Wreszcie zaczynało się coś dziać. W końcu akcja, której początek wywołał Hiyoki, posługując się swoim największym chyba z atutów - lodowym stylem - skończyła się tak niezwykle szybko, jak się zaczęła. Po niej przyszła pora na nasze dywagacje, próby uzyskania jakichś informacji... Ostatecznie wszyscy zgodziliśmy się podzielić, a przynajmniej nikt nie wnosił sprzeciwu... Wtedy też nadeszła chwila, która zdecydowanie przykuła moją uwagę - każdy miał zdradzić, w czym się specjalizował i opisać, jaki sposób walki preferuje.
Natychmiast przylgnąłem do dość zwartej grupki przybyłych wojowników, wsłuchując się w ich opowieści o sobie. Starałem się zapamiętać z ich przemów jak najwięcej, zdając sobie sprawę, iż może to być bardzo cenna wiedza. Ponadto, liczyłem na to, iż okaże się, że któryś z tych chłopaków dysponuje technikami, którymi i ja się posługuję... Ciągle miałem bowiem nadzieję na spotkanie innego użytkownika glinianej sztuki, o którym wspomniał mi wcześniej Ichitsu.
Gdy ten odezwał się, że według niego jego styl walki pasowałby do techniki, jaką posługuje się Hiyoki, podkreślając, że chciałby stworzyć z nim duet, poczułem się dziwnie, jakby nieswojo... Od początku trwania pomysłu o rozdzielaniu się, miałem bowiem nadzieję, że to z nim przyjdzie mi pracować. Obrzuciłem członka klanu Uchiha świdrującym spojrzeniem, jednak było zbyt ciemno, by zwrócił na to uwagę.
Stałem chwilę w milczeniu, pozwalając się wypowiedzieć wszystkim, którzy zabierali głos. Powoli dochodziłem do wniosku, że wszyscy oni byli jakoś wybitnie utalentowani, przez co przestawało mi aż tak bardzo zależeć na tym, by współpracować z Hiyokim. Zdawałem sobie ciągle jednak sprawę z tego, że zdecydowanie lepiej współgrałoby mi się z kimś, do kogo miałem pełne zaufanie, zatem przez to kryterium ograniczałem się do Samotnika i młodego Namikaze... Patrząc jednak na stan Akio, pozostawiający sobie wiele do życzenia, zaczynałem mieć wątpliwości, czy nasza współpraca przyniosłaby zamierzone korzyści...
Szczególną moją uwagę zwrócił gość, którego widziałem pierwszy raz na oczy. Nie zauważyłem go także podczas naszego spontanicznego 'powitania', kiedy to Akio zaatakował Gamatta... Twierdził on, że jest wyjątkowo słaby, przynajmniej w ten sposób przedstawił swoje umiejętności. Poczułem pragnienie stworzenia zespołu również z nim, by dowiedzieć się, jaką siłą dysponuje... Szybko jednak rozwiałem wszelkie wątpliwości, zauważając, iż był on medykiem, tak jak ja...
No właśnie... Tak jak ja... Reszta jeszcze nic nie wie na mój temat... To chyba najwyższa pora. Spojrzałem w niebo i nabrałem powietrza w płuca. Gdy opuściłem wzrok, zacząłem mówić, dość głośno, jednak bez przesady i wyjątkowo spokojnie.
W razie potrzeby i ja mogę spróbować udzielić komuś pierwszej pomocy. Próbowałem tego niedawno na naszym pijanym koledze i najwyraźniej podziałało - nie ma większych problemów z poruszaniem się. Jeśli zaś chodzi o walkę, wolę się trzymać na pewną odległość, choć gdy przyjdzie taka konieczność, powinienem sobie również jako tako poradzić w bezpośrednim zwarciu...
Chwilę temu byłem gotowy wyjawić o sobie całą prawdę. Do myślenia dał mi jednak mój przedmówca, który w moim mniemaniu coś krył w rękawie... Postanowiłem zatem również nie odkrywać mojego największego chyba atutu, tym bardziej, że wyszedłbym na obłudnika przed obecnym tutaj Ichitsu. Wiedziałem, że prędzej, czy później, dowie się on o moich zdolnościach twórczych, jednak nie uważałem, aby ten moment powinien nastać już teraz...
Offline
Naglę poczułem jakieś dziwne uczucie w okolicach nogi, bez zastanowienia zareagowałem. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu jako ninja błyskawicznie potrafiłem wyeliminować zagrożenie. W jednej z moich rąk znajdował się sakę i kij do podpory w drugiej wciąż trzymałem wyciągniętego kunaia. Postanowiłem więc skorzystać z jednego z tych przedmiotów do pokonania niewidzialnego przeciwnika. Jako że przypuszczałem, że tym razem zagrożeniem jest powracający ból w nodze. Z niesamowitą prędkością łyknąłem po raz kolejny sake. Dziwna sprawa uczucie nie znikało tak jak zazwyczaj, ba nawet przemieszczało się co raz wyżej i wyżej, przez chwilę nawet było całkiem przyjemne. Mimo wszystko zaniepokoiło mnie to na tyle że postanowiłem nie odstawiać butelki od ust przez dłuższy okres czasu. Kiedy wreszcie odciągnąłem butelkę, uczucie dotarło do samych ust. Spojrzałem w dół i zobaczyłem dziwne glutowate stworzenie w okolicach moich ust. Natychmiast wyplułem część sake znajdującego się w moich ustach ze zdziwieniem.
Wkrótce jednak opanowałem się i nie zwracając uwagi na słowa i dziwne zachowanie Ichuzy patrzyłem zafascynowany na stworzenie. Doszedłem do całkiem logicznego wniosku że też musi przepadać za sakę, dlatego lekko polewałem je napojem i poprzez głaskanie wcierałem w jego obślizgłe ciało. Jednak nie zbyt obficie w końcu to mój trunek i miał mi zostać na jeszcze trochę. Wciąż w drugiej ręce trzymałem wyciągnięty kunai być może jednak ktoś się skusi.
Offline
Wszyscy się przedstawiali. Ja jednak wolałem nic nie mówić i czekać na to co przyniesie los. Nie wspominałem ani o mojej zdolności ani o swoim Kekke Genkai. Było zbędne wychwalanie się czymś, co i tak jest na słabym poziomie. Stałem więc i badałem każdego z osobna, powierzali mi oni wiedzę o swoich zdolnościach. Są zbyt łatwowierni, przecież mogę być szpiegiem.
- Ichitsu, jest może u was w klanie jakiś osobnik o Sharinganie rozwiniętym zaledwie do 1 poziomu? Zawsze chciałem być w waszym klanie i wytrenować to Kekke Genkai. Jest niezwykłe. Chętnie bym sobie wszczepił jedno takie oczko - powiedziałem bardzo cicho starając się nawiązać konwersację.
Offline
Nie reagowałem na Akio. Nawet, jeśli zostanie unieruchomiony to tylko dla dobra sprawy, aby nie skrzywdził siebie lub innych przez swoje upojenie. Po chwili jednak zareagowałem na słowa naszego "przewodnika".
- Mówisz, że czarne płaszcze? Każdy może je nosić, ale to raczej nas naprowadzi. Nigdy się nie nauczą. Zerowe wyzwanie, jeśli wyglądają identycznie. Chyba, że umieją się kryć, to może być problemem...
Offline
- Jestem dosyć elastyczny i myślę, że mogę dostosować się do pozostałych osób w grupie by jak najlepiej wykorzystać sumaryczny potencjał członków. - Zwróciłem się do zgromadzonych ninja "informując" ich gdzie mógłbym się przydać. Po chwili również stworzyłem kolejną porcję replik sztuk 10, które miały towarzyszyć innym grupom w czasie kolejnych walk.
Następnie starałem się zająć sprawą ocalałych ludzi i nieco załagodzić zaistniałą sytuację:
- To się więcej nie powtórzy. Musicie nam jednak zaufać. Nie ma innego sposobu na to, żeby ludność mogła oswobodzona i bezpieczna. - Odpowiedziałem na zarzuty mężczyzny, po czym spojrzałem karcąco na Akio. Wiedziałem jednak, że nic nie wskóram w jego obecnym stanie. Na dodatek z każdą chwilą zachowywał się coraz dziwniej. Wydawało mi się nawet, że zauważyłem jakiegoś węża obok jego ciała. Miałem jednak ważniejsze sprawy na głowie, by zajmować się takimi drobnostkami.
- Proszę więc Was wszystkich byście ustawili się w dwurzędzie i sprawnie wchodzili na grzbiet tego smoka. - Zwróciłem się do uwolnionych ludzi głosem ciepłym, który miał wzbudzić chociaż odrobinę ich zaufania.
Przy samej szyi smoka siedział już jeden z moich klonów, który miał być obecny przy wszystkich lotach i w razie niebezpieczeństwa szybko mnie o nim poinformować.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Gość
Najpierw musiałem zwrócić uwagę na nowego kolesia, który do nas dołączył, w sumie było ich dwóch, jeden skupił się raczej na Ichitsu, drugi zaś na mnie, co mi w pewien sposób schlebiało. A i wyglądało na to, że już chyba nikt do nas nie dołączy, czyli jest nas dokładnie 7, całkiem spora grupka. Sam Gamatt wygląda na potężnego, nie myliłem się, myśląc wcześniej o nim jako o człowieku pewnym siebie. Ale wracając do tego medyka, który zwrócił moją uwagę...
-Cóż, to co powiedziałem, było jedynie niewinną dawką moich umiejętności, nie uważasz? Co możesz wywnioskować z rzeczy niemalże oczywistych, bo chyba każdy wie czym jest Hyouton i każdy widział, że go używam, prawda? Powiedziałem jedynie o tym, co chwilę wcześniej zaprezentowałem, rozwijając jedynie niby formę wypowiedzi. Każdy coś ukrywa, bądźmy szczerzy, ale skoro mamy współpracować, coś o mnie wiecie, z kolei jeśli jesteście szpiegami - praktycznie nic o mnie nie wiecie, te informacje, o których wspomniałem, by wam nie pomogły. - wytłumaczyłem się może i dumnie, ale kulturalnie.
Czyli każdy, z tego co widzę, zgodził się na plan Gamatt'a, no i super. Mężczyzna stworzył jeszcze kilak swoich podobizn, poprosił ludzi, by skorzystali ze środka transportu jakim miał być smok, oby się to udało.
-To teraz my się podzielmy... - zacząłem, po czym rozejrzałem się po pozostałych.
Trzeba przyznać, że nie do końca wiedziałem co robić, coś mnie męczyło. Nie wiedziałem bowiem kogo wybrać, czy Ichitsu, czy Shinsaku. Shin nie powiedział wprost, że chce ze mną iść, aczkolwiek ja chciałbym iść z nim, przecież znam go najdłużej, ufam mu. Z kolei Ichi mówi, iż nasze zdolności będą świetnie współgrały ze sobą, że już kiedyś miał do czynienia z kimś z klanu Yuki, doskonale...
-Czyli idę albo z Shinsaku, albo Ichitsu, to wy, chłopaki, dokonajcie wyboru, pozostanę na neutralnym gruncie i dam wam podjąć ostateczną decyzję. - odezwałem się w końcu zdecydowanym tonem po chwili namysłu.
Na moim barku, jak dotąd spokojny skorpion, teraz się poruszył. Zaczął mówić mi coś do ucha po czym wbił mi kolec w bark. "Odpłynąłem". Nagle zobaczyłem inną postać, to nie byłem ja. Powoli historia tej osoby do mnie docierała. Niegdyś młody dzieciak, trenował i szlifował swoje zdolności. Osiągnął perfekcję, był niemalże niepokonany. Był legendą w swoim klanie, opanował po mistrzowsku swoje Kekke Genkai, jednak coś poszło nie tak. Zginął, a tym, który go zabił był... Gamatt...
Nie czułem bólu. Po chwili wróciłem do towarzyszy. Jednak to nie był już ten sam Genki. "Wskrzeszę go"!. To jedno hasło miałem teraz w głowie. Ciekawe, czy stary dobry Gisaku potrafi jeszcze walczyć? Jednak nim uda mi się przywrócić go do żywych, troszkę mi zejdzie. Będę musiał się wziąć solidnie do treningu.
- Będziemy tutaj tak, ku*wa, stać i wymieniać się informacjami czy podejmiemy jakieś działania? - spytałem bezpośrednio.
Ostatnio edytowany przez Genki (2013-01-27 14:05:27)
Offline
Nagle ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu mój glutowaty przyjaciel zniknął i znów zostałem sam wśród obcych ludzi, nie licząc kilku znajomych. Nie wiedziałem co mogła wywołać zniknięcie tego stworzenia które już zdążyłem niezmiernie polubić. Jedyne co mi przychodziło do głowy to słowa pewnego niedorostka.,które zostały wypowiedziane w chwili gdy stworzenie się rozpłynęło. Tak, to na pewno to powszechnie wiadomo, że węże nie przepadają za takim słownictwem. Nie zastanawiając się nad tym zbytnio podszedłem i zaatakowałem Genkiego, dość mocno odpychając go.
-Przed tobie mój pszyjaciel zniknął
Offline
Potrzebowałem tylko chwili, drobnego impulsu. Akie podszedł do mnie i już miał mnie pchnąć. Prawdopodobnie to zrobił, jednak spod mojej koszuli wyleciały 2 niewielki orzełki zrobione z gliny. Nie ruszałem się, ptaki pędziły wprost na twarz przeciwnika.
- Jashinie, czy honorowym będzie rozgnieść takiego robaka? - spytałem z nutką zdenerwowania w głosie. Teraz pokazałem swoją umiejętność, może w dość nietypowym stylu, ale ujawniłem co nieco. Kosa, którą miałem na plecach pięknie lśniła na słońcu a moje dwa perfekcyjnie wykonane orzełki zbliżały się do twarzy porzeciwnika.
Wybuch? - spytałem Ichuzy.
Offline
Widać, wąż nie był w stanie opanować zachowania Akio, ale czemu by się dziwić, w końcu to podrzędna technika elementu wody. Jakby nie patrzeć jeszcze bardziej wzbudziła emocję w młodym shinobi i podsyciła jego wolę do walki. Szukał po prostu zaczepek na każdym kroku, jak każdy pijany człowiek. Źle tylko sobie obrał cel, biorąc na uwagę ucznia Ichuzy. Jego ręka powoli sunęła się w stronę Genkiego, no cóż chcąc oczywiście wymierzyć niesłaby cios. Pchnął go, słabo czy nie, uczeń Futago wkurzył się tworząc orły z gliny. Jeszcze na sam koniec, przed atakiem zapytał czy ma aktywować technikę.
- Dajcie sobie spokój, brakuje nam tylko wojen wśród sprawiedliwych – Nie wiedział czy ktoś oprócz Genkiego go słucha czy nie, więc spróbował zwrócić na siebie uwagę Akio. Po kilku czynnościach, jak pieczęć, zamachnął się ręką w dół i waląc nią o ziemię, wytworzył dym. Przeskoczył nad nim do przodu, wiedząc, że prawdopodobnie przykuł do siebie wzrok Namikaze.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
- Słuchaj, to nie jest pora na twoje dziwne zabawy. Nigdzie nie idziesz, zostajesz tutaj pod naszym wzrokiem – Mówił dość poważnym głosem, jak jeszcze chyba nigdy dotąd – Nie wiem z czego słyniesz, ale skoro chwalisz się tak swoją siłą teleportacji. To ja także mogę ci coś powiedzieć, nie tylko ty potrafisz używać znakomitych technik.
Po wypowiedzianych słowach, Ichuza pojawił się dokładnie za nim w mgnieniu oka. Dosłownie, teleportował się za niego, teraz klęcząc. Szybkim ruchem, tuż po pojawieniu złapał rękoma za jego nogi. Wszystko działo się w przeciągu, mniej niż jednej sekundy. Teraz wystarczyło powiedzieć tylko:
- Mam cię. – Rzekłszy, dodał spokojnie – Choćby najmniejszy ruch, a twoje ciało rozpłynie się na poziomie molekularnym. Moje cząsteczki ciała, znajdują się teraz w tobie. Wiem, że na pewno dziwi Cię, że także potrafię się tak szybko przemieszczać. To po prostu lata praktyk i treningów, wśród dobrego towarzystwa.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Gość
W mieście znalazłam się bardzo szybko, starałam się jednak już od pierwszych chwil na Kance zachować ostrożność, nigdy nic nie wiadomo. Po przekroczeniu bramy zdziwiłam się bardzo, widząc masę zabitych ludzi, mnóstwo zwłok, to było dość przerażające, ale starałam się zachować zimną krew. Po czasie krótkiej wędrówki udało mi się usłyszeć wyraźną rozmowę, kilka przekrzykujących się głosów, z daleka mogłam zauważyć czyjeś sylwetki. Zbliżyłam się swobodnie na pewną odległość, ciągle byłam gotowa do ewentualnego ataku, a także obrony, w końcu ciągle dysponowałam moimi marionetkami, które z pewnością dałyby mi ogromne pole działania. Wśród grupy tamtych ninja nie poznałam prawie nikogo, z wyjątkiem jednej, może dwóch osób, od razu do nich podeszłam, kierując się głównie do Ichitsu, jego poznałam kiedyś, może mnie pamięta. Nim się odezwałam, przeanalizowałam sytuację. Wiedziałam, że dużo mnie nie ominęło, ale nie będę tak doinformowana jak pozostali, mimo wszystko nie straciłam żadnej akcji. Drugą rzeczą jest to, że chyba nie wszyscy się tu lubią, widzę ktoś się kłóci, ktoś nawet wpadł w bójkę, jest różnie. No i co jeszcze - każdy zaczął się przedstawiać, mówić po części swoje zdolności, co by to pomóc innym, w tym momencie pojawiłam się ja.
-Domyślam się, iż możecie mnie mieć teraz za szpiega, ale możecie mi ufać, część z was na pewno mnie pozna, na przykład Ichitsu, którego kiedyś już poznałam. Jestem Ayane z klanu Ayatsuri, zauważyłam wiadomość na tablicy informacyjnej w klanie, natychmiast odbyłam podróż, by się tutaj dostać i zbadać sytuację. Usłyszałam, iż zamierzacie podzielić się na grupy, chciałabym się w którejś znajdować. Walczę na dystans, moje zdolności opierają się głównie na walce na odległość, unikam bezpośrednich starć, zazwyczaj trzymam wroga na co najmniej kilka metrów, stwarzając sobie pole do działania. Jestem z klanu Ayatsuri, więc na pewno wiecie, iż używam marionetek do walki, moim stylem jest lalkarstwo. - kulturalnie się przedstawiłam i szczerze opowiedziałam o swoich intencjach, miałam nadzieje, że mi zaufają, że Uchiha mnie pozna.
Nie bardzo wiedziałem co się dzieje, wybuch dymu i po chwili przyjaciel młodzieniaszka, bo po tym zachowaniu nie wątpliwie nim był, pojawił się tuż przy mnie. Złapał mnie za nogi co wywołało nawrót bólu, reakcja była naturalna mniej niż nawet w pół sekundy butelka z sakę znalazła się przy moich ustach. Miałem teraz problem bo mój nowy przeciwnik zabronił mi się ruszać. Piłem więc wciąż trunek, nieco obawiając się że nie wystarczy mi na później i nie będę miał się czym znieczulić. Jednak jakie to miało znaczenie przy fakcie że zaraz mogę stracić życie? Zresztą napój smakował całkiem dobrze. Po chwili zaś wszystkie moje troski i drobne sprawy jak utrata życia przestały mieć znaczenie, ujrzałem ją. Przepiękną kunoichi i najzwyczajniej w świecie olałem to że mogę za moment stracić życie.
Puść mnie i fstawaj, wiesz jak fyglątamy kiedy tak przetemna klęczysz- Szepnąłem do Ichuzy licząc na jego rozwagę, jednocześnie poprawiając włosy i napinając klatę.- Fiitaj! Piękna nieznajoma, nazyfam się Akio. Fłasnie wypierałem nieść pomoc nie...nieszczęśnikom z dego miasta. Jetnak moi dowarzysze, zbytnio obawiają się pozostać tu be zemnie i upierają się żepym pył w ich grupie. Może więc sa...zakończysz ten spór i ruszymy razem z tym tutaj ktory najfyraśniej nie mosze mnie opuścić i uradujemy mieskańcow tego miasta
Offline
Akio znów coś kombinował.
- Znów błaznuje...
Mojej myśli towarzyszyło podejście co Namikaze, lecz Ichuza był szybszy. Szybko odskoczyłem od niego. I słusznie. Unieruchomienie i uspokojenie pijanego było dobrym pomysłem, ale teraz medyk jest przyszpilony. O ile sam Akio nie postanowi się uspokoić.
- Na miejscu Gamatta wziąłbym go na tego kryształowego smoka i przemycił poza ten teren, ale to już nie ode mnie zależy...
Offline
Cała ta sytuacja przeciągła się w nieskończoność. Nie mogłem uwierzyć, że tak ważne mogłoby być ustalanie, a może raczej realizacja pierwszego kroku naszego planu. W końcu już jakiś czas temu zadecydowaliśmy, że najsłuszniejszym rozwiązaniem będzie podzielenie się na mniejsze, kilkuosobowe grupy. Dlaczego wiec ciągle tkwiliśmy w tym samym miejscu, zajmując się przechwalaniem swoimi umiejętnościami i wszczynaniem burd? Trzeba przyznać, zaczynałem się porządnie irytować.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Większą uwagę starałem się obecnie skupić na słowach poszczególnych członków zespołu, wyklarowanego najbardziej przypadkowym z przypadków - w końcu pojawili się tu tylko Ci, którym dane było natknąć się na wiadomość. Chciałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów, skoro nie robiliśmy póki co nic innego poza gadaniem. Nie przeszkodziło mi to jednak zostać świadkiem zdarzenia, które mnie zaintrygowało.
Kiedy sytuacja między Akio a innym chłopakiem, którego wcześniej nie znałem i jednocześnie nie robiący na mnie zbyt pozytywnego pierwszego wrażenia, stawała się wyjątkowo napięta, dostrzegłem kątem oka to, czego za nic nie spodziewałem się ujrzeć w tym miejscu. Spod ubrania młodszego z nich, którego twarz pokrywały liczne blizny, wyłoniły się dwa białe stworzonka, przypominające małe orzełki. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, iż do złudzenia przypominały te, które sam potrafiłem stworzyć! Moje podejrzenia już po chwili zostały potwierdzone [przez jego proste, jedno słowo-klucz: Wybuch... I wszystko stało się jasne.
Czyżby to był on? W końcu nie da się nie zauważyć, że zna on Ichitsu, a to przecież on miał rzekomo znać kogoś takiego... Ale, czy to możliwe...? Wszystko wskazywało na to, iż jest to użytkownik tej samej techniki, którą i ja się posługuję. Równocześnie zniesmaczyłem się nieco jego zachowaniem, w jakiś sposób się z nim utożsamiając. W końcu pod względem umiejętności byliśmy do siebie podobni...
Spoglądałem ciągle w stronę zwaśnionych ninja, jednak nawet widząc tak widowiskowe ruchy Ichuzy, w moim umyśle nie pojawiło się nic poza pojedynczym słowem: Lanser... Moje myśli wciąż krążyły bowiem wokół Genkiego, jednak i to miało szybko się zmienić.
Od moich rozmyślań oderwało mnie pojawienie się w naszym kręgu kogoś nowego. Gdy tylko weszła w strefę, w której wyraźnie widziałem szczegóły jej twarzy i całej postaci, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Musiałem przyznać, że wyglądała... nooo, fiu, fiuuu...! Gdy zaczęła mówić o swoim stylu walki, oprzytomniałem nieco, zdając sobie znów sprawę z tego, w jakim celu się tu właściwie zebraliśmy.
Na powrót wróciło moje zniecierpliwienie i swego rodzaju gniew na to, że nadal nie ruszyliśmy się z miejsca. Uśmiechnąłem się w stronę nieznajomej i szarmanckim, miękkim głosem przedstawiłem się: Witaj, ja jestem Shinsaku. Cieszy mnie, że nasze szeregi wesprze ktoś taki, jak Ty... Gdy ostatnie słowo spływało z moich warg, przyjrzałem się jej jeszcze raz, tym razem nawet bardziej dokładnie. Znowu gdzieś w umyśle pojawiło mi się No rusz się wreszcie!, po czym nie dbając o nic, obróciłem się w stronę Hiyoki'ego i chwyciłem go za ramię. Rzuciłem mu tylko szybkie: Chodź, ruszajmy!, a w następnej chwili już ciągnąłem go za sobą w kierunku południowym.
Offline
Gość
Najciekawsze było to, że udało mi się chyba zrobić całkiem dobre pierwsze wrażenie, na szczęście Ichitsu mnie pamięta, gdyby nie to, mogłabym zostać uznana za nieprzyjaciela, a to z kolei mogłoby się strasznie skończyć. Sytuacja, z tego co zauważyłam, nie miała się tutaj najlepiej, bowiem między chłopakami dochodziło do różnych sporów, jeden wyglądał na całkiem poważny. Uczestniczył w nim chłopak, który trzeźwy na pewno nie był, zaczął się od razu do mnie przystawiać i proponować mi różne rzeczy, między innymi współpracę.
-Dopiero do was dołączyłam, więc nie za bardzo chciałabym decydować, ale wydaje mi się, że mogłabym towarzyszyć Ichitsu, skoro już mamy się dzielić na grupy. Nikogo z was nie znam, bez urazy, zdajecie sobie sprawę, że we współpracy najważniejsze jest zaufanie partnerów, a tutaj on jest jedyną osobą, której mogę tak naprawdę ufać, z którą stworzę najlepszy zespół. Wiem zresztą, że na pewno się zgramy, a moje zdolności na pewno będą idealnie współgrały z jego stylem walki. Więc chciałabym ruszyć z Ichitsu. - powiedziałam, chcąc w głównej mierze obronić się przed tym Namikaze.
Miałam nadzieję, że przekonałam wszystkich, iż można mi ufać oraz, bym nie została przydzielona do grupy z kimś, kogo nie znam. Liczyłam także na to, że rzeczywiście uda mi się pójść z Uchihą, o ile oczywiście ten wyrazi zgodę. Wcześniej uśmiechnęłam się do niego, kiedy uwierzytelnił moją tożsamość. Wszystkich innych także przywitałam dodatkowym uśmiechem, szczególną uwagę zwracając na szarmanckiego Shinsaku, który od razu wpadł mi w oko.
Gość
Sytuacja zaczęła się robić coraz bardziej napięta, w sumie niepokoiła mnie spinka między Ichuzą a Akio, ale nie chciałem się wtrącać, jeśli ktoś ma ich rozdzielić, to nie będę to ja, nie chcę się narażać. Wiedziałem, że to nie skończy się dobrze, ale wtrącenie się naprawdę mogłoby spowodować większą kłótnie, zrobiłaby się awantura obejmująca każdą w końcu osobę tutaj zgromadzoną, zamiast zająć się sprawą, zaczęliśmy interesować się bardziej sobą.
-Okej, cisza ! - krzyknąłem, po czym ze złością przeszyłem wzrokiem niektórych z tu obecnych.
-Może przestaniecie się w końcu zgrywać, marnować chakrę, a zajmiecie się prawdziwym problemem? Połączmy się w końcu w grupy i ruszajmy, nie ma na co czekać, im dłużej zwlekamy, w tym gorszej znajdujemy się sytuacji. Po prostu odłóżmy spory, skoro już takie są, na potem... - mówiłem najpierw zdenerwowany, potem smutny, zależało mi na pomocy tym ludziom, a miałem ciągłe wrażenie, jakby ktoś nas obserwował.
Nową, Ayane, przywitałem uśmiechem, naprawdę fajna z niej dziewczyna, widać, że zna się na rzeczy, jest rozsądna, a przy tym niesamowicie piękna. Wydaje się to dziwne, co? Ale nawet pomimo własnych gustów potrafię przecież ocenić dziewczynę. Chciała iść z Ichitsu, idealnie, dostaję szansę na to, by bez przeszkód wyruszyć z Shinsaku.
I nim się zastanowiłem, Wyrzutek już trzymał mnie za rękę i ciągnął za sobą. Cieszę się, że podjął stanowczą i natychmiastową decyzję, nie chciałem dłużej czekać.
-Gamatt, chyba jesteś najbardziej odpowiedzialną stąd osobą, podziel ich, ale najpierw rozdziel, niech dadzą na wstrzymanie i ruszą. My już znikamy, powodzenia. - zwróciłem się do przedstawiciela klanu Kiyoshi, a następnie do pozostałych, po czym kierowaliśmy się już z Shin'em na południe.
Rozglądałem się bardzo uważnie, mając wyczulone zmysły, musieliśmy się skupić, od nas wszystkich wiele teraz zależało, życie mieszkańców wioski i innych ninja było w naszych rękach. Szukałem czegoś podejrzanego, jakichś śladów, wskazówek, podejrzanych miejsc, kierując się głównie w stronę ciągle południową, tam, gdzie są przetrzymywani ludzie. U boku Shinsaku czułem się tak pewny siebie, jak jeszcze nigdy.
Ostatnio edytowany przez Hiyoki (2013-01-29 17:58:11)
Ichuza nie czuł się choćby zdenerwowany czy skrępowany. Dla niego to nawet nie była kłótnia, nie wie jak odebrali to gapie w około, może po prostu nie znają się na zachowaniu ludzi i nie potrafią odróżniać emocji. Skoro na twarzy Ichuzy nie było widać podenerwowania, to nawet tego igraszką nazwać nie można. Trudno, wychodziło i tak dla czarnowłosego, by tylko uspokoić pijanego człowieka, by nie zaszedł za daleko. Jakby nie patrzeć w połowie robił to też dla niego, wkopał by się gdzieś w jakieś niemiłe towarzystwo i tyle by z niego zostało.
Następnie głos zabrał jakiś chłopak o białych włosach. Ichuza usłyszał tylko pierwsze osiem słów, coś tam mówiąc o marnowaniu chakry i takich innych rzeczach. Niezbyt go to zaciekawiło, więc nie słuchając, uniósł swe ciało do góry i wolno puścił Akio. Wypowiadając kilka słów zrozumienia, odwrócił się i z ziemi podniósł wcześniej przywołanego małego ślimaka. Schował go do kieszeni w płaszczu i podpierając ręką głowę, zamyślił.
- Co ja tam miałem zrobić… jeden sobie gada, że nazywa się Shinsaku, a ten biały coś o chakrze.. chakra, chakra… hmm.. w sumie o co mu mogło chodzić, przecież nie zmarnowałem jej prawie nic.. a to chakra tylko moja. Dziwne, że się jeszcze na mnie idiotycznie nie patrzą. W końcu mam bardzo wielki garb, aczkolwiek tak to wygląda. Kurw i znowu zapomniałem co miałem zrobić. – Palcem jeżdżąc po swej wardze, wciąż wpatrywał się w niebo ; lekko odpłynął. Po pięciu minutach zbierając się do kupy, odwrócił i dosłuchał o jakiejś bardzo odpowiedzialnej osobie. Jego wzrok przemierzył ten sam kierunek, co białowłosego. Stał tam, dość wysoki, chłopak o takim samym kolorze włosów co Ichuza. Nie zbierając w ogóle myśli, rzekł do niego [Gamatta] – Nie musisz mnie dzielić, umiem się sam.
(ba dum tss)
Ichuza wypowiadając lekkiego suchara, usiadł z powrotem na ziemi. Wtedy kucał, a teraz już całymi czterema literami. Wiedział, że pewno i tak nikt nie zakuma jego kawału, jeżeli ktoś nie wie, czym jest jego kekkei genkai. Chłopak o czarnych włosach, naprawdę wydawał się być tutaj najsilniejszy, dlatego także i jemu pozostawił akcję rozporządzenia nami. Patrzył jedynie zdziwionym wzrokiem, na tych odchodzących, dla niego wydawało się być to trochę śmieszne. Ludzie nie rozumiejący kłótni od zwykłej pomocy, gdy człowiek jest pijany. Ah tak, pewno nigdy nie byli nawet wstawieni, dlatego nie wiedzą do czego taka osoba jest zdolna.
- Tak to pewno to... - Pomyślał. Czekał na werdykt tego czarnowłosego, o dosyć ładnych oczach.
Offline
Przyznaję - wyłączyłem się wtedy. Obecność Ayane włączyła we mnie melancholia/nostalgia mode i zacząłem wspominać dawne czasy. Przypomniało mi się wszystko, z czym miałem jakiś związek, w czym uczestniczyłem... Z moich rozmyślań wybudził mnie głos lalkarki. Chciała wyruszyć ze mną, tłumacząc się brakiem znajomości z innymi. W sumie nie miałem nic do stracenia - chciałem wyruszyć z kimś, kto walczy na daleki dystans, więc mam.
- Nie mam nic przeciwko.
Offline
Nie wyglądało to dobrze. Widać było gołym okiem, że niektórzy ze zgromadzonych mają ogromne problemy ze współpracą i przerost ego. Przez to pojedyncze wydarzenie wyrobiłem już sobie zadanie na temat kilku osobników. Całą tą szopkę obserwowali również ludzie, co działało na naszą niekorzyść. Gdyby ich nie było już dawno trójka awanturników siedziała by w krysztale. Musiałem jednak działać ostrożnie ze względu na cywili.
W między czasie do naszego grona dołączyła kolejna osoba, członki klanu Ayatsuri. Najwyraźniej znana Ichitsu, dlatego też nie wzbudziła we mnie większych podejrzeń. Hiyoki wraz z Shinsaku jako pierwsi opuścili nas w poszukiwaniu uwięzionych ludzi. Wraz z nimi udał się również jeden z moich klonów, który miał im towarzyszyć przez cały czas i w razie niebezpieczeństwa poinformować o tym pozostałych.
W międzyczasie trójka ninja również się uspokoiła. Dzięki czemu można było od razu zabrać się do dalszej roboty.
- Idźcie we dwójkę. Mój klon będzie Was wspierał. Bądźcie jednak bardzo ostrożni. - Poinstruowałem Uchiha, o której jednak się nie martwiłem. Powinien sobie poradzić. Wraz z nimi opuścił mnie kolejny klon.
- To samo się Was tyczy. - Zwróciłem się do Ichuzy i jego koleżki. Tej dwójce także "podarowałem" jednego klona.
- Jesteś członkiem klanu Namikaze i posiadasz największą mobilność z nas wszystkich. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z ochroną tych ludzi i ewentualną pomocą innym. - Skierowałem swoje słowa do Akio. Czułem, że mimo mocne stanu upojenia, widzi powagę sytuacji i da z siebie wszystko.
Ze sobą wziąłem jedynie dwa klony. Natomiast pozostałem repliki pozostałych wraz z młodym Namikaze, by pomóc mu w ewentualnej walce. Po drodze wziąłem również jeden kunai, który wbił się w ścianę budynku. Co nieco wiedziałem o umiejętnościach tego klanu. Z tego powodu byłem pewien, że dzięki tej broni kasztanowo-włosy chłopak można się znaleźć obok niego. Następnie rzuciłem się pędem przed siebie i zacząłem przeszukiwać wraz klonami każdy zakamarek, nasłuchują jednocześnie najcichszych dźwięków, które mogłyby nas naprowadzić w jakiś sposób na trop uwięzionych ludzi.
Offline
Wyglądało na to, że cała sytuacja robi się coraz poważniejsza najpierw ten białogłowy zarządził ciszę. Generalnie nie w smak było mi przyjmować polecania od takiego kurdupla. Jednak coś mi mówiło że w obecnej sytuacji będzie dobrze zastosować się do polecenia. Zanim jednak zorientowałem się co się dzieję, już powoli wszyscy się rozchodzili ja zaś odzyskałem swobodę ruchu.
-Shi...Szin!
Ostatnio edytowany przez Akio (2013-01-30 19:01:25)
Offline
Mężczyzna był nieco zdezorientowany, nagłe zwroty akcji zdecydowanie go przerosły. Po jego zachowaniu można zorientować się, że zależy mu na ludziach, w imieniu których rozmawiał z ninja. Szybko, w miarę możliwości, przeanalizował sytuację i wywnioskował, że muszą opuścić to miejsce jak najszybciej. Niewątpliwe było mu to na rękę, lecz nie do końca. Cały czas obserwował wojownika, który znajdował się w stanie nieważkości, bał się jego zachowania i tego co może zrobić, nawet w pojedynkę, z ludźmi znajdującymi się za jego plecami. Jedynym pocieszeniem okazały się repliki Lidera Kiyoshi - nie mógł nadziwić się jak wspaniała jest technika cienistych klonów. Po tym jak Akio wybełkotał coś do niego i pozostałych na chwilę się zamyślił. W tym czasie nikt z mieszkańców nawet nie drgnął, żeby opuścić miasto. To tylko umacniało w przekonaniu, że mamy do czynienia z liderem, ale nasuwa się jedno pytanie: to lider, który wyłonił się w trakcie zagrożenia czy może postać od lat pielęgnująca swoją pozycję? Po krótkim okresie zastanowienia wydobył siebie, jak zawsze pewny, głos:
- Tamotsu, chodź, pomożesz mi w eskorcie ludzi. - zwrócił się do grupy, z której wyszedł równie postawny facet, jednak gołym okiem można było zauważyć różnicę wieku. Młodzieniec stanął razem z nim obok smoka i razem pomagali wdrapać się na smoka pierwszej grupie. - Najpierw kobiety z dziećmi i same dzieci, jeżeli starczy miejsca to niech wejdzie jeszcze kilku mężczyzn, którzy będą się nimi opiekować. - oznajmił lider i akcja ratunkowa się rozpoczęła.
MG napisał:
Zaczynamy poszukiwania. Każda grupa idzie w swoją stronę. Żeby nie było zamieszania w tym samym dziale znajdziecie nowe tematy, które zostały przygotowane specjalnie do celów eventowych. Tam każdy zajmuje się swoim zadaniem. Niewątpliwie najtrudniej (oczywiście oprócz mnie ) będzie miał Gamatt, którego klony będą musiały brać czynny udział w każdej części miasta (posty klonów wstawiane być muszą, jednak tutaj możesz się ograniczyć do regulaminowych 6 linijek opisujących co robi, bez zbędnych emocji i rozmyślania, po prostu działanie). Także nie pozostało Wam nic innego jak udać się do wspomnianych miejscówek i kontynuować swoją przygodę. Akio, Twoje zadanie nie zakończyło się z chwilą wstawienia przeze mnie tego posta, pamiętaj. W razie problemów/niejasności wiecie gdzie mnie szukać.
Offline
Chwiejnym krokiem skierowałem się do budynku z której wychodzili ludzie. Wyglądało na to że nie za wiele miałem tu do roboty. Usiadłem opierając plecy o ścianę budowli w przypadku, było to wbrew wszystkiemu całkiem dobre strategiczne posunięcie. Po pierwsze ograniczało to możliwość zaatakowani mnie od tyłu. Po drugie po ostatnim łyku sakę musiałem nieco odpocząć gdyż stanie na nogach zaczęło stwarzać problemy, no i w końcu zapewniało mi to całkiem dobry widok na ludzi których transportem zajmowały się klony Gamatta. Trzeba przyznać, że radzili sobie całkiem nieźle. Wyglądało na to że mężczyzna któremu z początku niezbyt ufałem faktycznie troszczy się przede wszystkim o dobro mieszkańców.
- Łeee.
Ostatnio edytowany przez Akio (2013-01-31 19:06:32)
Offline
Połowa klonów obecnych przy Akio była przez cały czas zajęta udzielaniu pomocy cywilom. Pomagali im wspiąć się na smoka, wygonie usadowić się na kryształowym stworze etc. Przy samej głowie smoka siedziała kolejna replika, która była w każdej chwili gotowa do wystartowania. Gdy cały grzbiet smoczyska został zajęty przez mieszkańców, klon dał znak i wszystko ruszyło w kierunku przestworzy.
Mimo to na kolejny kurs czekała już kolejna grupa pasażerów. Klony, które wcześniej pomagały załadować się ludziom na smoka, teraz ustawili się wokół pozostałych mieszkańców i dokładniej wypatrywali nachodzącego niebezpieczeństwa.
Pozostała połowa moich podobizn przez cały czas przeczesywała pobliskie tereny. Chcieli zorientować się w terenie i zastawić kilka prowizorycznych pułapek, które miałyby poinformować ich wcześniej przed przybyciem wrogich jednostek i opóźnić nieco ich dotarcie. Sprowadzało się to głównie do tworzenia małych "okopów" z usypanych gruzów wokół miejsca, w którym znajdowali się mieszkańcy i ustawieniu tuż za nimi ostrych krawędzi odłamków ścian, które powinny przebić stopy nacierającego wroga.
Offline
MG napisał:
Smok odstawił pierwszą grupę bez większych przeszkód, ale pozostało jeszcze sporo ludzi...
Offline
Czyli już wszystko jasne. Czyżby sprawa została załatwiona? Być może. Tak czy siak, wykalkulowałem w głowie, że wypadałoby ruszyć dupska i zacząć ewakuację. Gamatt już zaczął, stwierdziłem zatem, że trzeba coś zrobić.
- Ayane, jeśli nie chcesz zostać w tyle, to warto by było abyś się ruszyła.
Offline
Futago doczekał się rozdzielenia grupy na kilka części. Nie miał najgorzej, biorąc pod uwagę, iż idzie wraz ze swoim uczniem. Do tego obydwoje otrzymali pomocnego klona gościa o czerwonych oczach. Zapowiadało się ciekawie, chociaż owy facet wyruszał na wyprawę sam, co wyglądało trochę samobójczo. Niemniej jednak pora już była rozejrzeć się w innych częściach miasta. Ichuza lekko się przeciągnął i chwila po tym gotowy był wyruszyć przed siebie. Odwracając głowę w stronę Genkiego, uśmiechnął się, dając znak, iż na nich także pora.
- Białowłosy pyskaty, poszedł na południe, ideał klona na wschód, a chłopak z biało-czerwonym wachlarzem na północ. Nic innego nam nie zostało, jak kierować się z moim synem, na zachód. Dobra… - Wzdychnął cicho, po czym swój krok, obrócił o kilka stopni – Genki, pora iść.
Teraz już nie zastanawiając się odrzekł i ruszył przed siebie. Przed nimi długa droga do pokonania i jeszcze do tego zlecenie. Do końca nie obchodzi go czy podąży za nim jego uczeń, ma swoje do zrobienia. Właściwie to wykonuje zadanie, w imię dobra, trochę sprzeczne z jego założeniami. O ile takie w ogóle istnieją, robi to tylko dla jednej rzeczy. A i jeszcze nigdy nie wiadomo, kiedy coś mu się odwidzi.
[z/t -> Miasto - Zachodnia część]
Offline
Ruszyłem za mistrzem, choć sam byłem niespokojny i niepewny. Już raz zniknął od i musiałem ćwiczyć sam, mam jednak nadzieję, że teraz mnie nie opuści. Nadal świetnie pamiętam wszystko, czego mnie nauczył i ta wiedza nigdy nie pójdzie w las. Na moich barkach odpoczywał sobie skorpion. W kieszeniach mojej koszuli latało kilka (4) małych orzełków. Miała to być doskonała droga do zaskoczenia opponenta,
Czy ten Akio nie spie*rzy nam misji ? - - spytałem mistrza będąc lekko niepewny nowego "towarzysza". Nikomu poza Akihito oraz Ichuzą nie mogłem tu ufać. Prócz tej dwójki tylko Ichitsu wzbudził we mnie zaufanie...
[z/t-> Miasto - Zachodnia Częścć
Offline
Gość
Każdy w końcu się ogarnął, sytuacja w miarę się ustabilizowała, mogliśmy ruszać we własnym kierunku, w większości w grupach, wszystko się ułożyło. Ucieszyłam się, kiedy Ichitsu wyraził zgodę na to, by udać się ze mną do Północnej części Miasta, szczerze powiedziawszy nie chciałam iść z nikim innym. Najciekawsze było to, że chciałam pomóc, czułam odwagę, ale mimo wszystko odczuwałam słabość, miałam przeczucia, że jestem najgorsza ze wszystkich obecnych tutaj ninja.
-Dziękuję, Ichitsu, cieszę się, że chcesz, bym ci towarzyszyła. - odpowiedziałam mu krótko, po czym zaczęłam już biec w ustalonym kierunku.
Po drodze sprawdziłam jeszcze swój ekwipunek, okazało się, że mam ze sobą już wszystko. Nie zapomniałam żadnego zwoju, żadnego elementu ekwipunku, wyposażyłam się najlepiej jak mogłam, czyli byłam w pełni gotowa.
-Ktoś tu mówił o tym, by nie zostawać w tyle... - powiedziałam z uśmiechem, kiedy w którymś momencie wyprzedzałam Uchihę.
Wszyscy powoli opuszczali to miejsce mieszkańcy miasta, ninja tylko ja zostałem praktycznie sam nie licząc kilku małomównych bliźniaków z klanu Kiyoshi. Czułem się nieco samotny kiedy tak wszyscy odchodzili. Jednak miało to też dobre strony mogłem bez skrępowania a nawet próby ukrycia gapić się na tyłek zajętej biegiem Ayane. Jednak po chwili jej sylwetka zniknęła za jakimś budynkiem. Ponownie poczułem się niezmiernie samotny, przytuliłem więc butelkę z sake i złożyłem jej namiętny pocałunek ponownie wyciągając jej zawartość. Po czym podszedłem do jednego z Kiyoshi i spróbowałem zacząć jakoś rozmowę.
- Fięc, co jadłeś ododatnio na opiad? - Po wymiotach mój żołądek nieco się opróżnił więc zgłodniałem i jedyne co przychodziło mi do głowy to jedzenie, po chwili jednak zreflektowałem się nie wyglądał na osobę skłonną do takich pogawędek.- Gdzie my fłaściwie pszenosimy tych luci i jag długo zajmie? Nie mogli byś cie sdforzyć kilku smogow?
Ostatnio edytowany przez Akio (2013-02-02 20:01:22)
Offline
- Nie czas i miejsce na pogawędki. - Odpowiedział zaczepiony klon, po czym dodał:
- Byłoby miło jakbyś również pomógł. - Następnie zabrał się znowu do pracy tak jak i moje pozostałe replika. Każdej z nich bardzo zależało, by jak najlepiej przygotować się na nadejście potencjalnych wrogich jednostek. Co wydawało się raczej nieuniknione.
Każdy z klonów wykonywał tą samą robotę co poprzednio. Jedni zastawiali pułapki na wrogów, drudzy pomagali ludności wchodzić na smoka, a jeden z nich przez cały czas siedział na smok i nim kierował.
Offline
- No okej- odpowiedziałem krótko wystarczająco zniechęcony do dalszej rozmowy. Postanowiłem pomóc w budowaniu obrony, chociaż nie za bardzo widziałem taką potrzebę wątpiłem że ktoś nam będzie przeszkadzać. Jakby chcieli zabić tych ludzi pewnie już by to zrobili. Mimo wszystko chciałem wykonać zadanie jak najlepiej aby zaimponować nowo poznanej dziewczynie. Pomyślałem że stworzenie okopu może być fajną pracą, a w każdym razie zajmie trochę czasu. To zabawne, że dokładnie po drugiej stronie naszego obozu znajdowała się grupka gruzy idealnie nadająca się do budowania okopu. W każdym razie postanowiłem z tego skorzystać.
Offline
Smok po raz ostatni odleciał z mieszkańcami zabierając ze sobą lidera grupy i jego pomocnika. Dzieci machały do klonów Gamatta i cały czas złowrogo spoglądały na Akio, któremu nie mogły wybaczyć haniebnego zachowania w stosunku do ich ulubieńca. Na moment powrócił spokój, taki jak przed przybyciem oprychów, jednak związane to było z brakiem jakiegokolwiek życia. Pijakowi i replikom Gamatta nie dane było jednak odetchnąć po spełnieniu swojego zadania...
Bardzo powolnym, pewnym krokiem, w kierunku ninja, szła zakapturzona postać żywcem wzięta z opisów poznanego wcześniej lidera grupy. Nie było widać twarzy, jednak na pierwszy rzut oka dostrzec można było, że proporcje postaci znajdującej się pod płaszczem nie są naturalne, ponieważ posiada (chyba) dość duży garb. Po chwili stanęła, około 50 metrów od Namikaze i Kiyoshi. Jej reakcja była dość dziwna, ponieważ nawet nie drgnęła, jakby czekała na dalszy przebieg wydarzeń.
Offline
Wbrew mojej wcześniejszej niechęci byłem zadowolony z wykonanej przez nas pracy. Niezwykłą radość sprawiły mi zwłaszcza żegnające mnie radośnie dzieci. Nic dziwnego, że tak bardzo mnie polubiły w końcu nie często mają okazję spotkać tak charyzmatyczną osobę ja. Dostrzegłem też kilkadziesiąt spojrzeń pełnych niechęci, nic dziwnego Ci małomówni bracia nie sprawiali zbyt dobrego wrażenia. Wyglądało na to, że nasza praca została wykonana, nie pozostała nic innego jak usiąść koło budynku i delektować się ciszą. Może teraz uda mi się nakłonić moich sojuszników do rozmowy.
- A fięc co teeras?-spytałem przerywając ciszę, jednak zanim zdążyłem uzyskać odpowiedź wydarzyło się coś dziwnego. Wyczułem coś dziwnego wszystkie włosy na moim ciele stanęły dęba,a zmysł wyostrzyły się. Pół świadomie ugiąłem lekko kolana i przenosząc ciężar ciała na palce stóp, przybrałem pozycję która umożliwiała mi natychmiastowy unik. Zafascynowało mnie to zjawisko wystarczająco aby poświęcić mu chwilę przy wypijaniu kolejnego łyku mojego napoju. Po chwili dostrzegłem go zakapturzona nieco zniekształcona sylwetka, w żaden sposób nie byłem w stanie dojrzeć jego twarzy. Jednak w zaistniałej sytuacji nie miało to chyba większego znaczenia. Oczywistym było kim on jest nawet dla takiego pijaka jak ja.
- Wypacz kolego osstatni tranport już odleciał, ale nie pszejmuj się wygląda na to że nie mamy teras nic do ropoty. Możesz zostać z nami, będziesz tu bezpieczny - zachęciłem nieznajomego wskazując miejsce obok siebie, a pod wpływem radosnej reakcji pozostałych mieszkańców postanowiłem pójść nawet o krok dalej.-Może masz ochotę na trochę sakę?
Offline
Udało się nam. Wszyscy uratowani ludzie zostali przetransportowani w bezpieczne miejsca, z dala od tych wszystkich walk. Nie można było jednak świętować. To nie był koniec. Pozostały jeszcze cztery grupy uwięzionych osób, które również będziemy musieli wsadzić na smoka.
Na dodatek na horyzoncie pojawił się wreszcie przeciwnik, o którym nam wcześniej opowiadał mężczyzna. Wyglądał dosyć dziwacznie i nieproporcjonalnie. Od razu można było zgadnąć, że coś kryje pod tym płaszczem. Moje klony momentalnie rozproszyły się i ustawiły się tak, by żaden atak nie mógł dosięgnąć kilku replik na raz swoim zasięgiem. Następnie zwróciły na chwilę swój wzrok na Namikaze, by znowu przenieść go na przeciwnika. Czekały na to co oni zrobią, widocznie nie chciały wykonać pierwszego ruchu. Mimo to każdy z klonów stał na nieco ugiętych nogach z korpusem pochylonym nieco do przodu, by móc w każdej chwili wykonać skok. Czy to do ucieczki, czy może do ataku.
Offline
Postać ewidentnie nie została zachęcona przez pijaka do wspólnego spożywania alkoholu, wręcz przeciwnie. Przez moment nie można było doszukać się żadnej reakcji z jej strony. W niezmiennej pozycji stała spokojnie, w dalszym ciągu wyczekując ruchu któregoś z oponentów. Gdy nie spotkał się z żadną reakcją widocznie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Złożył pieczęć, wymamrotał coś pod nosem i w jednej chwili całe otoczenie spowiła mgła, lecz mgła nieco inna niż te zazwyczaj spotykane. Można było wręcz wyróżnić dwa poziomy gęstości, niewielka, około 20 centymetrowa warstwa na samym dole, uniemożliwiała dostrzeżenie podłoża. Druga warstwa tylko w niewielkim stopniu ograniczała widoczność, więc widać było każdy, nawet drobny, ruch w promieniu 100 metrów.
Czyżby to koniec możliwości tajemniczego osobnika? Od wykonania pieczęci nie zrobił dosłownie nic co mogłoby wzbudzić podejrzenia. W dalszym ciągu na coś czekał. Na co? Któż to wie...
Offline
- Mgła, sgont tu mgła? - zadałem pytanie na głos, jednocześnie sam udzielając na nie sobie odpowiedzi. - To on!
Generalnie sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, mój niedoszły kompan do picia okazał się moim wrogiem. Nawet taki zapijaczony umysł jak mój doszedł do tego natychmiast po tym jak ujrzał mgłę. Za pewne miało na to wpływ całkiem świeże wspomnienie w wyniku którego jeszcze nie odzyskałem do końca sprawności w nogach. W każdym razie nie chciałem znowu nadziać się na jakieś gówno ukryte przed moim wzrokiem przy pomocy zawiesiny kropli wody. Jednak jeszcze bardziej nie mogłem znieść ponownej porażki z takim przeciwnikiem. Trzeba było zacząć działać poważnie odstawiłem butelkę sake pod ścianą budynku i kij który służył mi do podpierania się. Zacząłem realizować mój genialny plan. Na szczęście mgła nie była zbyt wysoka, złożyłem odpowiednią pieczęć i po chwili z kruków znajdujących się w pobliżu miasta pełnego trupów (rym ) zmaterializował się klon. Natychmiast wskoczyłem mu na barana! W ten sposób całe moje oryginalne ciało znalazło się po za zasięgiem gęstej mgły.
- Na garbusa - krzyknąłem licząc że bracia Kiyoshi mi pomogą, po czym rozwinąłem zwój i rozpieczętowałem z niego dwa klanowe kunai. To zabawne że nie pomyślałem o tym wcześniej, wtedy mógłbym podarować każdej grupie, a może nawet każdemu członkowi grupy po jednym. Po chwili jadąc na klonie niczym na najlepszym rumaku prowadziłem szarże w kierunku nieprzyjaciela, posyłając jednoczenie jeden z klanowych kunai w kierunku przeciwnika, usiłowałem trafić w jego tułów ale w gruncie rzeczy wystarczyłoby żeby broń znalazła się w jego pobliżu.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Akio (2013-02-07 12:19:23)
Offline
Po ujrzeniu tej specyficznej mgły, klony również się domyśliły co przeciwnik mógł planować. Jednak z racji tego, że znajdowały się od siebie w dosyć dużych odstępach, nie mogły uczynić tego samego co Akio tak szybko. Musieli przebyć kawałek drogi i dopiero wdrapać się na inną replikę. W ten sposób po jakimś czasie każdy klon miał na sobie swojego sobowtóra.
Następnie "ludzkie transformery" zaczęły okrążać wroga aż w pewnym momencie stanęły i czekały. Czekały na reakcję przeciwnika. Kompletnie nie wiedziały czego się spodziewać po tym przeciwniku. Pokładały całą nadzieję w Akio. One miały jedynie być dla niego niewielką pomocą.
Offline
Wszyscy stąpający po podłożu, z jakiegoś powodu, nie mogli się poruszyć, a to zaowocowało tym, iż szarża Akio w ogóle nie doszła do skutku. W dalszym ciągu tajemnicza postać nie reagowała na poczynania oponentów do momentu, w którym leciały w jego stronę dwa kunai'e. Reakcja była błyskawiczna, oba noże zostały sparowane zwykłymi odpowiednikami i wylądowały gdzieś w połowie odległości. Człowiek w płaszczu ewidentnie nie chciał pokazywać swoich zdolności przed byle kim, nie atakował, jedynie się bronił.
Sytuacja wróciła do punktu wyjścia z jedną różnicą - teraz wygląda nieco komicznie, a to dzięki reakcji Akio i Gamattów na poczynania wroga. Pięciu wojowników siedzi na swoich kopiach (Akio x1 i Gamatt x4), a jeden (Gamatt) stoi sam. Czyżby przeciwnik nie był skory do walki? Może oczekuje większego zaangażowania? Powodów może być wiele. Tak czy inaczej potrzebny jest nowy plan...
Offline
Po kilku chwilach zorientowałem się, że moja szarża nie odniosła spodziewanego rezultatu. Z jakiegoś powodu mój klon nie pełnił zbyt dobrze roli wierzchowca. Może dlatego, że w ogóle go nie przypominał, a może dlatego że nie był w stanie się poruszyć. W mojej głowie pojawił się już kolejny plan skoro klony nie sprawdzają się jako koń być może sprawdzi się jako podłoże? Już miałem przystępować do mojego chytrego planu, kiedy spojrzałem mściwie na mojego niedoszłego kompana do picia. W tym momęcie przypomniało mi się, że gdzieś w tej gęstej mglę znajduję się butelka z moim sake. Nie mogłem jej przecież zostawić samej w tak niesprzyjających okolicznościach. Natychmiast postanowiłem spróbować przejrzeć mgłę i zobaczyć czy gdzieś tam w pobliżu moich nóg nie ma mojej zguby. Niestety mgła była zbyt gęsta, wtedy wpadłem na kolejny genialny pomysł. A jakby ją rozwiać? Wciąż siedząc w miarę bezpiecznie na klonie, skupiłem chakrę w ustach i wypuściłem kulę powietrza(Renkuudan) pod nogi klona. Znałem doskonalę tą technikę dlatego starałem się trafić w taki sposób aby nie uszkodzić mojego sobowtóra i przy okazji rozwiać mgłę w okół jego nóg.
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Ostatnio edytowany przez Akio (2013-02-07 20:40:04)
Offline
Można powiedzieć, że klony oraz Akio wpadli w pułapkę przeciwnika i zostali unieruchomieni. Mimo to wróg nie miał zamiaru kontynuować ataku i pozostawał w bezruchu.
Namikaze wpadł na dosyć dobry pomysł i próbował sprawdzić co znajduje się w dole. Co jest odpowiedzialne za unieruchomienie ich wszystkich. Z racji ograniczonych możliwości repliki nie mogły w obecnym stanie na wiele się zdać. Mimo to starały się próbować poruszać nogami by przynajmniej w niewielkim stopniu poczuć co ogranicza całkowicie ich ruchy.
Offline