutek http://i.imgur.com/MLOoQeQ.png

4934989
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2015-12-23
Posty: 632
Klan/Organizacja: Hyuuga
KG/Umiejętność: Kisame (lvl2)
Ranga: Członek klanu
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25

Re: Sala #3 - Trening

Koharō przystanął na moment, omiatając wzrokiem przestronny budynek dojo. Większość jego dotychczasowych treningów, jeszcze w domu pana Hyuuga, odbywała się na świeżym powietrzu. Nie powinno stanowić to wielkiej różnicy a jednak budowla robiła wrażenie swoim rozmiarem i przeznaczeniem.
"Trochę jak świątynia." przyszło mu do głowy i, uśmiechając się do własnych myśli, przekroczył próg dojo. Może to też sprawiło, że odruchowo ukłonił się, wchodząc na matę.
Po 15 minutach obligatoryjnej rozgrzewki, Koharō zerknął na wręczoną mu poprzedniego wieczora listę technik do opanowania. Od wczoraj przybyły na niej trzy zakreślenia, jako że wybór trzech technik do przyswojenia pozostawiono w jego gestii. Twarz przyszłego shinobi przybrała marsową minę, gdy w skupieniu śledził opis pierwszej techniki, z zakresu Taijutsu. Koharō stłumił ciche i niezręczne przekleństwo pod nosem. Nie sądził, że trudności napotka jeszcze przed rozpoczęciem części praktycznej.
Czytać Koharo nauczył się zaledwie rok temu. Mógł trafić przeciwnika stopą na kilka różnych sposobów a przegrywał właśnie z kartą pergaminu, opornie zdradzającą, w jaki sposób powinien to obecnie uczynić.
- Dy...namic Eee... ent...entry - wysylabizował. Na szczęście dalsza część składała się głównie z ilustracji i sugestii odnośnie miejsc na ciele przeciwnika, które to kopnięcie otwierające walkę powinno obrać za cel. To też nie stanowiło dla niego wyjątkowego odkrycia. Jeżeli ktoś w Kraju Ziemi naprawdę znał się na rozmieszczeniu miejsc witalnych, byli to Hyuuga. Nie, żeby otrzymywał równie bogaty merytorycznie trening jak jego sparring partnerzy z rodowodem ale, choćby wtórnie - po wszystkich siniakach i odrętwiającym bólu, znał mniej więcej ich rozmieszczenie. Koharō wyrównał oddech i podszedł do szytej kukły.

Dynamic Entry napisał:

Stojąca niedaleko kukła wyglądała, jakby widziała lepsze czasy. W niektórych miejscach mocna dratwa ustąpiła razom zadawanym przez poprzedników Koharō i odrobina siana tu i ówdzie wystawała poza obszycie. Jedno z takich miejsc znajdowało się dokładnie nad "prawym okiem" kukły, jakby biedaczyna miała solidny problem z kontrolowaniem długości brwi.
- Wybacz, kolego - mruknął chłopak z lekkim uśmiechem, klepiąc przyjaźnie kukłę po ramieniu.
Czy to przez nieśmiałość, czy to z innego powodu, kukła nie odpowiedziała.
Następne 10 minut upłynęło na zapoznawaniu nowego znajomego z prawą stopą. Ktoś bardzo przewidujący nakreślił na materiale kukły lokacje ważniejszych celów czerwonymi plamami. Koharō wybrał splot słoneczny, gdyż dostał w życiu jedno takie kopnięcie i wiedział, że jedno wystarczy. Leżał wtedy skulony przez pół minuty, nie mogąc oddychać, nie mogąc nawet rozprostować ciała z pozycji embrionalnej, dopóki jeden z Hyuuga z kpiącym uśmieszkiem nie pomógł mu w tym. Koharō nie wiedział, czemu dopóki nie wyprostował ciała, ono odmawiało mu życiodajnego tlenu, ale zdecydowanie wiedział, po której stronie takiego kopnięcia wolałby się znaleźć.
Łup.
Łup.
Łup.
Kilka oddechów.
Łup.
Łup.
Kukła podrygiwała po każdym kopnięciu, ale im dłużej chłopak pracował, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jej twórca wiedział, co robi. Jej dolna część zaczepiona przytwierdzona została do podłogi grubą sprężyną, dzięki czemu kopnięcia Koharō nie trafiały, niczym w mur, w nieruchomą powierzchnię, ale były amortyzowane. Nadawało to sytuacji nieco realizmu a samemu nastolatkowi oszczędzało leczenia urazu kolana.
Łup.
Łup.
Minuty płynęły, pot płynął a Koharō w miarę postępów pozwalał sobie na coraz dłuższy rozbieg przed kopnięciem. W pewnym momencie poślizgnął się na wilgotnej macie i wyrżnął karykaturą kopnięcia prosto w głowę kukły.
- Aj aj aj... - zajęczał cicho, wstając z podłoża i rozmasowując sobie części tylne. Jego nowy kolega też miał już dość, po ostatnim, efektownym zabiegu, Koharō dorobił mu drugą brew. Rozejrzał się, w panice, czy nikt nie zobaczył tego popisu zręczności i profesjonalizmu. Poza nim i milczącymi kukłami, dojo wydawało się puste. Odetchnął z ulgą i stwierdził, że na tę chwilę wystarczy.

Odsuwając od siebie niepokojące podejrzenie, Koharō ominął dwa zakreślenia ze swojej listy i przeszedł do czegoś, w czym czuł się jak ryba w wodzie. Wyraźnie rozchmurzając się po swoich dokonaniach sprzed chwili, wyciągnął z zawiniątka dwie pałki typu tonfa i wsunął je na ich miejsca, wystające z rzemiennego pasa pętle po obu bokach jego bioder.

Trening broni białej napisał:

Koharō trenował z pałkami tonfa od kiedy pamiętał. Na dziedzińcu obejścia Hyuuga, tam gdzie trenowano, znajdowała się niewielka szopa a w niej, na schludnych stojakach, porozmieszczane były bronie wszelkiej maści. Przed jego pierwszym w życiu treningiem, pan Hyuuga zaprowadził go do owej szopy i oznajmił, że obrońca klanu powinien specjalizować się przynajmniej w jednym orężu tak, by jego używanie stało się jego drugą naturą. Dość dużą presją dla dwunastolatka mogłoby się wydawać podjęcie tak dużej decyzji, Koharō jednak jakoś od razu zwrócił uwagę na leżące nieco na uboczu, treningowe tonfy.
- Tonfa to broń mocno defensywna - oznajmił pan Hyuuga, podążając za wzrokiem chłopca - pracujesz z nią podobnie, jak przy walce wręcz, ale jeśli ją zgłębisz i pozwolisz, by stała się przedłużeniem twojej woli, potrafi być bardzo uniwersalnym orężem, bardzo niebezpiecznym dla każdego, kto ją zlekceważy.
Jeszcze tego samego dnia na dziedzińcu pałacu Hyuuga dało się słyszeć odgłos uderzania drewna o drewno.
Koharō zamknął na chwilkę oczy i opróżnił umysł ze wspomnień. Broń. Jesteś bronią.
Przyszły ninja rozpoczął taniec. Wykonywał uderzenia proste, zasłony, uniki i kontry przed wyimaginowanymi atakami, wyprowadzał tu i ówdzie kopnięcia, kontynuując je serią szybkich, mierzonych prostych. W momencie, kiedy już można by zapomnieć, że ćwiczy walkę bronią a nie gołymi dłońmi, tonfy wystrzeliły ze swoich mocowań, wyciągnięte jednym płynnym ruchem. Co ciekawe, następujące sekwencje były tymi samymi, co przed wyciągnięciem oręża. Proste, zakończone krótkim drewnianym sztychem. Uniki i kontry, kopnięcia i uderzenia, a jednak na przedzie każdego ataku dłonią czaiła się bolesna, drewniana niespodzianka.
Koharō przeszedł do bardziej ofensywnych ruchów. Raz czy drugi zdarzyło mu się posłać drewno po trajektorii, na której był na przykład jego piszczel, co dawało się odczuć, ale stanowiło nieodłączny element nauki.
Pod koniec walki z cieniem nastolatek zaczął stopniowo przysuwać się w stronę kukieł. W pewnym momencie odbił się od maty, zataczając w powietrzu dość efektowny obrót wokół własnej osi, taki, który zazwyczaj kończył się obrotowym kopnięciem. Teraz jednak Koharō wypuścił w powietrze prawy sierp. Uderzenie najwyraźniej mierzone było w jedną z kukieł, jednak dystans do niej nie powinien dać szansy na kontakt. Stało się jednak coś nieoczekiwanego (przynajmniej dla kogoś, kto obserwując zajście nie przypomina sobie świadomie co kilka chwil, że Koharō ma w rękach oręż). Zamaszystym ruchem, będącym jakby naturalną kontynuacją uderzenia sierpowego, prawa tonfa omiotła powietrze kierując się dłuższym końcem w kierunku kukły i dając chłopakowi dodatkowe pół metra zasięgu. To wystarczyło - wyskok rozpoczęty w odległości ok. 4m od celu dosięgnął kukły w miejscu, gdzie powinien znajdować się obojczyk. Całkiem zmyślny sposób na skrócenie dystansu.
Koharō stanął na baczność i wysunął przed siebie ręce, głęboko wypuszczając powietrze. Trening dobiegł końca.

c.d. za chwilę

Ostatnio edytowany przez Koharō (2015-12-25 11:50:15)


http://s16.postimg.org/z6h9hurx1/tumblr_ojwqysls8g1visbsjo1_1280.png


Karta Postaci || Voice                 
       Theme    ||    Battle Theme

Offline

 

#62 2015-12-25 13:19:41

 Koharō

Wyrzutek http://i.imgur.com/MLOoQeQ.png

4934989
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2015-12-23
Posty: 632
Klan/Organizacja: Hyuuga
KG/Umiejętność: Kisame (lvl2)
Ranga: Członek klanu
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25

Re: Sala #3 - Trening

Odkładając tonfy na powrót do zawiniątka, Koharō lekko spochmurniał. Zastanawiał się czasem, czy nie wziął słów pana Hyuuga zbytnio do serca, czy może potraktował przenośnię nazbyt dosłownie. Tonfy naprawdę stanowiły dla niego ważny element. Przedłużenie woli. Nie był w stanie nie czuć nici sympatii do broni, która może chronić, może zdominować i unieszkodliwić, jednocześnie będąc tak niepozorną.
Koharō usiadł obok swojego ekwipunku i sięgnął po skórzaną manierkę z wodą, obserwując w milczeniu pierwszych gości dojo poza nim samym, którzy powoli zaczęli napływać do budynku. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nie chce mu się pić aż tak bardzo, że odsuwa od siebie po prostu dalszą część dzisiejszych wyzwań i karcił się za to w myślach. Jednakże... cóż, genjutsu było mu potrzebne i wiedział o tym, ba, chciał się go nauczyć. Coś w jego kościach dawało mu jednak jasno do zrozumienia, że czeka go w najbliższym czasie mniej wysiłku fizycznego... a dużo czytania.

Kasumi Juusha no Jutsu napisał:

Dobre 5 minut zajęło przyszłemu shinobi rozczytanie zasad tworzenia klonów genjutsu. Nie wydawało się to przeraźliwie trudnym zadaniem, kiedy już połączyło się literki w sens. Potrzebne do jutsu znaki były banalne do połączenia, szczególnie dla kogoś, kto podglądał je u trenujących Hyuuga i co wieczór ćwiczył na sucho. Oczywiście, ćwiczenie na sucho nie pozwala sprawdzić, czy zadziałają w praktyce...
Koharō zamknął oczy, powtarzając sobie układ węża, tygrysa i barana. Prosta sprawa, naprawdę. Przypomniało mu się, że kiedyś najstarszy syn pana Hyuuga stworzył klona genjutsu chcąc rozbawić młodsze rodzeństwo. Klon zmaterializował się obok, jakby wieczorna mgiełka unosząca się kilka centymetrów nad ziemią zgęstniała, nabrała struktury wody, aż wreszcie stała się idealną kopią rzucającego. Hibaki Hyuuga Drugi, jak go nazwali, zaczął wyczyniać jakieś dziwne harce, tańcząc i wydziwiając wokół rudego kota, którego pan Hyuuga kupił swojej córce, doprowadzając sierściucha do amoku.
Koharō uśmiechnął się nad tym wspomnieniem i otworzył oczy, by niemal połknąć w następnej sekundzie własny język. Naprzeciw niego, z jego kartką na kolanach i z ostatnim znakiem, barana, uformowanym z dłoni, siedział Koharō, gapiąc się na niego równie, nomen omen, zbaraniałym spojrzeniem, co on sam.
- Nie strasz mnie - jęknął Koharō, gdy już odzyskał mowę.
... - odpowiedział Koharō, szczerząc się promiennie i znikając, jakby ktoś uderzył ręką w taflę wody.
Chłopak usłyszał kiedyś od Hibakiego, że on również posiada w sobie żywioł wody, ale do teraz nie miał za bardzo pojęcia, co w związku z tym. Może nauka genjutsu nie będzie tak trudna, jak myślał?

Podniesiony na duchu niespodziewanym sukcesem, Koharō zerknął na swoją (tę która nie zniknęła wraz z jego klonem) kartkę. Zostało jeszcze jedno genjutsu... cóż, do roboty.

Narakumi no Jutsu napisał:

Koharō nigdy nie czerpał przyjemności z krzywdzenia innych, słusznie więc spodziewał się komplikacji w kwestii czekającego na niego, ostatniego zadania na dziś. Wedle tego co, z niemałym trudem wyczytał o Narakumi no Jutsu, technika ta budzi pierwotne lęki celu, doprowadzając go do rozpaczy. Koharō nie był przekonany.
"Czy jeśli ktoś rzuci na mnie tę technikę, zobaczę siebie, próbującego wyczytać z kartki i rzucić tę technikę..?" zastanawiał się ponuro.
Tak jak przewidywał, trening trwał i trwał, ale efekty pozostawiały wiele do życzenia. Owszem, coś się działo, ale czy była to zamierzona technika..?
Ciasteczko ryżowe.
Nie miał pojęcia, co się dzieje i nie próbował nawet tego zrozumieć. Ilekroć próbował skupić się na technice, około 5m od niego, zawsze w tym samym miejscu, pojawiało się ciasteczko ryżowe. Koharō nie wiedział, ile razy już spróbował, wynik jego starań pozostawał zawsze ten sam.
"Zgłodniałem i nie zauważyłem?" zastanawiał się. Wpatrywał się ponuro w bezczelne ciastko, jawnie dworujące sobie z jego starań i uparcie pozostające na swoim miejscu. Miał już dać sobie spokój z tymi próżnymi trudami, kiedy stało się coś nieoczekiwanego.
Niedaleko, w rogu pomieszczenia, siedziała niewielka grupka młodszych od niego uczniów, czekająca na swojego trenera. Kątem oka przyszły shinobi zauważył, że jeden, nieco pulchny trzynastolatek, od niewielkiej chwili z wyraźnym zainteresowaniem śledzi przedmiot jego udręki. Rzeczywiście, leżące na środku maty ciasteczko ryżowe nie jest typowym elementem wystroju sali treningowej, toteż Koharō z mógł teraz obserwować, jak pulchny chłopak wstaje zaintrygowany ze swojego miejsca i rusza w kierunku obiektu uwielbienia, jak staje nad nim i waha się chwilę, rozglądając podejrzliwie wokół.
Nie zauważywszy żadnych prób podstępu, ani potencjalnych właścicieli przysmaku, młody rozchmurzył się i schylił po niego. Tylko po to, by jego dłoń nie napotkała oporu. Zdziwiony, machnął ręką ponownie, i jeszcze raz. Sadystyczne ciasteczko bezwzględnie pozostawało na swoim miejscu, niewzruszone coraz bardziej rozpaczliwymi próbami. W końcu młody grubasek stanął nad nim i w furii kopnął je, oczywiście chybiając. To przelało czarę goryczy - dzieciak zalał się łzami, oskarżycielsko wskazując palcem na niedoszły posiłek.
Koharō czuł się podle, ale nie mógł nie zacząć się zastanawiać...
"Czy ja... czy to można uznać za poprawne wykonanie techniki..?"
- Żeby zrobić tę technikę jak należy, nie możesz rzucać jej w powietrze -
usłyszał głos za swoimi plecami i odwrócił się, zdziwiony. Nad nim stał sensei - musisz wybrać cel. Nie zrobiłeś tego, więc najwyraźniej technika uziemiła się na najbliższej osobie. Całkiem skutecznie, muszę przyznać - dodał, patrząc na zasmarkanego i głodnego trzynastolatka.
- Czy to znaczy, że...- wyjąkał Koharō, błyskawicznie zwracając się do nauczyciela w seiza - że zaliczyłem tę technikę?


http://s16.postimg.org/z6h9hurx1/tumblr_ojwqysls8g1visbsjo1_1280.png


Karta Postaci || Voice                 
       Theme    ||    Battle Theme

Offline

 

#63 2015-12-25 19:01:50

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #3 - Trening

   Zacznę od tego, że z początku, muszę się powtórzyć, jakoś sceptycznie byłem nastawiony do wstawianych przez Ciebie opisów. Głównie z tego względu, że wszyscy się przyzwyczailiśmy do innego rodzaju treningów, tj. takich, które odbywały się faktycznie podczas przeprawy twojej postaci przez akademię. Ty jednak postanowiłeś zaryzykować i zaproponować inne rozwiązanie, które w końcu zyskało moją przychylność. Muszę przyznać, że podszedłeś do postawionego przed Tobą zadania całkiem kreatywnie i ambitnie, na co wskazuje długość twoich wypocin. Opis z ciastkiem mi się szczególnie spodobał, chociaż sama mechanika właściwa dla tej techniki trochę wydaje mi się odbiegać od tego, co przedstawiłeś. Nie mam jednak do czego się tu przyczepić. Widać, że włożyłeś dużo pracy i serca, a więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przepuścić do kolejnej sali. Twórz KP i leć na podbój świata NCW!

Offline

 

#64 2015-12-25 20:31:31

 Koharō

Wyrzutek http://i.imgur.com/MLOoQeQ.png

4934989
Call me!
Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2015-12-23
Posty: 632
Klan/Organizacja: Hyuuga
KG/Umiejętność: Kisame (lvl2)
Ranga: Członek klanu
Płeć: mężczyzna
Wiek: 25

Re: Sala #3 - Trening

Dzięki! Dopiero teraz do mnie dotarło, że w sumie może nie powinienem był opanować 3 technik w ciągu jednego treningu
Poprawie się, obiecuję!


http://s16.postimg.org/z6h9hurx1/tumblr_ojwqysls8g1visbsjo1_1280.png


Karta Postaci || Voice                 
       Theme    ||    Battle Theme

Offline

 

#65 2015-12-30 20:02:18

 Seti

Zaginiony

12186620
Skąd: Gdańsk
Zarejestrowany: 2015-12-30
Posty: 10
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan [lv0]
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 17

Re: Sala #3 - Trening

Dosyć dużo tu miejsca, nie powinno być problemów z nauką
Pomyślał młodzieniec zaraz po wejściu do kolejnej sali. Z początku nie wiedział jakich technik się nauczy, nie był do końca zdecydowany, w końcu wszystkie mogły przynieść korzyści w walce. Usiadł "po turecku" w kącie sali i po chwili zastanowienia zdecydował, jakich technik się nauczy.

KAWARIMI NO JUTSU


Wstał, w kącie sali zauważył mniej więcej 20-sto centymetrową deseczkę, grubą na jakieś 5 centymetrów.
Powinna wystarczyć
Położył deseczkę około 3 metry od siebie. Wiedział, że za pierwszym razem mu się nie uda, gdyż był jeszcze zbyt słaby. Jego opiekun zawsze powtarzał mu, że wytrwałość jest kluczem do sukcesu, a z natury był cierpliwym młodzieńcem, który nigdy się nie poddawał.
Na początku..... Skupienie... Muszę skupić chakrę
Zdjął maskę, którą nosił, aby nie pokazywać blizny po ranie na oku. Pomagała mu ona w utrzymaniu lewego oka zamkniętego, ale przeszkadzała gdy musiał się skupić. Powoli zaczął koncentrować chakrę, wykonał kolejno pieczęcie: Hitsuji -> I -> Ushi -> Inu -> Hebi.
Uwolnił chakrę próbując zmienić się miejscem z deseczką położoną wcześniej 3 metry od siebie. Bez skutku.
Musiałem źle uformować pieczęć, albo nie skoncentrowałem się odpowiednio... Jeszcze raz....
Spróbował po raz kolejny. Znów bez skutku. Odpoczął chwilę, było to bardziej męczące niż trening z jego przybranym ojcem, ale musiał opanować tę technikę. Po chwili przerwy znów przystąpił do próby opanowania Kawarimi no Jutsu i próbował do momentu jej opanowania.

Po tej jednej technice miał już dość, ale musiał przebrnąć jeszcze przez dwie techniki i jedną umiejętność. Przedtem postanowił jednak zrobić sobie przerwę, zregenerować siły i w pełni sił podejść do nauki kolejnej techniki.

KONOHA SENPŪ


Po paru godzinach odpoczynku postanowił, że czas na kolejną technikę. Tym razem było to TaiJutsu o nazwie Konoha Senpū. Wziął zwój z opisem techniki, zaczął czytać. Po dłuższej chwili zrozumiał na czym polega ta technika, ale teorię musiał zamienić na praktykę.
Nie wygląda na trudną, powinno być prościej niż z Kawarimi no Jutsu zważając na to, że to TaiJutsu
Zauważył przy wejściu do sali stojący manekin do ćwiczenia TaiJutsu. Przestawił go na środek sali, tuż przed sobą. Przypomniał sobie napis ze zwoju.
Wyskocz obracając się, jednocześnie rozpoczynając kopnięcie
Skupił się, bez tego popełniłby pewnie jakiś prosty błąd i skończyłoby się na skręconej kostce. Przystąpił do pierwszej próby. Wybił się lekko w powietrze jednocześnie rozpoczynając obrót, mniej więcej w połowie obrotu zaczął wyprowadzać cios nogą, ale w tym momencie stracił równowagę i wylądował na ziemi. Na szczęście nic mu się nie stało. Od razu postanowił przejść do drugiej próby. Wiedział, gdzie popełnił błąd, za drugim razem go nie popełni. Wyskoczył, tym razem wybił się mocniej, rozpoczął obrót w tym samym momencie rozpoczynając wyprowadzanie kopnięcia, obrócił się, lecz kopnął zbyt wysoko, nie trafił w manekin, przez co znów się wywalił.
Szlag! Było już tak blisko... Teraz na pewno mi się uda
Od razu stanął na nogach. Przed oczami miał obraz tamtej pamiętnej nocy kiedy nie był w stanie nic zrobić. Nienawidził tego uczucia, tej bezradności. Wyskoczył, wybił się tak samo jak poprzednio, obrót był tym razem bardziej dynamiczny, atakował manekin tak, jakby chciał jednym kopnięciem rozwalić go na kawałeczki. Kopnął, udało mu się, trafił i wywrócił manekin. Wylądował lekko przykucając, zdeterminowany do dalszej nauki.

Pomimo swojej determinacji znał swoje możliwości, wiedział, że jego ciało nie wytrzyma dalszego treningu bez przerwy. Postanowił, że wróci później. Wyszedł, aby odpocząć. Wrócił po paru godzinach i dopiero teraz zauważył, że cały ten czas nie miał na sobie swojej maski. Leżała ciągle w kącie sali.

OBORO BUNSHIN NO JUTSU


Wziął zwój z kolejną techniką. Było to Oboro Bunshin no Jutsu, technika GenJutsu. Był członkiem klanu Uchiha, klanu, który znany był z możliwości swoich technik ocznych, DōJutsu, oraz właśnie GenJutsu.
Muszę nauczyć się tej techniki... Jeśli nie uda mi się jej opanować nie mogę nazwać się pełnoprawnym członkiem klanu Uchiha...
Przeczytał informacje na temat techniki zawarte w zwoju oraz instrukcję jak wykonać technikę. Zadanie nie było łatwe, aby sprawdzić, czy umie wykonać tę technikę musiał wprowadzić w nią sam siebie. Nigdy wcześniej nie trenował ani NinJutsu ani GenJutsu co przysporzyło mu teraz dużo problemów. Najpierw postanowił dojść do tego jak wprowadzić samego siebie w GenJutsu. Zastanowił się chwilę, tak samo jak rodzice potrafił szybko ocenić sytuację i znaleźć dobre rozwiązanie, nie miał więc problemów z dojściem do rozwiązania. Skupił się. Zaczął kumulować chakrę.
Skupienie... Skupienie... Skupienie
Powtarzał w myślach. Po chwili uwolnił chakrę, próbując zaburzyć przepływ chakry w swoim mózgu i wprowadzić siebie w GenJutsu. Nie udało się. Nie było dookoła niego żadnych klonów. Postanowił od razu przejść do kolejnej próby. Znów zaczął się skupiać. Po nauce Kawarimi no Jutsu dużo łatwiej było mu kontrolować chakrę i kumulować ją, lecz mimo to nie był w stanie przy drugim podejściu wprowadzić siebie w GenJutsu. Nie wiedział co było powodem, może nie skupił się odpowiednio, może skumulował za mało chakry... Przyczyn mogło być wiele, ale on nie miał czasu na to, żeby na spokojnie przemyśleć to co robi. Chciał jak najszybciej skończyć ten trening. Po chwili przerwy przyszedł czas na trzecią próbę. Znów powtarza te same czynności. Skupia się. Kumuluje chakrę. Tym razem postanowił skumulować jej więcej. Skupił się tak, że nawet kamień, który w tym momencie uderzył w okno mu nie przeszkodził. Ani na chwilę się nie zdekoncentrował. W końcu przyszła chwila, na którą czekał tak długo. Uwolnił chakrę, zaburzył jej przepływ w swoim mózgu, a wokół niego pojawiły się 3 klony. Postanowił sprawdzić, czy to na pewno GenJutsu. Podniósł deseczkę, której używał podczas treningu Kawarimi no Jutsu. Rzucił nią w jednego z klonów, lecz nie był w stanie go zniszczyć. Udało mu się, wprowadził siebie w GenJutsu, ale 3 klony to nadal za mało.
Muszę poćwiczyć, w końcu stworzę ich 10, a w przyszłości będę tworzył ich tysiące...
Postanowił poćwiczyć jeszcze kilka godzin, aby bardziej opanować tę technikę.

Po kilku godzinach treningu i około 7 godzinach przerwy postanowił podejść do ostatniego treningu. Chodzenie po drzewach. Zdecydował się na tą umiejętność, ponieważ wydała mu się najbardziej praktyczna.

CHODZENIE PO DRZEWACH


Wstał z podłogi. Bez zastanowienia przeczytał zwój z informacjami o umiejętności chodzenia po drzewach. Wiedział, że umiejętność ta nie służy tylko do chodzenia po drzewach, mógł dzięki niej poruszać się po powierzchniach pionowych, oraz na nich stać. Podszedł do jednej ze ścian sali. Połączył dłonie, pomagało mu to skupić chakrę. Powoli zaczął kumulować chakrę w stopach. Na początku nie szło mu to zbyt dobrze. Za pierwszym podejściem gdy tylko oderwał stopę od podłogi chakra skupiona w stopach zniknęła. Po kilkunastu próbach udało mu się utrzymać skupioną chakrę. Postawił jedną nogę na ścianie cały czas trzymając dłonie złączone, drugą nogą zrobił krok po ścianie. Przeszedł tak 2-3 kroki, po czym spadł. Nie udało mu się utrzymać chakry.
Niech to... To już 16 próba, a ja nadal nie jestem w stanie przejść się normalnie po ścianie... Odpocznę chwilę i wrócę do treningu...
Usiadł opierając się o ścianę. Odpoczywając zastanawiał się co robi źle. Po kilkunastu minutach wstał i postanowił spróbować po raz kolejny. Znów złączył dłonie i skupił chakrę w stopach. Stanął na ścianie. Stał tak dłuższą chwilę, aby lepiej się skoncentrować. Koncentrując się stojąc na ścianie łatwiej było mu przyzwyczaić się do tego. Musiał jednocześnie utrzymywać chakrę skupioną w stopach oraz utrzymywać równowagę w warunkach trudniejszych o tyle, że stał poziomo. Po dłuższej chwili zaczął niepewnie iść w górę. Na początku stawiał kroki powoli, nie chciał iść za szybko, aby nie zdekoncentrować się. Gdy zbliżał się do sufitu postanowił pójść w prawo, aby okrążyć salę idąc po ścianie. Coraz pewniej stawiał kroki. Gdy okrążył salę z radości stracił koncentrację i upadł na ziemię. Odpoczął chwilę i spróbował jeszcze paręnaście razy, aby nie wysilać się tak podczas skupiania chakry. To musiało wejść mu w nawyk.

Zakończywszy trening chodzenia po drzewach, odłożył wszystko na swoje miejsce. Podniósł maskę z podłogi i założył ją na twarz. Nie chciał, aby ktokolwiek zobaczył jego znamię na oku, a już raz zaryzykował zapominając o masce. Spojrzał za okno przypominając sobie wydarzenia z tamtej pamiętnej nocy, kiedy zginęli jego rodzice.
Nie pozwolę... Nie pozwolę aby inne dzieci cierpiały tak, jak ja...
Po chwili wspominania wyszedł z sali.


http://imageshack.com/a/img908/7637/dRxmML.png

Offline

 

#66 2015-12-30 20:44:14

Sensei_Shinsaku

Sensei

Zarejestrowany: 2012-09-15
Posty: 150

Re: Sala #3 - Trening

Muszę przyznać, że początkowo denerwujący motyw maski tutaj robi robotę. Ciągle się przewija, niby przypadkiem, a jednak spaja jakoś te osobne opisy treningów w całość. Podobał mi się sposób, w jaki opisywałeś kolejne próby. Jedyne, do czego miałbym wątpliwości, to technika GenJutsu. Szczerze mówiąc wątpię, czy mogłaby zadziałać na samego użytkownika, ale umówmy się, że przymknę na to oko. Leć do następnej sali i przygotuj Kartę Postaci. Kiedy będziesz gotowy, odezwij się na ChatBoxie do mnie lub któregoś z administratorów, którzy Ci to sprawdzą. Powodzenia!

Offline

 

#67 2016-01-09 19:24:49

Mikuni

Wyrzutek http://i.imgur.com/jV6TcvA.png

8260416
Zarejestrowany: 2015-10-31
Posty: 155
Klan/Organizacja: Wyrzutki
Ranga: Członek Organizacji / Medyk
Płeć: M
Wiek: 23

Re: Sala #3 - Trening

    Dopełniałem wszelkich formalności związanych z przyjęciem do akademii. Krzywiłem się przy tym trochę, gdyż ziarnko po ziarnku klepsydra mej cierpliwości przesypywała się nieubłaganie. Brakowało mi ochoty i motywacji by brylować wśród tego całego towarzystwa, marnotrawiąc swój czas na stricte formalności. Poradzić jednak na to nie mogłem zbyt wiele, bo przecież, zasad osobiście nie ustalałem, a buntowanie się przeciw nim byłoby głupotą w najczystszej postaci. Prędzej wyrzuciliby mnie oknem niż zdołałbym cokolwiek zdziałać w tej materii. Nie pozostało mi nic innego jak wyrazić milczącą zgodę na to, co miało się stać i wziąć się do pracy w miarę dobrym tempie, tak aby jak najszybciej opuścić mury tego parszywego miejsca i wreszcie porządnie zacząć realizować swoje ambicje.

Bunshin no jutsu


    Pierwsze zadanie nie zdało mi się jakoś specjalnie wymagające. Najzwyklejszy w świecie bushin no jutsu, podstawa podstaw przy którym nawet nie powinienem się spocić. Zacząłem od skupienia, porwany przez falę spokoju poczyniłem wysiłek, by poczuć chakrę przepływającą przez me ciało. Nie miałem zamiaru śpieszyć się z realizacją, przecież nie było potrzeby bym cokolwiek komuś udowadniał. W tym przypadku nie liczyło się same tępo, a efekt z wolna powtórzyłem kilka razy pieczęcie, tak by finalnie nie pomylić ich gdy dojdzie do realizacji. 
    Wykonałem pieczęcie tak jak należy w kolejności, baran, wąż tygrys, zważając na odpowiednie ułożenie dłoni. Była to oczywista podstawa do wykonania jakiegokolwiek jutsu, jednak samo to nie wystarczyło, potrzebna była jeszcze pewna doza koncentracji i kontroli nad wewnętrzną energią. Oczywiście kumulowałem chakrę i skupiłem się na wyobrażeniu mojej kopi stojącej obok. Przekierowanie energii, objawiło się dreszczem, na plecach, jednak byłem pewien, że w niedługim czasie przyzwyczaję się do tego dziwnego wrażenia. Spojrzałem się w bok, by ocenić efekty przeprowadzonego przeze mnie treningu.

Kawarimi no Jutsu


   Czas było przejść do następnej podstawy, która miała swoje miejsce na liście zdań do wykonania. Przydatność tego jutsu chyba każdy rozgarnięty człowiek oceniłby bardzo wysoko, reprezentujący inni zdanie znajdowali się najprawdopodobniej w miejscu popularnie zwanym "Sześć stóp pod ziemią". Bezwzględnie potrafiła uratować od zagrożenia toteż przyłożenie się do niej było niezwykle istotne. Pierwszym krokiem jaki wykonałem to skrupulatne powróżenie wszelakich pieczęci, z dokładnym uwzględnieniem dzika, który od czasu do czasu niezbyt mi wychodził. Czyniłem to jak za pierwszym razem, powoli i metodycznie, uważając na tą wspomnianą wcześniej. Chwilę poświęciłem rozważaniom jak sprawić, bym zamienił się na miejsca z wybranym przeze mnie obiektem, którym w tym przypadku była kukła. Logicznym byłoby skoncentrowanie się, na przedmiocie mającym być obiektem jutsu. Wtedy powinno wytworzyć się między mną a nim połączenie, które podmieni nas miejscami. Wykonałem pieczęcie w kolejności baran, dzik, wół, pies, wąż, wcielając jednocześnie zamierzoną czynność. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk oznaczający, że jakaś reakcja nastąpiła. Jeśli reakcja była prawidłowa właśnie zamieniłem się miejscami z kukłą.

Henge no Jutsu



Przyszła pora na henge no jutsu, które służyć miało kamuflowaniu się. Oczywistym jest, że do jego poprawnego wykonania wymagany był całkowity bezruch w przeciwnym razie transformacja nie zachodziła. Za obiekt treningu ponownie obrałem sobie kukłę, głównie z tego powodu, iż była akurat pod ręką, a niespecjalnie chciało mi się wyszukiwać jakiś innych obiektów. 
    Zacząłem standardowo od przyswojenia pieczęci, starą dobrą metodą, która zakładała wielokrotne ich powtarzanie. Od samego początku starałem się je wykonywać jak najbardziej pieczołowicie, tak by w chwili ostatecznego testu czegoś mocno nie doszło do omyłki, która to miała spowodować niewykonanie zadania. Gdy uznałem, iż opanowałem je w stopniu zadawalającym skoncentrowałem charkę i wykonałem je w podanej kolejności. Skupiłem się jednocześnie na obiekcie wyobrażając sobie, iż przybieram jego formę. Jednocześnie rozprowadziłem chakrę po całym ciele, by zabieg odniósł pożądany przeze mnie skutek. Poczułem nieprzyjemny dreszcz na ciele, który zwiastował zapewne nadejście jakiegoś efektu. Zastanawiałem się jedynie czy jest taki jakim go pożądam

Mistrz Broni Białej lvl1


Powziąłem narzędzie treningu i kilkakrotnie podrzuciłem by sprawdzić stopień jego wyważenia. Wydawało się solidnie wykonane, co do jego środka ciężkości miałem co prawda trochę zastrzeżeń, jednak nie chciałem narzekać. Przytroczyłem broń do boku tak ja to obyczaj nakazuje, było to pozycja standardowa, jeśli opanuje się sztukę dobywania miecza mając go przy pasie, bezproblemowo udaje się to uczynić gdy trzyma się pochwę w ręku. Opracowanie innych wariantów stawało się jedynie kwestią wykonania krótkiego treningu, polegającego na wypracowaniu tej samej czynności w różnych pozycjach. Wykroczyłem lewą nogą w przód przenosząc na nią ciężar swojego ciała, była to pozycja dogodna do wyprowadzania większości ataków. Jednocześnie chwyciłem za rękojeść i pchnąłem lekko tsube kciukiem by kawałek ostrza został wysunięty. Parę sekund później wykonałem szerokie cięcie od lewej do prawej, markując je w linii prostej Cofnąłem prawą nogę do tyłu i wykonałem piruet w tożsamą stronę, co miało symulować szybkie zejście z linii ataku.  Następnie od prawego ucha w dół wyprowadziłem szybką kontrę na wyimaginowanego oponenta czym pozbawiłem go co najmniej połowy barku. Obróciłem miecz w dłoni i schowałem go na powrót do pochwy po czym wykonałem ukłon ukłon.

Ostatnio edytowany przez Mikuni (2016-01-09 21:59:10)


Potem Wilczyca, nabrzmiała od płodu
Żądz wszelkich, mimo że chuda i sucha,
Sprawczyni nieszczęść mnogiego narodu,
Swoim widokiem zgnębiła mi ducha



http://i.imgur.com/9qllVJp.jpg


Karta Postaci


Theme|Voice

Offline

 

#68 2016-01-09 21:10:31

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Możesz nauczyć się tylko jutsu, ktore są dostępne na pierwszej stronie, więc zamień nazwy treningów powinny być odpowiednio:
Bunshin no Jutsu
Kawarimi no Jutsu
Henge no Jutsu
Trening wymaga 10 zdań złożonych, w twoich co prawda jest 10 zdań, ale niekoniecznie złożonych dopisz kilka słów i będzie wyglądać naprawdę dobrze.

Edit: Ok zaliczone zapraszam do następnej sali.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2016-01-10 10:46:10)

Offline

 

#69 2016-01-11 19:55:55

 Eiichi

Klan Namikaze

Zarejestrowany: 2016-01-05
Posty: 4

Re: Sala #3 - Trening

Po pobycie w “sali przesłuchań” i zniknięciu tajemniczej osoby w masce zostałem skierowany na zewnątrz. Za mną widziałem tylko kamienne bramy i olbrzymi teren odgrodzony dookoła kolejną dawką skał. Kilkadziesiąt metrów nade mną było widać okrągłą “dziurę” przez którą przedostawało się światło. Bardzo przypominało mi to wnętrze wygasłego wulkanu, tereny jednak zostały starannie przystosowane do życia shinobi. Rosną tu z niewiadomego powodu drzewa, co kilkanaście metrów podłoże wydaje się inne, a w południowej części spływa woda. Wydaje się, że jestem tu sam, jednak po przejściu kawałek dalej uderzyłem w niewidzialną ścianę, to bolało! Zaciekawiony dotykałem jej rękoma, później próbowałem ją uderzać rękoma, a na końcu kopnąć z całej siły, żeby się otwarła. Nie dało to jednak żadnego rezultatu. Ściany znajdowały się z każdej strony, rzuciłem nawet kamieniem w górę, ale bez skutku, tak też coś było. Miałem jednak sporo miejsca na trening, w końcu po to tu przybyłem. Tylko… od czego mam tu zacząć? Domyślam się, że jestem w części leśnej, trawa sięga mi do kostek, a drzewa mimo barier wydają się normalnie rosnąć, może działa to tylko na ludzi. Zakłopotany chodziłem szukając jakiegoś znaku, wchodziłem na drzewa i pukałem po raz kolejny w ściany szukając czegoś w rodzaju dzwonka, albo drzwi. Czas mijał, a ja co raz bardziej wątpiłem w sens tego działania, może jednak zostałem porwany i nie ma to nic wspólnego z legendarną szkołą ninja? W końcu ten mężczyzna w masce, musi gdzieś tu być. Usłyszałem cichy szelest z prawej strony, wziąłem natychmiast kamień i rzuciłem nim w krzaki niedaleko mnie. Usłyszałem głośne “AŁAAA”, jednak był to zdecydowanie kobiecy głos. Mam przerąbane! Zza krzaków wyłoniła się jednak postać w masce, długie, czarne włosy związane w kok, ledwo je widziałem przez tą masę. Co do samej maski, wyglądała jak szarawa twarz kota, a strój tego samego koloru przypominał bardziej zbroję niż coś co kiedykolwiek widziałem. Postać zdjęła maskę i okazała się faktycznie kobietą, delikatna cera i urokliwe zielone oczy. Zdenerwowana spojrzała się na mnie i już wiedziałem, że nie jest tu by tylko patrzeć. W końcu ta zbroja i maska, wygląda dokładnie jak ta osoba w pokoju, ale ten głos jest nie tak. Może zmieniła go, żeby brzmieć groźniej. Zamyślonego mnie rzuciła maską prosto w bark, aż poczułem to w kościach całego ciała, to nie był zwykły rzut, coś musiała dodać. Próbując się pozbierać nie zauważyłem kiedy podeszła. Przy pasie miała przywiązanych kilka zwojów, wyjęła jeden i dała mi go, a raczej wcisnęła mi go w klatkę piersiową, aż zabrakło mi tchu. - Za godzinę masz to umieć, a jak nie, to pożałujesz tego, że mnie poznałeś - powiedziała. Tupnęła w ziemię i kilka metrów dalej pojawiło się swego rodzaju siedzenie. - Możesz mi mówić sensei, ewentualnie Amaterasu, porozmawiamy jak ci się uda. Proste rady: Po pierwsze skup w sobie chakre. Po drugie użyj trochę łepetyny i wyobraź sobie że obok ciebie stoi twój brat bliźniak. Tyle wystarczy, do roboty - odeszła w kierunku pseudo siedzenia. Zostałem sam ze zwojem, zawinięty jakąś mocną nicią, a od góry do dołu widniał napis “Bunshin no Jutsu . W środku znajdowało się sporo informacji, jednak pieczęcie był kluczowe. Zawinąłem go z powrotem i odrzuciłem w kierunku siedziska dziwacznej kobiety. Z ironicznym uśmiechem na twarzy w przeciwnym kierunku poleciały kolejne 3 zwoje, bezczelnie się położyła i zasnęła. Co to za nauczyciel?

Spoiler:


“Bunshin no Jutsu"


Znalazłem sobie kilka metrów wolnego miejsca, w okół żadnych zbędnych drzew, krzaków, czy tym podobne. Usiadłem i postanowiłem to na spokojnie przemyśleć. Moją techniką jest klonowanie, żeby wykonywać techniki potrzeba dobrze kontrolować swoją chakre. Myślę, że jestem w stanie zebrać jej wystarczająco dużo, tylko ma być jej w sam raz. Kolejnym ważnym aspektem jest moje podejście, mam wyobrazić sobie swoją podobiznę stojącą przede mną. Musi mieć tak samo uczesane włosy, tego samego koloru, dokładanie taka sama budowa ciała i ubiór. Wychodzi na to, że muszę zrobić dwie rzeczy jednocześnie i do tego z dobrym wyczuciem. Wstałem z ziemi i spojrzałem się w pustą przestrzeń. Przez moje ciało zaczęła przepływać energia, jednak było jej stanowczo za dużo, po prostu to czułem. Zwolniłem oddech i zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie marionetkę, całkowicie białą, ja trzymałem w ręce pędzel i farby, domyślam się, że to co jest teraz przede mną to chakra przybierająca odpowiedni kształt, a farby to mój umysł próbujący to wszystko dopiąć na ostatni guzik. Obok marionetki postawiłem tak jakby mój obraz i zacząłem go przemalowywać na sztuczne ciało, tak by wyglądało jak ja. Zacząłem od dołu. Czarne buty zakrywające moje stopy, powyżej czarne dresowe spodnie. Powoli zacząłem czuć opuszczającą mnie energię, mogę to porównać do łaskotania wiatru w ciepłe dni. Wysiłek nie był jednak tak męczący, bym przestał. Kolejnym zamaszystym machnięciem pędzlem wypełniłem lukę od pasa, aż do szyi. Czarna, cienka bluzka, a na nią założona nieco grubsza biała koszulka z paskami od góry do dołu z każdej strony. Centymetr wyżej moja twarz, musiała wyglądać naturalnie. Neutralna mina, moje niebieskie oczy i falujące w każdym kierunku blond włosy. Widziałem to! Otworzyłem oczy i wykonałem następującą sekwencję znaków Baran -> Wąż ->Tygrys. Zgromadzoną chakre wypuściłem na zewnątrz aby pokryła wyobrażenie samego siebie. Powstał dym, a coś w nim było. Rezultat jednak oceni ten leniuch od maski. Poczułem znaczny spadek wewnętrznej energii, już teraz nie delikatny, a mocny wiatr przechodził przez moje ciało. Padłem na ziemie i spojrzałem w sztuczne niebo, byłem wyczerpany, a to dopiero początek.

Spojrzałem w kierunki “Sensei”, a ona śpi. Jest to fantastyczny sposób na naukę, najlepiej gdyby dostała jeszcze raz z tego kamienia, ale mi się oberwie mocniej. Z irytacji spojrzałem w niebo, a tam żadnych zmian, dalej słonecznie. Mam wrażenie, że klonowanie zajęło mi dużo czasu, może kilka godzin. To tak jakby to miejsce zatrzymało się w czasie, podszedłem jeszcze sprawdzić czy ściany nadal są, oczywiście niezmiennie były i kolejny raz walnąłem głową w jedną z nich. Są przeźroczyste, bolesna niespodzianka, po raz kolejny… Na ziemi leżał kolejny zwój, tym razem nosił on nazwę “Kawarami no jutsu”. Rozwinąłem zwój i przeczytałem od góry do dołu. Technika w skrócie służy do podmiany z jakimś obiektem w otoczeniu, może to zdecydowanie uratować tyłek. Pieczęcie, kolejno: Baran -> Dzik -> Wół -> Pies -> Wąż. Sporo ich, więcej niż w poprzedniej technice. Czuje się już dobrze, czas więc zacząć.

Spoiler:


“Kawarami no jutsu”


Pierwsze, za co muszę się zaprać, to przygotowanie miejsca do podmiany. Może i w terenie jest na to mało czasu, ale to w końcu trening. Mogę sobie na to pozwolić, tym bardziej, że nie dostałem dodatkowo żadnych wskazówek. W przykładzie zamieszczonym w zwoju pokazano ninja zamieniającego się z kłodą drewna. Poszedłem więc kawałek, ale jedyne co znalazłem, to średniej wielkości kamień. Musi wystarczyć. Postawiłem go przy jednym z otaczających mnie drzew i odpowiednio ukryłem za liśćmi wyrwanymi z krzaków. Pomysł nie wypalił, nie miałem niczego, co by te liście przytrzymało, więc został mi sam kamień. Oddalam się kilka metrów dalej i myślę za czym miałbym uciekać. Jedynym w miarę realistycznym wyjściem byłoby obudzenie śpiocha, ostatnio dostałem z maski, teraz będzie z pewnością coś większego albo szybszego. Zanim jednak to zrobię, muszę wykonać próbę generalną. Biorę głęboki oddech i zaczynam wyobrażać sobie tamten kamień, w dokładnie tym miejscu, w którym stoję. Powoli napełnia moje ciało energia w postaci ciepławego wiatru i płynie ona w kierunku kamienia. Rozluźniam całe ciało, by było przygotowane do “skoku”. Momentalnie uwalniam energię, w moim miejscu po sekundzie pojawia się kamień, a ja jestem w połowie drogi od docelowego miejsca. Coś poszło nie tak. Kopie zdenerwowany w kamień, aż poczułem jak jest twardy, to bolało. Zacisnąłem tylko zęby i wróciłem w wyznaczone miejsce. Potrzebuję presji czasu, tylko nie jestem pewien, czy to wypali, ale co szkodzi spróbować. Podnoszę z ziemi mały kamy, podrzucam go chwilę w prawej dłoni i ciskam nim w Akatsuki. Po sekundzie słyszę charakterystyczny dźwięk uderzenia kamieniem w kamień. Zdezorientowana ninja krzyczy coś w moim kierunku, po czym podchodzi do drzewa i wyłamuje jego gałąź. W tym momencie wiedziałem, że będzie niedobrze, spojrzałem się tylko w kierunku kamienia oczekując litości. To może i jest śmieszne, ale dostanie z takiego czegoś grozi śmiercią, a nawet kalectwem. Leci już w moim kierunku, mam dosłownie chwilę. Spuszczam powietrze z płuc, wykonuję serię pieczęci, energia opuszcza moje ciało jak nigdy wcześniej i nosem czuje już dymek towarzyszący zamianie. Udało się?

Mojemu życiu już nic nie zagraża, prawdopodobnie do czasu równie głupich pomysłów. Dziewczyna przesunęła dalej swoje siedzisko i nie spuszczając ze mnie wzroku położyła się na brzuchu z głową skierowaną w moją stronę. Chyba nie ma zamiaru kolejny raz z czegoś oberwać, dla mnie oznacza to tylko większy stres. Nie mogę marnować czasu, swoją drogą dalej jest tak samo jak było wcześniej, no może gałąź zrobiła małą dziurę w ziemi, ale ściany nie przebiła. Wziąłem do ręki kolejny zwój. Tym razem zwie się on “Konoha Senpu”, nie jest zbyt skomplikowane, a przynajmniej takie się nie wydaje. Z instrukcji wynika, że to zwykły kopniak, bez użycia pieczęci. Jednym słowem pójdzie prosto.

Spoiler:


“Konoha Senpu”


Znalazłem sobie idealne miejsce do tego typu treningu, kilka drzew rosnących obok mnie będzie idealnymi celami ataków. Dobrze czuję się w walce wręcz, ale nie myślałem, że są od tego osobne techniki. W zwoju pisało jeszcze coś o charakterystycznym wyprowadzaniu ciosów. Użytkownik ma za zadanie nadać mu dodatkowego rozpędu poprzez obrót ciałem. Zanim jednak zrobię coś konkretnego zacznę od małej rozgrzewki, do tej pory miałem do czynienia z tak zwanym Ninjutsu, teraz zmieniam nieco rodzaj technik i przechodzę na Taijutsu. Zrobiłem kilka pompek, brzuszków. Poskakałem chwilę w miejscu i obracałem się o kilkadziesiąt stopni w miejscu w lewą i prawą, by zwiększyć efekt rotacji ciała. Kiedy już poczułem się “luźniejszy” zrobiłem kilka podejść do kopnięcia. Na zmianę obiema nogami próbowałem odtworzyć ilustracje umieszczoną na zwoju. Zdecydowanie prawa noga miała większą siłę, ale musiałem przez to położyć większy nacisk na lewą i przez to straciłem  wiele więcej czasu, niż na to planowałem. Cza przejść do konkretów. Cofnąłem się krok od wybranego drzewa i zamaszystym ruchem prawej nogi wprawiłem w rotacje moje ciało. Różniło się to od normalnego kopnięcia, zrozumiałem po co ten obrót. Moja noga z zawrotną szybkością trafiła na przeszkodę i zrobiła tam niewielkie wgłębienie. Nie byłem tym usatysfakcjonowany. Noga aż zrobiła się czerwona, nie było to jednak nic poważnego. Po odczekaniu chwili nastąpiła kolejna próba, jednak lewą nogą. Efekt był podobny, z tą jednak różnicą, że wgłębienie było o wiele mniejsze. Po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do obciążenia nóg i po kilkunastu próbach dzięki przystosowaniu ciała i wykorzystaniu wskazówek kopnięcie było wystarczająco mocne, aby złamać mniejsze drzewo. Zrobiłem trochę bałaganu i nie czułem już praktycznie stóp, jednak rezultat przekroczył moje oczekiwania. Technika stosunkowo prosta okazała się nie małą przeszkodą, z pewnością przyda mi się ona w przyszłości. 

Po męczącym treningu Taijutsu przyszła pora na odpoczynek. Usiadłem w cieniu jednego z drzew. Potrzebowałem czasu na wyeliminowanie dręczącego mnie potu, nawet pozwoliłem sobie na chwilową drzemkę. Kiedy się obudziłem zastałem wszystko tak jak było. Słońce dalej świeciło, Sensei przewrócił się tylko na bok i nie miał chyba zamiaru się stamtąd ruszyć. Czeka na mnie jeszcze jeden zwój. Całkowicie o nim zapomniałem. Zacząłem szukać go w trawie. Teren poszukiwań nie był duży, więc miałem go w ręce minutę później. Przysporzył mi niezłego stracha, kto wie ile to jest warte i nawet nie chcę sprawdzać reakcji Akatsuki. Udawałem że nic się nie stało. W końcu mogłem go otworzyć i przeczytać. Nie było to ani Ninjutsu, ani tym bardziej Taijutsu. Ciężko mi to do czegokolwiek przyporządkować. “Mistrz broni białej” - brzmi fajnie. Tylko co ja mam z tym właściwie zrobić. Potrzebuje jakiegoś miecza, albo noża, czegokolwiek. Podchodzę więc do Dziewczyny i szturcham ją w ramię, wyraźnie nie jest zadowolona z tego faktu, jednak wstaje przeciągając się we wszystkie strony. - Chodź - powiedziała kierując się w stronę dużego drzewa. Puknęła w nie dwa razy i moim oczom ukazały się różnego rodzaju bronie, od tych małych, aż do budzących strach wielkich młotów. Ja jednak zajmę się czymś mniejszym.

Spoiler:


“Mistrz broni białej”


Wybrałem z drzewa kilka rodzajów kunai, od tych zwykłych, aż po te z trzema ostrzami na końcu, swoją drogą te drugie strasznie mi się spodobały. Wziąłem po jednym w jedną rękę i ostrzem do zewnątrz zacząłem nimi kręcić. Nie trwało to jednak długo. Czarnowłosa spojrzała się na mnie bym przestał to robić i skupił się na treningu. Wzięła taką samą broń jak ja stanęła naprzeciwko mnie. - Nie traktuj głąbie broni jak zabawki, to narzędzie do zabijania ludzi, ale skoro chcesz być ninja i to cię nie ominie. Po pierwsze trzymaj je stabilnie, po drugie myśl o nich jak o przedłużeniu swojego ciała. To nie tyczy się tylko tego co masz w rękach, równie dobre sprawdza się to przy mieczach dwuręcznych albo katanach. Ogranicza cię tu tylko twoje ciało i umysł. Zapamiętaj to co teraz ci powiedziałam i spójrz na ziemię. Tupnęła w nią nogą i wyłoniły się z niej dwie podobne do człowieka do człowieka figurki. Każda z nich miała wyznaczone poszczególne części ciała.- A teraz masz uderzyć po 100 razy w każda z tych części, bez przerwy. Na co czekasz? Z uśmiechem na ustach przeniosła się na drzewo kilka metrów dalej, widocznie to jej dziedzina. Nie wiem dla czego, ale zmieniła do mnie podejście, może jestem czegoś wart i nie marnuję jej czasu. W sumie kogo to obchodzi. Zacisnąłem mocniej kunaie w dłoniach i podszedłem do kamiennych postaci. Zacząłem wyprowadzać ciosy raz za razem w obrębie koła. Mięśnie zaciskały się i rozluźniały w trakcie ułamka sekundy, moje ciało pulsowało wydobywając z siebie maksymalną energią. Ciepło paliło mnie od środka, ale wiedziałem, że nie wystarczy. Miejsca wyznaczone na rzeźbach stawały się coraz cieńsze, nie czułem jednak, mniejszego oporu i kontynuowałem. Miałem wykonać dokładnie 100 powtórzeń, nawet nie wiem ile teraz mam, straciłem rachubę przy dwudziestu w każdy punkt. Na moment przestałem i oparłem się rękoma o kamień, nadal mimo tylu cięć pozostawał niewzruszony. Pot spływał mi po czole i co chwilę musiałem go przecierać. Zerknąłem tylko na bok, gdzie znajdowała się moja “Sensei”, była dziwna, ale jej metody działają, to wystarczy. Nie chciałem zawieść jej i siebie, więc zacisnąłem kolejny raz zęby i kontynuowałem. Wykonałem kolejne kilkadziesiąt powtórzeń, po czym padłem na ziemie. Patrzyłem wtedy w niebo, które nie miało zamiaru się zmieniać.

To już wszystko, a przynajmniej tak mi się wydaję. Masa zwojów, ostra, ale z pewnej strony urocza nauczycielka i masa zmęczenia. Tak zapamiętam ten trening.

Offline

 

#70 2016-01-11 20:50:14

Sensei_Akio

Sensei

Zarejestrowany: 2012-11-02
Posty: 192

Re: Sala #3 - Trening

Fajnie to opisałeś dużo nadprogramowo, normalnie pewnie pokusiłbym się o odpisanie ci fabularnie, ale dzisiaj jestem trochę zmęczony. Pamiętaj, że Bunshin no jutsu nie do końca odzwierciedla tą marionetkę, ponieważ nie jest materialny(znika po byle kontakcie). Z Kawarimi też uważaj bo nie jest to jutsu, które działa ot tak od razu wymaga sporo pieczęci i przedmiotu z którym można się zamienić. Zapraszam do następnej sali i tworzenia kp.
A jeszcze zamiast spoilera lepiej używaj cytowania [.quote] (bez kropki) ładniej wygląda, chociaż w przyszłości pewnie i tak będziesz używał [.hide] .

Ostatnio edytowany przez Sensei_Akio (2016-01-11 20:51:54)

Offline

 

#71 2016-02-23 20:12:56

Samanosuke

Zaginiony

Zarejestrowany: 2016-02-19
Posty: 10

Re: Sala #3 - Trening

Po krótkim przesłuchaniu zostałem odprowadzony do sali, w której miałem za zadanie pokazać, że umiem się uczyć. Chciałem mieć już to wszystko za sobą, ale są pewne rzeczy, których nie da się ot tak przeskoczyć. Podszedłem do półki ze zwojami, w których miały być zawarte informacje o technikach. Wziąłem te, które mnie interesowały, po czym usiadłem na podłodze i rozwinąłem jeden z nich.

Kawarimi no Jutsu


Podstawową i najważniejszą umiejętnością każdego wojownika jest unikanie ciosów. Technika podmiany miała mi w tym pomóc poprzez natychmiastową zamianę miejsca z jakimś przedmiotem. Stwierdziłem, że nie jest to coś, czemu nie podołam. Zwinąłem zwój i ruszyłem w stronę materiałów treningowych. Drewniane kunai, kukły ćwiczebne, tarcze - to wszystko miało mi pomóc. Wziąłem jedną kukłę pod pachę, po czym poprosiłem jednego z tajemniczych nauczycieli o pomoc, w końcu nie mógłbym rzucać w samego siebie. Ten wziął drewnianą atrapę noża do rzucania, po czym, gdy już byłem gotowy, rzucił nią we mnie. Złożyłem szybko wymagane pieczęci, jednak zrobiłem to za wolno i drewniany kunai uderzył mnie w czoło. Po sali rozległ się dźwięk uderzenia, a ja się lekko zatoczyłem. Masowałem chwilę bolące miejsce, po czym powiedziałem nauczycielowi aby ponowił próbę. Tym razem mi się powiodło i tym razem kunai trafił w kukiełkę, a nie we mnie.

Gdy skończyłem z Kawarimi, rozwinąłem drugi ze zwojów.

Henge no Jutsu


Drugą techniką była technika transformacji, która pozwalała użytkownikowi na zmianę wyglądu. Czytając zwój zastanawiałem się dlaczego nie jest na tyle zaawansowana jak naprawdę powinna być. W końcu pozwalała na zamienienie się w kogokolwiek kogo się wcześniej widziało. Szybko jednak domyśliłem się o co w tym chodzi. Najpierw jednak musiałem sobie obrać cel, a nim stał się nikt inny jak nauczyciel, który mi wcześniej pomagał. Złożyłem pieczęci, po czym... sprawiłem, że nauczyciel zaśmiał się szczerze, gdyż zamiast idealnej zmiany udało mi się utworzyć kompletną parodię. Niezrażony porażką ponowiłem próbę, tym razem jednak postanowiłem skupić się nieco bardziej. Tym razem efekt był inny: nauczyciel podszedł do mnie, po czym dokładnie obejrzał ubiór i porównał ze swoim. Było kropka w kropkę takie samo, ale chciał też sprawdzić wygląd okolic głowy, więc wyciągnął małe lusterko. Z racji, że twarz miał zakrytą, nie mógł za bardzo porównać tego elementu mojej transformacji, jednak wyszła ona zadowalająco da niego, tak samo jak i dla mnie.

Po skończeniu treningu drugiej techniki przyszedł czas na trzecią. Rozwinąłem ostatni ze zwojów dotyczących Jutsu.

Konoha Senpuu


Na ostatnią technikę przypadło Konoha Senpuu. Nauczyciel postawił przede mną kukłę do treningów Taijutsu. Była ona solidnie podparta, przez co normalny cios nie miał prawa jej przewrócić. Najpierw postanowiłem poćwiczyć "na sucho", to znaczy bez lądowania ciosu na kukle. Skuliłem się, wyskoczyłem i jednocześnie wprawiłem swoje ciało w ruch obrotowy, po czym wyprostowałem swoją nogę, dokańczając wykonywanie techniki. Z początku wydawała mi się ona prosta i trywialna, ale dopiero po tej jednej próbie poczułem jakie zniszczenie może za sobą zostawić. Ustawiłem się przed kukłą i powtórzyłem ruchy sprzed chwili. W momencie, gdy moja noga spotkała się z celem, poczułem jak odbijam się od niego i ląduję na ziemi. Cios był za słaby na to, aby cokolwiek zrobić kukle. Musiałem włożyć w to więcej siły i serca. Powtórzyłem technikę, ale tym razem starałem się wprawić się w znacznie szybszy obrót. Było to trudne, dowiadywałem się o istnieniu mięśni o których do teraz nie miałem pojęcia, ale cios się udał, a kukła wylądowała na ziemi.

Zmęczony po treningu ostatniej techniki chciałem nieco odpocząć, ale z racji tego, że najlepiej rzeczy robi się z rozpędu, postanowiłem od razu zabrać się za trening dotyczący broni dystansowej.

Mistrz broni dystansowej - poziom 1


Nauczyciel postawił tarczę jakieś pięć metrów ode mnie, po czym podał mi trzy kunaie. W środkowy okrąg miał się wbić przynajmniej jeden. Wziąłem jednego w moją prawą dłoń i przymierzyłem się do rzutu. Gdy bardziej gotowy już nie mogłem być, rzuciłem. Nóż odbił się od tarczy, zostawiając średnie wgłębienie na jednym z zewnętrznych okręgów. Po chwili rzuciłem drugim nożem, tym razem biorąc poprawkę z poprzedniej próby. Kunai odbił się znów od tarczy, ale tym razem był nieco bliżej środka. Ostatnim rzutem trafiłem w środek, ale broń znowu się odbiła. Nauczyciel pozbierał noże i pokazał jak prawidłowo powinno się nimi rzucać. Wziąłem sobie do serca jego rady, po czym przystąpiłem do kolejnej próby. Kunai z pierwszego rzutu znowu się odbił, ale drugi już postanowił utkwić w tarczy. Jednak żeby przejść dalej, musiałem trafić w sam środek. Przymierzyłem się do rzutu i wyrzuciłem nóż. Wbił się w sam środek.

Ostatnio edytowany przez Samanosuke (2016-02-23 22:03:58)

Offline

 

#72 2016-02-23 22:10:24

Sensei_Ikkyo

Sensei

Zarejestrowany: 2015-02-23
Posty: 7

Re: Sala #3 - Trening

Poszedłeś minimalną ilością, co jest według mnie dobre. Treningi i tak w przyszłości będziesz pisać w hide, także raczej nikt nie będzie podziwiać twoich dłuższych opisów ^^ Słownictwo okej, sens technik też. Fajny motyw z pomocą nauczyciela, wreszcie nie samouk. Uważaj na powtórzenia, bo się pojawiły.
Mimo tego, zapraszam do następnej sali!

Offline

 

#73 2016-02-25 19:39:24

Sei

Samotnik [Kaguya]

60309066
Zarejestrowany: 2016-02-19
Posty: 111
Klan/Organizacja: Kaguya
KG/Umiejętność: Shikotsumyaku
Ranga: Członek Klanu
Płeć: Mężczyzna

Re: Sala #3 - Trening

Tuż po opowiedzeniu swojej historii, zmuszony byłem do zmiany sali. Wszedłem więc do następnego pomieszczenia, gdzie postawiono przede mną zadanie, jakim była nauka kilku technik. Najprawdopodobniej miało to służyć za dowód, że będę w stanie cokolwiek pojąć. Chciałem udowodnić, że poziom mojego intelektu jest większy od przeciętnej ludzkiej ameby, tak więc podszedłem do stołu i zabrałem z niego trzy niewielkie zwoje.
                                                      Kawarimi no Jutsu
Jest to chyba najbardziej podstawowa i jednocześnie jedna z najbardziej użytecznych technik w świecie ninja. Polega ona na tym, że jesteśmy w stanie zamienić się miejscami z przedmiotem będącym nieopodal. Na szczęście nie dane mi było ćwiczyć samemu, podszedł do mnie sensei, który opisał jak manipulować chakrą oraz jak wykonać tą technikę. Obserwowałem go i zapamiętałem sekwencję znaków, teraz pozostało mi tylko ją powtórzyć. Upatrzyłem sobie dość spory kamień leżący nieopodal. Baran → Dzik → Wół → Pies → Wąż, wykonałem pieczęcie i przy użyciu chakry starałem się zamienić miejscami z owym głazem. Pierwsza próba, co z resztą jest oczywiste, nie przyniosła większych efektów. Nie udało mi się zamienić miejscami z upatrzonym "celem".
- Spróbuj inaczej wykorzystać swoją chakrę, skup się bardziej na obiekcie, z którym chcesz się zamienić. - podpowiedział mi sensei.
Idąc za jego wskazówką skoncentrowałem się na kamieniu, wykonałem potrzebne pieczęcie i na miejscu, na którym przed chwilą stałem, znajdował się kamień. Wokół niego pojawiła się smuga dymu. Naukętechniki uznaję za zakończoną.

                                                                 Bunshin no Jutsu

Kolejną z technik, jaką chciałem opanować, jest bunshin no jutsu. Polega ona na stworzeniu niematerialnych klonów, które wyglądem przypominają użytkownika techniki. Co mamy rozumieć poprzez klony niematerialne? Otóż nie wdają się one w żadne interakcje z otoczeniem. Ale przejdźmy do samego treningu. Tym razem chciałem zrobić to sam, bez żadnych podpowiedzi senseia, ale ten uczepił się mnie jak rzep psiego ogona. Baran → Wąż → Tygrys, po wykonaniu tej sekwencji znaków starałem się by koło mnie pojawiły się klony. Udało mi się wytworzyć jednego, jednak nie był ani trochę podobny do mnie. Uderzyłem go po czym zniknął, a sam starałem się wykonać technikę jeszcze raz. Sensei nie dawał za wygraną i rzucał podpowiedzi. Baran → Wąż → Tygrys, tym razem skoncentrowałem się na swoim wyglądzie i starałem się stworzyć kilka klonów.  Udało się stworzyć mi 5 iluzji, jednak żadna z nich nie była idealna. Powtórzyłem technikę jeszcze raz, tym razem stworzyłem 10 iluzji i wszystkie wyglądały dokładnie tak jak ja. Trening kolejnego jutrsu uznałem za zakończony i przeszedłem do ostatniej techniki.

                                                                     Konoha Senpū

Tym razem przyszło mi nauczyć się techniki z dziedziny taijutsu. Sensei nakazał mi stanąć naprzeciwko manekina i kopnąć go przy użyciu tej techniki. Uczyniłem tak jak kazał. Wyskoczyłem wysoko w górę, a następnie wykonałem obrót w powietrzu. Nie udało mi się jednak trafić manekina. W locie straciłem równowagę i dość niezdarnie upadłem na ziemię. Bez zbędnego gadania wstałem, otrzepałem się z kurzu i ponowiłem próbę. Znów wyskok, obrót i uderzenie. Tym razem udało mi się trafić manekina, ale cios był na tyle słaby, że na pewno nie mogłem być zadowolony z tej próby. Wziąłem głęboki wdech i po raz kolejny wyskoczyłem w górę, wykonałem szybki obrót i kopnąłem manekina ile sił w nodze. Dodatkowo ruch obrotowy, jaki wykonałem w powietrzu spotęgował siłę uderzenia, która była dość duża. Udało mi się nawet zostawić ślad  na manekinie, poprzez lekkie wgniecenie na jego głowie.  Przede mną ostatnia próba. Sensei wskazał dość niezdarnie przymocowanego do podłoża manekina i kazał mi go uderzyć z taką siła, by przewrócić przyrząd do ćwiczeń. Wyskoczyłem do góry, wykonałem niezwykle szybki obrót i uderzyłem manekina. Po chwili ten runął na ziemię. Kolejny trening został przeze mnie zakończony.

                                                                 Umiejętność: Mistrz broni białej

Sensei spojrzał na mnie i powiedział
- Ostatnie co Ci zostało to nauka władania bronią białą. Trzymaj i zacznij bić tego manekina, ja będe korygował Twoje poczynania - powiedział sensei rzucając mi katanę.
Złapałem miecz i wyjąłem go z pochwy. Zacząłem okładać stojącego niedaleko manekina. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, ale z czasem moje ruchy stawały się coraz płynniejsze a z cięcia na cięcie siłą moich ciosów rosła. Po pewnym czasie zacząłem stosować kombinację uderzeń. Starałem się urozmaicić repertuar swoich zagrać ofensywnych. Kiedy wszystko zaczęło mi już wychodzić sensei nakazał mi przestać. Sam dobył katany i kazał mi się zaatakować. Początkowo stanąłem jak wryty ale z czasem uświadomiłem sobie, że on nie żartuje. Ruszyłem z szarżą a mój nauczyciel odpierał cios za ciosem. Nie ma co ukrywać, był zdecydowanie lepszy ode mnie, co jest oczywiste.
- Stop. - powiedział a ja zaprzestałem atakować Teraz masz się bronić - dodał po chwili
Przeszedłem więc do defensywy. Sensei uderzał mnie od niechcenia, ale mimo tego było niezwykle cięzko odpierać jego ataki. Z czasem jednak zaczęło mi to wychodzić. Ostatnim elementem treningu była walka. Nastała wymiana cięć między mną a senseiem. Nie trwało to jednak długo
- Udało Ci się opanować tą umiejętność. Gratuluję, trening zakończony - powiedział


Po całym treningu byłem niezwykle zmęczony. Poziom mojej chakry jak i energii był bardzo niski. Ciężko oddychałem a każdy krok w stronę wyjścia zdawał się katorgą. Mój organizm nieprzyzwyczajony jest do wysiłku czy używania jutsu. Bardzo szybko jednak będę się musiał do tego przyzwyczaić. Aby stać się potężnym muszę trenować.

Ostatnio edytowany przez Sei (2016-02-26 18:45:01)

Offline

 

#74 2016-02-27 07:51:52

Sensei_Ikkyo

Sensei

Zarejestrowany: 2015-02-23
Posty: 7

Re: Sala #3 - Trening

Zmuszony? Zawsze sądziłem, że Szkoła to bardziej fun dla ninjy, nawet psychola, czy innego leszcza. No ale ok ;>
Liczba zdań większa niż minimum, to się ceni. Błędy były również, ale niespecjalnie drażniące. Pamiętaj tylko, że Kawarimi działa, gdy ktoś/coś w ciebie uderzy. No i zapraszam do następnej sali.

Offline

 

#75 2016-03-07 17:46:09

Kenshi

Zaginiony

24699490
Zarejestrowany: 2016-03-01
Posty: 22

Re: Sala #3 - Trening

Po przejściu pierwszej sali, gdzie musiałem opowiedzieć swoją historię zostałem skierowany do sali treningowej. Tam pod czujnym okiem nauczycieli miałem nauczyć się paru technik przy tym nie robiąc sobie większej krzywdy. Udałem się tam bez żadnych większych problemów i momentalnie skierowałem się do szafki ze zwojami, by wybrać pierwszą technikę.

Bunshin no jutsu


Pierwszą techniką którą postanowiłem wziąć na warsztat była podstawowa technika klonowania. Uznałem, że będzie to bardzo przydatna technika dla osoby, która będzie się mocno skupiała w przyszłości na walce w zwarciu, gdyż może ona pomóc się zbliżyć na odpowiedni dystans minimalizując przy tym możliwość zostania rannym. Wziąłem więc odpowiedni zwój i usiadłem pod ścianą, by zacząć go studiować. Dowiedziałem się z niego, że w rzeczywistości nie jest to bardzo wymagająca od użytkownika technika, ale wymaga złożenia kilku pieczęci. Już po tej informacji wiedziałem, że pierwszą oraz pewnie najistotniejszą sprawą będzie opanowanie ich składania. Bez tego ani rusz. Odłożyłem więc zwój na bok i nie wstając z miejsca zacząłem składac pieczęcie zgodnie z instrukcją, którą przed chwilą czytałem. Oczywiście na początku zrobiłem to bardzo powoli, żeby móc osiągnąć perfekcję w składaniu każdego wymaganego znaku osobno. Dopiero później zacząłem powoli przyspieszać. Rzecz jasna nie wychodziła mi to od razu, ponieważ palce najzwyczajniej w świecie mi się plątały i im dłużej próbowałem tym lepiej mi to wychodziło, aż w końcu udało mi się osiągnąć poziom jaki mnie zadowalał, ale to była dopiero połowa treningu. Musiałem jeszcze opanować to z wykorzystaniem chakry. Chwyciłem więc ponownie zwój i szukałem w nim jakichś informacji, które mogłyby mi pomóc z opanowaniem praktyki. Niestety nie było w nim żadnych konkretów, a jedynie wskazówki co robić, a i te były bardziej naprowadzające. Wstałem więc i poszedłem na środek Sali, gdzie chciałem spróbować swoich sił. Zacząłem od złożenia wymaganych znaków i pozwoleniu na odpływ chakry. Jednak musiałem się zawieść. Nic czego oczekiwałem się nie stało. Mimo tego nie poddawałem się, a wręcz zmotywowało mnie to do kolejnych prób. Powtórzyłem tą sekwencje jeszcze kilka razy, aż w końcu pojawiły się pierwsze efekty. Udało mi się „przywołać” pierwszego klona jednak był on daleki od ideału. Cały jakby wyblakły, a przede wszystkim nawet się nie ruszał. To zdecydowanie mnie nie zadowalało, więc próbowałem dalej. Podobnie jak z pieczęciami im więcej było podejść tym lepsze efekty osiągałem, aż w końcu mi się udało wykonać swoje perfekcyjne „odbicie”. Zadowolony ze swoich wyników wziąłem zwój, który wcześniej wziąłem i odłożyłem go na miejsce. Tym samym pierwszy element treningu miałem za sobą.

Konoha Senpu


Kolejnym zwojem po który sięgnęła moja ręka był tym od techniki Konoha Senpu. Prawdziwy ninja musi być w końcu chociaż w drobnym stopniu uniwersalny i nie powinien opierać swoich umiejętności tylko i wyłącznie na jednym rodzaju technik, a poznac chociaż kilka z innej. Tak samo jest ze mną. Nie mogę opierać swoich zdolności tylko na Ninjutsu, ale muszę poznac też Taijutsu, bo to te drugie mogą uratować mi życie w przypadku walki kontaktowej. Dodatkowo ta technika wydała mi się najbardziej wszechstronna wśród tych, które były dostępne dla uczniów szkoły. Tym razem otworzyłem zwój jeszcze na stojąco, gdyż wiedziałem, że nie będę zmuszony w tym przypadku do nauczeni się pieczęci, a jedynie do treningu praktycznego co powinno skrócić sam trening dość wyraźnie. Dowiedziałem się z niego, że technika w głównej mierze opiera się na wybiciu się z ziemi i wykonaniu kopnięcia z półobrotu. Już teraz zarysował mi się w głowie pomysł n trzyczęściowy trening, który po chwili przeobraziłem w rzeczywistość. Początkowo chciałem opanować samo kopnięcie podszedłem, więc do kukły, która znajdowała się w jednym z katów Sali i zacząwszy od zwykłych kopnięć, które oczywiście nie sprawiały mi wielkich problemów starałem się przejść do tych z coraz większym zamachem. Tym sposobem miałem zamiar dojść w końcu do sytuacji, gdy spokojnie będę w stanie wykonać kopnięcie z półobrotu. Oczywiście nie obyło się bez upadków na ziemię, które były nie do uniknięcia podczas pierwszych prób. Mimo wszystko jednak w końcu udało mi się je opanować w choć w takim stopniu, żeby utrzymywać się na nogach po zadaniu ciosu. Jak się okazało wystarczyło jedynie trochę przesunąć środek ciężkości, by się nie przewracać. Tym sposobem miałem już jedną cześć ćwiczeń, więc przeszedłem do kolejnej, która była dość dziwna… Po prostu wybijałem się z ziemi jak najwyżej i starałem w powietrzu wykonać obrót. Z boku zapewne wyglądało to dość śmiesznie, ale wbrew pozorom wykonanie obrotu w powietrzu, a nie od razu przy wybijaniu takie proste nie jest, więc zanim mi się w pełni udało trochę to zajęło. Ostatnią częścią było połączenie dwóch poprzednich. Tutaj tak samo jak przy pierwszej części z początku lądowałem na ziemi bez efektów, ale dzięki temu, że opanowałem to wcześniej osobno znacznie prościej mi było je połączy, więc już po kilkunastu próbach spokojnie mogłem uderzyć kukłę w głowę i przy tym zgrabnie wylądować. Kolejny element zaliczenia Sali uznałem, więc za dokonany.

Kawarimi no Jutsu


Ostatnią techniką, którą przyszło mi się nauczyć w szkole było bardzo pożyteczne Kawarimi no Jutsu. Mogło ono w wielu sytuacjach uratować życie użytkownika dzięki faktowi, że pozwala ono na zamianę miejscami z przedmiotami w okolicy. Dzięki temu można uniknąć fatalnych w skutkach atakom, a to dawało szansę na dokonanie zabójczej kontry lub ucieczki jeśli sytuacja była na tyle beznadziejna. Przynajmniej tak pisało w kolejnym zwoju, który wziąłem. Jak się okazało ta technika również wymagała użycia pieczęci, ale na moje szczęście część z nich miałem już opanowane przy okazji Bunshin no Jutsu, więc skróci to wyraźnie ćwiczenia. Oczywiście analogicznie do wcześniej opanowanej techniki starałem się nauczyć tych pieczęci, czyli najpierw powoli i osobno te, których nie znałem, a dopiero później całą sekwencję również powoli, ale już jak zaczęło wychodzić to robiłem to coraz szybciej, aż uzyskałem zadowalający efekt. Zaraz po ich uzyskaniu ruszyłem na środek Sali i zacząłem próbować podmienić się jedną z kukieł, które leżały na ziemi. W tym przypadku nawet po kilku próbach nie wychodziło mi to nie wiedzieć czemu. Wróciłem więc do czytania i dopiero po kilkukrotnym przeczytaniu dotarło do mnie co robiłem źle. Podchodziłem do tego jutsu tak samo jak do techniki klonowania i to było źródłem problemów. Wyciszyłem się więc na chwilę, żeby przeprowadzić coś w stylu wewnętrznego resetu i dopiero po tym zabiegu wznowiłem próby i teraz już znacznie szybciej doczekałem się efektów. Już po chwili kukła się jakby ruszyła z miejsca. Widząc to skupiłem się jeszcze bardziej i kontynuowałem próby, aż do osiągnięcia pożądanych efektów. Nie stało się to szybko potrzebowałem jeszcze kilkanaście prób, ale w końcu się udało. Z czego się nawet ucieszyłem, gdyż jeśli chodzi o same jutsu to trening w szkole uznałem za zakończony.

Mistrz broni białej


Ostatnim fragmentem treningu, który wybrałem była nauka walki bronią białą. Jakoś nigdy nie przepadałem za walką na dystans, a zabawa bronią białą to było zupełnie co innego. Chwyciłem, więc dwa bokkeny, które leżały oparte o ścianę i skierowałem się w stronę jednego z nauczycieli w szkole, który opiekował się tą salą. Był on jednym z już wyszkolonych ninja, więc to oczywiste, że jakąs tam wiedzę posiada z zakresu bronią białą, ponieważ jest to absolutna podstawa. Na moje szczęście nie widział w tym żadnego problemu, że mi pomoże, więc podałem mu jeden z mieczy i udałem się na środek Sali zaraz za nim. Tam ustawiłem się zanim tak, żeby móc go obserwować pod kątem. Wtedy starałem się powtarzać za nim ruchy, które on choc powoli to wykonywał bardzo płynnie czego niestety nie można było powiedzieć o mnie. Moje ruchy były strasznie ślamazarne oraz statyczne. W tym, że chciałem kopiować je idealnie troszkę się pogubiłem, ponieważ zamiast płynnych ruchów cały czas skupiałem się na czymś innym. To na mojej postawie, bo traciłem równowagę, a to za bardzo skupiałem się na samym mieczu. Oczywiście sensei wypomniał mi to po chwili, gdyż z łatwością to wychwycił. W końcu przewinęło mu się tutaj mnóstwo uczniów, więc już na pamięć pewnie znał wszystkie rzeczy, które im przeszkadzały na pamięć. Starałem się więc nie myśleć o tych wspomnianych czynnikach. Było to bardzo trudne, ale im bardziej skupiałem się na senseiu tym łatwiej mi było o tym zapomnieć. Po pewnym czasie też zacząłem te ruchy wykonywać automatycznie co było raczej wyraźnym postępem. Na koniec jeszcze zaproponował krótki sparing, by zobaczyć czego się nauczyłem. Rzecz jasna wykonywał tylko takie ciosy, które przed chwilą ćwiczyliśmy, a ja miałem starać się je blokować i ewentualnie wykonać własny jeśli zdążyłbym się zmieścić. Z początku ledwo zanim nadążałem, ale im dłużej trwała ta wymiana tym bardziej wpadałem w rytm i w końcu nawet udało mi się wyprowadzić kilka ciosów. Po tym Sensei oddał mi bokken i pogratulował dzisiejszego treningu oraz życzył powodzenia żegnając się tym samym, a ja z kolei byłem już po kolejnych ćwiczeniach.


http://data.whicdn.com/images/37273836/large.jpg

Offline

 

#76 2016-03-09 17:52:20

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #3 - Trening

- Mój drogi, poszło ci całkiem przyzwoicie. Muszę przyznać, że miło się ogląda trening kogoś, kto traktuje go z należną pieczołowitością. Co prawda musisz trochę popracować nad kondycją, bo jak ci krew odpłynęła z mózgu do mięśni przy treningu Konoha Senpuu, to pozjadałeś i poprzemieszczałeś przecinki jakbyś się bawił w pijanego mistrza - oznajmił z uśmiechem sensei, po czym wyjął z ust lizaka i nakłuł ostrym końcem stojącego wciąż w miejscu klona Kenshiego, czemu towarzyszyło satysfakcjonujące <pop> - Hm, spójrzmy... Bunshin... check. Konoha Senpuu... check. Kawarimi... check. Bronią białą też dasz sobie radę, tylko przestań tak ruszać końcem miecza podczas oddychania, bo ten rytm może zostać wykorzystany przeciwko tobie. Ogólnie widzę, że nie obijasz się w pracy nad sobą, będą z ciebie ludzie. Masz na dziś fajrant. Odpocznij, widzimy się w sali nr 4.

W skrócie - miło się czyta, opisy mimo większej niż statystyczna długości nie nudzą, czasem zdarzają ci się karygodne kixy z przecinkami, ale nic czego nie dasz rady poprawić, jeśli będziesz czytał swoje teksty przed oddaniem. Good job.

Offline

 

#77 2016-03-26 17:24:47

 Uchiha Satoshi

Klan Uchiha

52573637
Skąd: Katowice
Zarejestrowany: 2016-03-24
Posty: 52
Klan/Organizacja: Uchiha
KG/Umiejętność: Sharingan [0]
Ranga: Członek klanu
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 13

Re: Sala #3 - Trening

Satoshi już od dobrej minuty stal przed salą numer 3, choć nie mógł doczekać się nauczenia nowych rzeczy, obawiał się, że nie podoła temu zadaniu. Uchiha wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Pokój był zupełnie pusty, na jego środku leżało dwanaście zwoi. Wiedział, że musi wybrać trzy techniki i jedną umiejętność. Niestety wiedza ta nie ułatwiała mu wyboru, uważnie przejrzał wszystkie zwoje, analizując przy tym dokładnie wszystkie zalety i słabości tych technik. Jego umysł powędrował do Shiro, dokładnie pamiętał wszystkie jego wykłady na temat podstawowych technik ninja. Już wtedy najbardziej fascynowały go wszystkie techniki GenJutsu, wybrał, więc dwa zwoje z tej dziedziny. Jego trzecim wyborem była technika przemiany. Wybranie umiejętności było trudniejszym zadaniem, wszystkie były równie niesamowite, jednakże, Satoshi wiedział, że musi dokonać wyboru, ze zrezygnowaniem sięgnął po zwój dotyczący najbardziej w jego opinii przydatnej umiejętności. Trening czas zacząć! –Pomyślał Satoshi, po czym zaczął uczyć się swojej pierwszej techniki.


Trening Narakumi no Jutsu

Satoshi usiadł na podłodze i rozpoczął czytanie opisu techniki. Wiedział, że do poprawnego wykonania techniki potrzebne jest jej kompletne zrozumienie. Po chwili wstał i podszedł do lustra, jeszcze raz upewnił się, czy zapamiętał sekwencje pieczęci i zaczął swój trening. Powoli zaczął składać odpowiednie pieczęcie, w głowie stale powtarzając ich kolejność. Hebi ( Wąż) Ratto (Szczur) – myślał. Gdy jego palce przyzwyczaiły się do sekwencji na tyle, że mógł ją wykonać w dość szybkim czasie, Satoshi usiadł w pozycji lotosu, wziął parę głębokich oddechów i skupił się wyłącznie na przepływie chakry w swoim ciele. Po dziesięciu minutach, podczas, których wykonywał proste ćwiczenia na rozgrzewkę swojej chakry, wstał i ponownie podszedł do lustra. Wiedział, że uczenie się tej techniki bez pomocy innej osoby może nie było zbyt mądrym pomysłem, lecz było idealną okazją na poznanie swoich lęków. Spojrzał w swoje odbicie i spróbował po raz pierwszy wypróbować tą technikę, wokół niego pojawiły się słabe zarysy liści. Szybko przeanalizował swoją nieudaną próbę i przeczytał zwój ponownie. Dopiero za drugim ego przeczytaniem uświadomił sobie jak wielką moc posiada ta technika, może była łatwa do rozproszenia, lecz szkody wyrządzone przez nią mogły być trwałe! Skoro zwykła technika klasy D mogła permanentnie uszkodzić umysł przeciwnika, Satoshi nie umiał sobie wyobrazić jak wielką moc mają techniki klasy S. Z nową determinacją Satoshi podszedł do lustra, skupił swoją chakrę, wykonał pieczęcie i wykrzyknął:

- Narakumi no Jutsu!

Po chwili w jego umyśle pojawiły się straszliwe wizje spustoszonej klanowej wioski, wszyscy Uchiha leżeli martwi na poplamionej krwią ziemi. Satoshi wyszeptał słabym głosem: Kai.Iluzja znikła zostawiając roztrzęsionego Uchihę przed lustrem, łzy ciurkiem leciały z jego czarnych oczu, wytarł je szybko rękawem i już z lepszym humorem przystąpił do dalszego treningu.

Trening Kasumi Juusha no Jutsu

Niestety tej techniki Satoshi nie mógł trenować samotnie, dlatego też poprosił o pomoc swojego przyjaciela z akademii Osamu. Jako, że chłopiec był mu winny przysługę, Satoshi nie musiał długo go namawiać do wspólnego treningu. Teoria nie była dla Uchiha trudna, w mig przeczytał opis techniki, która zdaniem Satoshiego była bardzo użyteczna. Dzięki niej Satoshi mógłby pokonać przeciwnika samemu nawet nie ruszając palcem! Wystarczyło tylko schować się i czekać aż przeciwnik padnie z wyczerpania i później oczywiście go dobić. Po małej rozgrzewce w postaci sparingu i krótkiej medytacji, Satoshi przeszedł do właściwego treningu. Stanął przed swoim przyjacielem i zaczął ćwiczyć składanie pieczęci. Tym razem jego palce nie chciały z nim współpracować, Satoshi czuł, że zaraz jego cierpliwość się skończy, jako Uchiha nie znosił jak coś nie szło po jego myśli. Śmiejący się z niego Osamu również mu nie pomagał. Zdenerwowany już chłopak szybko wykonał pieczęcie (Hebi, Tora, Hitsuji) i wykrzyczał:

- Kasumi Juusha no Jutsu!

Dumny z siebie popatrzył na zszokowaną minę swojego przyjaciela, podążył za jego wzrokiem spodziewając się, że zobaczy swoje perfekcyjne repliki. Niestety zamiast klonów przed nim pojawiła się masa czarnych kałuż. Satsohi widział, że klony zrobione są z jakiegoś rodzaju cieczy, przez co niemożliwym jest ich zniszczenie, ale nawet nie przypuszczał, że jego próba może stworzyć coś takiego. Satoshi zarumienił się ze wstydu, na ten widok Osamu zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Satoshi wymamrotał coś pod nosem i zaczął czytać zwój ponownie, miał nadzieję, że dzięki temu znajdzie przyczynę swojego niepowodzenia. Nie zważając na kpiny swojego przyjaciela, Satoshi usiadł pod oknem i przystąpił do medytacji, wiedział, że zrobił błąd dając ponieść się swoim emocją. Już po chwili Uchiha pozbył się niepotrzebnych emocji i stanął przed swoim przyjacielem. Skoncentrował swoją chakrę, wykonał z imponującą prędkością pieczęcie i wykrzyczał:

- Kasumi Juusha no Jutsu!

Sapnął ze zmęczenia czując gwałtowny ubytek swojej chakry, spojrzał przed siebie i zobaczył pięć dokładnych jego kopii. Ze zdumieniem podszedł do jednej z nich i przebił jej głowę kunajem. Klon rozpłynął się tylko po to, aby chwilę później zregenerować się. Wszystko zadziałało zupełnie tak jak było zapisane w zwoju. Satoshi miał ochotę skakać ze szczęścia, oczywiście wiedział, że jako Uchiha takie zachowanie mu nie przystoi, podziękował, więc Osamu za pomoc i przeszedł do kolejnej części swojego treningu.

Trening Henge no Jutsu 
Kolejna technika, którą Satoshi zamierzał opanować pozwalała na przemianę w dowolną osobę, obiekt czy zwierzę. Dla ninja była to niezwykle przydatna umiejętność, dzięki temu, jutsu Satoshi mógłby wykradać informację od innych klanów! Uchiha wyobraził sobie siebie przemienionego w jednego z członków klanu Senju, pod osłoną nocy przedostałby się do ich obozu i bez żadnych podejrzeń wykradłby ich wszystkie tajemnice klanowe. Wyrwany z świta marzeń Satoshi otworzył zwój z wyraźną niecierpliwością. Jak na tak niesamowitą technikę teoria, która ją opisywała była zbyt prosta jak na gust Satoshiego. Od razu przystąpił do treningu powtarzając sekwencje, próbował wyobrazić siebie zmieniającego się w Shiro. Niestety po wielu próbach nie udało mu się zmienić ani jednego kawałka swojego ciała. Postanowił, że spróbuje ostatni raz, wykonał pieczęcie i wykrzyczał:
- Henge no Jutsu!
Spojrzał zdesperowany w swoje odbicie w lustrze i gdy miał już stwierdzić, że kolejny raz mu się nie udało, zobaczył w lustrze odbicie swojej głowy, która definitywnie nie wyglądała jak jego własna! Ten częściowy sukces dodał sił młodemu uczniowi. Satoshi wyjął z swojego kimona zdjęcie Shiro i zapamiętał każdy szczegół jego wyglądu, wziął głęboki wdech i rozpoczął wykonywanie pieczęci. W swoim umyśle wyobraził sobie jak każda część jego ciała ulega przemianie i wykrzyknął:
- Henge no Jutsu!
Podniósł wzrok i ku swojej satysfakcji w lustrze zobaczył Shiro! Satsohi szybko anulował technikę i upadł na podłogę zmęczony.

Trening wchodzenia na drzewa

Satsohi stał przed ogromnym drzewem, na które do końca tego dnia miał zamiar wejść. Rozłożył przed sobą zwój i zaczął go czytać. Robił to powoli, chciał być pewny, że zrozumie wszystko. Przed samym treningiem Satoshi postanowił zrobić rozgrzewkę. Przebiegł kilka okrążeń, pomedytował chwilę i rozciągnął dokładnie wszystkie swoje mięśnie. Po trwającej około godziny rozgrzewce Satoshi był gotowy na właściwy trening. Skupił swoją chakrę w nogach i spróbował wbiec na najniższą gałąź drzewa, ku jego zaskoczeniu udało mu się to za pierwszym razem. Zeskoczył z gałęzi i postanowił, że spróbuje jeszcze raz tym razem powoli. Niestety spokojne wejście na drzewo nie było już takie łatwe, po godzinie Satoshi potrafił wykonać tylko trzy kroki później tracił kontrolę i spadał. Uchiha był pewny, że jutro jego ciało będzie całe w siniakach. Wiedział, że nie może się poddać. Nie przegram z drzewem- pomyślał. Skoncentrował się tylko i wyłącznie na swojej chakrze i bardzo powoli zaczął wchodzić na drzewo. Był tak skupiony, że nie zauważył, kiedy znalazł się na samym czubku.Zbiegł z drzewa i usiadł na chwilę w celu wyrównania oddechu. Wstał i udał się w stronę akademii. Wkrótce jego sensei maił ogłosić wyniki, a on nie mógł się doczekać.

Offline

 

#78 2016-03-26 17:47:46

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #3 - Trening

No to tak
Na wstępie powiem, że mimo mi, bo widać, że poprawiłeś styl i powoli rozkręcasz się w pisaniu. Nie pozbyłeś się co prawda zwyczaju nadużywania swojego imienia, co trochę osłabia pozytywne odczucia, ale jak mówię - jest lepiej. Rock Lee też nie od razu został niebieską bestią Konohy

Ze strony logicznej mógłbym się przyczepić do drzewa, które wyrosło w sali nr 3 (mógłbyś się pokusić o napisanie, że wyszedłeś z budynku), poza tym jest dobrze.

Ze strony mechaniki, Kasumi Juusha nie wymaga obecności nikogo poza tobą samym. Mało tego, jeśli ktoś cię widzi podczas rzucania techniki, nie uda ci się. To taka rada na przyszłość, lepiej się o tym przekonać w Akademii niż na polu walki ;-)

I na koniec, już nie prikaz, tylko rada.

O wiele przejrzyściej wydlądają poszczególne elementy wpisów, kiedy umieszcza je się w takiej ramce.

Jak to zrobić? Ano tak:

Kod:

[quote]cośtam[/quote]

Tak czy siak, treningi mnie satysfakcjonują, bo widać postęp. Leć do Sali #4.

Offline

 

#79 2016-04-07 19:37:46

Morimoto

Zaginiony

56812127
Zarejestrowany: 2013-06-07
Posty: 30
Klan/Organizacja: Kakukoro
KG/Umiejętność: Sosa 0lvl
Ranga: Członek organizacji
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 18

Re: Sala #3 - Trening

Morimoto przeszedł do trzeciej sali. Zobaczył kilku ninja, którzy siedzieli za stolikiem i przeglądali dokumenty. „Hmm... Ciekawe co znowu wymyślili”. Miał dość już po pierwszej sali, gdzie został zmuszony do przekazania swojej historii i nie miał zamiaru dalej marnować czasu na jakieś czcze gadanie. Na szczęście okazało się, że będzie mógł przejść do treningu technik. Uśmiechnął się lekko, wziął zwoje i wyszedł na zewnątrz by móc trenować w spokoju.

Bunshin no Jutsu

Po przeglądnięciu swojego zwoju Morimoto uznał, że ta technika może być naprawdę przydatna jeśli tylko dobrze się ją wykorzysta. Niestety nie wiedział od czego zacząć. Znał pieczęci, potrafił mieszać chakrę, ale nie wiedział jak zmusić się do wytworzenia klona. Przeważnie tylko uwalniał swoją chakrę, ale nic się nie działo. Młody ninja spostrzegł jakiegoś chłopaka, który najwidoczniej ćwiczył to samo co on miał zamiar, bo obok pojawiały się klony, a raczej coś co miało być klonem. Morimoto przyglądał mu się przez chwilę i już miał ruszyć ku niemu, gdy zaczepił go jakiś starszy mężczyzna.
- Jeśli chcesz go spytać o radę daruj sobie. Jest żałosny. - powiedział flegmatycznie.
- A co powinienem według ciebie zrobić? - odparł Morimoto, który nie wiedział jakie zamiary ma nieznajomy.
- Ja cię nauczę tego czego chcesz. Widzę po twoich oczach, że nie jesteś kolejnym nieudacznikiem.
Morimoto lekko się uśmiechnął na te słowa, ale był ostrożny. Wiedział już na przykładzie swojego sensei'a z poprzednich lat, że większość osób ma jakiś swój cel we wszystkim co robią.
- No dobrze... Ale co Ty będziesz z tego miał? - spytał Morimoto nie owijając w bawełnę.
- Ja? Teraz nic, ale kiedyś wyświadczysz mi przysługę. - powiedział nieznajomy i uśmiechnął się lekko.
Morimoto wiedział, że może tego żałować, ale zgodził się. W końcu nie miał innego wyjścia, a mężczyzna nie wyglądał zbyt groźnie. Od razu przeszli do treningu. Na samym początku młody ninja musiał nauczyć się dokładnie składać pieczęci. Okazało się to trudniejsze, zwłaszcza, że miał to robić podczas wykonywania innych czynności np. unikania kunai, które rzucał do niego człowiek. Dopiero potem mógł zacząć ćwiczyć właściwą technikę. Pierwsze kilkanaście jego prób było tragicznych, jego klony były wyblakłe, albo znikały od razu po pojawieniu się. Morimoto nie zniechęcał się i trenował dalej. Mężczyzna, który kazał mówić do siebie Takeshi tylko od czasu do czasu dawał mu wskazówki i poprawiał, gdy ninja robił błędy. Po kilku godzinach, gdy dochodziło już południe w końcu Morimoto opanował technikę. Potrafił zrobić kilka klonów, których nie można było na pierwszy rzut oka odróżnić od ich stwórcy. Do końca dnia trenował tą technikę pod czujnym okiem swojego mistrza, by być pewnym, że opanował ją w doskonałym stopniu. Wieczorem, gdy już był wykończony poszedł odpocząć.

Kawarimi no Jutsu

Drugiego dnia Morimoto przyszedł w to samo miejsce by trenować. Dzisiaj już czekał na niego Takeshi.
- Tak myślałem, że cię tu spotkam. - rzekł mężczyzna. - Czego dzisiaj się chcesz nauczyć?
- Witaj... Dzisiaj mam opanować Kawarimi no Jutsu. - powiedział Morimoto nie odrywając wzroku od zwoju z opisem ninjutsu.
- No to dzisiaj będzie zabawnie. - oznajmij Takeshi.
Od razu przeszli do treningu, nie było powodu by z tym zwlekać. Jak zwykle zaczęli od nauczenia się pieczęci, było ich trochę więcej niż przy Bunshin no Jutsu, ale Morimoto nie miał problemów z nauczeniem się ich. Później jego sensei pokazał mu jak działa ta technika. Młody ninja ponownie uznał, że ta technika jest bardzo przydatna. Póki co wszystko szło po jego myśli, nie marnował czasu na niepotrzebne techniki, których nie użyje, a uczył się tylko tego co naprawdę mu się przyda. Pierwsze kilka prób było nieudanych i jego mistrz zdążył go uderzyć i zranić shurikenem. Morimoto był raczej odporny na ból, ale wiedział, że jeśli szybko nie opanuje tej techniki dzisiejszy dzień może się skończyć dla niego źle. Kilkakrotnie prawie mu się udawało, jednakże brakowało mu czasu na złożenie pieczęci. Ninja nauczył się, że musi być ciągle przygotowany do wykonania techniki. Dlatego, gdy Takeshi zaatakował go ponownie ten już był gotowy i tylko zamienił się z gałęzią na pobliskim drzewie. Z drzewa obserwował jak shuriken, który miał go trafić, trafia w kłodę. Poczuł falę ciepła, która wypełniła jego wnętrze. W końcu udało mu się tego dokonać, opanował kolejną technikę i to jeszcze szybciej niż poprzednim razem. Jeszcze kilkanaście razy Takeshi próbował go zranić, ale za każdym razem udawało mu się zamienić z czymś innym. Może mu się tylko wydawało, ale zobaczył w oku Takeshiego błysk podziwu.
- Bardzo dobrze. Na dzisiaj starczy. Do zobaczenia jutro. - powiedział na odchodne Takeshi i zniknął w kłębie dymu. Morimoto nie miał nic innego do roboty jak iść wypocząć po ciężkim treningu.

Konoha Senpū

Trzeciego dnia Morimoto nie zdziwił się w ogóle, gdy jego sensei czekał już na niego.
- Konoha Senpū. - powiedział bez żadnego wstępu Morimoto. Takeshi widząc, że jego uczeń jest nie w humorze postanowił od razu przejść do treningu. Okazało się, ze technika, której miał się nauczyć była z rodzaju taijutsu. Morimoto ucieszył się, bo wiedział, że walka w zwarciu jest bardzo ważna dla każdego ninjy. Na samym początku Takeshi zaprezentował mu jak to wszystko mu wyglądać. Skończyło się to na tym, że Morimoto wyrżnął głową w pobliskie drzewo zanim zdążył cokolwiek zauważyć. Poczuł jedynie silny ból głowy.
- Ups... Trochę przesadziłem. - powiedział Takeshi szczerząc zęby.
- Nic się nie stało. Wybaczam ci pod warunkiem, że pod koniec ja będę mógł Cię uderzyć. - odparł Morimoto podnosząc się z ziemi.
- Dobra, o ile uda ci się opanować tą technikę dzisiaj. - rzekł jego sensei.
Morimoto już nic nie powiedział i wziął się do pracy. Na początku zaczęli od krótkiej rozgrzewki, a potem ćwiczyli wyskok w górę. Później do wyskoku dodali obrót. I tak przez kilka godzin, dopiero potem doszli do zadania ciosu. Morimoto mimo że był znużony ciągłym podskakiwaniem nie mówił nic, wiedząc że jego sensei wie co robić. Kazał mu atakować go w różne części ciała. Ciągle przypominał mu, że tą techniką można atakować zarówno głowę, tułów jak i nogi. Była to więc bardzo wszechstronna technika. Dopiero późnym wieczorem udało się w pełni wykonać Morimoto tą technikę. Wtedy też jego nauczyciel pozwolił mu się zaatakować i obiecał, że nie będzie się bronić. Morimoto skoczył, wykonał perfekcyjny obrót i zadał cios nogą prosto w brzuch swojego mistrza. Ninja był już zmęczony całodniowym treningiem więc jego kopnięcie nie wyrządziło wielkich szkód, ale poczuł dziką satysfakcję mogąc kogoś zaatakować.
- Coś czuję, że jeszcze się zobaczymy! - krzyknął do niego Takeshi, gdy się żegnali.


Chodzenie po wodzie

Morimoto czwartego dnia rozpoczął trening w innym miejscu niż zwykle. Znalazł jakąś małą sadzawkę w której mógł spokojnie ćwiczyć chodzenie po wodzie. Jak się tego spodziewał Takeshi szybko go znalazł.
- Musisz odpowiednio skupić chakrę. Musisz stopniowo uwalniać chakrę. - było to jedno ze zdań, które najbardziej zapadło w pamięć. Było to póki co najtrudniejsze zadanie jakie miał przed sobą w czasie swojej szkoły ninja. Udawało mu się tylko postawić stopę na kilka sekund, po czym znikał w  wodzie. Takeshi tylko siedział z boku i śmiał się z niego. Dopiero po kilku godzinach ciężkich prób, gdy już był cały przemoczony udało mu się ustać kilka sekund na wodzie, ale tak bardzo się ucieszył, że natychmiast zapomniał kontrolować chakrę i wpadł do wody. Skoro wiedział już jak ma to robić następnie było już z górki. Nie musiał już tak długo czekać zanim utrzymał się na wodzie. Gdy już potrafił chodzić bez żadnych przeszkód jego sensei kazał mu walczyć podczas chodzenia na wodzie. To okazało się jeszcze trudniejsze. Musiał równocześnie mieszać chakrę do jutsu jak i  utrzymywać się na wodzie. Morimoto był pojętnym uczniem, więc szybko to opanował, ale i tak cały trening zajął mu cały dzień, ale ninja czuł, że było warto. Dużo lepiej kontrolował teraz swoją chakrę i potrafił się skupić nawet podczas walki.

Czwartego dnia od odebrania zwojów zgłosił się do szkoły i powiedział, że opanował wszystkie techniki. Jak się spodziewał musiał przedstawić wszystko czego się nauczył. Nie stanowiło to dla niego zbytniego kłopotu. Pokazał co potrafił i wiedział, że Takeshi dał z siebie wszystko przy jego treningu. Morimoto zastanawiał się tylko kim on był i dlaczego chciał mu pomagać.

Offline

 

#80 2016-04-07 19:46:28

Sensei_Koharō

Sensei

Zarejestrowany: 2016-03-09
Posty: 38

Re: Sala #3 - Trening

Po jakości opisów treningów robię się podejrzliwy i zaczynam wywąchiwać w tobie byłego gracza NCW
Serio, jest bardzo dobrze, tak pod względem interpunkcji i ortografii, jak pod względem gramatyki i oczytania. Masz bardzo lekkie pióro, cieszy, że taka osoba będzie tu grać.
Jeśli musiałbym się przyczepić do czegokolwiek, to tylko do powtórzeń tu i tam, ale jako że nie muszę, to tego nie robię :3 Zastanowił mnie tylko ów tajemniczy Takeshi i pozorny brak sensu w "znalezieniu tajemniczego pomocnika w treningu, kiedy jest się w akademii, z trenerami, nauczycielami itd." ale zbijam to na karb braku potrzeby zagłębiania się w takie detale.
Wędruj do sali #4, przed tobą karta postaci.

Ostatnio edytowany przez Sensei_Koharō (2016-04-07 19:48:30)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Hotels Mauritius